Wyjeżdżając z Vancouver trzy lata temu, szukała spokoju — no, względnego spokoju. A pomimo iż minęło już czterdzieści jeden miesięcy i dwanaście dni, Asteria nie potrafiła wyzwolić się całkowicie od tego co spotkało ją w rodzinnej miejscowości.
Event w domu kultury miał być prosty i przyjemny — ot wystawa sztuki lokalnych artystów, a do tego zajęcia plastyczne dla dzieciaków. Brzmi łatwo i przyjemnie, prawda? Wszystko przebiegało jak powinno, ludzie z zainteresowaniem oglądali dzieła sztuki — od zdjęć, przez obrazy i ręcznie robione, gliniane naczynia aż po rzeźby z drewna i innych materiałów. Przyszli ludzie z różnych klas społecznych i wiekowych; przyszli dzieciaki, pełne rodziny i starsze osoby, co dawało Raven poczucie satysfakcji z własnej pracy. Nie spoczęła jednak na laurach, bo w planach miała kolejny event — tym razem koncert, dostała nawet zielone światło z góry i musiała zająć się wszystkim od podstaw. Obok niej szedł asystent, student na stażu, ale niesamowicie ogarnięty (w przeciwieństwie do asystenta Zee) i Asta świetnie się z nim dogadywała — podobnie jak ona, układał wszystko alfabetycznie, zgodnie z kolorami lub w inny, tylko im znany system.
—
Trzeba jeszcze złożyć wniosek do księgowości o zwiększenie budżetu, jeśli chcemy- — Stanley nie dokończył myśli, bo oboje usłyszeli przeraźliwy, damski krzyk. Idąc (właściwie biegnąc) w stronę źródła hałasu, okazało się, że ktoś znalazł czyjeś zwłoki, mężczyzna, na oko trzydzieści-trzydzieści pięć lat, ale Asteria nigdy nie była dobra w zgadywanie wieku (zwłaszcza u nieboszczyków).
Sparaliżowało ją, dosłownie nie mogła się poruszyć, ani otworzyć ust. Zaschło jej w gardle, a przed oczami miała zupełnie inną twarz — potwora, który nawiedzał ją w snach, przez co od trzech lat prawie w ogóle nie spała i późną nocą miewała halucynacje. Cały świat wokół zwolnił, wyciszył się, a Raven miała wrażenie jakby wyszła z własnego ciała.
I nie wiedziała ile tak stała w bezruchu; do rzeczywistości powróciła dopiero, gdy usłyszała swoje imię wymawiane przez Stanleya, który dodatkowo dźgał ją palcem w ramię. Spojrzała na niego szeroko otwartymi oczami, po czym wyciągnęła telefon i zadzwoniła po odpowiednie służby. Później wyszła na tyły budynku by zapalić papierosa, ale jeden nie wystarczył. Ręce drżały jej tak bardzo, że miała problemy z odpaleniem zapalniczki.
Kiedy wróciła do środka, na miejscu były już odpowiednie służby. Czekano tylko na koronera, policja przesłuchiwała obecnych na sali, w tym także Asteria, którą Stanley wskazał, a która nie była zbyt pomocna. Nieco rozkojarzona, zdenerwowana, po rozmowie poszła kupić sobie kawę.
Zee zauważyła od razu i kąciki jej ust uniosły się delikatnie ku górze. Na chwilę zapomniała, że w jednej z sal znaleziono martwego mężczyznę, że koronerka była tutaj służbowo, a nie prywatnie by podziwiać sztukę. Nie miało to jednak znaczenia, bo chociaż na chwilę zdołała nie myśleć o obrazach, które powracały do jej głowy, a o których usilnie starała się nie myśleć od ponad trzech lat. Na co dzień się jej to udawało — maska świetnie pasowała do jej twarzy, uśmiech miała wyuczony, rzadko kiedy traciła grunt pod nogami i cholernie wstydziła się tego, jak zareagowała na ciało, pośród ludzi, przy Stanley, przed którym zawsze była twarda. Obawiała się, że straciła w jego oczach, dlatego teraz nie mógł nawet na niego spojrzeć.
—
Zaylee — powiedziała, zatrzymując się przed znajomą, przez co stukot jej obcasów ucichł. Nieświadomie zmierzyła ją wzrokiem, na szczęście nie oceniającym, po czym nachyliła się, by pocałować ją w policzek (a właściwie to powietrze obok) i spojrzała za nią, w dal korytarza, gdzie stał jej asystent, walący pięścią w panel maszyny z ciepłymi napojami. —
Nieboszczyk jest w tamtej sali. — Odwróciła się przez ramię, gdzie wskazała odpowiedni kierunek skinieniem głowy. —
Maszyna znowu przestała działać? — zapytała, ponownie zerkając na jej asystenta, po czym przeniosła wzrok na kobietę. —
Mogę wysłać Stanleya do kawiarni niedaleko, na pewno będzie lepsza w smaku. — Wyciągnęła telefon i szybko nastukała wiadomość na telefonie, którą już po chwili wysłała. Odpowiedź dostała od razu, na co uśmiechnęła się swoim wyuczonym już gestem. —
Załatwione. A teraz chodźmy, chyba że chcesz zapalić? Ja chyba muszę, nie tak to miało wyglądać… — Być może to nieczułe i nieludzkie, ale Asteria bardziej przejmowała się wizerunkiem niż śmiercią człowieka. Swój niepokój zwaliła właśnie na to — wydarzenie się zakończyło, była tego pewna. Wątpiła, że ktokolwiek jeszcze będzie chciał przyjść na wystawę, pomimo iż ta miała trwać przez cały weekend.
zaylee miller