don't
: pn sie 25, 2025 10:13 am
Lawrence B. Osbourne
— Masz dziwne wyobrażenia gry wstępnej w takim razie — skwitowała go krótko, mierząc go wzrokiem. Pytanie które padło między nimi wydawało się obijać o uszy, zarówno jej jak i niego. Co miałaby zrobić i powiedzieć w takim momencie? W uszach słyszała gwar dochodzący z sali, a mimo to między nią a Lawrencem panowała dziwna atmosfera. Trudno było ją jednoznacznie określić. Sama nie wiedziała, co dokładnie powinna z nią zrobić. Wstrzymała na moment oddech. Widziała jego reakcję dotyczącą grzechu i jej to nie przeszkadzało. Alkohol zrobił swoje, bo jedyne o czym myślała, to o zakosztowaniu ust własnego rezydenta.
Własnego żartu już nie komentowała. Nie czuła w tym żadnej radości. Zamiast tego wolała skupić się na tym, co działo się dookoła niej. Dalej byli na uniwersyteckiej imprezie, otoczeni przez osoby, które już wcześniej nadto oceniały ją.
Zimna, królowa lodu.
Ciszę zawsze lubiła. Nikt jej tego nie odbierze. W niej potrafiła złożyć myśli, w niej też zaczynała się regenerować. Pozwoliła sobie zaledwie na jeden wieczór, którego późniejsze skutki będą katastrofalne. Tylko nie było to zmartwienie, którego będzie podejmowała się w tym momencie.
Na imprezie nie zrealizują jego wyborów? Zmierzyła go wzrokiem. W jej wyobraźni pojawiło się dużo obrazów. Ona i on całujący się. W taksówce. W windzie. Na klatce schodowej i w jej domu. Prawie nikogo nie zapraszała do własnej jaskini, ale może nadszedł ten moment? Chłopak zachowywał się w taki sposób, jakby to było dla niego spełnienie marzeń.
Nie miała zamiaru mu mówić, że i tak jutro ich rutyna będzie wyglądała w identyczny sposób, że jutro wróci do chłodnej Cynthii. Takie wieczory jak te miały swoje własne niepisane reguły. Nigdy z nikim nie tańczyła, a jednak z nim tak. Nigdy nie zapraszała ludzi do swojego domu, a jego zaprosiła. Czas na parkiecie minął jej zadziwiająco szybko. Ciepło, które nią otaczał, wydawało się roztapiać wizerunek królowej lodu, jaką była.
Wyszła spokojnym tonem. Czekała w spokoju na przyjazd ubera, zastanawiając się, czy Lawrence ma tyle jaj. Miał. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że żadnej okazji nie będzie w stanie przegapić. Długo na niego czekała. Zdążyli wsiąść do taksówki. Wpierw Cynthia milczała, licząc, że da się jej na moment zregenerować. By nikt nie zobaczył ich razem w aucie, by zdążyli choć na moment odjechać. Na szczęście dom miała blisko, a kierowcą był jakiś ukrainiec, który raczej nie rozumiał wszystkich słów. Pewnie dlatego zdecydowała się pierwsza przerwać ciszę.
— To jakie są twoje wybory, Osbourne? — spytała, gdy odjechali już kawałek od uniwersytetu, by skierować się prosto do jej mieszkania. Zaczynała żałować zabrania tam chłopaka, musiał uciąć od niej te myśli.
— Masz dziwne wyobrażenia gry wstępnej w takim razie — skwitowała go krótko, mierząc go wzrokiem. Pytanie które padło między nimi wydawało się obijać o uszy, zarówno jej jak i niego. Co miałaby zrobić i powiedzieć w takim momencie? W uszach słyszała gwar dochodzący z sali, a mimo to między nią a Lawrencem panowała dziwna atmosfera. Trudno było ją jednoznacznie określić. Sama nie wiedziała, co dokładnie powinna z nią zrobić. Wstrzymała na moment oddech. Widziała jego reakcję dotyczącą grzechu i jej to nie przeszkadzało. Alkohol zrobił swoje, bo jedyne o czym myślała, to o zakosztowaniu ust własnego rezydenta.
Własnego żartu już nie komentowała. Nie czuła w tym żadnej radości. Zamiast tego wolała skupić się na tym, co działo się dookoła niej. Dalej byli na uniwersyteckiej imprezie, otoczeni przez osoby, które już wcześniej nadto oceniały ją.
Zimna, królowa lodu.
Ciszę zawsze lubiła. Nikt jej tego nie odbierze. W niej potrafiła złożyć myśli, w niej też zaczynała się regenerować. Pozwoliła sobie zaledwie na jeden wieczór, którego późniejsze skutki będą katastrofalne. Tylko nie było to zmartwienie, którego będzie podejmowała się w tym momencie.
Na imprezie nie zrealizują jego wyborów? Zmierzyła go wzrokiem. W jej wyobraźni pojawiło się dużo obrazów. Ona i on całujący się. W taksówce. W windzie. Na klatce schodowej i w jej domu. Prawie nikogo nie zapraszała do własnej jaskini, ale może nadszedł ten moment? Chłopak zachowywał się w taki sposób, jakby to było dla niego spełnienie marzeń.
Nie miała zamiaru mu mówić, że i tak jutro ich rutyna będzie wyglądała w identyczny sposób, że jutro wróci do chłodnej Cynthii. Takie wieczory jak te miały swoje własne niepisane reguły. Nigdy z nikim nie tańczyła, a jednak z nim tak. Nigdy nie zapraszała ludzi do swojego domu, a jego zaprosiła. Czas na parkiecie minął jej zadziwiająco szybko. Ciepło, które nią otaczał, wydawało się roztapiać wizerunek królowej lodu, jaką była.
Wyszła spokojnym tonem. Czekała w spokoju na przyjazd ubera, zastanawiając się, czy Lawrence ma tyle jaj. Miał. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że żadnej okazji nie będzie w stanie przegapić. Długo na niego czekała. Zdążyli wsiąść do taksówki. Wpierw Cynthia milczała, licząc, że da się jej na moment zregenerować. By nikt nie zobaczył ich razem w aucie, by zdążyli choć na moment odjechać. Na szczęście dom miała blisko, a kierowcą był jakiś ukrainiec, który raczej nie rozumiał wszystkich słów. Pewnie dlatego zdecydowała się pierwsza przerwać ciszę.
— To jakie są twoje wybory, Osbourne? — spytała, gdy odjechali już kawałek od uniwersytetu, by skierować się prosto do jej mieszkania. Zaczynała żałować zabrania tam chłopaka, musiał uciąć od niej te myśli.