Strona 1 z 1

now a ghost member

: sob sie 30, 2025 12:08 pm
autor: zaylee miller
002.
Kiedy tylko weszła do prosektorium, informacja od przełożonego brzmiała jedynie jak formalny cios: zgon w domu kultury. W natłoku wszystkich prywatnych zdarzeń i sprawy śmierci Harlanda Beckera — swojego mentora z uniwersytetu w Ottawie, który został znaleziony w Parku Narodowym Rouge — czasami zapominała, że miała też inne obowiązki niż ta jedna sprawa i własne dramaty. Oczywiście Zaylee mogła wyobrazić sobie mniej drastyczne powody wizyty w tym miejscu, jak na przykład konkurs bachaty czy kalambury, ale oczywiście los nie lubił z nią współpracować i sprytnie podkładał jej kłody pod nogi. Niby dyskretnie, ale jednak w taki sposób, że Miller się zorientowała.
Tak jak teraz, gdy stała w korytarzu w towarzystwie młodego praktykanta, chcąc zakupić kubek czarnej kawy przed oględzinami denata.
Timothy Wexler, młodziak, którego przydzielili jej na kilka tygodni do pomocy w tych łatwiejszych przypadkach, zaraz po przekroczeniu progu potknął się o własne nogi, potem wypuścił na podłogę stos kartek i uderzył czołem o framugę drzwi. Zaylee spojrzała na niego trochę jak na przedszkolaka, a trochę jak na upośledzonego mózgowo gościa, który nijak nie ułatwiał jej pracy, a zwyczajnie przeszkadzał. Odnosiła wrażenie, że musi go pilnować i niańczyć na każdym kroku, a przecież gdyby chciała pobawić się w opiekunkę, sprawiłaby sobie dzieciaka.
Wrzuciła monetę do automatu, a automat jak to automat — niby prosty w obsłudze, wcale nie chciał współpracować. Wexler próbował pomóc (oczywiście, że próbował, nic innego nie potrafił oprócz próbowania), dwukrotnie uderzając pięścią w drzwiczki, Miller natomiast z uporem maniaka wciskała kolejne guziki, ale nic nie zadziało.
Może przechylę, a pani doktor podstawi kubek? — zaproponował, na co Zaylee zlustrowała go pobłażliwym wzorkiem. Takim, którym traktuje się trzylatka, kiedy ten zamierza wsadzić palce w kontakt.
Ty jesteś normalny, Wexler? — zapytała ze wzorowym spokojem. — Mamy zwłoki do ogarnięcia, a ja nie mam najmniejszej ochoty na wykonywanie uników przed fontanną wrzątku. Wciskaj dalej te zasrane guziczki, spróbuję znaleźć kogoś, kto mógłby nam pomóc — oznajmiła, rozglądając się po korytarzu. Nie spieszyła się. Wychodziła z założenia, że denat i tak już nigdzie nie ucieknie. Zresztą każdy koroner wiedział, że w tej pracy potrzebne jest opanowanie, a Miller osiągała zen dopiero po kubku czarnej kawy.

Asteria Herschel

now a ghost member

: sob sie 30, 2025 2:41 pm
autor: Asteria Herschel
Wyjeżdżając z Vancouver trzy lata temu, szukała spokoju — no, względnego spokoju. A pomimo iż minęło już czterdzieści jeden miesięcy i dwanaście dni, Asteria nie potrafiła wyzwolić się całkowicie od tego co spotkało ją w rodzinnej miejscowości.

Event w domu kultury miał być prosty i przyjemny — ot wystawa sztuki lokalnych artystów, a do tego zajęcia plastyczne dla dzieciaków. Brzmi łatwo i przyjemnie, prawda? Wszystko przebiegało jak powinno, ludzie z zainteresowaniem oglądali dzieła sztuki — od zdjęć, przez obrazy i ręcznie robione, gliniane naczynia aż po rzeźby z drewna i innych materiałów. Przyszli ludzie z różnych klas społecznych i wiekowych; przyszli dzieciaki, pełne rodziny i starsze osoby, co dawało Raven poczucie satysfakcji z własnej pracy. Nie spoczęła jednak na laurach, bo w planach miała kolejny event — tym razem koncert, dostała nawet zielone światło z góry i musiała zająć się wszystkim od podstaw. Obok niej szedł asystent, student na stażu, ale niesamowicie ogarnięty (w przeciwieństwie do asystenta Zee) i Asta świetnie się z nim dogadywała — podobnie jak ona, układał wszystko alfabetycznie, zgodnie z kolorami lub w inny, tylko im znany system.
Trzeba jeszcze złożyć wniosek do księgowości o zwiększenie budżetu, jeśli chcemy- — Stanley nie dokończył myśli, bo oboje usłyszeli przeraźliwy, damski krzyk. Idąc (właściwie biegnąc) w stronę źródła hałasu, okazało się, że ktoś znalazł czyjeś zwłoki, mężczyzna, na oko trzydzieści-trzydzieści pięć lat, ale Asteria nigdy nie była dobra w zgadywanie wieku (zwłaszcza u nieboszczyków).
Sparaliżowało ją, dosłownie nie mogła się poruszyć, ani otworzyć ust. Zaschło jej w gardle, a przed oczami miała zupełnie inną twarz — potwora, który nawiedzał ją w snach, przez co od trzech lat prawie w ogóle nie spała i późną nocą miewała halucynacje. Cały świat wokół zwolnił, wyciszył się, a Raven miała wrażenie jakby wyszła z własnego ciała.
I nie wiedziała ile tak stała w bezruchu; do rzeczywistości powróciła dopiero, gdy usłyszała swoje imię wymawiane przez Stanleya, który dodatkowo dźgał ją palcem w ramię. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, po czym wyciągnęła telefon i zadzwoniła po odpowiednie służby. Później wyszła na tyły budynku by zapalić papierosa, ale jeden nie wystarczył. Ręce drżały jej tak bardzo, że miała problemy z odpaleniem zapalniczki.

Kiedy wróciła do środka, na miejscu były już odpowiednie służby. Czekano tylko na koronera, policja przesłuchiwała obecnych na sali, w tym także Asteria, którą Stanley wskazał, a która nie była zbyt pomocna. Nieco rozkojarzona, zdenerwowana, po rozmowie poszła kupić sobie kawę.
Zee zauważyła od razu i kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze. Na chwilę zapomniała, że w jednej z sal znaleziono martwego mężczyznę, że koronerka była tutaj służbowo, a nie prywatnie by podziwiać sztukę. Nie miało to jednak znaczenia, bo chociaż na chwilę zdołała nie myśleć o obrazach, które powracały do jej głowy, a o których usilnie starała się nie myśleć od ponad trzech lat. Na co dzień się jej to udawało — maska świetnie pasowała do jej twarzy, uśmiech miała wyuczony, rzadko kiedy traciła grunt pod nogami i cholernie wstydziła się tego, jak zareagowała na ciało, pośród ludzi, przy Stanley, przed którym zawsze była twarda. Obawiała się, że straciła w jego oczach, dlatego teraz nie mógł nawet na niego spojrzeć.

Zaylee — powiedziała, zatrzymując się przed znajomą, przez co stukot jej obcasów ucichł. Nieświadomie zmierzyła ją wzrokiem, na szczęście nie oceniającym, po czym nachyliła się, by pocałować ją w policzek (a właściwie to powietrze obok) i spojrzała za nią, w dal korytarza, gdzie stał jej asystent, walący pięścią w panel maszyny z ciepłymi napojami. — Nieboszczyk jest w tamtej sali. — Odwróciła się przez ramię, gdzie wskazała odpowiedni kierunek skinieniem głowy. — Maszyna znowu przestała działać? — zapytała, ponownie zerkając na jej asystenta, po czym przeniosła wzrok na kobietę. — Mogę wysłać Stanleya do kawiarni niedaleko, na pewno będzie lepsza w smaku. — Wyciągnęła telefon i szybko nastukała wiadomość na telefonie, którą już po chwili wysłała. Odpowiedź dostała od razu, na co uśmiechnęła się swoim wyuczonym już gestem. — Załatwione. A teraz chodźmy, chyba że chcesz zapalić? Ja chyba muszę, nie tak to miało wyglądać… — Być może to nieczułe i nieludzkie, ale Asteria bardziej przejmowała się wizerunkiem niż śmiercią człowieka. Swój niepokój zwaliła właśnie na to — wydarzenie się zakończyło, była tego pewna. Wątpiła, że ktokolwiek jeszcze będzie chciał przyjść na wystawę, pomimo iż ta miała trwać przez cały weekend.

zaylee miller

now a ghost member

: sob sie 30, 2025 3:27 pm
autor: zaylee miller
Chciałoby się powiedzieć, że walczyła dzielnie z automatem, ale miała od tego swojego człowieka, który dwoił się i troił, żeby maszyna uroniła choćby kroplę kawy do kubka doktor Miller. Zaylee dopingowała go oceniającym spojrzeniem i komentarzami, które nie wychodziły poza jej głowę, mimo że miała je na końcu języka i musiała zaprzeć się w sobie, żeby nie wypowiedzieć ich głośno. Głównie dlatego, że nie były miłe i ani trochę nie podbudowałyby biednego Wexlera. Czy nie wystarczyło, że chłopak się starał? Oczywiście, że nie, bo to nie tłumaczyło jego niedołężności. Wielokrotnie wracała do lat, kiedy to ona zaczynała swoje praktyki i ani trochę nie przypominała tych wiecznie przestraszonych studentów, którzy dostawali spazmów na widok krwi i mylili łąkotki z kością łokciową.
No dalej, Wex, świetnie ci idzie — powiedziała bez odrobiny zachęty w głosie. Chciała jeszcze coś dodać, ale wtedy usłyszała swoje imię, więc odwróciła się w tamtym kierunku, a jej oczom ukazała się znajoma sylwetka Herschel.
No tak, mogła spodziewać się, że tutaj będzie, w końcu organizowała tutaj niejedno wydarzenie. Zresztą w taki sposób się poznały, właśnie podczas jednego z takich wydarzeń, kiedy Miller otrzymała od niej zaproszenie do udziału w dyskusji na temat nietypowych, kobiecych zawodów. Sama musiała przyznać, że osobiście znała niewiele kobiet — koronerów. Właściwie mogłaby ich zliczyć na palcach obu dłoni.
Hej, wszystko w porządku? — spojrzała na Asterię tuż po tym, jak ta sprzedała jej wyimaginowanego całusa. — Dobrze się czujesz? — upewniła się, bo ciężko było rozszyfrować, czy Herschel była przejęta widokiem ciała znalezionego we wspomnianej przez nią sali, czy rozczarowana, że zorganizowane przez nią wydarzenie zostało przerwane przez nieoczekiwany zgon. — Jasne, możemy zapalić — zgodziła się i zerknęła na praktykanta. — Wex, zaopiekuj się moją kawą, jak już automat zadziała, dobrze? Tylko ma być czarna jak moje serce. Nie chcę w tym widzieć żadnego mleka. I weź moją teczkę. Tylko niczego nie zgub, nie mam później zamiaru świecić za ciebie oczami — wcisnęła mu w ręce skórzany neseser i wróciła spojrzeniem do Asterii. — Ach, dzieciaki — westchnęła teatralnie, gdy przymierzały korytarz, na końcu którego znajdowały się duże drzwi prowadzące na zewnątrz.
Kiedy stanęły nieco na uboczu, Zaylee od razu wyciągnęła paczkę Marlboro w stronę Herschel i zachęcająco kiwnęła głową.
Śmiało — posłała jej lekki, niewymuszony uśmiech, a gdy ta wyciągnęła jednego papierosa, sama zrobiła to samo, umieszczając go sobie między wargami. Zapalniczka poszła w ruch. — Co się tutaj właściwie wydarzyło? Widziałaś coś? Znałaś tego człowieka? — dopytała, wypuszczając dym kącikiem ust. Nie widziała jeszcze zwłok, a na komisariacie nie sprzedali jej żadnych detali. Zazwyczaj tak było, Miller po prostu otrzymywała telefon albo krótką informację o zdarzeniu. Miejsce, czasami płeć. Chyba że było to coś maksymalnie makabrycznego, wtedy zawsze towarzyszył jej wianuszek śledczych.

Asteria Herschel

now a ghost member

: pn wrz 01, 2025 12:00 am
autor: Asteria Herschel
Czy wszystko było w porządku? Wręcz na odwrót, wszystko było NIE w porządku. No, może przesadzała, ale niestety, nie tak sobie wyobrażała tę wystawę, bo… no kto by planował znalezienie ciała?

Nie zamierzała się jednak z niczym zdradzać, więc pokiwała głową, na twarz przykleiła pobłażliwy uśmiech, a po chwili westchnęła — prawie jakby grała jakąś role. — A jest? Wiesz jak długo walczyłam o budżet na to wydarzenie? A teraz to chyba będzie klapa, zaraz będzie tu prasa- co ja mówię, przecież fotoreporter już jest. Zamiast rozpisywać się o tym jak świetne przedsięwzięcie to było, to będą pisać o zmarłym facecie, policji i… no o wszystkim, tylko nie o wystawie, nie o zajęciach, nie o tym, że zanim komuś zachciało się umierać to wydarzenie było sukcesem — powiedziała to wszystko prawie, że na jednym wydechu, aż się zapowietrzyła — albo zabrakło jej powietrza i musiała przerwać ten swój monolog.
Wiadomo, szkoda faceta (chyba, bo może wcale nie był niewinnym mężczyzną i tak naprawdę zasłużył na ten swój los), ale jej mimo wszystko bardziej było szkoda własnej pracy. Czy powinna była współczuć? Pewnie powinna, zwłaszcza jeśli nie chciała rzucać na siebie dziwnych podejrzeń, ale jako największa pracoholiczka w Kanadzie, ona najbardziej ceniła sobie swoją pracę i czas, a losowa śmierć losowego człowieka wchodziła jej w drogę i marnowała ten czas.
Alez miała w sobie pokłady empatii.

Papieros był teraz niczym butla z tlenem. Na szczęście ręce jej już nie drżały, chociaż patrzyła na nie jakby próbowała kontrolować swoje ruchy samym wzrokiem. Wsadziła ustnik do buzi, odpaliła końcówkę zapalniczka i zaciągnęła się mocno, jakby brała pierwszy oddech w życiu.
Nie wiem, byłam zajęta, rozmawiałam ze swoim asystentem, Stanleyem. Mamy na głowie kolejny projekt, domykaliśmy plan finansowy, który muszę przedstawić księgowości, bo muszę złożyć wniosek o zwiększenie budżetu — urwała i spojrzała na Zaylee. To chyba było nieważne o czym rozmawiała ze Stasiem, dla innych mogło się wydawać nudne jak flaki z olejem, więc zanim kontynuowała ponownie się zaciągnęła i strzepnęła popiół. — I usłyszeliśmy damski krzyk, byliśmy w innej sali, mogę ci pokazać w której. Jak tam dotarliśmy zobaczyliśmy tego pana, leżał z takim okropnym wyrazem twarzy… w filmach inaczej pokazują nieboszczyków, wiedziałaś, że śmierć jest taka brzydka? — zapytała, ale od razu machnęła ręką — oczywiście, że wiedziała, była przecież koronerką, śmierć miała na co dzień… prawie. Chyba? — Nieważne, na pewno wiesz, po co ją pytam — dodała i chciała kontynuować, ale dostała smsa od asystenta, że miał kawę dla niej i dla Zaylee. — Zadzwoniłam od razu pod 911, przyjechali, zabezpieczyli miejsce, przepytali chyba wszystkich. Tyle, nawet nie wiem kim ten facet był, czy przyszedł sam, czy umarł przypadkiem… na szczęście od tego jesteś ty i się zapewne dowiesz. — Westchnęła i wzruszyła ramionami. Żałowała, że nie umiała pomóc bardziej (nieprawda, nie żałowała), ale była pewna, że służby sobie poradzą. Ona zamierzała trzymać się od tego jak najdalej, miała też tyle pracy do zrobienia, a jeszcze zapisała się na webinar i była umówiona na paznokcie, bo powinna była zrobić je co najmniej tydzień temu, bo miała już takie odrosty ze aż wstyd. — Mój asystent przyniósł kawę. Powinnaś sobie sprawić takiego Stanleya, ten twój wygląda bardzo nieporadnie — powiedziała ze śmiechem, trochę żartując, a trochę mówiąc poważnie. Zgasiła papieros o metalową popielniczkę przy śmietniku i kiwnęła głową, zapraszając ją do środka i nawet przytrzymując jej drzwi. — Idź na prawo — rzuciła jeszcze za nią, chociaż pewnie wiedziała dokąd iść.

zaylee miller

now a ghost member

: pn wrz 01, 2025 10:04 am
autor: zaylee miller
Ne mogła się z nią nie zgodzić — Asteria miała rację, że cała wystawa właśnie legła w gruzach. W głowie Miller aż nazbyt jasno rysował się obraz tego, jak zamiast artykułów o udanym przedsięwzięciu, o zajęciach i pasji włożonej w organizację, brukowce będą się rozpisywać o śmierci w domu kultury i całym tym niefortunnym skandalu. Nie mogła jej powiedzieć, że może nie będzie tak źle i może wszystko jakoś się ułoży, bo zwyczajnie nie chciała jej okłamywać. Zaylee nie była łgarzem i rzadko kiedy owijała w bawełnę, bo jeśli już kłamała, to zwykle we własnej intencji i dla swojego dobra.
Dlatego nie siląc się na zbędne słowa pocieszenia, posłała kobiecie jedynie pokrzepiający uśmiech. Na ten moment na tyle było ją stać. Już teraz wiedziała, że denat najpewniej padł jak mucha z powodu ostrego zespołu wieńcowego albo zawału mózgu. Gdyby to było morderstwo, już dawno roiłoby się tutaj od śledczych w ilości większej niż jedna marna sztuka.
Podejrzewam, że umieranie nie było w jego bingo na ten rok — wzruszyła ramionami, zaciągając się papierosem. —Ale przynajmniej nie ubabrał wam posadzki płynami surowiczymi, to jest jakiś plus.
Oczywiście, szkoda było człowieka — tak wypadało sądzić, a już na pewno tak wypadało mówić. Ale Miller, jako koronerka, widziała zbyt wiele śmierci, żeby jakakolwiek dalej wzbudzała w niej żywe emocje. W tym wypadku bardziej niż zmarłego żałowała pracy Asterii i wysiłku włożonego w coś, co powinno zakończyć się sukcesem, a zamiast tego zostanie zapamiętane jako tło tragedii.
A wiesz, że jak trup ma otwarte oczy, to wygląda tak, jakby patrzył na ciebie, niezależnie od tego, z której strony ciała stajesz? — zapytała i dopiero po chwili uświadomiła sobie, że Herschel nie mogła tego wiedzieć, bo najprawdopodobniej pierwszy raz miała do czynienia ze zwłokami, które nie widniały wyłącznie na ekranie telewizora.
Rzuciła niedopałek pod nogi, przydeptała go czubkiem buta i przeszła przez drzwi, jednocześnie zmierzając we wskazanym przez Asterię kierunku.
Wex nie jest moim asystentem — wyjaśniła, kiedy szły długim korytarzem, a odgłosy ich obcasów głucho odbijały się od betonowych ścian. — Jest praktykantem. Uczę go, jak nie być pizdą. To jego drugi tydzień, więc istnieje spora szansa, że chłopak jeszcze się wyrobi — oznajmiła i chociaż brzmiało to jak złudna nadzieja, Zaylee wyszkoliła już kilka przypadków, które dopiero co zaczynały swoją przygodę w świecie autopsji. — Jesteś pewna, że chcesz wejść tam ze mną? — zerknęła wymownie na Herschel, kiedy zbliżały się do miejsca, gdzie odnaleziono zwłoki. Wprawdzie Asteria widziała je już wcześniej, ale wcale nie było powiedziane, że chciała patrzeć na niej po raz kolejny. Sama Miller, choć pracowała w pojedynkę, nie przeszkadzała obecność osób trzecich. Przywykła do tego, że często ktoś patrzył jej na ręce, kiedy przeprowadzała wstępne oględziny.

Asteria Herschel

now a ghost member

: pn wrz 01, 2025 4:46 pm
autor: Asteria Herschel
Skrzywiła się na wspomnienie o płynach i wyobraziła sobie jakby to miało wyglądać. Właściwie to bardzo obrazowo to widziała, tylko, że zamiast twarzy umarlaka z domu kultury widziała twarz potwora sprzed trzech lat, który tropił ją jak zwierzynę i przez którego musiała porzucić życie w Vancouver nagle i bez większego planu. A ona nie lubiła przestawiać życia do góry nogami bez planów i kół ratunkowych, w razie gdyby coś poszło nie tak.

Tak — powiedziała, ale szybko pokiwała głową. — To znaczy teoretycznie, słyszałam tylko, że tak jest. Trochę to przerażające, bo te spojrzenie jest takie matowe i puste, prawda? Jak guziki pluszowej lalki — dodała, próbując to sobie wyobrazić. Nieprzyjemne ciarki przeszły przez jej ciało i pożałowała, że papieros tak szybko się wypalił.

Wex może i nie był asystentem, ale czy to właśnie nie tak traktuje się praktykantów/stażystów? Są trochę jak osobista służba, więc dla Asterii to wszystko było jedno i to samo. Nie powiedziała jednak tego na głos, tylko wzruszyła ramionami. Była jednak pod wrażeniem, że Zee wierzyła w chłopaka, bo ona myślała, że było to niemożliwe, że ten przestanie być pizdą. Wystarczyło tylko na niego spojrzeć i wiadomo było, że albo zostanie taki do końca swoich dni, albo kiedyś mu odbije i zabije kilkadziesiąt kobiet w całym regionie Ontario.

Tak, pierwszy szok już minął, nie codziennie widuje się nieboszczyka, który na dodatek nie jest twoim bliskim i nie leży w trumnie. Znaczy, tacy ludzie jak ja, nie tacy, co pracują ze zmarłymi — powiedziała i chociaż przemawiała prze nią pewność siebie, to była to tylko maska, bo w rzeczywistości wcale nie była przekonana, że był to dobry pomysł. — Chętnie zobaczę Cię w twoim naturalnym środowisku — dodała, unosząc kąciki ust w lekkim uśmiechu, chociaż być może nie powinna. Ale ponownie, robiła wszystko byle tylko nie myśleć o przeszłości i wiedziała, że dzisiejszej nocy nie zmruży oka nawet na minutę.

Po chwili Stanley magicznie pojawił się u jej boku, podając kawę w tekturowym kubeczku. Druga podał Zaylee, a Asteria przyglądała się swojemu asystencie — znaczy, stażyście — z ogromną dumą, jakby co najmniej wszedł na Kilimandżaro czy jakiś inny szczyt, a przecież przyniósł im tylko kawę. — No to jak myślisz? Dlaczego umarł? — zapytała tonem jakby oglądała film, a nie prawdziwe prawdziwe wydarzenia, w których przecież uczestniczyła. W międzyczasie musiała zerknąć na statement, który Stasio zdążył naszkicować, a który przekaże dziennikarzowi, który kręcił się w pobliżu.

zaylee miller

now a ghost member

: wt wrz 02, 2025 10:31 am
autor: zaylee miller
Porównanie oczu nieboszczyka do oczu szmacianej lalki albo pluszowego misia było całkiem trafne. Oczywiście nie zawsze zdarzało się, że denaci mieli szeroko otwarte powieki, ale zdarzało się to stosunkowo często, a na pewno częściej niż mógł to sobie wyobrazić przeciętny człowiek, który na co dzień miał niewiele wspólnego ze śmiercią.
Spojrzała na Wexlera, który stał przy ścianie, wklikując coś w swój telefon. Zaylee nie spisywała go jeszcze na straty. Co zabawne, miała pod swoimi skrzydłami znacznie gorszych patałachów niż obecny praktykant i mimo że z reguły traktowała go jak asystenta, to jednak dawała mu większe pole do popisu, pozwalając analizować ślady pośmiertne na zwłokach czy nawet rozkrajać je w prosektorium. Dzieciak musiał się uczyć, a nic takie nie zaprawiało w boju jak praktyka. Miller wychodziła z założenia, że im więcej wnętrzności wyciągniesz, tym lepiej się zahartujesz i nie będziesz potem rzygać jak kot.
Masz szczęście, że to nie była jakaś strzelanina, bo przynajmniej ominął cię widok krwi — powiedziała, przejmując od Stanley'a kubek (stanley cup hehe) i podchodząc bliżej denata. Wex tuptał za nią z neseserem i torbą wypełnioną narzędziami. — Hmm — spojrzała z góry na leżące na posadzce zwłoki mężczyzny. — Zważywszy na jego nadwagę, to pewnie cholesterol — stwierdziła, bo rzeczywiście gość był trochę przy sobie. — Ale zerknijmy na niego — mruknęła, złapała kilka łyków kawy i podała kubek Wexlerowi.
W międzyczasie zaczęła rozkładać swój sprzęt. W tym momencie głównie chodziło jej o lateksowe rękawiczki i formularz, gdzie będzie mogła wprowadzić wstępny opis. Skrupulatnie obejrzała nieboszczyka z każdej strony. Nic nie wskazywało na udział osób trzecich, nie miał też żadnych urazu w postaci ran. Jak nic facet dostał zawału i osunął się dokładnie w miejscu, w którym teraz spoczywał.
Wex? — zwróciła się do praktykanta, który warował przy niej wiernie niczym pies. — Dlaczego uważam, że to zawał?
Wexler zamyślił się, ściągając usta w wąską linię. Przykucnął przy denacie i przyjrzał mu się z bliska.
Brak urazów przemocy — zaczął i zerknął na Miller, żeby dostrzec jej reakcję, ale ta jedynie patrzyła na niego z uniesioną brwią. — Czyli zgon nagły, bez przemocy. Pozycja ciała wskazuje na brak oznak walki czy obrony. Twarz sina z grymasem bólu, dłonie zaciśnięte — wymienił skrupulatnie, ponownie zerkając na mentorkę, której mina pozostawała niewzruszona.
Trzeba wziąć pod uwagę wiek, czynniki ryzyka i wywiad rodzinny, który pewnie śledczy przeprowadzi z bliskimi, ale i tak najwięcej wyjaśni autopsja. Obstawiałaś coś innego? — spojrzała na Asterię, która zerkała na wszystko z boku, jednocześnie kombinując, co przekazać mediom, żeby wybrnąć z całej sytuacji z godnością. A wiadomo nie od dziś i nawet nie od wczoraj, że pismaki lubią koloryzować.

Asteria Herschel