-
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lawrence B. Osbourne
— Masz dziwne wyobrażenia gry wstępnej w takim razie — skwitowała go krótko, mierząc go wzrokiem. Pytanie które padło między nimi wydawało się obijać o uszy, zarówno jej jak i niego. Co miałaby zrobić i powiedzieć w takim momencie? W uszach słyszała gwar dochodzący z sali, a mimo to między nią a Lawrencem panowała dziwna atmosfera. Trudno było ją jednoznacznie określić. Sama nie wiedziała, co dokładnie powinna z nią zrobić. Wstrzymała na moment oddech. Widziała jego reakcję dotyczącą grzechu i jej to nie przeszkadzało. Alkohol zrobił swoje, bo jedyne o czym myślała, to o zakosztowaniu ust własnego rezydenta.
Własnego żartu już nie komentowała. Nie czuła w tym żadnej radości. Zamiast tego wolała skupić się na tym, co działo się dookoła niej. Dalej byli na uniwersyteckiej imprezie, otoczeni przez osoby, które już wcześniej nadto oceniały ją.
Zimna, królowa lodu.
Ciszę zawsze lubiła. Nikt jej tego nie odbierze. W niej potrafiła złożyć myśli, w niej też zaczynała się regenerować. Pozwoliła sobie zaledwie na jeden wieczór, którego późniejsze skutki będą katastrofalne. Tylko nie było to zmartwienie, którego będzie podejmowała się w tym momencie.
Na imprezie nie zrealizują jego wyborów? Zmierzyła go wzrokiem. W jej wyobraźni pojawiło się dużo obrazów. Ona i on całujący się. W taksówce. W windzie. Na klatce schodowej i w jej domu. Prawie nikogo nie zapraszała do własnej jaskini, ale może nadszedł ten moment? Chłopak zachowywał się w taki sposób, jakby to było dla niego spełnienie marzeń.
Nie miała zamiaru mu mówić, że i tak jutro ich rutyna będzie wyglądała w identyczny sposób, że jutro wróci do chłodnej Cynthii. Takie wieczory jak te miały swoje własne niepisane reguły. Nigdy z nikim nie tańczyła, a jednak z nim tak. Nigdy nie zapraszała ludzi do swojego domu, a jego zaprosiła. Czas na parkiecie minął jej zadziwiająco szybko. Ciepło, które nią otaczał, wydawało się roztapiać wizerunek królowej lodu, jaką była.
Wyszła spokojnym tonem. Czekała w spokoju na przyjazd ubera, zastanawiając się, czy Lawrence ma tyle jaj. Miał. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że żadnej okazji nie będzie w stanie przegapić. Długo na niego czekała. Zdążyli wsiąść do taksówki. Wpierw Cynthia milczała, licząc, że da się jej na moment zregenerować. By nikt nie zobaczył ich razem w aucie, by zdążyli choć na moment odjechać. Na szczęście dom miała blisko, a kierowcą był jakiś ukrainiec, który raczej nie rozumiał wszystkich słów. Pewnie dlatego zdecydowała się pierwsza przerwać ciszę.
— To jakie są twoje wybory, Osbourne? — spytała, gdy odjechali już kawałek od uniwersytetu, by skierować się prosto do jej mieszkania. Zaczynała żałować zabrania tam chłopaka, musiał uciąć od niej te myśli.
— Masz dziwne wyobrażenia gry wstępnej w takim razie — skwitowała go krótko, mierząc go wzrokiem. Pytanie które padło między nimi wydawało się obijać o uszy, zarówno jej jak i niego. Co miałaby zrobić i powiedzieć w takim momencie? W uszach słyszała gwar dochodzący z sali, a mimo to między nią a Lawrencem panowała dziwna atmosfera. Trudno było ją jednoznacznie określić. Sama nie wiedziała, co dokładnie powinna z nią zrobić. Wstrzymała na moment oddech. Widziała jego reakcję dotyczącą grzechu i jej to nie przeszkadzało. Alkohol zrobił swoje, bo jedyne o czym myślała, to o zakosztowaniu ust własnego rezydenta.
Własnego żartu już nie komentowała. Nie czuła w tym żadnej radości. Zamiast tego wolała skupić się na tym, co działo się dookoła niej. Dalej byli na uniwersyteckiej imprezie, otoczeni przez osoby, które już wcześniej nadto oceniały ją.
Zimna, królowa lodu.
Ciszę zawsze lubiła. Nikt jej tego nie odbierze. W niej potrafiła złożyć myśli, w niej też zaczynała się regenerować. Pozwoliła sobie zaledwie na jeden wieczór, którego późniejsze skutki będą katastrofalne. Tylko nie było to zmartwienie, którego będzie podejmowała się w tym momencie.
Na imprezie nie zrealizują jego wyborów? Zmierzyła go wzrokiem. W jej wyobraźni pojawiło się dużo obrazów. Ona i on całujący się. W taksówce. W windzie. Na klatce schodowej i w jej domu. Prawie nikogo nie zapraszała do własnej jaskini, ale może nadszedł ten moment? Chłopak zachowywał się w taki sposób, jakby to było dla niego spełnienie marzeń.
Nie miała zamiaru mu mówić, że i tak jutro ich rutyna będzie wyglądała w identyczny sposób, że jutro wróci do chłodnej Cynthii. Takie wieczory jak te miały swoje własne niepisane reguły. Nigdy z nikim nie tańczyła, a jednak z nim tak. Nigdy nie zapraszała ludzi do swojego domu, a jego zaprosiła. Czas na parkiecie minął jej zadziwiająco szybko. Ciepło, które nią otaczał, wydawało się roztapiać wizerunek królowej lodu, jaką była.
Wyszła spokojnym tonem. Czekała w spokoju na przyjazd ubera, zastanawiając się, czy Lawrence ma tyle jaj. Miał. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę, że żadnej okazji nie będzie w stanie przegapić. Długo na niego czekała. Zdążyli wsiąść do taksówki. Wpierw Cynthia milczała, licząc, że da się jej na moment zregenerować. By nikt nie zobaczył ich razem w aucie, by zdążyli choć na moment odjechać. Na szczęście dom miała blisko, a kierowcą był jakiś ukrainiec, który raczej nie rozumiał wszystkich słów. Pewnie dlatego zdecydowała się pierwsza przerwać ciszę.
— To jakie są twoje wybory, Osbourne? — spytała, gdy odjechali już kawałek od uniwersytetu, by skierować się prosto do jej mieszkania. Zaczynała żałować zabrania tam chłopaka, musiał uciąć od niej te myśli.
-
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
/z uniwersyteckiej imprezy
W zasadzie to Lawrence nawet w najśmielszych fantazjach, to nie wyobrażał sobie gry wstępnej z Cynthią. Podobała mu się, pociągała go, ale w prosektorium czuł zawsze, że po prostu nie miał szans. Że nawet jakby się starał najbardziej na świecie, to ona go do siebie nie dopuści, tak blisko.
A teraz na tym parkiecie, w tańcu, przez krótkie momenty ich ciała praktycznie do siebie przylegały. To było intrygujące, to było prawie spełnienie marzeń, nie, to było coś więcej.
Osbourne w ogóle nie myślał o jutrze, w ogóle nie brał pod uwagę, że przecież ich zachowanie, to do czego oboje tak dążą, może mieć konsekwencje. Na pewno będzie miało, bo przecież on był jej studentem. Przecież jutro spotkają się w kostnicy i będą się tam widywać na okrągło, na płaszczyźnie nieco innej... Zupełnie innej, niż dzisiaj.
Przed nim jeszcze kilka lat nauki, przy odpowiednio poprowadzonej ścieżce zawodowej specjalistą z medycyny sądowej mógłby zostać dopiero w wieku trzydziestu paru lat.
Ale na razie miał dwadzieścia pięć, na razie w ogóle nie myślał o niczym innym niż o tym, że Cynthia zaprosiła go do siebie. A przecież tyle razy zastanawiał się czy Cynthia Ward jest prawdziwą sobą w kostnicy, na uczelnianej imprezie, czy we własnym domu. Teraz będzie miał okazję się przekonać.
Nawet przez moment się na zawahał, nie zastanowił, czy to co robią ma sens, czy może jeszcze mógł się wycofać. Po prostu parł na przód.
Dał jej tylko chwilę, żeby wyszła z sali i dał sobie chwilę, zanim za nią ruszył. Chociaż wydawało mu się, że ciągnie się ona w nieskończoność.
Na parkingu stanęli obok siebie, gdzieś na uboczu, gdzieś w cieniu ogromnego drzewa, z dala od wścibskich spojrzeń.
Pasowało mu to i może nawet gdyby nie to, że taksówka już podjechała, to od razu skorzystałby z okazji?
Otworzył jednak Cynthii drzwi samochodu, a później powoli przeszedł dookoła auta, jakby ważył jeszcze każdy krok, albo zastanawiał się, czy to prawda. Przejechał ręką po włosach, ale tylko jeszcze bardziej je potargał, wcale jednak mu to nie ujmowało, wręcz dodawało jakiegoś takiego uroku.
Usiadł obok kobiety, przesunął się, tak, że ich kolana się stykały, delikatnie, a jednak czuć było ciepło tej drugiej osoby, jej obecność.
Spojrzał na nią, i chociaż na usta cisnęło mu się milion słów, to dał jej tę chwilę ciszy. Odwrócił wzrok do okna.
Dopiero kiedy się odezwała, to te jego niebieskie oczy prześlizgnęły się po jej sylwetce, żeby zatrzymać na twarzy.
- Mam na imię Lawrence i dobrze zapamiętaj to imię Cynthio… Może Ci się dzisiaj przydać... - powiedział ciszej, jakby nie chciał, żeby kierowca słyszał, chociaż... z drugiej strony miał to gdzieś. Teraz nie liczyło się nic oprócz niej, w tej dopasowanej sukience w tym nieco już potarganym koku, z tymi iskierkami w oczach i wypiekami na policzkach.
Nie wytrzymał, zresztą chyba nie musiał już dłużej czekać, bo czy tymi słowami nie dała mu przyzwolenia? Chyba dawała.
Odwrócił się do niej, skracając dystans, aż ich ramiona zetknęły się ciasno w półmroku tylnego siedzenia. Najpierw tylko musnął jej usta, jakby sprawdzał reakcję, ale zaraz potem jego długie, chłodne palce wylądował na jej szyi, przesunęły się na kark, przyciągnął ją mocniej do siebie i całował już inaczej, natarczywie, z tą niecierpliwością, która nie dawała mu czekać ani sekundy dłużej. Którą sama w nim obudziła już na tej bankietowej sali.
Jego dłoń sunęła po jej ramieniu niżej, na talię, a potem na biodro, na którym zacisnął mocniej palce, żeby bezceremonialnie przyciągnąć ją do siebie. Materiał sukienki zadrżał pod naciskiem jego dotyku, a kiedy jej kolano otarło się o jego udo, serce przyspieszyło jeszcze bardziej.
Cynthia A. Ward
W zasadzie to Lawrence nawet w najśmielszych fantazjach, to nie wyobrażał sobie gry wstępnej z Cynthią. Podobała mu się, pociągała go, ale w prosektorium czuł zawsze, że po prostu nie miał szans. Że nawet jakby się starał najbardziej na świecie, to ona go do siebie nie dopuści, tak blisko.
A teraz na tym parkiecie, w tańcu, przez krótkie momenty ich ciała praktycznie do siebie przylegały. To było intrygujące, to było prawie spełnienie marzeń, nie, to było coś więcej.
Osbourne w ogóle nie myślał o jutrze, w ogóle nie brał pod uwagę, że przecież ich zachowanie, to do czego oboje tak dążą, może mieć konsekwencje. Na pewno będzie miało, bo przecież on był jej studentem. Przecież jutro spotkają się w kostnicy i będą się tam widywać na okrągło, na płaszczyźnie nieco innej... Zupełnie innej, niż dzisiaj.
Przed nim jeszcze kilka lat nauki, przy odpowiednio poprowadzonej ścieżce zawodowej specjalistą z medycyny sądowej mógłby zostać dopiero w wieku trzydziestu paru lat.
Ale na razie miał dwadzieścia pięć, na razie w ogóle nie myślał o niczym innym niż o tym, że Cynthia zaprosiła go do siebie. A przecież tyle razy zastanawiał się czy Cynthia Ward jest prawdziwą sobą w kostnicy, na uczelnianej imprezie, czy we własnym domu. Teraz będzie miał okazję się przekonać.
Nawet przez moment się na zawahał, nie zastanowił, czy to co robią ma sens, czy może jeszcze mógł się wycofać. Po prostu parł na przód.
Dał jej tylko chwilę, żeby wyszła z sali i dał sobie chwilę, zanim za nią ruszył. Chociaż wydawało mu się, że ciągnie się ona w nieskończoność.
Na parkingu stanęli obok siebie, gdzieś na uboczu, gdzieś w cieniu ogromnego drzewa, z dala od wścibskich spojrzeń.
Pasowało mu to i może nawet gdyby nie to, że taksówka już podjechała, to od razu skorzystałby z okazji?
Otworzył jednak Cynthii drzwi samochodu, a później powoli przeszedł dookoła auta, jakby ważył jeszcze każdy krok, albo zastanawiał się, czy to prawda. Przejechał ręką po włosach, ale tylko jeszcze bardziej je potargał, wcale jednak mu to nie ujmowało, wręcz dodawało jakiegoś takiego uroku.
Usiadł obok kobiety, przesunął się, tak, że ich kolana się stykały, delikatnie, a jednak czuć było ciepło tej drugiej osoby, jej obecność.
Spojrzał na nią, i chociaż na usta cisnęło mu się milion słów, to dał jej tę chwilę ciszy. Odwrócił wzrok do okna.
Dopiero kiedy się odezwała, to te jego niebieskie oczy prześlizgnęły się po jej sylwetce, żeby zatrzymać na twarzy.
- Mam na imię Lawrence i dobrze zapamiętaj to imię Cynthio… Może Ci się dzisiaj przydać... - powiedział ciszej, jakby nie chciał, żeby kierowca słyszał, chociaż... z drugiej strony miał to gdzieś. Teraz nie liczyło się nic oprócz niej, w tej dopasowanej sukience w tym nieco już potarganym koku, z tymi iskierkami w oczach i wypiekami na policzkach.
Nie wytrzymał, zresztą chyba nie musiał już dłużej czekać, bo czy tymi słowami nie dała mu przyzwolenia? Chyba dawała.
Odwrócił się do niej, skracając dystans, aż ich ramiona zetknęły się ciasno w półmroku tylnego siedzenia. Najpierw tylko musnął jej usta, jakby sprawdzał reakcję, ale zaraz potem jego długie, chłodne palce wylądował na jej szyi, przesunęły się na kark, przyciągnął ją mocniej do siebie i całował już inaczej, natarczywie, z tą niecierpliwością, która nie dawała mu czekać ani sekundy dłużej. Którą sama w nim obudziła już na tej bankietowej sali.
Jego dłoń sunęła po jej ramieniu niżej, na talię, a potem na biodro, na którym zacisnął mocniej palce, żeby bezceremonialnie przyciągnąć ją do siebie. Materiał sukienki zadrżał pod naciskiem jego dotyku, a kiedy jej kolano otarło się o jego udo, serce przyspieszyło jeszcze bardziej.
Cynthia A. Ward
-
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lawrence B. Osbourne
Ona zastanawiała się nad sensem. Ta chwila w taksówce niesamowicie ją denerwowała. Nie potrafiła skupić się na niczym konkretnym. Umysł jej wariował. Sama nie wiedziała dlaczego. Jutro spotkają się w prosektorium, a ona wróci do swojego ciemnej strony. Nic nie będzie wtedy w stanie zatrzymać jej przy zmysłach. Będzie na nowo przerabiała, co poszło nie tak.
Te myśli rozgonione zostały przez stuknięcie się ich kolan. Spojrzała badawczo jeszcze raz na Osbourne. Cokolwiek się wydarzy między nimi później, przestało mieć to znaczenie. Serce biło jej szybciej z każdą chwilą. Czuła jego ciepło. Jego obecność przy niej. Gdyby nie chciał, nie prowokowałby jej teraz, prawda? Konsekwencje nie miały znaczenia. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuła się wolna. Nie chodziły jej negatywne myśli. Jedyne co liczyło się dla niej w tej chwili, to mężczyzna siedzący obok niej.
— Może mi się dzisiaj przydać? — spytała kpiącym tonem, próbując jeszcze bardziej go podpuścić. Wiedziała, jak bardzo bywał niecierpliwy. Nawet teraz była to chwila przez jego wybuchem. Wszystko mogłoby się stać. Ślina zatrzymała się jej w gardle, bo miała mu do powiedzenia jeszcze kilka słów — to od Ciebie zależy, czy będę miała po co go używać — stwierdziła szeptem, przymykając na moment oczy. W głowie zaczęła odliczać do momentu, w którym Lawrence ruszy na nią. Znała go na tyle, że wiedziała. Nie miał żadnej cierpliwości. Od razu wszystkiego chciał się dowiedzieć, a jej zadaniem było trzymanie go na krótkiej smyczy.
Poczuła zmniejszenie dystansu. Serce na moment jej stanęło. Ostatnio w ten sposób dotykał ją Cassian jeszcze przed nowotworem. Jej ciało zalała fala gorąca. Pocałunek? Dodatkowo tak szybko. Wpierw nie zareagowała. Ekscytacja zmieszana ze wstydem wzięła górę. Sama nie zauważyła nawet, kiedy finalnie go odwzajemniła. Smakował słodko. Jakby nic innego nie istniało na kuli ziemskiej. Ciepło, radość, słodycz tymi określeniami tak jasno byłaby w stanie ich nazwać.
Pierwszy raz czuła ogień. Mimowolnie porównywała go do Cassiana. Był inny, bardziej niecierpliwy, bardziej namiętny. Rozkoszowałaby się w jego ustach, dawała mu się kierować, ale gdy stanęli na światłach. Coś drgnęło w jej głowie.
— Stop — rzuciła, odsuwając się od niego głową, ale za to kładąc rękę na jego torsie. Mogła i być to namiętna, wspólna noc, za to nie będzie robiła darmowego onlyfans'a dla taksówkarza — wytrzymaj jeszcze chwilę. Czy za bardzo Cię podniecam, Lawrence? — mówiła do niego szeptem, licząc, że muzyka zagłuszy wszystko. Już przestała się kryć. Czekała, aż wejdą do jej mieszkania. Chciała go jeszcze bardziej zakosztować. Zamiast totalnie się od niego odsuwać, zarzuciła mu nogi na jego udo i przytuliła się. Położyła głowę na jego ramieniu. Od nikogo nie czuła takiego ciepła. Sama musiała zwariować, skoro pozwoliła sobie na takie drobne gesty.
— Dziękujemy za jazdę — powiedziała finalnie, gdy dojechali pod jej blok. Szybko wyszła z auta i wbiła kod, by dostać się na jej klatkę. Jeszcze nie miała zamiaru rzucać się na Lawrence. Zamiast tego weszła do windy, spoglądając na niego prowokującym spojrzeniem. Żaden z sąsiadów nie poznałby Cynthii w momencie, w którym właśnie się znalazła, a dzisiaj mogą mieć nieprzespaną noc.
Ona zastanawiała się nad sensem. Ta chwila w taksówce niesamowicie ją denerwowała. Nie potrafiła skupić się na niczym konkretnym. Umysł jej wariował. Sama nie wiedziała dlaczego. Jutro spotkają się w prosektorium, a ona wróci do swojego ciemnej strony. Nic nie będzie wtedy w stanie zatrzymać jej przy zmysłach. Będzie na nowo przerabiała, co poszło nie tak.
Te myśli rozgonione zostały przez stuknięcie się ich kolan. Spojrzała badawczo jeszcze raz na Osbourne. Cokolwiek się wydarzy między nimi później, przestało mieć to znaczenie. Serce biło jej szybciej z każdą chwilą. Czuła jego ciepło. Jego obecność przy niej. Gdyby nie chciał, nie prowokowałby jej teraz, prawda? Konsekwencje nie miały znaczenia. Pierwszy raz od dłuższego czasu czuła się wolna. Nie chodziły jej negatywne myśli. Jedyne co liczyło się dla niej w tej chwili, to mężczyzna siedzący obok niej.
— Może mi się dzisiaj przydać? — spytała kpiącym tonem, próbując jeszcze bardziej go podpuścić. Wiedziała, jak bardzo bywał niecierpliwy. Nawet teraz była to chwila przez jego wybuchem. Wszystko mogłoby się stać. Ślina zatrzymała się jej w gardle, bo miała mu do powiedzenia jeszcze kilka słów — to od Ciebie zależy, czy będę miała po co go używać — stwierdziła szeptem, przymykając na moment oczy. W głowie zaczęła odliczać do momentu, w którym Lawrence ruszy na nią. Znała go na tyle, że wiedziała. Nie miał żadnej cierpliwości. Od razu wszystkiego chciał się dowiedzieć, a jej zadaniem było trzymanie go na krótkiej smyczy.
Poczuła zmniejszenie dystansu. Serce na moment jej stanęło. Ostatnio w ten sposób dotykał ją Cassian jeszcze przed nowotworem. Jej ciało zalała fala gorąca. Pocałunek? Dodatkowo tak szybko. Wpierw nie zareagowała. Ekscytacja zmieszana ze wstydem wzięła górę. Sama nie zauważyła nawet, kiedy finalnie go odwzajemniła. Smakował słodko. Jakby nic innego nie istniało na kuli ziemskiej. Ciepło, radość, słodycz tymi określeniami tak jasno byłaby w stanie ich nazwać.
Pierwszy raz czuła ogień. Mimowolnie porównywała go do Cassiana. Był inny, bardziej niecierpliwy, bardziej namiętny. Rozkoszowałaby się w jego ustach, dawała mu się kierować, ale gdy stanęli na światłach. Coś drgnęło w jej głowie.
— Stop — rzuciła, odsuwając się od niego głową, ale za to kładąc rękę na jego torsie. Mogła i być to namiętna, wspólna noc, za to nie będzie robiła darmowego onlyfans'a dla taksówkarza — wytrzymaj jeszcze chwilę. Czy za bardzo Cię podniecam, Lawrence? — mówiła do niego szeptem, licząc, że muzyka zagłuszy wszystko. Już przestała się kryć. Czekała, aż wejdą do jej mieszkania. Chciała go jeszcze bardziej zakosztować. Zamiast totalnie się od niego odsuwać, zarzuciła mu nogi na jego udo i przytuliła się. Położyła głowę na jego ramieniu. Od nikogo nie czuła takiego ciepła. Sama musiała zwariować, skoro pozwoliła sobie na takie drobne gesty.
— Dziękujemy za jazdę — powiedziała finalnie, gdy dojechali pod jej blok. Szybko wyszła z auta i wbiła kod, by dostać się na jej klatkę. Jeszcze nie miała zamiaru rzucać się na Lawrence. Zamiast tego weszła do windy, spoglądając na niego prowokującym spojrzeniem. Żaden z sąsiadów nie poznałby Cynthii w momencie, w którym właśnie się znalazła, a dzisiaj mogą mieć nieprzespaną noc.
-
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Ale on chciał, bardzo chciał. Z każdą sekundą coraz bardziej i coraz niecierpliwiej. Zwłaszcza, że teraz pozbyli się już uczelnianych gapiów. Teraz tylko przeszkadzał odrobinę ten taksówkarz, chociaż trzeba mu przyznać, że podszedł do tego dość profesjonalnie, bo tylko raz zerknął we wsteczne lusterko, gdy z tyłu zaczęło robić się gorąco.
- Wiem... - zdążył jej tylko powiedzieć, z tą swoją pewnością siebie. Taką, jakby nie mogło być inaczej. Jakby doskonale wiedział, co mówi.
Może i Lawrence był młody, nie za bardzo doświadczony, ale też w tym co robił był po prostu naturalny, jakiś taki autentyczny. Nie było jakiegoś zastanawiania się nad jutrem, jakiegoś gdybania nad konsekwencjami, było tylko tu i teraz.
Ona i on i ich przyspieszone oddechy, które teraz zlewały się w jednym rytmie.
Pogłębił pocałunek całując ją zachłannie, intensywnie, tak jakby świat miał się zaraz skończyć. Ręką masując jej krągłe udo. Jej usta miały zupełnie inny smak, niż to sobie wyobrażał, inny, ale nawet lepszy, dużo słodszy. Teraz nie była smoczycą, ani królową lodu, bo teraz palił się między nimi prawdziwy ogień.
Cynthia zgasiła go jednak, gdy stanęli na światłach, chociaż nie... jedynie odrobinę go przykręciła, jakby przekręciła magiczny korek w gazowej kuchence, płomień zmalał, ale przecież on nie zniknął i wystarczył jeden ruch, żeby znowu go rozniecić.
Odsunął się od niej niechętnie, jeszcze muskając ustami linię jej żuchwy. Spojrzał na jej dłoń na swoim torsie i wywrócił oczami.
- Jesteś okropna, najpierw pozwalasz, potem zatrzymujesz... Jeśli wyprosisz mnie za drzwi to zwariuje - mruknął, ale mimo to się odsunął, oblizał wargi, wciąż jeszcze czuł na nich jej smak. Jak on to wytrzyma?
Kiedy tak się do niego przysunęła, kiedy poczuł ciężar jej nóg na swoim kolanie, to z jednej strony było to bardzo przyjemne, ale z drugiej bardzo męczące, bo Lawrence naprawdę musiał walczyć ze sobą, żeby nie wsunąć jej ręki pod sukienkę.
Objął ją jednak ramieniem, a drugą dłonią na jej kolanie kreślił jakieś esy i floresy, które jakby odliczały czas, do momentu, w którym znowu będzie mógł sobie pozwolić na więcej.
Nawet nie pożegnał się z kierowcą, wysiadł pierwszy, otworzył jej drzwi. Stanął trochę z tyłu kiedy wpisywała kod do klatki, jakby się bał, że jak znajdzie się zbyt blisko, to znowu nie wytrzyma. Nawet kiedy weszli do środka, to on wciąż czekał, aż znowu mu pozwoli.
Ale kiedy drzwi windy zamknęły się z cichym sykiem, a w środku zapadł półmrok i cisza, przerywana jedynie przyspieszonym oddechem. Lawrence nie wytrzymał, pokonał dzielącą ich odległość w sekundzie, wcisnął ją plecami w chłodną metalową ścianę, pochylając się tak blisko, że czuła na szyi ciepło jego oddechu. Zanim zdążyła coś powiedzieć, jego usta były już na jej wargach, jeszcze bardziej zachłanne, jakby bał się, że za chwilę ona znowu mu to odbierze. Jedną dłoń opierał o ścianę nad jej ramieniem, drugą sunął wzdłuż jej uda, przesuwając materiał sukienki coraz wyżej i wyżej. Mocniej docisnął ją biodrem, całkowicie zamykając jej przestrzeń, teraz już nie było ucieczki.
Nie było od-wro-tu.
Cynthia A. Ward
- Wiem... - zdążył jej tylko powiedzieć, z tą swoją pewnością siebie. Taką, jakby nie mogło być inaczej. Jakby doskonale wiedział, co mówi.
Może i Lawrence był młody, nie za bardzo doświadczony, ale też w tym co robił był po prostu naturalny, jakiś taki autentyczny. Nie było jakiegoś zastanawiania się nad jutrem, jakiegoś gdybania nad konsekwencjami, było tylko tu i teraz.
Ona i on i ich przyspieszone oddechy, które teraz zlewały się w jednym rytmie.
Pogłębił pocałunek całując ją zachłannie, intensywnie, tak jakby świat miał się zaraz skończyć. Ręką masując jej krągłe udo. Jej usta miały zupełnie inny smak, niż to sobie wyobrażał, inny, ale nawet lepszy, dużo słodszy. Teraz nie była smoczycą, ani królową lodu, bo teraz palił się między nimi prawdziwy ogień.
Cynthia zgasiła go jednak, gdy stanęli na światłach, chociaż nie... jedynie odrobinę go przykręciła, jakby przekręciła magiczny korek w gazowej kuchence, płomień zmalał, ale przecież on nie zniknął i wystarczył jeden ruch, żeby znowu go rozniecić.
Odsunął się od niej niechętnie, jeszcze muskając ustami linię jej żuchwy. Spojrzał na jej dłoń na swoim torsie i wywrócił oczami.
- Jesteś okropna, najpierw pozwalasz, potem zatrzymujesz... Jeśli wyprosisz mnie za drzwi to zwariuje - mruknął, ale mimo to się odsunął, oblizał wargi, wciąż jeszcze czuł na nich jej smak. Jak on to wytrzyma?
Kiedy tak się do niego przysunęła, kiedy poczuł ciężar jej nóg na swoim kolanie, to z jednej strony było to bardzo przyjemne, ale z drugiej bardzo męczące, bo Lawrence naprawdę musiał walczyć ze sobą, żeby nie wsunąć jej ręki pod sukienkę.
Objął ją jednak ramieniem, a drugą dłonią na jej kolanie kreślił jakieś esy i floresy, które jakby odliczały czas, do momentu, w którym znowu będzie mógł sobie pozwolić na więcej.
Nawet nie pożegnał się z kierowcą, wysiadł pierwszy, otworzył jej drzwi. Stanął trochę z tyłu kiedy wpisywała kod do klatki, jakby się bał, że jak znajdzie się zbyt blisko, to znowu nie wytrzyma. Nawet kiedy weszli do środka, to on wciąż czekał, aż znowu mu pozwoli.
Ale kiedy drzwi windy zamknęły się z cichym sykiem, a w środku zapadł półmrok i cisza, przerywana jedynie przyspieszonym oddechem. Lawrence nie wytrzymał, pokonał dzielącą ich odległość w sekundzie, wcisnął ją plecami w chłodną metalową ścianę, pochylając się tak blisko, że czuła na szyi ciepło jego oddechu. Zanim zdążyła coś powiedzieć, jego usta były już na jej wargach, jeszcze bardziej zachłanne, jakby bał się, że za chwilę ona znowu mu to odbierze. Jedną dłoń opierał o ścianę nad jej ramieniem, drugą sunął wzdłuż jej uda, przesuwając materiał sukienki coraz wyżej i wyżej. Mocniej docisnął ją biodrem, całkowicie zamykając jej przestrzeń, teraz już nie było ucieczki.
Nie było od-wro-tu.
Cynthia A. Ward
-
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lawrence B. Osbourne
W tej całej atmosferze zaczęła czuć jego nastrój. Sama zaczęła się niecierpliwić, aż dojadą do jej domu, aż położy ją na blacie kuchennym, kanapie, pralce, albo zwyczajnie jak człowiek w łóżku. Konsekwencje wydawały się nie istnieć w momencie, w którym ich spojrzenia na nowo stykały się ze sobą. Liczyła na jego kreatywność, że jeszcze postanowi ją zaskoczyć. Wiem?, brzmiało w jej głowie bardziej niż codzienne słowa. Spojrzała na niego ukosem.
— Jesteś pewny, że podołasz? Czy będziesz tak nieuważny, jak gdy pierwszy raz dałam Ci kroić? — igrała z nim. W jej oczach pojawił się wyjątkowy ogień, który był nie do zgaszenia. Zdawała sobie sprawę, że tylko go nakręca, ale to spojrzenie, ten jego upór, robił to samo z nią. Chciałaby móc już go bardziej zakosztować. Jednak siedzieli w taksówce. Jego usta mogły stać się dla niej największą zachętą, którą miała. Mogłaby zakosztować każdego kawałka jego ciała. Dostać się do jego ciepła. Dawno nie czuła takiego pożądania. Nawet gdy próbowała odwracać wzrok po ostudzeniu jego zapędów, jedyne o czym myślała to o ponownym spróbowaniu jego ust, o rozpięciu jego koszuli. Zanim wejdą do jej mieszkania, pozbędzie się niepotrzebnych warstw ubioru.
— Czy to ty nie mówiłeś, że dziś nie jesteśmy w prosektorium? — spytała, gryząc delikatnie swoją dolną wargę. Uniosła wzrok na jego oczy — czekanie to część tej gry, nie dasz rady to Cię wyproszę — dynamika ich rozmowy wyglądała w ten sposób, jakby ktoś próbował przejąć kontrolę. Raz ona go prowokoła, a drugi raz on ją. Nie chciała się zatrzymywać, chciała przeć naprzód. Wyjść z tej pierdolonej taksówki. Atmosfera w niej gęstniała z każdą chwilą. Kreślił te szlaczki, denerwując ją tym. Wolała wcześniejszy układ. Choć miała na co dzień w sobie wiele spokoju, to tym razem stała się niecierpliwa.
Niby wolno szła do drzwi klatki, a jednak w duchu odliczała sekundy, które mijały aż do znalezienia się w jej mieszkaniu. Uzależniła się od tego małolata. Dopiero co zaczął rezydenturę, a zawrócił w jej głowie. Choć może głównie to mieszkanka alkoholu z antydepresantami.
Zamknięcie windy. Zdążyła przymknąć na chwilę oczy i znów poczuła go przy sobie. Syknęła, czując chłód ściany. Nie jej dzisiaj potrzebowała. Za to sama niemalże od razu pogłębiła ich pocałunek. Zachowywała się, jakby przez dobre kilka lat nie uprawiała seksu ze swoją zachłannością. Właściwie wszystko się zgadzało. Tak było naprawdę. Tyko jako pierwszy wzbudził w niej dziwną żądze. Dawała mu się poprowadzić w języku ich ciał. Sama w tym czasie już rozpoczęła rozpinanie jego koszuli guzik po guzików. Dawno nic tak systematycznego nie wzbudziło w niej takiej odrazy.
Dopiero dźwięk zatrzymującej windy im przerwał. Odepchnęła go na moment od siebie, idąc wprost do drzwi mieszkania. Zaczęła szukać kluczy do drzwi, gdy on obdarowywał ją pocałunkami. Finalnie znalazła, nerwowo włożyła klucz do dziurki. Chwilę później byli w środku, gdzie zamknęła drzwi.
— Zanim zrobisz coś, czego będziemy żałować — zaczęła, zatrzymując go jeszcze przez chwilę — jesteś pewny, że chcesz skończyć to, co zacząłeś? — znała odpowiedź, ale chciała mieć pewność. Jutro będzie prowadziła wewnętrzne dialogi, ale zanim skończą w łóżku, chciała mieć pewność, że faktycznie tego chciał.
W tej całej atmosferze zaczęła czuć jego nastrój. Sama zaczęła się niecierpliwić, aż dojadą do jej domu, aż położy ją na blacie kuchennym, kanapie, pralce, albo zwyczajnie jak człowiek w łóżku. Konsekwencje wydawały się nie istnieć w momencie, w którym ich spojrzenia na nowo stykały się ze sobą. Liczyła na jego kreatywność, że jeszcze postanowi ją zaskoczyć. Wiem?, brzmiało w jej głowie bardziej niż codzienne słowa. Spojrzała na niego ukosem.
— Jesteś pewny, że podołasz? Czy będziesz tak nieuważny, jak gdy pierwszy raz dałam Ci kroić? — igrała z nim. W jej oczach pojawił się wyjątkowy ogień, który był nie do zgaszenia. Zdawała sobie sprawę, że tylko go nakręca, ale to spojrzenie, ten jego upór, robił to samo z nią. Chciałaby móc już go bardziej zakosztować. Jednak siedzieli w taksówce. Jego usta mogły stać się dla niej największą zachętą, którą miała. Mogłaby zakosztować każdego kawałka jego ciała. Dostać się do jego ciepła. Dawno nie czuła takiego pożądania. Nawet gdy próbowała odwracać wzrok po ostudzeniu jego zapędów, jedyne o czym myślała to o ponownym spróbowaniu jego ust, o rozpięciu jego koszuli. Zanim wejdą do jej mieszkania, pozbędzie się niepotrzebnych warstw ubioru.
— Czy to ty nie mówiłeś, że dziś nie jesteśmy w prosektorium? — spytała, gryząc delikatnie swoją dolną wargę. Uniosła wzrok na jego oczy — czekanie to część tej gry, nie dasz rady to Cię wyproszę — dynamika ich rozmowy wyglądała w ten sposób, jakby ktoś próbował przejąć kontrolę. Raz ona go prowokoła, a drugi raz on ją. Nie chciała się zatrzymywać, chciała przeć naprzód. Wyjść z tej pierdolonej taksówki. Atmosfera w niej gęstniała z każdą chwilą. Kreślił te szlaczki, denerwując ją tym. Wolała wcześniejszy układ. Choć miała na co dzień w sobie wiele spokoju, to tym razem stała się niecierpliwa.
Niby wolno szła do drzwi klatki, a jednak w duchu odliczała sekundy, które mijały aż do znalezienia się w jej mieszkaniu. Uzależniła się od tego małolata. Dopiero co zaczął rezydenturę, a zawrócił w jej głowie. Choć może głównie to mieszkanka alkoholu z antydepresantami.
Zamknięcie windy. Zdążyła przymknąć na chwilę oczy i znów poczuła go przy sobie. Syknęła, czując chłód ściany. Nie jej dzisiaj potrzebowała. Za to sama niemalże od razu pogłębiła ich pocałunek. Zachowywała się, jakby przez dobre kilka lat nie uprawiała seksu ze swoją zachłannością. Właściwie wszystko się zgadzało. Tak było naprawdę. Tyko jako pierwszy wzbudził w niej dziwną żądze. Dawała mu się poprowadzić w języku ich ciał. Sama w tym czasie już rozpoczęła rozpinanie jego koszuli guzik po guzików. Dawno nic tak systematycznego nie wzbudziło w niej takiej odrazy.
Dopiero dźwięk zatrzymującej windy im przerwał. Odepchnęła go na moment od siebie, idąc wprost do drzwi mieszkania. Zaczęła szukać kluczy do drzwi, gdy on obdarowywał ją pocałunkami. Finalnie znalazła, nerwowo włożyła klucz do dziurki. Chwilę później byli w środku, gdzie zamknęła drzwi.
— Zanim zrobisz coś, czego będziemy żałować — zaczęła, zatrzymując go jeszcze przez chwilę — jesteś pewny, że chcesz skończyć to, co zacząłeś? — znała odpowiedź, ale chciała mieć pewność. Jutro będzie prowadziła wewnętrzne dialogi, ale zanim skończą w łóżku, chciała mieć pewność, że faktycznie tego chciał.
-
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
Tak właśnie Lawrence działał na ludzi, że jego nastrój często się udzielał, może to dlatego, że miał w sobie coś z dziecka. Był niecierpliwy, potrafił cieszyć się życiem, a przy tym był też bardzo pewny siebie. Jak ten chłopiec, który potrafi nawet stawić czoła potworowi z pod łóżka, albo smoczycy…
- Sprawdź to Cynthio, ale to nie jest mój pierwszy raz - wywrócił oczami i zaczepnie przesunął jej rękę wyżej po udzie, bardzo, bardzo powoli. Nie posunął się jednak dalej, bo skoro chcieli zachować jakieś pozory, może udawać przy tym biednym człowieku, który ich wiózł, no to niech tak będzie. Lawrence powstrzymał się na bankiecie, mógł poczekać jeszcze chwilę. Bo to w końcu nadejdzie, czuł to w każdym centymetrze swojego ciała. Każdym.
- Nie dasz rady mnie dzisiaj wyprosić, no chyba, że tylko dlatego, żeby złapać na moment oddech - ona prowokowała jego, a on ją, jakby grali w jakąś grę - czyje będzie na wierzchu. Tylko, że w tym momencie już to było nieważne, bo oboje doskonale wiedzieli czego chcą. I Lawrence nawet mógłby się poddać, żeby tylko mu tego nie odebrała.
Zresztą on i tak już się jej poddał, w całości.
A w tej windzie Lawrence już wiedział, że teraz więcej go już nie powstrzyma. Sama też tego nie chciała. Jej zachłanność tylko go nakręciła. Czuł, jak palce Cynthii rozpinają guziki jego koszuli, i sam nie wytrzymał, wsunął rękę pod materiał sukienki, przesuwając dłoń po udzie coraz wyżej, aż zahaczył kciukiem o koronkę jej bielizny. Ich pocałunki były coraz cięższe, wilgotne od pragnienia, które narastało z każdą sekundą, które eksplodowało w nich tego wieczora. Winda szumiała gdzieś w tle, ale dla niego nie istniało nic poza ciepłem jej ciała, zapachem skóry, tym, jak miękko poddawała się jego dotykowi, jak mu ulegała.
Kiedy winda się zatrzymała to nie odsunął się od razu, dopiero, gdy go odepchnęła, i znowu westchnął tak jakoś ciężko. Ile jeszcze będzie musiał znieść?
Gdy ruszyła korytarzem, to objął ją od tyłu, ustami muskał każdy skrawek jej odsłoniętej szyi. Jakby chciał na każdym centymetrze zostawić po sobie ślad. Jedną ręką już odnalazł zamek jej sukienki, przejechał po nim paznokciem, dając jej znak, że on już znalazł klucz.
Kiedy weszli do środka, to puścił ją, żeby zdjąć swoją marynarkę, rzucić ją na wieszak, przy drzwiach. Żeby jeszcze raz spojrzeć jej prosto w oczy, nieco już zamglone, ale może jeszcze nie do końca spełnione.
- Żałować? - rzucił cicho, z tym swoim półuśmiechem, w którym było więcej głodu niż rozbawienia - Cynthio, ja żałuję tylko tego, że tak długo musieliśmy czekać. A ciebie teraz chcę najbardziej na świecie - nie czekał na odpowiedź, już stał przed nią, znowu tak niebezpiecznie blisko. I tym razem chyba wreszcie, już nic, ani nikt, nie mógł im przeszkodzić. Sięgnął do jej dłoni, wargami musnął palce jej ręki, oparł ją sobie na ramieniu, a drugą już szukał tego zamka od sukienki, bo przecież wiedział, gdzie jest, chwycił go w place i zsuwał na dół bardzo, bardzo powoli.
- Tylko czy Ty też chcesz mnie? - wyszeptał jej do ucha, pocałował jego płatek, a potem znowu szyję, bo jednak mimo wszystko czekał teraz na jej odpowiedź, chociaż wydawało mu się, że doskonale ją zna.
Cynthia A. Ward
- Sprawdź to Cynthio, ale to nie jest mój pierwszy raz - wywrócił oczami i zaczepnie przesunął jej rękę wyżej po udzie, bardzo, bardzo powoli. Nie posunął się jednak dalej, bo skoro chcieli zachować jakieś pozory, może udawać przy tym biednym człowieku, który ich wiózł, no to niech tak będzie. Lawrence powstrzymał się na bankiecie, mógł poczekać jeszcze chwilę. Bo to w końcu nadejdzie, czuł to w każdym centymetrze swojego ciała. Każdym.
- Nie dasz rady mnie dzisiaj wyprosić, no chyba, że tylko dlatego, żeby złapać na moment oddech - ona prowokowała jego, a on ją, jakby grali w jakąś grę - czyje będzie na wierzchu. Tylko, że w tym momencie już to było nieważne, bo oboje doskonale wiedzieli czego chcą. I Lawrence nawet mógłby się poddać, żeby tylko mu tego nie odebrała.
Zresztą on i tak już się jej poddał, w całości.
A w tej windzie Lawrence już wiedział, że teraz więcej go już nie powstrzyma. Sama też tego nie chciała. Jej zachłanność tylko go nakręciła. Czuł, jak palce Cynthii rozpinają guziki jego koszuli, i sam nie wytrzymał, wsunął rękę pod materiał sukienki, przesuwając dłoń po udzie coraz wyżej, aż zahaczył kciukiem o koronkę jej bielizny. Ich pocałunki były coraz cięższe, wilgotne od pragnienia, które narastało z każdą sekundą, które eksplodowało w nich tego wieczora. Winda szumiała gdzieś w tle, ale dla niego nie istniało nic poza ciepłem jej ciała, zapachem skóry, tym, jak miękko poddawała się jego dotykowi, jak mu ulegała.
Kiedy winda się zatrzymała to nie odsunął się od razu, dopiero, gdy go odepchnęła, i znowu westchnął tak jakoś ciężko. Ile jeszcze będzie musiał znieść?
Gdy ruszyła korytarzem, to objął ją od tyłu, ustami muskał każdy skrawek jej odsłoniętej szyi. Jakby chciał na każdym centymetrze zostawić po sobie ślad. Jedną ręką już odnalazł zamek jej sukienki, przejechał po nim paznokciem, dając jej znak, że on już znalazł klucz.
Kiedy weszli do środka, to puścił ją, żeby zdjąć swoją marynarkę, rzucić ją na wieszak, przy drzwiach. Żeby jeszcze raz spojrzeć jej prosto w oczy, nieco już zamglone, ale może jeszcze nie do końca spełnione.
- Żałować? - rzucił cicho, z tym swoim półuśmiechem, w którym było więcej głodu niż rozbawienia - Cynthio, ja żałuję tylko tego, że tak długo musieliśmy czekać. A ciebie teraz chcę najbardziej na świecie - nie czekał na odpowiedź, już stał przed nią, znowu tak niebezpiecznie blisko. I tym razem chyba wreszcie, już nic, ani nikt, nie mógł im przeszkodzić. Sięgnął do jej dłoni, wargami musnął palce jej ręki, oparł ją sobie na ramieniu, a drugą już szukał tego zamka od sukienki, bo przecież wiedział, gdzie jest, chwycił go w place i zsuwał na dół bardzo, bardzo powoli.
- Tylko czy Ty też chcesz mnie? - wyszeptał jej do ucha, pocałował jego płatek, a potem znowu szyję, bo jednak mimo wszystko czekał teraz na jej odpowiedź, chociaż wydawało mu się, że doskonale ją zna.
Cynthia A. Ward
-
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Lawrence B. Osbourne
Spojrzała na niego. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust. Widocznie słowo zostało już powiedziane. Nawet te jego prowokacje zaczęły jej się podobać. Było w nich coś, co brała całą sobą. Rzadko kiedy ktoś na nią tak działał. Jeszcze nie tak dawno denerwował ją. Nie potrafiła jasno wytłumaczyć, co się działo w jej sercu, a teraz? Miała wrażenie, że nic nie jest w stanie zatrzymać jej serca, które biło w rytmie jego oddechów. Jutro będzie musiała mierzyć się z konsekwencjami. Zresztą winda bardzo skutecznie zdążyła je do końca przyćmić.
Westchnęła ciężko, czując jego dłoń. Widocznie miała wielkie szczęście, skoro spośród wszystkich chwil założyła na sobie tę najładniejszą bieliznę. Jakby wiedziała, co dokładnie ich czeka tego wieczoru. Choć planowała samodzielny powrót, teraz nic jej nie obchodziło. W jej głowie był tylko on i ona. Pocałunki. Dziwna namiętność, która zapanowała między nimi. Z każdym pocałunkiem jakiekolwiek wątpliwości trafiały do śmietnika. Liczył się on i ona. Szybkie bicie serc, oddechy oraz ciepło ich ciał. Nawet ten jego mocny perfum, który wyczuwała przestał być tak odpychający. Nawet ta kolorowa koszula przestała robić na niej wrażenie, chciała dowiedzieć się, co miał pod spodem.
Po tych pocałunkach będzie musiała założyć golf, by nikt nie pomyślał, że Cynthia kogoś miała. Bardzo skrzętnie dbała o swój image. Cokolwiek miałoby się wydarzyć, była gotowa wyruszyć na tę wojnę. On i ona, przedziwne szepty. Nawet podobała jej się myśl, dotycząca seksu w prosektorium. Widziała to oczami wyobraźni, gdy nerwowo otwierała drzwi, a on ją obdarowywał pocałunkami.
Dynamika wydawała się zmienić wraz z wejściem do jej mieszkania. Dostał punkt za brak komentarzy, dotyczący idealnego porządku. Jedyne co mógł zobaczyć, to zdjęcie rodzinne z bratem jego żoną i ich córką. Poza tym nic nie znajdowało się na komodach. Z powrotem wróciła ku niemu, idąc tyłem w stronę wyspy kuchennej. Gdy się przy niej zatrzymała, spojrzała mu krótko prosto w oczy.
— Od początku naszej współpracy tego chciałeś? — spytała, czując rozpinaną sukienkę. Jedną dłonią oparła się o jego tors, a drugą zarzuciła mu za szyję. To jeszcze bardziej ją nakręciło. Oczy zaczęły się jej błyszczeć, przegryzła powoli swoją dolną wargę. Ona go miała za irytującego gnojka, a on zakręcił ją wokół swojego palca. Czuła narastające w niej napięcie. Mógłby wziąć ją, już, teraz, na tym blacie. Za to kolejne pytanie zbiło ją z tropu.
Mimowolnie odchyliła szyję, gdy składał na jej szyi pocałunki. Czy ona go chciała? Każdy, najmniejszy centymetr jej ciała chciał go doświadczyć. Tej czupryny blond włosów, tych niebieskich oczu, tego ognistego zapędu. Mimo to milczała, przedłużając tę chwilę.
— Nie pytaj, czy Cię chcę — nawet teraz musiała go delikatnie zdystansować od siebie. Pokazać, kto jest starszy, czyje zdanie tak naprawdę się liczyło. Westchnęła głośno, czując kolejne pocałunki — pytanie powinno brzmieć, czy jestem w stanie się powstrzymać — powiedziała finalnie, odpinając mu ostatni guzik koszuli i powoli ją zdejmować. Kiedy koszula była już gdzieś na podłodze, zaczęła powoli rozpinać mu pasek, bo nie potrafiła już się zatrzymać.
Spojrzała na niego. Uniosła delikatnie kąciki swoich ust. Widocznie słowo zostało już powiedziane. Nawet te jego prowokacje zaczęły jej się podobać. Było w nich coś, co brała całą sobą. Rzadko kiedy ktoś na nią tak działał. Jeszcze nie tak dawno denerwował ją. Nie potrafiła jasno wytłumaczyć, co się działo w jej sercu, a teraz? Miała wrażenie, że nic nie jest w stanie zatrzymać jej serca, które biło w rytmie jego oddechów. Jutro będzie musiała mierzyć się z konsekwencjami. Zresztą winda bardzo skutecznie zdążyła je do końca przyćmić.
Westchnęła ciężko, czując jego dłoń. Widocznie miała wielkie szczęście, skoro spośród wszystkich chwil założyła na sobie tę najładniejszą bieliznę. Jakby wiedziała, co dokładnie ich czeka tego wieczoru. Choć planowała samodzielny powrót, teraz nic jej nie obchodziło. W jej głowie był tylko on i ona. Pocałunki. Dziwna namiętność, która zapanowała między nimi. Z każdym pocałunkiem jakiekolwiek wątpliwości trafiały do śmietnika. Liczył się on i ona. Szybkie bicie serc, oddechy oraz ciepło ich ciał. Nawet ten jego mocny perfum, który wyczuwała przestał być tak odpychający. Nawet ta kolorowa koszula przestała robić na niej wrażenie, chciała dowiedzieć się, co miał pod spodem.
Po tych pocałunkach będzie musiała założyć golf, by nikt nie pomyślał, że Cynthia kogoś miała. Bardzo skrzętnie dbała o swój image. Cokolwiek miałoby się wydarzyć, była gotowa wyruszyć na tę wojnę. On i ona, przedziwne szepty. Nawet podobała jej się myśl, dotycząca seksu w prosektorium. Widziała to oczami wyobraźni, gdy nerwowo otwierała drzwi, a on ją obdarowywał pocałunkami.
Dynamika wydawała się zmienić wraz z wejściem do jej mieszkania. Dostał punkt za brak komentarzy, dotyczący idealnego porządku. Jedyne co mógł zobaczyć, to zdjęcie rodzinne z bratem jego żoną i ich córką. Poza tym nic nie znajdowało się na komodach. Z powrotem wróciła ku niemu, idąc tyłem w stronę wyspy kuchennej. Gdy się przy niej zatrzymała, spojrzała mu krótko prosto w oczy.
— Od początku naszej współpracy tego chciałeś? — spytała, czując rozpinaną sukienkę. Jedną dłonią oparła się o jego tors, a drugą zarzuciła mu za szyję. To jeszcze bardziej ją nakręciło. Oczy zaczęły się jej błyszczeć, przegryzła powoli swoją dolną wargę. Ona go miała za irytującego gnojka, a on zakręcił ją wokół swojego palca. Czuła narastające w niej napięcie. Mógłby wziąć ją, już, teraz, na tym blacie. Za to kolejne pytanie zbiło ją z tropu.
Mimowolnie odchyliła szyję, gdy składał na jej szyi pocałunki. Czy ona go chciała? Każdy, najmniejszy centymetr jej ciała chciał go doświadczyć. Tej czupryny blond włosów, tych niebieskich oczu, tego ognistego zapędu. Mimo to milczała, przedłużając tę chwilę.
— Nie pytaj, czy Cię chcę — nawet teraz musiała go delikatnie zdystansować od siebie. Pokazać, kto jest starszy, czyje zdanie tak naprawdę się liczyło. Westchnęła głośno, czując kolejne pocałunki — pytanie powinno brzmieć, czy jestem w stanie się powstrzymać — powiedziała finalnie, odpinając mu ostatni guzik koszuli i powoli ją zdejmować. Kiedy koszula była już gdzieś na podłodze, zaczęła powoli rozpinać mu pasek, bo nie potrafiła już się zatrzymać.
-
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor
-
Depresyjna lekarka medycyny sądowej, dla której kontakt z trupem jest łatwiejszy niż z człowiekiem.nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
-
najpierw go słyszysz, potem go widzisz, bardzo dokładnie, bo uwielbia się wyróżniać, rzucać w oczy, uwielbia kiedy go wspominasz, więc robi rzeczy, które powinny być zapamiętane, nie usiedzi w miejscu, wiecznie gdzieś gna, a jednak próbuje swoich sił przy stole do sekcji zwłok... z różnym skutkiem, czasem opłakanym, czasem takim, że najchętniej rzuciłby to i poszedł w sztukęnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiniepostaćautor