Wypadu z Diane nie planowała, ale w sumie ucieszyła się, że mogła się z nią umówić na plażowy spacer. Winters nawet już nie pamiętała, kiedy ostatnio pozwoliła sobie na coś takiego poza pracą. A nie, zaraz - możliwe, że nawet nigdy nie miało to miejsca. W jej pamięci figurowała tylko praca. W jej teraźniejszości - również praca. I chyba można zgadnąć, co zachowała sobie na przyszłość?
Wahała się, czy założyć kostium kąpielowy pod ubranie. Dziwne, że w ogóle jakiś miała. Może został jej po jakiejś akcji pod przykrywką i na śmierć o nim zapomniała? O dziwo był dobry, więc już w nim została. Czy zamierzała kąpać się w wodzie? Wątpliwe. Może zamoczy nogi, a może po prostu posiedzi z Diane na plaży jak już zmęczą się chodzeniem. Opalać się nie zamierzała, bo wiedziała, że wyglądałaby tak okropnie. Krem z najwyższym filtrem był zatem schowany w jej torbie razem z innymi niezbędnymi (albo zbędnymi, zależy do czego) rzeczami. Butelki z wodą miała aż dwie - po ostatniej akcji na festiwalu wolała nie ryzykować. Zawsze może sobie też dokupić, jeśli będzie miała taką potrzebę.
Oczywiście, że była na miejscu wcześniej niż ustawa przewiduje, bo nie miała co ze sobą zrobić. Zdążyła już dzisiaj zrobić zakupy, rozwiesić pranie, naszykować obiad. Porządny, bo domowy, no i nie robiony na szybko. Może jednak dni wolne miały swój urok, ale Maze widziała to jak przez gęstą mgłę. Cały czas z tyłu głowy miała obawę, że właśnie w tym momencie ktoś kogoś porywa, a ona mogła temu wszystkiemu zapobieć.
Nie mogła, wiadomo. Ale nie pozwalała tak sobie myśleć. To by ją pewnie zgubiło.
Diane Anderson