Strona 1 z 1

I'll be back before you know I'm gone

: ndz sie 24, 2025 11:03 pm
autor: emilio contreras
002
It's still dark outside
I know
Dreszcz przeszył całe jego ciało, gdy brutalnie zostało wyrwane z morfeuszowych ramion nim promienie słońca zaczęły przedzierać się przez przerwy w grubych zasłonach. Wtedy też ze świstem przecinającym względną ciszę nocy, wciągnął do płuc powietrze i poderwał się momentalnie ku górze. W półsiedzącej pozycji próbował uspokoić nierówny oddech, gdy ból po szponach koszmarów nadal pozostawał wyraźny w pamięci. Nie przyszło to zbyt prędko, kiedy w skotłowanej po godzinach krótkiego snu — lub prędzej czegoś na kształt czuwania — wodził spojrzeniem po pochłoniętej w ciemnościach sypialni.
Przez moment po osiągnięciu upragnionego względnego spokoju, łudził się jeszcze przez kilkanaście uderzeń serca, że nawet jeśli nie teraz, to powróci do odpoczynku w ciągu dzisiejszego dnia. Wszak na wyświetlaczu ekranu telefonu znajdującego się na szafce nocnej — poza smutną godziną; trzecią w nocy — widniała s o b o t a. Dzień wolny od pracy zamierzał spędzić z dala od wszystkich oraz wszystkiego, by choć na ten krótki czas oderwać się od w głównej mierze uciążliwych bodźców.
U c i ą ż l i w y c h,
jak myśl o tym, że o czymś zapomniał, na chwilę przed jej pojawieniem się wręcz boleśnie w umyśle. I teraz też tak było, kiedy pod nosem mamrotał przekleństwo, lecz bardziej skierowane do siebie. Głupio zapomniał o dawno umówionych planach wraz z przyjacielem, z których nie dałby rady się już wycofać. A przynajmniej nie w sposób niepozostawiający rysy na ich przyjaźni, gdyż ostatnio Emilio dość często jednak rezygnował na ostatni moment ze wspólnych wyjść z Kennethem. Z trudem i bólem istnienia poświęcił resztę dnia na przygotowanie do jakichkolwiek społecznych aktywności, ponieważ cienie pod oczami były dowodem na jego marny stan.
Niewiele zdołał jednak zrobić, choć ostatecznie zjawił się na miejsce spotkania i to na półgodziny przed wyznaczoną godziną. Nie zrobił tego jednakże przez strach przed spóźnieniem, a niechęcią przed ciążącym uczuciem oczekiwania i niemocą sprawczą przed samym wyjściem. Nie przypomniał się za to przyjacielowi, w duchu licząc — dość okrutnie — że to on się nie zjawi przez szczęśliwe zapominalstwo. Pomimo tego na widok drugiego policjanta kąciki ust Emilio drgnęły w delikatnym uśmiechu, a głowa delikatnie skinęła, gdy znalazł się już bliżej.
Fleetwood, pamiętałeś, by kupić bilety na sztukę? — Zwrócił się do niego od razu po tym niemym powitaniu, woląc upewnić się na wstępie, iż nie sterczał pod budynkiem na marne.

Kenneth Fleetwood, come back to sleep

I'll be back before you know I'm gone

: ndz wrz 07, 2025 7:43 pm
autor: Kenneth Fleetwood
3.
***
How would you like to ride home on a real cowboy?
I got a six pack of cold ones on ice, and my roomie’s out all night.
So you can scream my name as loud as you need to, sugar!
ken & emilio


P i e k ł o mężczyzn.
Usłyszawszy te słowa po raz pierwszy wczorajszej nocy, kiedy alkohol przyjemnie buzował mu w żyłach, a kontury otoczenia coraz częściej przypominały niewyraźną plamę, Kenneth Fleetwood wzruszył jedynie obojętnie ramionami i powrócił do swoich hedonistycznych poczynań, które tradycyjnie zakończyły się następnego dnia.
Obudziwszy się w łóżku należącym do niewiasty o nieznanym imieniu (Trudy? Judy? Judge Judy? z pewnością się przedstawiała, ale kto by pamiętał o takich nieistotnych szczegółach) i przeciągnąwszy się leniwie, momentalnie przypomniał sobie o tym przedziwnym terminie. Co on oznaczał? Dlaczego jego płeć znajdowała się w piekle? Czy każdy mężczyzna tam lądował? Czy powinien zacząć się niepokoić? A może odczuwać FOMO, skoro ewidentnie coś go ominęło? I dlaczego ta kobieta leżąca obok coś m ó w i ł a?
... i to naprawdę cudowne, że angażujesz się w pomoc humanitarną dla sierot z rozszczepem podniebienia na Grenlandii, szkoda jedynie, że wrócisz stamtąd dopiero za pięć lat, ale obiecuję, że będę na Ciebie czekać, książę Sealandu — jego spowolniony zbyt dużą ilością skonsumowanego alkoholu mózg w końcu zarejestrował sens wypowiedzi blondynki, więc w odpowiedzi jedynie uśmiechnął się szarmancko i błyskawicznie rozpoczął proces ewakuacji, bo jeżeli dobrze pamiętał zeszłą noc i wciśnięty kobiecie naprędce wymyślony kit, to jego samolot odlatywał za niecałą godzinę. Zaliczywszy szybki prysznic, wcisnął na siebie świeżo wyprasowane ubranie (tak, jego urokliwa towarzyszka o nie zadbała) i ruszył bez namysłu do drzwi, dopiero przed nimi się zatrzymując i po raz ostatni odwracając się w stronę... Pudy?
Będę o Tobie myśleć... eee... kochana — wybrnął z sytuacji po mistrzowsku i posławszy jej kolejny uśmiech, w podskokach opuścił mieszkanie, kierując się prosto na umówione miejsce spotkania z przyjacielem.
Dla nikogo nie będzie wielkim zaskoczeniem, że się spóźnił. Potwornie. Prawdopodobnie gdyby nie poświęcił dwudziestu minut na układanie włosów w niedbały nieład, to byłby na czas, ale Kenneth bardzo poważnie podchodził do kwestii swojego wyglądu i zakładał, że Emilio również wolałby postać pod budynkiem trzydzieści minut dłużej aniżeli zobaczyć Fleetwooda z brzydką fryzurą. Doczłapawszy się w końcu do przyjaciela, na zadane pytanie aż zmarszczył z niezrozumieniem czoło.
Bilety? — powtórzył, jakby to słowo w ogóle nie miało dla niego sensu. Przekrzywiwszy głowę na bok, spojrzał na Emilio z najszczerszą powagą, na jaką zdołał się w tym momencie zdobyć. — A to nie ma darmowego wejścia? — nuta oburzenia była wyraźnie słyszalna w tonie jego głosu, bo co to za chora polityka? Płacenie za oglądanie czegoś, w czym występowali a m a t o r z y? Machnąwszy ręką - jakby to było nic, że prawdopodobnie dziś tu niczego nie zobaczą - przyszpilił przyjaciela kolejnym przenikliwym spojrzeniem. — Emilio, czy Ty wiesz, czym jest piekło mężczyzn? — spytał powoli, a na koniec rozejrzał się na boki, bo naprawdę nie chciał, żeby podsłuchała ich jakaś kobieta, w końcu to ewidentnie była m ę s k a problematyka - jak sama nazwała głosiła.

emilio contreras

I'll be back before you know I'm gone

: ndz wrz 07, 2025 11:22 pm
autor: emilio contreras
Nie potrafił odszukać w pamięci dnia, w którym ich drogi się ze sobą skrzyżowały, lecz niewątpliwie jedno było pewne; ten dzień należał do tych osobliwych. Wszak do teraz Emilio nie potrafił w pełni zrozumieć, jakim c u d e m tak dobrze rozumieli się przez lata znajomości przyjaźni. Bezsprzecznie pozwalał na odpoczynek swoim szarym komórką, gdy znajdował się towarzystwie Kennetha. W końcu dziwnym zrządzeniem losy, kiedy ich dwójka była razem, to cięższe tematy ich najzwyczajniej w świecie omijały szerokim łukiem.
- Co? - Zamrugał kilkukrotnie w wielkim zaszokowaniu, a przekleństwo zdążyło zatańczyć na końcówce jego języka, nim zdążył dusić je głęboko w sobie. Naprawdę nie potrafił uwierzyć, że prowadzi właśnie rozmowę z dorosłym i potencjalnie zdrowym na umyśle dorosłym. Zadał sobie w myślach jedno ważne pytanie, choć powstrzymał się przed wypowiedzeniem go na głos; jak on zdołał tak długo egzystować w społeczeństwie?
- Wchodziłeś kiedyś do teatru bez płacenia, chociaż pozostali z widowni mieli bilety? Czy to jest test na uczciwość stróża prawa? Ponieważ trudno mi uwierzyć, że mogłeś pomyśleć... - Odpał w końcu niczym sfrustrowana żona poczynaniami swojego niedojrzałego oraz nieudolnego małżonka. Westchnął głęboko - i zapewne w wielkim wewnętrznym bólu czy kryzysie egzystencjalnym - kręcąc przy tym jedynie głową, bo nie czuł się dzisiaj na siłach do podejmowania takiego umysłowego zadania, jakim był niesienie oświecenia temu biednemu człowiekowi. Uśmiechnął się do niego pobłażliwie, klepiąc delikatnie przy tym po ramieniu. - Nieważne, przynajmniej jesteś przystojny.
Coś ewidentnie zmieniło się w wyglądzie Kennetha, lecz Emilio nie zdołał określić dokładniej, co takiego w nim zaszło. Ogolił brodę? Coś więcej! Przyglądał mu się dłuższą chwilę w ciszy, szukając w nim jakichkolwiek wskazówek w metamorfozie. Zapewne trwałoby to dłużej, gdyby Ken nie wyskoczył niespodziewanie z całkowicie oderwanym tematem. Mills skrzywił się lekko, przez moment kompletnie nie rozumiejąc, w którym kierunku popłynął strumień myśli przyjaciela.
- O czym Ty do cholery mówisz? Jakie piekło mężczyzn? Znowu naoglądałeś się czegoś po nocach? - Właściwie, to Emilio wolał nie wiedzieć, na jakie strony Ken zagląda w wolnym czasie. Szanował siebie na tyle, by oszczędzić sobie takich przyjemności i potencjalnych kolejnych wizyt u terapeuty. Spojrzał za to tęsknym wzrokiem za budynkiem teatru malującym się w oddali.


Kenneth Fleetwood

I'll be back before you know I'm gone

: pt wrz 19, 2025 6:20 pm
autor: Kenneth Fleetwood
Niekiedy i n t e l i g e n t n e myśli starały się go zaatakować, ale on był szybszy i robił sprawne uniki, których nie powstydziłby się przereklamowany Tom Cruise. Tak, Kenneth miał z nim ostrego beefa. I wcale nie chodziło o fakt, że ktoś tak niski dał radę wyrwać nie tylko Nicole Kidman, ale też i Katie Holmes. Nie, źródło problemu leżało znacznie głębiej i było o wiele bardziej personalne. Dwa lata temu Tom Cruise... Tom Cruise wepchał się przed nim w kolejkę w bistro i wykupił ostatnią kanapkę. Ktoś by mógł powiedzieć hej, Kenny, to tylko bagietka z dodatkami, chłopie, daj spokój, ale tu chodziło o z a s a d ę. Mężczyzna powinien mieć jakiś kodeks wartości, prawda? A poza tym... to była jego ulubiona kanapka, do diabła!
I co jak co, ale Kenneth dałby radę przyrzec na własną matkę, że Emilio n i g d y by mu czegoś takiego nie zrobił. Po prostu nie wpisywał się w typ niskiego złodzieja pieczywa. Bo po pierwsze - był wysoki. Bo po drugie - miał kodeks. Bo po trzecie - był jego przyjacielem. Zatem... głupi Tom Cruise kradnący zbyt piękne kobiety i kanapki.
Hola, hola, compadre — zaczął z najświętszym oburzeniem, dłonie przed siebie wyciągając, jakby chciał zatrzymać tę karuzelę, która pokręciła się w zupełnie nieodpowiednim kierunku. — Byłem przekonany, że idziemy na występ jakichś ludzi, na których nikt nie chodzi, żeby nie było im przykro. Wiesz, taki sztuczny tłum, żeby dzieci nie płakały, że grają dla pustej sali. Pewnie będą beznadziejni, ale my będziemy klaskać i się uśmiechać, bo jesteśmy tacy fajni i wspierający — wyłożył mu klarownie swój punkt widzenia, ani razu się przy tym nie uśmiechając, więc nie podlegało to nawet dyskusji, że Kenneth Fleetwood był w tej chwili śmiertelnie poważny. On beztrosko pieniądze był w stanie wydawać tylko na trzy rzeczy w swoim życiu: specyfiki do włosów, alkohol i swoje pomidory (zero podtekstów). Ta pierwsza była dla niego bardzo ważna, dlatego kiedy Emilio go skomplementował, teatralnie niczym Heidi Klum w reklamie firmy Schwarzkopf przeczesał opuszkami palców swoją czuprynę, delektując się jej miękkością i gęstością. — To wszystko matka natura — odparł skromnie, nawet nie dziękując za miłe słowo, bo przecież to była o c z y w i s t o ś ć.
Spoważniał jednak momentalnie, kiedy Emilio nie zrozumiał powagi sytuacji. Westchnął ciężko raz, drugi i kciukiem wskazał na stojącą w pobliżu budkę z kebabem, którego sprzedawca mógłby być jego biedniejszym bratem bliźniakiem (również miał piękne włosy).
Chodź, w ramach rekompensaty postawię Ci jedzenie i wszystko Ci wytłumaczę — nuta niecierpliwości wdarła się w jego ton głosu, ponieważ to naprawdę nie były przelewki. Nie chciał trafić do piekła, bo gdyby lubił ogień, to zostałby strażakiem, a nie policjantem! Teoretycznie mógłby sam zgłębić temat, ale on nie był jak ten głupi Tom Cruise - chciał uratować Emilio przed potencjalną zagładą.

emilio contreras

I'll be back before you know I'm gone

: pt wrz 19, 2025 11:49 pm
autor: emilio contreras
Z Kennethem obawiał się przede wszystkim jednej rzeczy; że w końcu nadejdzie ten dzień, w którym on sam pojmie to, co kotłowało się w głowie przyjaciela. Zapewne na samą myśl o poznaniu tajemnic skrywanych głęboko przez Kena, powinien przebiec dreszcz niepokoju lub nawet czystego przerażenia. Z pozoru zwyczajnie wyglądający mężczyzna, a w środku wielka n i e w i a d o m a. I to bez dwóch zdań taka, którą w najbliższym czasie Emilio wolał pozostawić nieodkrytą. Niech trzyma swoje sekrety bezpiecznie, a daleko od niego.
Wątpił oczywiście, iż diametralnie wpłynąć mogłoby to na ich przyjaźń. Wszak ona już utrzymywała się latami pomimo logiki i zdrowemu rozsądkowi. Wszelkie znaki na niebie i ziemi prawiły, że ta znajomość nie miała żadnego powodu, by przetrwać. Najwyraźniej Emilio miał niezrozumiałą słabość do Kennetha, akceptując go przy tym w całości... jakakolwiek by nie była.
- Co... - Urwał w połowie, słysząc, jak przyjaciel na moment przeskakuje między językami. Westchnął głęboko, gdyż doskonale spodziewał się, do czego to mogło prowadzić. Wykrzywił usta w grymasie pełnego niezrozumienia, starając się przetwarzać te niestworzone rzeczy, wypadające potokiem z ust Kennetha. Przypomniało to bardziej walkę o przetrwanie w zderzeniu ze światłymi spostrzeżeniami najlepszego przyjaciela. Zamrugał kilkukrotnie, gdy ten zakończył swój zacny monolog na temat prawie to chwytający za serce... z litości do Kena zapewne. - Wróć. W którym momencie życia pomyślałeś, że chciałbym spędzić zmęczony po tygodniu ciężkiej pracy piątkowy wieczór wraz z bandą scenicznych sierot? Chciałeś mnie zabrać na ubogą wersję Upiora w Operze? Czy może bardziej Zmorę w Domu Kultury? I nawet nie udawaj altruisty, bo w to nie uwierzę. Nie straciłem pamięci przez te miesiące...
Pokręcił z frustracją głową, powoli oswajając się z myślą, że powrót do domu również zaliczał się do świetnych opcji. Jednak jego przyjaciel nadal zaborczo walczył o swoje, a to rozczuliło go do tego stopnia, iż na moment odrzucił ten pomysł z wachlarza swoich możliwości.
- Jasne, chodźmy - Uśmiechnął się przy tym do niego z miłością i spojrzeniem niemo wołającym ku niemu "kiedyś zablokuję Twój numer, ale nie teraz". Odwrócił się w kierunku wskazanemu miejscu, by następnie poklepać kompana po plecach i nie czekając, ruszyć do celu. Niczym lepsza wersja Orfeusza nawet nie obejrzał się za przyjacielem, przekraczając ulicę, by zatrzymać się dopiero przed samą budką. Tęsknym wzrokiem zamiast jedzenia szukał w menu alkoholowych opcji, ponieważ ten wieczór zapowiadał się prędko nie zakończyć.

Kenneth Fleetwood

I'll be back before you know I'm gone

: ndz paź 05, 2025 9:18 pm
autor: Kenneth Fleetwood
Na ogół był jak otwarta księga.
K r ó t k a.
Bardzo krótka.
Z kolorowymi obrazkami.
Właściwie Ken swoje zwoje myślowe wspaniałomyślnie wysilał jedynie w pracy, ścigając przestępców (sporadycznie) i kiedy tworzył aż nadto skomplikowane i szczegółowe sposoby na podryw (nałogowo). Na próżno zatem było szukać w jego arsenale mrocznych sekretów czy trupów pogrzebanych w szafie - to wymagało finezji, której zdecydowanie mu brakowało. Prowadzenie podwójnego życia? Z pewnością nazwałby hipotetyczną żonę imieniem równie hipotetycznej kochanki przy pierwszej nadarzającej się okazji. Mordercze zapędy? Bez wątpienia na swoją potencjalną ofiarę wytypowałby utajnionego psychopatę, który zagrałby kartą uno reverse i błyskawicznie posłałby go na drugi świat.
Nie, on wolał sobie życie u ł a t w i a ć aniżeli niepotrzebnie je utrudniać. Dzięki temu w nocy spał spokojnie, a w ciągu dnia największym zmartwieniem było pojawienie się mszycy na hodowanych przez niego pomidorach, natomiast jego rówieśnicy w tym samym czasie skarżyli się na dłużące się procesy rozwodowe, rosnące w zastraszającym tempie alimenty czy postępującą bezlitośnie łysinę. I kto tu był w tej sytuacji największym przegrywem?
Kiedy Emilio tak go bezczelnie rugał, Kenneth tęsknym wzrokiem odprowadzał ludzi wchodzących do teatru. Nie dlatego, że ogromnie marzył o wystawianej dzisiaj sztuce - nie, po prostu zazdrościł im, iż nie musieli chłonąć tej n e g a t y w n e j energii, którą aktualnie emanował jego kompan. Potrząsnąwszy głową z czymś na kształt rozczarowania, skrzyżował ramiona na klatce piersiowej.
Ciszej, bo dzieci to jeszcze usłyszą i będą przez Ciebie płakać, okrutniku — burknął półszeptem, rzucając mu przy tym krytyczne spojrzenie. — Powinienem Cię był zabrać na ryby. Albo coś równie nudnego. Jak szachy — uzupełnił po namyśle i to uszczypliwie, ponieważ aktualnie Emilio był marudą i niszczycielem zabawy w najczystszej postaci, a przecież nie taki był cel tego dzisiejszego wyjścia. Narażając się na bardzo prawdopodobny uszczerbek na zdrowiu, Kenny klepnął przyjaciela po plecach i rozciągnął wargi w szerokim uśmiechu. — Zacznij żyć, staruszku — bo w końcu dzieliło ich aż pięć lat różnicy, więc w jego głowie Contreras był tak naprawdę s e n i o r e m. Kto wie, może następnym razem zorganizuje im wycieczkę po domach spokojnej starości, by mógł sobie już wytypować miejscówkę na niedaleką przyszłość?
Wznosząc oczy ku niebu, niemrawo podążył za przyjacielem, nawet nie dręcząc go przez te piętnaście sekund rozmową. I dopiero gdy zatrzymali się przed budką, ponownie odwrócił się w stronę Emilio i konspiracyjnie ku niemu się nachylił, bo przed nimi w kolejce stała jakaś k o b i e t a, a nie mógł pozwolić, by posłyszała ten niesamowicie wrażliwy temat ich rozmowy.
Mieszany, mieszany? Z ostrym sosem? — zaczął dla niepoznaki głośno, ale zaraz ściszył głos do szeptu. — To nigdy nie słyszałeś o piekle mężczyzn? — upewnił się jeszcze, patrząc na niego z cieniem nadziei majaczącym się na twarzy, bo po cichu liczył, że może jednak Emilio miał już jakąś wiedzę w tej kwestii i miłosiernie podzieli się z nim swoją wielką mądrością wynikającą z sędziwego wieku.


emilio contreras