some wounds never heal, they just learn to bleed quietly
: śr sie 20, 2025 4:15 pm
Gdy John wracał z dyżuru, który trwał stanowczo zbyt długo zawsze wyglądał podobnie. Nosił dużą, często przydużą, ale ciepłą bluzę – po czterdziestu ośmiu godzinach bez konkretnego snu nawet optymalnie ciepły dzień wydawał się być chłodnym. Jego włosy były widocznie zmierzwione i pozbawione swojego naturalnego ładu. Jego twarz nosiła na sobie oznaki zmęczenia, widocznego w bledszym jej odcieniu, a także w widocznych zacienieniach pod oczami i wyraźniej zarysowanych zmarszczkach. Johnny był zwyczajnie zmęczony i nie dało się tego ukryć.
Rzuciwszy swoją sporą torbę w korytarzu, powędrował od razu do łazienki, żeby przemyć twarz. Marzył o tym, żeby wejść pod prysznic i zmyć z siebie te dwa dni ciężkiej pracy – w a l k i, bo takie były te dwa dni na szpitalnym oddziale ratunkowym. Zimne krople wody spływały po jego skórze, a jego spojrzenie zerknęło w lustrzane odbicie. Popatrzył na siebie przydługą chwilę, jednak nie zdążył zrobić nic więcej, gdy usłyszał silne uderzenie drzwiczek od szafki, prawdopodobnie tej kuchennej. W pierwszej chwili zesztywniał, a jego mięśnie napięły się, przygotowując się do walki z intruzem, a w drugiej przypomniał sobie, że... z tego całego przemęczenia zapomniał, że umówił się z Coraline po powrocie ze swojego dyżuru.
Miała klucze od jego mieszkania, więc mogła pojawić się w nim o dowolnej porze dnia i nocy. Gwoli ścisłości – dostała je na samym początku ich znajomości, gdy wyjeżdżał na krótki urlop, a ona zaoferowała się do opieki nad jego psem – i po prostu już tak zostało. Żadne z nich nie poddawało w wątpliwość tego specyficznego układu. Myśl, że owym intruzem była Valentine, a nie na przykład zwykły włamywacz, wcale go nie uspokajała. Dziwne? Niekoniecznie w ich sytuacji, a tym bardziej tej ówczesnej, która skomplikowała się przez ostatnie niespodziewane wydarzenia.
— Na pewno sobie zasłużyła — powiedział, pojawiając się w ogromnym, przestronnym pomieszczeniu, które łączyło ze sobą kuchnię, jadalnię i sferę wypoczynkową, odnajdując swoim badającym spojrzeniem brunetkę.
— Jak się trzymasz? — zapytał ostrożnie, starając się zachować możliwie największą neutralność w tej sytuacji. John dobrze pamiętał ich rozmowę sprzed trzech dni, gdy okazało się, że pogrzeb ojca Coraline wypada w jego dyżur. Pamiętał, jak naturalnie doszli do konsensusu, iż jego obecność nie jest potrzebna na tym wydarzeniu, gdyż ona sama będzie otoczona przez rodzinę oraz że spotkają się po jego dyżurze, w jego mieszkaniu, żeby porozmawiać o wszystkim.
Niestety John miał wrażenie, że ta rozmowa – o ile do przyjemnych z samej zasady należeć nie miała – to nie zaliczy się nawet do tych bezkonfliktowych.
coraline valentine