Strona 1 z 1

Felix Hathaway

: czw sie 07, 2025 1:22 pm
autor: Felix Hathaway
Felix Hathaway
Nick Pervak
homeprofilebiopermits
Obrazek
data i miejsce urodzenia
17-12-1995, Silverton w Idaho, USA
zaimki
On/Jego
zawód
właściciel, chocolatier
miejsce pracy
SOMA Chocolatemaker
orientacja
Wszystko mu jedno i kolorowo, tak długo jak ktoś nie sprawia problemów
dzielnica mieszkalna
Guildwood
pobyt w toronto
od 22-10-2012
umiejętności
Prawo jazdy kategorii G i M, aktualna licencja PAL, dobra znajomość technik survivalowych, podstawowe zdolności techniczne (naprawi cieknący kran, wymieni oponę i poradzi sobie z większością domowych sprzętów, ale profesjonalista zapewne miałby wiele uwag i kilka załamań nerwowych w trakcie obserwacji), od 2012 roku zaangażowany w działalność lokalnego klubu bokserskiego (początkowo jako adept, obecnie ma znacznie mniej czasu, natomiast wspiera inicjatywę finansowo).
słabości


Słaba prezencja (dlatego raczej nie pojawia się w części sklepowej, woli trzymać się kuchni i zaplecza), nieumiejętność zbalansowania życia zawodowego i prywatnego, tendencja do przesadnego protekcjonalizmu względem osób bliskich, edukacja zakończona na poziomie ogólniaka (obecnie stara się nadrobić przynajmniej te zaległości, które nie wymagają kurateli nauczyciela), zaawansowany pracoholizm wespół w zespół z bezsennością. Poza tym choleryk, kombinator i zrzęda, który zapewne sam się któregoś dnia wykończy.

Obrazek


一 ...halo? Ciocia Eloise? Bo ja dzwonię z Silverton. No, może nie do końca z Silverton, ale w każdym razie z Idaho. Chodzi o to, że mama prosiła, żeby przekazać, że przyjedzie we czwartek. To znaczy nie w ten czwartek, w przyszły. Czy c... a, nie, na razie beze mnie. Ale weźmie Cathy i... dobrze, przekażę. Powiem wszystko, tak, obiecuję. Nie zapomnę. Ja... halo? Tak, coś przerwało, nie słyszałem... tata? Tata jest... chyba okay.

W umyśle ośmioletniego wówczas Felixa nie istniały jeszcze pojęcia tak daleko idące jak rozwód czy urojenia. Miał jednak blade pojęcie, że jego świat miał się lada moment bezpowrotnie zmienić, nie miał na to najmniejszego wpływu i prawdopodobnie nie spodoba mu się ta nowa rzeczywistość, która podobno miała, zdaniem matki, dać się z czasem oswoić.
Sęk w tym, że on nie chciał niczego oswajać, nie rozumiał dlaczego matka nie mogła zostać z ledwo co zaakceptowaną przez jego braterski werdykt siostrzyczką ani o co rodzice kłócili się od paru tygodni każdego wieczora. Wolał wymieniać się ze starszymi kolegami, za garść łusek z ojcowskich nabojów można było czasami dostać coś naprawdę wartościowego – jak choćby kilka papierosów (z którymi wówczas nie wiedział co zrobić, ale wpychał je sobie do kieszeni dla szpanu i chował przed powrotem do domu w dziupli starej topoli), ładnie oczyszczoną czaszkę wrony albo pisemko z dziewczynami (które i tak go nie interesowało, był za młody i bardziej zależało mu na czasopismach z samochodami).

Jeżeli ktokolwiek pokusił się o to, by prześledzić trasę poczciwej międzystanowej 90-tki zauważyłby, że Silverton jest jedną z tych przydrożnych wysp pośrodku ogromnych połaci lasów Idaho, która odżywia podróżnych i służy za drogowskaz, gdy nawigacja odmówi posłuszeństwa. To akurat zdarza się często, słabe pokrycie sieci na tak geograficznie zróżnicowanym terenie nie jest niczym zaskakującym dla miejscowych, którzy dawno temu nauczyli się, że jeżeli chcesz skontaktować się z kimś szybko, należy skorzystać z połączenia radiowego.
Dopóki było ich czworo mieszkali w domu o ciemnym dachu i bielonych ścianach, identycznym jak pozostałe rozrzucone na szachownicy osiedlowych uliczek, mieli kawałek klaustrofobicznego ogródka i wścibskich sąsiadów, których z czasem zaczęło brakować. Po rozwodzie matka zabrała Cathy ale do ciotki Eloise w Toronto nigdy nie dotarła, po prostu spakowała się i wyszła pewnego dnia podczas gdy Felix był jeszcze w szkole, po to by na wiele kolejnych lat stać się jedną wielką niewiadomą. Z ojcem natomiast było coraz gorzej.
Zdarzały się dni, w które i tak niestały kontakt mężczyzny z rzeczywistością zdawał się być całkiem oderwany. Nie zawsze był to alkohol, czasami Felix wracał do domu by zastać ojca w garażu, gdzie ponoć konstruował „Zagłuszacz Fal Emitowanych Przez Rząd“ albo odnajdywał go na tyłach ogródka, skąd przepędzano go by „nie zakłócał eksperymentu“. W warunkach rozwijającej się pełną parą niepoczytalności jedynego rodzica jakiego posiadał, ośmiolatkowi nie pozostało nic innego jak metodą prób i błędów nauczyć się podstawowej samodzielności, a zamiast łusek po nabojach coraz częściej zbierać nowe obowiązki. Za siebie i za Niego.

Trzymając się tej samej drogi i podróżując na południowy wschód w końcu zostawia się w tyle równie małą mieścinę co Silverton: Wallace. Jeżeli jednak odbić zaraz poza ruderalnym obszarem ostro na północ zaraz za znakiem, da się wjechać na zapomnianą i dziś rzadko użytkowaną drogę prowadzącą do Woodland Park i Webb. Tu zazwyczaj kończy się droga większości podróżujących, którzy trafiają do ostatniego bastionu cywilizacji albo przypadkiem albo w odwiedziny, jeżeli jednak z jakiegoś powodu ktoś wyprawia się dalej i wystarczająco uparcie będzie trzymał się śrutowej trasy dotrze do opustoszałego, martwego Burke.
Niegdyś było to miasteczko górnicze słynące z wydobycia srebra, cynku i ołowiu, od lat jednak pożerane przez naturę i pokopalniane zapadliska pustostany i niebezpieczne szyby świecą pustkami, wabiąc zwierzęta w niebezpieczne osuwiska, a ludzi w rozległe, ciągnące się kilometrami lasy.
Ponura atmosfera czuwającego nad wszystkim wokół cichego zakładu i niszczejących zabudowań zdających się patrzeć na człowieka z obu stron stromego wąwozu sprawia, że człowiek odnosi wrażenie, jakoby świat miał się skurczyć więżąc w środku niczego niespodziewającego się podróżnego. Tak przynajmniej poczuł się Felix, gdy zaledwie parę tygodni po tym jak zostali sami ojciec wyrwał go w środku nocy z łóżka, kazał spakować się w jeden plecak i zabrał go bez słowa wyjaśnienia telepiącym się pickupem prosto w las, między upiorne kopalniane szyby.



Obrazek


Początki były najgorsze.
Przyzwyczajony do kablówki, towarzystwa rówieśników i szkolnej rutyny Felix nie potrafił dostosować się do spartańskich warunków próchniejącej chatki gdzieś pomiędzy Niczym a Bóg Wie Gdzie. Płakał czasami w nocy – po cichu, tak, by ojciec nie usłyszał (nie dlatego, że tego nie pochwalał, ale dlatego, że mężczyzna nie potrafił dopasować ich obecnej sytuacji z kruchym stanem emocjonalnym syna i zadawał pytania, na jakie chłopiec zwyczajnie nie potrafił odpowiedzieć) i kilka razy próbował uciec. Po jednej z takich prób został znaleziony dopiero nad ranem, po całej nocy spędzonej w mokrej ściółce pod zadaszeniem jednego z kopalnianych nasypów, bo dalej bał się zagłębiać na własną rękę. Przerażony, zmarznięty i głodny nie musiał obiecywać, że więcej tego nie zrobi. To było oczywiste.
Po paru tygodniach zaczął rozumieć swoją sytuację, po miesiącach powoli przyswajał podstawy, jakie mogły przydać się w kompletnej dziczy i stopniowo adaptował się do nowego życia. Wytrząsanie butów z samego rana stało się rutyną (człowiek nie ma pojęcia ile pająków i innego robactwa potrafiło się nocą zakraść do środka), smak kawy żołędziowej można było polubić, a rąbanie drewna wychodziło mu coraz lepiej, na tyle, że kilka razy ojciec na krótką chwilę znów stawał się bardziej sobą i chwalił za ładnie oprawione polana.
Nie mieli telewizora, ale mieli jedno trzeszczące radio. Trzeba było wprawy aby wyłapać jakąkolwiek stację, a żeby odbierać ją czysto należało znać odpowiednie miejsca w starej chałupie i dobrze wyregulować pokrętłem. Nauczył się tego z czasem i po paru latach potrafił to robić z nudów na ślepo.
Nie wiedział czym są pierwiastki, kto ostatnio dostał literackiego Nobla ani nawet w którym roku zakończyła się wojna secesyjna, znał natomiast dźwięki wydawane przez większość zwierząt zamieszkujących amerykańskie lasy, potrafił je imitować, celnie strzelał do puszek i przeżyłby w lesie co najmniej tydzień na własną rękę, gdyby tego wymagała konieczność. Mógł również w kompletnym bezruchu spędzić kilka godzin w wilgotnych zaroślach w oczekiwaniu na coś, przed czym ostrzegał go ojciec, a co nigdy nie nadeszło.
Nie wiedział przed czym uciekali ani dlaczego.

Jedyną rzeczą do jakiej Felix nigdy się nie przyzwyczaił było polowanie.
Pamiętał pierwszy raz kiedy powierzono mu ojcowską strzelbę, odrzut, zapach prochu i obrzydliwy dźwięk jaki potrafiło wydać tylko stworzenie umierające przez nieumiejętnie oddany strzał. Widok jelenia ze strzaskaną czaszką wystarczył by wymiotować przez całą drogę powrotną, a wspomnienie wywołuje w nim mdłości po dziś dzień.
Będzie łatwiej. Zobaczysz, przywykniesz.
Nie potrafił i nie chciał, mimo, że dziczyzna była w tamtym czasie ich jedynym źródłem pożywienia. Patrzenie na zwierzęta poprzez celownik wcale nie spowszedniało, jedynie żołądek znieczulił się na zapach i to, co zostawiał po sobie szesnastokalibrowy pocisk. Obowiązek późniejszego oprawiania zwierzyny miał go nauczyć strzelać czysto, choć równie dobrze mogła to być presja by zrobić to możliwie szybko i bezboleśnie. Ojciec był dumny, Felix zaś każdorazowo boczył się przez kilka dni, jednak nigdy nie rozmówili ze sobą tego problemu.

Zapach dymu i sosnowego, mocno terpenowego igliwia na stałe zakorzenił się w nim głęboko. Przesiąkł nim cały, z mijającymi latami zapomniał o chemicznych płynach do prania, drogich perfumach, aromatach ulicznych stoisk z jedzeniem i kiedy od czasu do czasu pojawiał się w oddalonym o niemal dziesięć kilometrów Webb by zadzwonić do ciotki Eloise z budki telefonicznej, krzywił się ilekroć wyczuł coś obcego. Wiedział, że dziczeje, ratowały go tylko potajemnie wykonywane połączenia pod jedyny numer jaki zapamiętał, za kradzione z ojcowskich szpargałów drobniaki.

一 ...halo? Ciocia Eloise? Tak, to ja. Żyjemy. Mhm. Jemy. Polujemy, więc jest co. Ojciec ostatnio rzadziej wraca, nie wiem co robi, nie wiem gdzie. Nie martw się, on zna okolicę. Wszystko tutaj zna, a ja też już coś kojarzę. Nadal nic nie wiesz o mamie? O Cathy? Ni... tak. Tak, pamiętam. Dziękuję, ale chyba nie trzeba, radzimy sobie i nie chcę go zostawiać samego, bo... nie, on nie pójdzie na żadne leczenie, wiesz jaki jest. Wiesz jak to wygląda.



Obrazek


Można powiedzieć, że nie było to spodziewane, ale w pewnym sensie łatwe do przewidzenia gdy się nad tym zastanowić.
Pewnego dnia po prostu zostawił szesnastoletniego Felixa z przykazaniem by sumiennie pilnował domu i już nie wrócił, ani wieczorem, ani następnego dnia, ani nawet po tygodniu. Nie było to do końca niczym nowym – ojciec często wyprawiał się sam, nie tłumaczył dokąd ani po co, ale jeżeli mówił, że będzie z powrotem zanim się ściemni, był w chatce najwyżej parę minut po zachodzie słońca.
Może coś się stało?
Zastanawiał się nad kolejnym śniadaniem bez towarzystwa.
Coś musiało się stać.
Upewnił się w tym przekonaniu, gdy parę kilometrów na zachód znalazł ojcowską czapkę w wąwozie, a parę metrów dalej urwany pasek i myśliwski nóż, nawet nie wyciągnięty z futerału. Dalej ślad się urywał i bez względu na to jak bardzo Felix usiłował prowadzić poszukiwania na własną rękę, okazały się one bezowocne. W okolicy nie znalazł już nic więcej, co mogłoby świadczyć o obecności drugiego człowieka ani o jakiejkolwiek tragedii, czy to z udziałem zwierzęcia czy takiej z przypadku. Wydawać by się mogło, że mężczyzna rozpłynął się w powietrzu, ale ktoś obeznany z chorobą i przyzwyczajeniami starszego Hathawaya mógł celniej określić, że on po prostu nie chciał być znaleziony, a jeśli się na to uparł, to dopóki sam nie zapragnie objawić się światu mógł pozostawać niezauważony tak długo jak by sobie zażyczył.
Po raz pierwszy w życiu Felix naprawdę był sam, pośrodku hektarów niebezpiecznych lasów i zapadlisk, gryząc się z dylematem: szukać czy powiadamiać?

Policja niewiele mogła zrobić po przyjechaniu na miejsce. Teren był rozległy, trudny do prowadzenia poszukiwań, a ciężkie opady deszczu zatarły ślady, jakie Felix mógł przeoczyć, więc po bardzo powierzchownych oględzinach obiecali, że prędzej czy później mężczyzna z pewnością się odnajdzie, co wcale go nie przekonało, ale nie pozwolono mu uczestniczyć. Powiadomiono natomiast ciotkę Eloise, która pofatygowała się najbliższym samolotem z Toronto i przy policyjnej eskorcie dojechała zobaczyć na własne oczy lasy, w których zaginął jej brat oraz zabrać z posterunku pozbawionego dalszych perspektyw, nieprzystosowanego do życia w społeczeństwie młodszego Hathawaya.
Minęły tygodnie zanim Felix w ogóle zgodził się wsiąść do samolotu do Kanady, kolejne by zechciał opuścić dom cioci Eloise, wystarczyło za to zagonić go do roboty przy noszeniu zaopatrzenia z zaplecza na kuchnię w zakładzie by pomóc mu wbić się z powrotem na proste tory. Manufaktura Hathawayów zajmowała się wyrobem czekoladek i tak, jak wcześniej Felix przesiąkł wilgocią i zapachem lasu, tak słodycz i ciepło kuchni (której trzymał się zdecydowanie chętniej niż części dostępnej dla zwiedzających czy klientów) powoli wypierało z niego nagromadzony chłód. Dystans pomiędzy nim a światem topniał znacznie wolniej, nigdy zresztą nie rozpuścił się do samego końca, ale wystarczyło, by z jednostki nienadającej się do normalnego funkcjonowania w cywilizowanym świecie wypracować mechanizmy radzenia sobie z otoczeniem.
Z pracy tragarza przeniesiono go na kuchnię gdy skończył osiemnaście lat i był to jeden z lepszych momentów w jego dotychczasowym życiu. Pamiętał dyscyplinę i rygor starzejącej się ciotki (lecz wciąż znającej na pamięć każdy przepis, czas i temperatury oraz jak powinna wyglądać dobrze wytemperowana czekolada), swoją pierwszą nieudaną tabliczkę, pierwszą nadającą się do zjedzenia pralinę i stopniowo zyskiwaną autonomię względem pracy. Nigdy wcześniej w żadnym miejscu nie czuł się jak w domu, zakład był najbliższy jego wewnętrznej definicji i dopiero zyskawszy stabilny grunt pod nogami zapragnął wreszcie żyć, mimo, że jakaś jego część wciąż błądziła po lasach i szybach kolejowych w Burke.

一 ...halo? Ciocia Eloise? Tak, rozbudowaliśmy trochę... no, jest druga kuchnia. I ten sam dzieciak, nadal pracuje i chyba dam mu trochę wolnej ręki, może... może, albo tak połowicznie. Nadal nie podoba mi się ten pomysł ze zwiedzaniem, ale umówiliśmy się, więc już trudno. Co? A, nie, dostawca ten sam co wcześniej, mają dobre ziarna. Mhm, zapisuję. Zapisuję wszystko, jest... spałem. Ostatnio byłem w domu, słowo. I... jak to do ciebie dzwoniła? Grace jest... ech, nie powiedziałbym, że to coś poważnego. Nie zrywałem z nią, bo nigdy nie było nic... sama wiesz. Nie będę zresztą za nią biegał, nie mam czasu na pierdoły i nie lubię zgadywać co kto ma na myśli. Są zresztą ważniejsze rzeczy, na przykład – wiedziałaś, że Cathy organizuje w weekend trzecie urodziny Nico? Co, że ja? A pewnie, że będę, na pewno.


Ciekawostki
✤ Posiada pozwolenie i aktualną licencję PAL (do odnowienia w 2028 roku) na Remingtona 870. Nie poluje, woli strzelać do butelek i o wiele chętniej ją czyści niż z niej korzysta.

✤ Na tyłach manufaktury dokarmia bezpańskie koty. Ma zresztą specyficzny stosunek do zwierząt; najchętniej przygarnąłby wszystkie uliczne zmory, ale wciąż ma wyrzuty sumienia względem tych, do których strzelał z ojcem na polowaniu.

✤ Nie jest szczególnie rozmowny, a powód niekoniecznie musi być złożony. Częściej jest to coś wybitnie prozaicznego: brakujący element w przepisie na nowe czekoladki, tajemnica dziwnego klekotania słyszanego podczas jazdy w samochodzie, albo po prostu właśnie próbuje wyrzucić z głowy ten idiotyczny jingiel zasłyszany w radiu.

✤ Być może trudno w to uwierzyć (a jeszcze trudniej dostrzec w tym logikę), ale Felix jest pacyfistą. Przeważnie.

✤ Istnieje kilka obszarów, na których jego cierpliwość ma wyjątkowo krótkotrwały żywot. Nie jest ich wiele, ale potrafi dostać piany na pysku w czasie krótszym niż tym wymaganym do podprażenia migdałów na patelni.

✤ Ma mnóstwo drobnych blizn na obu dłoniach, co najmniej połowa z nich ma swój niechlubny rodowód w upodobaniu do zabaw nożem motylkowym.

✤ Łatwo udobruchać go jedzeniem. W ostateczności szantaż emocjonalny niestety również zadziała.

✤ Odziedziczony po ciotce biznes zapewnił mu stabilność finansową oraz otworzył przed nim nowe możliwości... z których Felix nie korzysta z uporem maniaka. Nie potrafi odnaleźć się w sytuacji, w której nagle może pozwolić sobie na więcej niż konieczne, poza tym nadal jeździ starym Chevroletem C10 z '85 roku i odkłada każdy zarobiony grosz (choć nie wie na co).

✤ SOMA jest dla niego wszystkim. Poza wartością per se stanowi jego życiowy rdzeń, wokół którego Hathaway orbituje często przez całą dobę, jest z nią związany sentymentem (to tutaj przyuczał się do fachu) i nie wyobraża sobie, by miał kiedykolwiek z niej zrezygnować.

✤ Legendy głoszą, że ten człowiek czasami sypia. Niekiedy podobno we własnym domu, a nie na zapleczu.

✤ Niedawno odzyskał kontakt z młodszą siostrą. Nadrabia stracony czas, oswaja się z nowo odkrytą rolą wujka i prawdopodobnie w przyszłości rozpieści siostrzeńca do granic absurdu.

✤ Pojęcia tak abstrakcyjne jak wstyd, dyskrecja i aluzyjność zna wyłącznie w teorii. Dorastał w warunkach wymagających klarownej, bezpośredniej komunikacji i tak mu zostało, aczkolwiek nie jest aż tak głupi jak by się mogło wydawać i od czasu do czasu wyczuje, że wypadałoby ugryźć się w język.

✤ Systematycznie sprawdza listę wszystkich John Doe z Idaho

zgoda na powielanie imienia
nie
zgoda na powielanie pseudonimu
nie
Zgody MG
poziom ingerencji
niski
zgoda na śmierć postaci
nie
zgoda na trwałe okaleczenie
nie
zgoda na nieuleczalną chorobę postaci
nie
zgoda na uleczalne urazy postaci
nie
zgoda na utratę majątku postaci
nie
zgoda na utratę posady postaci
nie

Felix Hathaway

: sob sie 09, 2025 9:54 am
autor: Maple Hearts
Witamy na forum Felix Hathaway
Dobra wiadomość – Twoja karta postaci została zaakceptowana i możemy powitać Cię po tej stronie kanadyjskiej granicy! Przypominamy, że na rozpoczęcie rozgrywki masz 5 dni! W temacie kto zagra? możesz znaleźć użytkowników, którzy chętnie Ci w tym pomogą. Jednocześnie zachęcamy do założenia relacji, kalendarza i informatora. Powodzenia w Toronto!