Strona 1 z 1

A workaholic’s day off

: pn sie 25, 2025 2:22 pm
autor: Mazarine Winters
8.
Tak, to ona - jedyna kobieta na świecie, która psioczyła na dzień urlopu. Przymusowego, bo praktycznie przysnęła przy biurku nad stosem notatek i akt, a akurat przechodził kapitan. O zwolnienie nie musiała się obawiać, bo każdy na policji dobrze wiedział, że była jedną z nielicznych osób, które faktycznie domykały wszystkie sprawy i faktycznie łapały przestępców. Nie przychodziła do pracy na pączka, ani nawet na drzemkę, choć w tamtym wypadku zdradził ją jej własny organizm. Z kapitanem jednak nie miała pozycji na dyskusje, więc grzecznie wróciła do domu, by się chociaż wyspać.
Wypadu z Diane nie planowała, ale w sumie ucieszyła się, że mogła się z nią umówić na plażowy spacer. Winters nawet już nie pamiętała, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na coś takiego poza pracą. A nie, zaraz - możliwe, że nawet nigdy nie miało to miejsca. W jej pamięci figurowała tylko praca. W jej teraźniejszości - również praca. I chyba można zgadnąć, co zachowała sobie na przyszłość?
Wahała się, czy założyć kostium kąpielowy pod ubranie. Dziwne, że w ogóle jakiś miała. Może został jej po jakiejś akcji pod przykrywką i na śmierć o nim zapomniała? O dziwo był dobry, więc już w nim została. Czy zamierzała kąpać się w wodzie? Wątpliwe. Może zamoczy nogi, a może po prostu posiedzi z Diane na plaży jak już zmęczą się chodzeniem. Opalać się nie zamierzała, bo wiedziała, że wyglądałaby tak okropnie. Krem z najwyższym filtrem był zatem schowany w jej torbie razem z innymi niezbędnymi (albo zbędnymi, zależy do czego) rzeczami. Butelki z wodą miała aż dwie - po ostatniej akcji na festiwalu wolała nie ryzykować. Zawsze może sobie też dokupić, jeśli będzie miała taką potrzebę.
Oczywiście, że była na miejscu wcześniej niż ustawa przewiduje, bo nie miała co ze sobą zrobić. Zdążyła już dzisiaj zrobić zakupy, rozwiesić pranie, naszykować obiad. Porządny, bo domowy, no i nie robiony na szybko. Może jednak dni wolne miały swój urok, ale Maze widziała to jak przez gęstą mgłę. Cały czas z tyłu głowy miała obawę, że właśnie w tym momencie ktoś kogoś porywa, a ona mogła temu wszystkiemu zapobieć.
Nie mogła, wiadomo. Ale nie pozwalała tak sobie myśleć. To by ją pewnie zgubiło.

Diane Anderson

A workaholic’s day off

: wt sie 26, 2025 12:28 am
autor: Diane Anderson
Diane zdążyła w trakcie urlopu wysprzątać całe mieszkanie i zrobić to w trybie bardzo maniakalnym, bo powiedzieć, że było czysto, to za mało.
Było wręcz sterylnie.
Przysłowiowo można by jeść z podłogi, czego oczywiście nigdy w życiu by się nie podjęła, bo na samą myśl o ilości zarazków dostawała palpitacji serca.
Plaża też nie kojarzyła jej się z najczystszym miejscem na wypoczynek, wręcz przeciwnie, w głowie miała mnóstwo wyobrażeń o zakopanych w piasku martwych ptakach czy strzykawkach, ale bardzo nie chciała się poddać paranoi, bo nurt jej był wartki i szybko by utonęła.
Jedynym powodem, dla którego na plażę padło, był fakt, że Nathaniel prawdopodobnie nawet by nie pomyślał, żeby ją tam znaleźć. Nie, żeby jej szukał, ale po ostatnim jego wyskoku nie była pewna co mu w głowie siedzi i wolała go unikać. Co było bardzo trudne w zaciszu własnego domu, który stał naprzeciwko domu Rourke.
Sporządziła listę rzeczy absolutnie niezbędnych na plażę, od kremów do opalania, przez opatrunki, środki na owady, zapas wody rzecz jasna i wiele innych rzeczy, jakby jechały z MAze na obóz survivalowy, a nie szły na spacer po piasku.
Przyszła na miejsce o wiele wcześniej, jak miała to w zwyczaju i z daleka rozpoznała sylwetkę przyjaciółki, nawet nie zaskoczona, że ta też była wcześniej. To chyba była już niepisana zasada, że jeśli umawiały się na godzinę szesnastą, to spotkają się na miejscu o piętnastej trzydzieści. Ba, dwadzieścia.
Cześć. – Przywitała się oszczędnie jak to Diane, nie był to z jej strony żaden chłód, po prostu nie była wylewna.

Mazarine Winters

A workaholic’s day off

: wt sie 26, 2025 1:47 pm
autor: Mazarine Winters
Jeden dzień jeszcze nie wystarczył Mazarine, by zrobić ze swojego mieszkania drugie laboratorium policyjne. I tak była blisko, ale przed czystością ostateczną powstrzymywał ją chyba fakt, że w domu bywała dosłownie tylko na noc i kawałek rana. I to nie codziennie – bywały dni, gdzie tylko brała prysznic i zmieniała ubrania, a potem wracała do pracy. Drzemała tam, o ile już musiała. I o ile nie zostawała przyłapywana na dosłownym usypianiu nad aktami. Hektolitry kawy bywały wybawieniem, ale dla tak miernego człowieka niestety to wciąż było za mało.
I cholernie ją to denerwowało.
Skoro jednak przymusowo wywalono ją z posterunku i nie pozwalano jej wrócić nawet na chwilę (testowała to już kiedyś, nie zadziałało), musiała zająć się czymś innym. Propozycja wypadu na plażę nie była zła i prezentowała się lepiej niż drugie z rzędu odkurzanie. Pewnie i tak wieczorem będzie musiała się znowu podziać w swojej klitce, ale już rozważała jakiś serial. Może zapyta Diane o jakieś rekomendacje? O ile ona jakieś oglądała. Jeśli nie, najwyżej skończy znowu na oglądaniu Law & Order: SVU. Bo wychodząc z pracy, Winters nigdy z niej nie wychodziła. Nawet w taki sposób.
Nastawiła się na oczekiwanie, ale też nie była zdziwiona wczesnym pojawieniem się przyjaciółki. W tym były bardzo podobne, co ją śmieszyło. Bo to chyba jedna z niewielu rzeczy, w których miały jakieś podobieństwa. Ale nawet rozbieżność lifestylowa nie stała na przeszkodzie, by obie panie trzymały się ze sobą.
Hej. — odpowiedziała na powitanie w nieco inny sposób, choć w pierwszym odruchu też miała powiedzieć cześć. Uśmiech zagościł na jej twarzy i póki co z niej nie schodził. — Zaczynamy od spacerku? Może po drodze kupimy sobie jakąś kawę w budce czy coś. — pewnie jakąś by tu znalazły, tak jej się wydawało. Skoro było lato, lepiej było zaproponować jakieś lody, ale uzależnienie od kofeiny robiło swoje.

Diane Anderson

A workaholic’s day off

: wt sie 26, 2025 7:42 pm
autor: Diane Anderson
Diane uśmiechnęła się blado do Maze, chociaż uśmiechać się ochoty nie miała wcale, po prostu przyjaciele i rodzina stanowili wyjątek, dla nich przynajmniej trochę się starała nie wyglądać na cały czas zmęczoną i zmartwioną, chociaż był to jej permanentny stan, a ostatnio doszedł do tego jeszcze strach o życie Lily i jej własne.
Nie chciała poruszać tematu byłego męża, robiła to niezwykle rzadko, a mimo znajomości z Maze wolała nie wprowadzać pomiędzy pracownikami komisariatu nieprzyjemnej atmosfery.
Oczywiście, inna sprawa że Nathaniel doskonale sobie radził z wyrabianiem o sobie negatywnej opinii wśród innych. Diane nawet nie musiała w tym nijak pomagać.
Pewnie. – Zgodziła się, ruszając wzdłuż promenady, chociaż od razu musiała dodać rzecz istotną, o której każdy z jej otoczenia zapominał, a też nic dziwnego, łatwo było taki szczegół pominąć.
Ale nie piję kawy. – Nie paliła też papierosów, chyba, że ktoś (wiadomo kto) podniósł jej ciśnienie do tego stopnia, że albo byłaby się poskładała jak precel i zapłakała, albo zostawał jej papieros.
Nie byłam na plaży od wieków. Chociaż byłam ostatnio nad wodą. – Diane miała wrażenie, że z każdym rokiem jej wstręt do zarazków rósł, chociaż gdy była młoda jej matka twierdziła, że zobaczy, po urodzeniu dziecka się jej zmieni.
Nieprawda, nie zmieniło się, chociaż Diane nauczyła się przymykać oczy na niektóre zachowania małej Lily, bo nawet ona dostrzegła, że dziecka nie da się w stu procentach upilnować.
Czasami po prostu mrugniesz i zobaczysz jak twoja pociecha liże kółka od wózka.
I niestety im Lily była starsza tym Diane widziała jak wiele córka odziedziczyła po ojcu.
Ale nie jestem w stanie wejść do wody jak pomyślę o wszystkim, co w niej pływa.

Mazarine Winters

A workaholic’s day off

: wt sie 26, 2025 9:29 pm
autor: Mazarine Winters
Z pewnością doceniała nawet najdrobniejszą oznakę serdeczności od Anderson. Mazarine sama była osobą trudną, skrytą i czasami można było odnosić wrażenie, że w ogóle nie lubiła ludzi. Nawet samej siebie. Mało kto znał jej historię, o której właściwie nie lubiła opowiadać. Używała jej praktycznie tylko wtedy, by przekonać ofiary do współpracy. Nie oczekiwała współczucia ani czegokolwiek. A przynajmniej tak jej się wydawało. Było jej dość miło, gdy ktoś okazywał jej choć drobną oznakę zainteresowania. O więcej nie śmiała nawet prosić. Odwzajemniła więc uśmiech, starając się, by nie wyglądał za sztywno. Ale też pewnie nie było jej łatwo.
Maze miała przyjemność (lub nie?) poznać jej męża całkiem niedawno, choć przez to wszystko chyba jeszcze nie skojarzyła faktów. Albo skojarzyła, miała zapytać i zapomniała, skupiając się jak zawsze na sprawie. To było bardzo w jej stylu. Tak czy siak, tu nie zamierzała o to wypytywać, chyba że jakimś cudem do tego dojdą. Ale może nie.
To napijesz się… smoothie? — zaproponowała, absolutnie pomijając część, że mogła zapomnieć o preferencjach przyjaciółki. Przy tonach kawy, które dziennie szły na policyjnym posterunku tak łatwo można było przeoczyć, gdy ktoś nie był uzależniony od kofeiny. — Albo czegoś innego, chłodnego. Pewnie takie mają, tak samo jak mrożoną kawę dla mnie. — a raczej miała na to wielką nadzieję. Co ona pocznie bez dziennej dawki kawy? Będzie musiała spać w nocy. Straszne!
Też nie. — aż miała ochotę przyznać, że chyba w ogóle na niej nie była od czasu co najmniej dzieciństwa, ale się powstrzymała. — Ooo. Gdzieś poza miastem czy na miejscu? — dopytała, starając się nie przesadzić z ciekawością w głosie. To nie było trudne, bo zazwyczaj brzmiała jakby mało co ją interesowało. Tu przynajmniej postarała się i zabrzmiała tak, jakby faktycznie chciała usłyszeć odpowiedź.
Mówisz o jakichś dziwacznych organizmach, których nazwy są zbyt trudne do wymowy, czy o śmieciach? — dopytała, uśmiechając się nieco pod nosem. Sama była bezdzietna i z pewnością nie była aż tak czysta, jak jej przyjaciółka. Przynajmniej jej OCD nie polegało na czymś takim, chyba, że tyczyło się jej biurka. Ale nie w takim sensie, że bała się go dotknąć, gdy nie przecierała go od kilku godzin. Denerwowały ją nieuporządkowane papiery, nie zarazki.

Diane Anderson

A workaholic’s day off

: sob wrz 06, 2025 2:01 pm
autor: Diane Anderson
Diane nie była zamknięta w sobie, po prostu była raczej oschła i ostrożna. Jej rodzeństwo było na bieżąco z jej życiem prywatnym, nawet, jeśli nie zawsze do końca się dogadywała z bratem, to wciąż ufała mu w tej kwestii bardziej, niż przypadkowej osobie. Nie na tyle, żeby mu powierzać opiekę nad dzieckiem, ale wystarczająco, żeby się zwierzyć, że porwał ją mąż.
Nawet, jeśli Arthur zareagował na tę wiadomość dopiero następnego dnia, kiedy mogło być już za późno na jakąkolwiek reakcję. Szczęście w tym, że Nathaniel nie był psychopatą, tylko kretynem.
Skierowała się do najbliższej budki, zamawiając dla siebie mrożoną herbatę, a dla Maze kawę i zapłaciła.
W Kawartha. – Mruknęła spokojnie, obserwując jak młoda baristka przygotowuje ich zamówienie. Musiała się na tym skupić, inaczej nawet drobne zająknięcie wytrąciłoby ją z równowagi i przyznałaby, że spędziła weekend w domku nad jeziorem wbrew swojej woli z byłym mężem. A może powinna?
Nie. Starała się jak mogła nie mieszać w pracowych relacjach swoim życiem prywatnym. Z tego też względu raczej nie zwierzała się Maze akurat ze stanu relacji z Nathanielem.
O organizmach i o śmieciach. – Wyciągnęła ręce po ich zamówienie, podając jeden z kubków Mazarine i sięgnęła po torebki po opakowanie wilgotnych chusteczek, żeby dokładnie przetrzeć brzeg swojego kubeczka. Który był niestety plastikowy, ale akurat na punkcie ekologii Diane nie miała pierdolca.
Ale z basenami mam podobny problem, tylko tam zestaw organizmów jest inny. I jak pomyślę o tych wszystkich ludziach, którzy wchodzą boso do wody… – Aż się skrzywiła i zrezygnowała z upijania pierwszego łyka.
A myślałam jakiś czas temu, że mogłybyśmy pojechać do spa. W spa chyba bardziej dbają o czystość niż na basenach publicznych?

Mazarine Winters

A workaholic’s day off

: sob wrz 13, 2025 5:05 pm
autor: Mazarine Winters
Rodzeństwo też bywało różne, więc dobrze było, mogąc im zaufać. Gorzej, jak się nie miało takich osób. Co prawda Mazarine mogłaby pogrzebać, bo miała styczność z co najmniej jedną osobą będącą jej przyrodnim rodzeństwem, ale wiedząc to, co robił jej „ojciec” chyba wolała już być sama niż takiej osobie zaufać. To było uprzedzenie, ale dość prewencyjne. Też była osobą ostrożną i podchodzącą do zaufania w delikatny sposób.
Słyszałam, że ciekawe miejsce. Sama nigdy tam nie byłam. — a z chęcią by tam pewnie pojechała, a raczej planowałaby, bo pewnie robota przytrzymałaby ją na miejscu. Jak zwykle. Od dawien dawna nie wyjechała z Toronto stricte dla odpoczynku. Zawsze miała albo jakiś inny powód (praca, a jakże) albo zwyczajnie tego nie robiła. Była najnudniejszą singielką na ziemi.
Dziękuję. — zanotowała mentalnie, by następnie to ona postawiła Dianie jakiś napój. Miała nadzieję, że znajdzie chwilkę czasu na zwrócenie przysługi pomimo ogromu pracy, która zawsze była dla niej priorytetem. — Rozumiem. — skwitowała jedynie, w milczeniu obserwując, jak jej koleżanka wyciąga chusteczki. Nie była pewna, czy to mieściło się jeszcze w granicach normy czystości czy też nie, ale ona nie zamierzała tego komentować.
I nie umyli wcześniej stóp? No fakt, to faktycznie daje do myślenia. — Maze aż zmarszczyła czoło, oddając się przemyśleniom w trakcie łyka kawy. Poddała się jednak po dłuższej chwili. Gdyby, podobnie jak Diane, tak analizowała takie szczegóły to już dawno by ześwirowała. I tak nieźle się trzymała jak na swój biedny w relacje żywot.
Myślę, że tak. W tych ekskluzywnych na pewno. — ale jej nie było stać na takie. Normalne też jednak musiało mieć jakieś standardy, by płacić za jakieś zabiegi.

Diane Anderson