bros before hoes
: śr sie 27, 2025 9:28 pm
Galen L. Wyatt, John L. Hargrove
Piątkowy wieczór. Spędzał na ziemi. Nienawidził takich wieczorów. Spędzanie czasu bez chmur, nieba i kobiet wydawało sie zbyt ciężkim życiem. Bardzo lubił oglądać Grę o Tron. Szczególnie doceniał tam słowa Tyriona Lanistera, opowiadającego o własnej śmierci. Z winem dłoni i kutasem w ustach dziwki. Ryan podzielał jego życzenia. Co prawda nie musiałaby być to pani do towarzystwa. Mogła być to losowa dziewczyna, z którą spotykał się którejś tam nocy. Byle była.
Odkąd pamiętał miał problem z uczuciami. Dużo łatwiej przychodziła mu pasja do latania, ale także do czarodziejki z księżyca i pokemonów. Mógł wydawać się dorosłym panem pilotem, ale wieczorami chodził po parkach, grając w pokemon go. Pewnie tego wieczora robiłby to samo, gdyby nie jeden mały szczegół.
Kumple.
Byli dla niego świętością, od której nie mógł uciec. Nie miał wcale wielkiego grona kumpli. Na co dzień się z nimi nie widywał. Większość swojego czasu spędzał na śnie, albo pośród chmur. Któregoś dnia powinien ich przelecieć. Ten żart był ich stałą kwestią, którą rzucał za każdym razem, gdy ich rzucał. Ryan miał pełno kiepskich żartów, jednak z jakiegoś konkretnego powodu bawiły go te o Azjatach. Był chłopaków ekskluzywnym Chińczykiem zbierającym dla nich ryż na polu. Mógł być Koreańczykiem, ale dla nich niezbyt się to liczyło. Skośny to skośny, nie ma co temat drążyć.
— Dobra mordy, powiedzcie mi jedno — miał bardzo poważny temat, który powinien zostać poruszony. Westchnął ciężko, upijając łyk drogiego whiskey. Brakowało mu teraz tylko cygara — mam bardzo trudny wybór — no ciekawe, co teraz rzuci. Czasem Ryan miał dojrzałość na poziomie piętnastolatka. Właśnie się ona pokazywała w całej krasie — cycki, czy dupa? — spytał finalnie, patrząc na chłopaków jak surykatka. Raz na jednego, raz na drugiego. Ktoś musiał podjąć poważny wybór.
Piątkowy wieczór. Spędzał na ziemi. Nienawidził takich wieczorów. Spędzanie czasu bez chmur, nieba i kobiet wydawało sie zbyt ciężkim życiem. Bardzo lubił oglądać Grę o Tron. Szczególnie doceniał tam słowa Tyriona Lanistera, opowiadającego o własnej śmierci. Z winem dłoni i kutasem w ustach dziwki. Ryan podzielał jego życzenia. Co prawda nie musiałaby być to pani do towarzystwa. Mogła być to losowa dziewczyna, z którą spotykał się którejś tam nocy. Byle była.
Odkąd pamiętał miał problem z uczuciami. Dużo łatwiej przychodziła mu pasja do latania, ale także do czarodziejki z księżyca i pokemonów. Mógł wydawać się dorosłym panem pilotem, ale wieczorami chodził po parkach, grając w pokemon go. Pewnie tego wieczora robiłby to samo, gdyby nie jeden mały szczegół.
Kumple.
Byli dla niego świętością, od której nie mógł uciec. Nie miał wcale wielkiego grona kumpli. Na co dzień się z nimi nie widywał. Większość swojego czasu spędzał na śnie, albo pośród chmur. Któregoś dnia powinien ich przelecieć. Ten żart był ich stałą kwestią, którą rzucał za każdym razem, gdy ich rzucał. Ryan miał pełno kiepskich żartów, jednak z jakiegoś konkretnego powodu bawiły go te o Azjatach. Był chłopaków ekskluzywnym Chińczykiem zbierającym dla nich ryż na polu. Mógł być Koreańczykiem, ale dla nich niezbyt się to liczyło. Skośny to skośny, nie ma co temat drążyć.
— Dobra mordy, powiedzcie mi jedno — miał bardzo poważny temat, który powinien zostać poruszony. Westchnął ciężko, upijając łyk drogiego whiskey. Brakowało mu teraz tylko cygara — mam bardzo trudny wybór — no ciekawe, co teraz rzuci. Czasem Ryan miał dojrzałość na poziomie piętnastolatka. Właśnie się ona pokazywała w całej krasie — cycki, czy dupa? — spytał finalnie, patrząc na chłopaków jak surykatka. Raz na jednego, raz na drugiego. Ktoś musiał podjąć poważny wybór.