Strona 1 z 2

The Pinky and the Brain

: pn wrz 01, 2025 9:11 pm
autor: Evander Kross
002
The Pinky and the Brain
  Raczej początek września nie napawał żadnego nastolatka optymizmem. Jeszcze mniej kogoś, kto już powinien mieć szkołę za sobą, ale… nie miał.
  Oblana ostatnia klasa, niedopuszczenie do egzaminów było ujmą na jego honorze. Albo raczej: na honorze jego ojca. On sam mógłby po prostu mieć to gdzieś i żyć bez matury, bo przecież już niejednokrotnie ktoś udowadniał, że tak się da. Ale nie do końca to było opcją, jeśli chciało się dalej mieć dostęp do pieniędzy. I to znacznie większej ich ilości niż tyle, ile dałoby się zarobić zaczynając pracę jako ktoś bez doświadczenia i bez wykształcenia.
  Nie mówiąc już o tym, że komentarze – padające mniej więcej każdego dnia z ust jego własnego ojca - zwyczajnie napsuły mu krwi. I, nie dało się ukryć, odbierały radość z… czegokolwiek. Niby powinien już się przyzwyczaić do bycia określanym jako ktoś bez perspektyw, bez szans na osiągnięcie czegoś większego, ale… No nie potrafił.
  Nikt z ludzką psychiką by tego nie potrafił, bo nikt nie był przecież stworzony do większego lub mniejszego upokarzania i to przez kogoś, kogo powinno się nazywać ojcem.
  Jeden jedyny przedmiot, który był solą w jego oku. To znaczy, to nie tak, że ze wszystkich innych był jakiś genialny (chyba, że mowa o WF-ie, w tym był naprawdę nie do zdrapania), bo prześlizgiwał się przez ostatnie lata z klasy do klasy, zaraz po tym jak jego stopnie zapikowały w dół, tuż po śmierci jego matki.
  Ale prześlizgiwał.
  Bo nauczyciele nie chcieli podpaść jego ojcu, skoro był ministrem edukacji Ontario. Bo znali go z okresu wcześniej i starali się go po prostu przepychać, bo wiedzieli, że nie było totalnym gamoniem, tylko gdzieś po drodze się zablokował. Część z nich znała nawet powód lub po prostu się domyślała.
Ale nie nowy nauczyciel od chemii. On był inny. A przez to, że był w tak podeszłym wieku, że wszyscy zastanawiali się, jakim cudem on jeszcze żyje – to nie bał się niczego. Nawet uwalenia Evandera Krossa. Nie miał też szeroko pojętej empatii i chyba uważał, że rolą belfra nie było popychanie młodocianych w kierunku wiedzy, tylko gnębienie ich.
  A najbardziej upodobał sobie akurat jego.
  Kogoś, kogo nikt inny nie chciał ruszyć.
  Wbrew pozorom Kross nie był zadufanym sobie dupkiem, który myślał, że wszystko mu się należy, a już na pewno pozytywne stopnie i zaliczenie roku. I uwierało go to, co się stało, bo to się odbijało na atmosferze domowej.
  A przy okazji powrót przed nauczyciela, którego chyba celem było upierdolenie go, który poczuje wielką satysfakcję z tego, że mu się udało – to tez nie było najprzyjemniejsze doświadczenie.
  Zwłaszcza, że zaczęło się od kąśliwych, niezbyt komfortowych dla reszty uwag. A Kross, chociaż może według reszty trząsł szkołą, to nie był patouczniem, który nie czuł respektu do nauczycieli. I był zbyt świadom beznadziejności swojej sytuacji, aby stosować głupie odzywki.
Brew mu nawet nie drgnęła, ale to nie znaczyło, że wewnętrznie to go wcale nie ruszało. Takie podkopywanie morale.
  Finalnie nauczyciel wpadł na pomysł, aby w parach przeprowadzili jakieś kilka doświadczen chemicznych. Tyle, że te pary wybrał on sam. I nie bez komentarza, całkiem uszczypliwego, powiedział że największego głąba to on musi dla równowagi w naturze sparować z najlepszą uczennicą, więc… Tak oto skazał Zoe Avery na towarzystwo, już poznanej przez nią bezpośrednio, Evandera Krossa.
  Na tych dwóch lekcjach, jednej po drugiej. Przy jednej ławce, przy jednym projekcie.

Zoe Avery

The Pinky and the Brain

: wt wrz 02, 2025 8:56 am
autor: Zoe Avery
Lubiła szkołę. Lubiła się uczyć i przyswajać nowe rzeczy. Nie była typowym kujonem, który siedział nad książkami każdego dnia. Po prostu bardzo szybko rozumiała i łapała rzeczy. Kojarzyła, łączyła fakty i to sprawiało, że szło jej po prostu lepiej na zajęciach. Dla jednych można byłoby ją już nazwać kujonem, bo miała doskonałą średnią, jedną z najwyższych w szkole, jak nie najwyższą aktualnie, ale nie siedziała dniami i nocami przy podręcznikach, bo… miała inne obowiązki. I chociaż Harvard był jej marzeniem od lat, to musiała też pamiętać chociażby o bracie, którym się zajmowała po tym, jak matki zabrakło, a ojciec utonął w pracy.
Ale przykładała się. Musiała się starać, bo nie była geniuszem, któremu wszystko przychodziło łatwo bez pracy. Jak trzeba było, to siedziała po nocach przed zbliżającym się egzaminem czy testem, a jak czegoś nie rozumiała, to próbowała wszystkiego, aby to zmienić. Ale najwięcej jej uwagi skupiało się na przedmiotach związanych z medycyną - z tymi, które miały się jej przydać w późniejszym etapie edukacji. Biologia, chemia ogólna i organiczna, fizyka, biochemia, a nawet matematyka. Wiedziała jednak, że HMS to szkoła podyplomowa, więc najpierw musiała iść na studia undergaduate związane z naukami przyrodniczymi… ale to dalej miał być Harvard. Nie celowała w nich niżej. Harvard College oferował jej biologię, chemię czy nawet neurobiologię, więc przed medycyną, czekały ją jeszcze inne studia.
Ale szkoła była jedna. I musiała się postarać, aby się do niej dostać.
I to był jej ostatni rok, aby się wykazać. Aby pokazać, że jej zależy, że jest dobra. Miała ostatni rok, aby zdobyć odpowiednie punkty, dzięki którym wezmą jej kandydaturę pod uwagę. I chociaż nauka, jej kursy doszkalające i cała reszta aktywności była ważna, tak czasami miała wrażenie, że znajomości były ważniejsze. Ilu było ludzi na prestiżowych szkołach, którzy dostali się tam, bo mieli znanych rodziców, dziadków, wujków czy cholerą wie kogo? Kto nawet nie musiał się starać? Czy uważała to za fair? Nie. Ale czy to miało jej podcinać skrzydła? Też nie.
Ona miała sobie poradzić bez tego. A przynajmniej taką miała nadzieję.
Pierwszy dzień szkoły był powrotem do tego co doskonale znała. Nie stresowała się nigdy zajęciami, nawet niezapowiedzianymi kartkówkami. Nie miała tez problemu ze starym profesorem chemii, ale to pewnie też dlatego, że bardzo ją lubił. Tylko nie spodziewała się, że na pierwszych zajęciach we wrześniu, przyjdzie jej pracować w parze. W dodatku przydzielonej przez niego.
Gdy usłyszała z kim pracuje przez najbliższe, podwójne zajęcia, dość instynktownie powędrowała spojrzeniem do chłopaka. Może ktoś inny by się cieszył z takiego połączenia, ale ona, mając w pamięci to, co się stało w wakacje, wolałaby zostać w swojej stałej parze, z Marvinem, z którym zawsze była. Ale to podobno miało nie przejść.
Na podwójnej ławce mieli przygotowane wszystkie instrukcje, a także przedmioty oraz roztwory chemiczne, które miały być potrzebne w dzisiejszym projekcie.
Okay, mamy trzy próbki z rzeki, z różnych miejsc. Musimy ustalić co w nich jest i skąd pochodzą. — Trochę jak w CSI, tylko zamiast odcisków palców, mieli testy chemiczne. Próbki były podpisane A, B i C. Mieli też do swojej dyspozycji pestki pH, paski do akwarium, które miały wskazać ilość azotanów i twardość wody. W dodatku mieli przeprowadzić proste reakcje w probówkach, aby określić co gdzie jest, co pozwoli im połączyć kropki.
Zoe nie planowała manifestować niezadowolenia, ani wywracać oczami. Po prostu przeszła do rzeczy, czyli do tego, aby wykonać zadanie. Sięgnęła więc po kartkę, aby dość szybko rozrysować tabelę z kolumnami, a także odpowiednio podpisanymi wierszami.
Weź papierek do pH, zanurz w próbce A i powiedz jaki kolor ci wyszedł. — Bo kolory mówiły im o pH, a tam powinno być obojętne czyli w okolicy siódemki. — Z resztą zrób podobnie — powiedziała, zapisując pierwszą odpowiedź. Nie zamierzała z nim chit-chatować o pierdołach, bo przecież obydwoje wiedzieli, że raczej nie należą do tego samego środowiska. Wolała więc wykonać robotę i mieć to z głowy.

Evander Kross

The Pinky and the Brain

: śr wrz 03, 2025 1:39 pm
autor: Evander Kross
  Praca w duecie niby miała swoje plusy, zwłaszcza kiedy trafiało się na kogoś, kto mógł cię przewieźć na swoich plecach do dobrej oceny. Nie to, żeby był skończonym pasożytem przy takich sytuacjach, ale trochę był. A tu – było mu to nawet potrzebne, dlatego bez dyskusji przeszedł na miejsce obok swojej nowej koleżanki.
  Szczerze powiedziawszy, to jak przez mgłę kojarzył swoją partnerkę na dzisiejsze zajęcia. Ale to też przez to, że był w nowej klasie – bo w końcu jego rówieśnicy zakończyli już naukę, uzyskując stopnie, które im na to pozwalały. Więc dla niego wszyscy byli nowi. Nie mówiąc już o tym, że fakt, że w zasadzie każdy w szkole o nim słyszał, nie oznaczał, że on słyszał o każdym w szkole. A co dopiero pamiętać twarze i imiona.
  Dlatego przez pewien czas po prostu jej się przyglądał, gdy ona zaczynała wyznaczać kierunek ich projektowi. Była nawet ładna, to mógł przyznać – to mógł spokojnie przyznać. I oczywiście już przykleił jej łatkę pupila nauczyciela, ale ciężko było tego nie zrobić, w momencie w którym nauczyciel, który gnoi w zasadzie każdego – choć jego najbardziej – od bitego roku, nagle o kimś wypowiada się w sposób inny niż deprecjonujący.
  Ale kiedy się odezwała, coś kliknęło w jego umyśle i nagle wspomnienie, które tliło się gdzieś z tyłu jego głowy stało się tym wyraźniejsze.
   Już skojarzył twarz z wydarzeniem.
   Nie odzywał się, ale nie dlatego, że nie miał absolutnie nic do powiedzenia. Nie odzywał się, bo jego poczucie własnej wartości na tych konkretnych zajęciach zjeżdżało poniżej zera, tak jakby roboczo nie było niskie. Tylko zwykle lepiej się maskował i zakrywał to sukcesami sportowymi i bogatą osobowością. Bo miał szeroki wachlarz zainteresowań.
   Obserwował ją, kiedy zarządzała, naturalnym odruchem podążając za nią w tej całej projektowej przeprawie. Nie zamierzał się szarpać, bo aż tak głupi nie był, aby nie docenić okazji na to, żeby jak raz wypaść dobrze.
   W międzyczasie Stary Wolfgang krążył wyjątkowo często przy jej ławce, nie zapominając aby upominać Zoe, że to projekt dla pary i żeby dała się panu Krossowi wykazać, przy czym to ostatnie słowo akcentował wyjątkowo mocno i kpiąco.
   Ktoś tu nie miał lekko u niego. Nawet jeśli miał opinię kosy, to dość szybko dało się zauważyć, że miał też ulubioną ofiarę.
   Usłyszał zadanie jakie mu przydzieliła – na pozór brzmiało prosto, bo przecież co to za filozofia, aby sprawdzić pH próbki. Tylko właśnie problematyczna była druga część jego zadania.
   Nie mówiąc jednak nic, sięgnął po potrzebne mu przedmioty, aby wykonać poleconą mu czynność od A do Z. Nie było to przecież zaraz takie pracochłonne i nie wymagało wysokiego IQ.
  Przez chwilę przyglądał się zanurzonemu wcześniej papierkowi, w dodatku z taką namiętnością, jakby faktycznie określenie koloru było jakimś niesamowicie trudnym zadaniem. I pewnie się nie spodziewała, że dla niego faktycznie mogło być. Nieco skonsternowany, ale na pewno nie mniej zaangażowany w projekt, w końcu zawyrokował:
  — Szary — odpowiedział. Wiedział doskonale, że najprawdopodobniej nie była to dobra odpowiedź. Tak na dziewięćdziesiąt dziewięć procent, świadomy swojego zaburzenia. Ale to nie zmieniało faktu, że mógł trochę, hehe, pośmieszkować z tego tematu. Potrollować swoją koleżankę, tak naprawdę ciekaw jej reakcji. Bo były różne. — Ale raczej taki jasnoszary — dodał, przyglądając się jeszcze uważniej papierkowi.
  No debil, no? Zwykłego koloru nie umie normalnie nazwać? Daltonista jakiś czy coś?

Zoe Avery

The Pinky and the Brain

: śr wrz 03, 2025 8:29 pm
autor: Zoe Avery
Z jednej strony była świadoma, że mógł jej nawet nie kojarzyć, bo była pewnie zaledwie krótkim, nic nie znaczącym epizodem w jego życiu, który się gdzieś tam przewinął. Że była kolejną wyśmianą osobą, która była na językach grupki jego kumpli przez jakiś czas. Tak jak on oberwał z rzygów jej przyjaciela, tak on oberwał z szejka jego dziewczyny. Można byłoby więc powiedzieć, że byli kwita, ale wiadomo jak to bywało w życiu. Niemniej nie rozwodziła się nad tym zdarzeniem dłużej niż musiała.
Miała ważniejsze rzeczy do zrobienia w wakacje, niż myślenie o Krossie i jego świcie.
Faktem jednak było, że znała go cała szkoła. Ci, co już z niej odeszli, ale także ci, co w niej jeszcze byli, a także ci, co dopiero do niej dołączyli na pierwszym roku. To było takie środowisko, że musiało się znać każdego, kto się liczył, a on… no się liczył. Dlatego miał sporo lizusów i frajerów, którzy robili rzeczy, aby się przymilić grupce jego znajomych. Tylko jeśli teraz większość z nich odeszła, bo skończyła szkołę, to czy ktoś mu został?
Kto wie, może miał też przy sobie młodsze roczniki i ktoś mu został? A jeśli nie, to z jego charakterem oraz reputacją, bardzo szybko zbuduje sobie nową świtę, która będzie z nim utożsamiana. A do tego zapewne będą duże kolejki.
Skupiała się dzisiaj jednak głównie na zadaniu. Na projekcie, który chciała wykonać dobrze i dokładnie, jak wszystko, gdy chodziło o szkołę. Wystarczyły tylko te dwie lekcje i będzie po wszystkim. Może nawet jej drogi kolega jej nieco pomoże i przejdą przez to bez większych problemów? A przynajmniej taką miała nadzieję.
Nie spodziewała się tylko tego, co faktycznie miało się okazać.
Sięgnęła długopisem do odpowiednich tabelek, aby zapisać odpowiedź.
Szary.
Sza…
Co? — przerwała pisanie pierwszej litery i podniosła głowę, aby na niego spojrzeć z zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. Zaraz jednak spojrzała na pasek, który ewidentnie wskazywał kolor zielony, a potem z powrotem na niego. — Nie znasz się na kolorach czy po prostu robisz sobie ze mnie jaja? — Bo… no mogła go o to podejrzewać. Wiadomym było, że to śmieszek, a dokładniej, że lubi sobie robić żarty z innych, a na pewno jego super grupa znajomych za tym przepadała. Często można przecież było zobaczyć jak na szkolnych korytarzach robią sobie z kogoś śmieszki, nękają czy zamykają w szafkach, bo uważali to za „zabawne”.
Normalnie nie miała kija w dupie, ale z nim nie chciała specjalnie się spoufalać, bo to nie był jej typ człowieka.
Bo jeśli to drugie, to mnie to nie bawi. — Ale wychodzisz na sztywniarę, Zoe. A ty po prostu za nim nie przepadałaś i myślałaś, że robi sobie z ciebie jaja.
Skąd mogłaś wiedzieć, że kolega faktycznie nie widzi barw? To było przecież prawie niemożliwe, a na pewno bardzo rzadkie. Kto by się spodziewał, że ktoś taki jak on, ma jednak jakąś… niedoskonałość. Poza oblaniem roku, irytującą osobowością i paskudnymi znajomymi.

Evander Kross

The Pinky and the Brain

: czw wrz 04, 2025 7:11 am
autor: Evander Kross
  Zareagowała w taki sposób, jak spodziewał się, że zareaguje. Zresztą, nie było to trudne do przewidzenia, skoro zrzucił na nią odpowiedź inną niż oczywista i to bez żadnego więcej kontekstu. Więc – zareagowała tak, jak myślał, że zareaguje. Początkowym szokiem i późniejszym niedowierzaniem.
  Tylko nie spodziewał się, że go nie zwyzywa od dzbanów i nie zacznie go znowu umoralniać.
  — Szary — powtórzył na jej co, dość odruchowo, w dodatku tonem, jakby miało w tym nie być absolutnie nic dziwnego. Jakby to była najnormalniejsza rzecz na całej ziemi.
  Nie uważał tego za żart, chociaż na gębie miał uśmiech, który mógł stanowić co innego. Z drugiej strony – nie był on ani kpiąc, ani prześmiewczy, ani nawet protekcjonalny. Ot, delikatnie po prostu rozbawiony. Zamiast jednak suszyć się bez większego kontekstu, w końcu podjął:
  — Nie widzę kolorów — odpowiedział w końcu spokojnie, wzrok mając niezmiennie utkwiony w niej. I znów – mówił, jakby to tez było normalne, żaden wielki ewenement. — To znaczy – widzę, ale nie umiem ich ani nazwać, ani rozpoznać. — Bo to była zasadnicza różnica. Chodziło o to, że jego zmysł wzroku był absolutnie poprawnie funkcjonujący. Jego oczy były zdrowe, a niemożliwość rozpoznania kolorów brała się ze zwykłego zaburzenia. Jego mózg nie potrafił zinterpretować informacji o barwach, które miał dzięki zmysłowi wzroku. Inne niż daltonizm, a jeszcze bardziej hardkorowe niż anomia barw. Chociaż to ostatnie też wiązało się z tym samym mechanizmem.
  — Więc skoro pytasz jaki kolor widzę, to odpowiadam ci, że dla mnie to szary. — I proszę, już się o nim czegoś dowiedziała, na pewno bardzo było jej to potrzebne.
  Nieczęsto się pewnie spotykało kogoś z daltonizmem, jeszcze rzadziej z jego przypadłością – chociaż pewnie dla wielu ludzi to było po prostu to samo, bo nie potrafiło się nazwać kolorów. Niemniej z medycznego punktu widzenia to były znacznie różniące się przypadki.
  Nie mówiąc już o tym, że daltonizm chyba w większości postaci jakieś kolory pozwalał widzieć, w jego przypadku to była ledwie czerń i biel. No i skala szarości. Więc trochę… smutno. I szaro.
  — Ale spoko, Stary tego nie uznaje. — Wzruszył ramionami, niby od niechcenia. — Odpowiedzi szary też nie uznaje. — Nawet jeśli była szczera. Mężczyzna był po prostu ta stary i tak przekonany o tym, że dzisiejsza młodzież to same nieroby i oszuści, że nawet kiedy mu tłumaczył po zajęciach, że on zwyczajnie nie jest w stanie rozpoznać kolorów, to zwyczajnie go wyśmiał. I żadne zaświadczenie od lekarza go nie przekonywało, bo przecież mógł je sfałszować oraz co to za problem wyrobić sobie szpitalną pieczątkę.
  A Kross nie był głupi i nie skarżył na niego nikomu, bo tylko zacisnąłby tę pętlę, utkaną przez belfra, na swojej szyi.
  — W każdym razie, raczej wypadałoby mi zmienić przydział. Nie wiem tylko, czy znajdziesz coś równie na poziomie debila z przedszkola, jak maczanie papierków w próbkach z wodą. — Nie mówił tego z przekąsem, ani z uszczypliwością. Ale dawał znać, że zauważył i widział jej taktykę, w której ona dawała mu coś banalnie prostego, podczas gdy sama robiła… wszystko inne.
  Nawet nie mógł się jej dziwić, ani mieć za złe, że traktowała go jako ograniczonego umysłowego, bo też jako takiego przedstawiał go przed nową klasą Stary Wolfgang. No i też sam wiedział, że nie miał szczególnego talentu do chemii, bo jej nie rozumiał. Bo nie potrafił się skupić od pewnego czasu. Ale to akurat nikogo nie interesowało.

Zoe Avery

The Pinky and the Brain

: sob wrz 06, 2025 12:00 pm
autor: Zoe Avery
Nie widzę kolorów.
Jak to? — wyrwało jej się, zanim zrozumiała jak… głupie pytanie to było. W końcu wiedziała, że są różne zaburzenia, chociażby jak popularny daltonizm, ale chyba nie spodziewała się, że jej nowy partner laboratoryjny faktycznie nie będzie potrafił rozpoznać podstawowych kolorów. I generalnie - jakichkolwiek kolorów. No ale z drugiej strony, praktycznie w ogóle go nie znała, więc skąd mogła wiedzieć o nim taki szczegół.
Zwłaszcza, że początkowo myślała, że naprawdę żartował.
Ty mówisz poważnie — powiedziała, zerkając raz jeszcze na papierek z kolorem, po czym na niego. Oczywiście mógł świetnie udawać, ale z drugiej strony, nie byłoby to dla niego korzystne w tej sytuacji. Chociaż, nie wiedziała też w zasadzie czy te zajęcia jakkolwiek go obchodzą, bo skoro nie zdał raz, to dalej mógł mieć po prostu wyjebane, prawda?
Mogła jedynie uznać, że chciał jednak w końcu skończyć szkołę. Albo te zajęcia.
Ale, widzisz normalnie wszystkie odcienie, tylko ich nie nazywasz? — dopytała, chcąc to lepiej zrozumieć, bo chociaż irytował ją samą swoją osobą, to jednak zjawisko jakie prezentował było interesujące, a ona lubiła dowiadywać się o nowych rzeczach. A osoby z taką przypadłością jeszcze nie poznała. Znaczy, znała go wcześniej, ale raczej nie chciała mieć z nim nic do czynienia. On z nią raczej też nie, bo jak dało się zauważyć, byli z dwóch, zupełnie różnych światów.
Widzisz, Zoe? Wystarczyło trochę pogadać z chłopakiem i poznajesz ciekawe przypadki.
Nie skomentowała jego wzmianki o ojcu.
— Profesora Wolfganga zwykle interesuje głównie twoje zaangażowanie. — Chociaż i tak ciężko było go zachwycić, bo był bardzo wymagający. W zasadzie nie znała bardziej ambitnego człowieka, albo raczej, człowieka szukającego ambitnych uczniów, którzy mogliby go zaskoczyć. — Ale jest dość... wymagający, to trzeba przyznać. — Bo nawet ona potrafiła mieć problemy i żadne "wymówki", że musiała odebrać brata czy nie miała po prostu czasu, nie wchodziły w grę. Mężczyzna uznawał przede wszystkim perfekcję i lubił jak komuś zależało na odpowiednich stopniach. A Zoe była bardzo ambitna i chemia też ją bardzo interesowała. To było jak dla niego doskonałe połączenie, jak widać.
Przez to też miała trochę przejebane jako "pupilka profesora".
Brew jej lekko drgnęła wyżej, gdy stwierdził, że daje mu zadania na poziomie debila z przedszkola. Z jednej strony - faktycznie dawała mu mniej skomplikowane zadanie, ale z drugiej strony, dzisiejsze doświadczenie też nie miało w sobie nic ciężkiego. Przynajmniej według niej.
Na tym polega zadanie. Możesz albo robić część praktyczną, albo zapisywać odpowiedzi. — Tak jak ona. Rozpisała tabelkę i miała tam pozapisywać odpowiedzi, które miał jej podawać po wykonanej czynności. W chemicznych projektach, zwłaszcza w liceum, nie robili zbyt ekstremalnych rzeczy, aby przypadkiem dzieciaki nie wpadły na… głupie pomysły, co jest częstym zjawiskiem w szkołach. Więc tu wystarczało wkładać paski do pH czy mieszać ze sobą różne roztwory. Zresztą… taka właśnie była chemia. Chociaż czasem bywały wybuchy, niekoniecznie kontrolowane.
Odłożyła długopis i położyła go na kartce z tabelką, którą przesunęła po blacie w jego kierunku.
W takim razie masz, pisz — powiedziała, samej sięgając do papierków — W tej pierwszej próbce był kolor zielony. — Czyli pH obojętne. Nawet mieli skalę z kolorami obok oraz co to oznacza.
Wzięła kolejne próbki i wsadzała do nich papierki, aby niewiele później podawać mu kolory, które wychodziły. Czy jak nie umiał ich nazwać, to znaczyło też, że nie umiał powiedzieć czy środowisko jest obojętne, zasadowe czy kwaśne? Jak nie, to Zoe mu podpowiadała.
W kolejnej próbie należało trzymać pasek na azotany i powiedzieć czy powstaje osad - również mało angażujące i ciekawe, ale pewnie pan profesor nie chciał, aby ktoś się zabił podczas jego zajęć. W dodatku na pierwszych w tym roku.
Teraz sprawdzimy azotany, bo one nam powiedzą czy woda jest od rolników. — A dzięki temu będą mogli lepiej oznaczyć próbki i dojdą która woda jest skąd. — Wiesz czemu? — spytała dość instynktownie, ale to nie dlatego, aby go sprawdzić czy cokolwiek wie, ale dlatego aby rozumiał co i dlaczego robią, w razie jakby profesor go o to zapytał, bo… no nie dało się nie zauważyć, że trochę się na niego uwziął. A skoro pracowali w grupie, to wolała się upewnić, że grupowo dobrze wypadną.
Odliczaj dziesięć sekund, chyba że chcesz wsadzać paski, aby nie było, że odbieram ci radość z chemii. — Tak, Zoe, Evan to wygląda jakby kochał chemię całym sercem, dlatego właśnie został specjalnie dla niej na kolejny rok w liceum.


Evander Kross

The Pinky and the Brain

: sob wrz 06, 2025 8:29 pm
autor: Evander Kross
   Ale, widzisz normalnie wszystkie odcienie, tylko ich nie nazywasz?
  — Yyyy — zmarszczył czoło, zastanawiając się nad jej pytaniem. Tak na dobrą sprawę to ciężko powiedzieć czy widział normalnie, bo w jego umyśle nie było to normalne. — Według lekarzy widzę je normalnie, całą gamę barw, ale nie rozpoznaję ich i nie odczytuję normalnie, więc tak naprawdę ja widzę czerń i biel. I to pomiędzy. I to ponoć nie kwestia tego, że mam uszkodzone oczy tylko to kwestia tego, że mój mózg jest jednak trochę pierdolnięty i nie rozumie tego, co widzi. — No i to całkiem proste wytłumaczenie. Znaczy brzmiało prosto, ale z pojęciem tego mogło tak nie być. W zasadzie jak z większością zaburzeń, tylko to chyba nie było aż tak skomplikowane.
  Po prostu tyle, że nie rozpoznawał kolorów, więc w jego umyśle królowała skala szarości. A fizycznie był przecież zdrowy.
  To było mocno upierdliwe. Z drugiej strony – to było coś, z czym żył od początku, więc – trochę jak Renoir – nie wiedział, co tak naprawdę tracił. Znów mógł tylko czytać o tym (ale on nie czytał za wiele). Znów mógł znać teorię, ale praktycznie? Poza tym – jak komuś, kto nie widział nigdy kolorów opisać jakikolwiek z nich? Tak, aby zrozumiał i potrafił sobie wyobrazić to.
  Chyba to jeszcze bardziej skomplikowane, niż wyjaśnianie tego, jak się czuje emocje, jeśli nie jest się zaburzonym.
  Niby dało się z tym żyć, ale faktycznie upierdliwe. Zwłaszcza na boisku, kiedy swoich nierzadko rozpoznawało się po kolorze strojów futbolowych. A bo to raz na początku, zanim wypracował swoją metodę, podał do złej osoby?
  Jak usłyszał jej komentarz odnośnie nauczyciela, to w sumie… W sumie no.
  — Ta — odpowiedział, nie ciągnąc tematu. Nie zamierzał podejmować dyskusji z kimś, kto najwyraźniej bronił nauczyciela i był jego pupilem, bo miał wrażenie, że nie dogadaliby się. Pewnie nawet gdyby jej pokazał kartkówki czy testy, gdzie dostawał soczyste zero punktów za wskazanie złego koloru w wyniku doświadczenia, to i tak by go broniła.
  Kujonica.
  Nie dyskutował zbytnio. Może i mógłby rzucić uszczypliwy komentarz, że to całkiem śmiałe, że zakłada, że umie pisać – skoro już uważał, że daje mu do roboty to, co najłatwiejsze i czego nie da się spieprzyć, ale nie powiedział nic. Nawet nie mógł jej winić, że prawdopodobnie bierze go za debila, bo przecież powtarzał klasę. Plus – Stary Wolfgang to oficjalnie i otwarcie wypowiadał się o nim jak o debilu, więc nie byłoby dziwne, żeby jego oblubienica zaakceptowała bezdyskusyjnie jego narrację.
  Zapisał słowo zielony tak naprawdę nie wiedząc, co zapisuje. To trochę jak wpisywanie słowa w obcym języku, którego znaczenia się nie znało.
    Wiesz czemu?
  — Bo je grzecznie zapytamy? — odpowiedział, jakże inteligentnie i jeszcze mniej zabawnie. Nie wiedział czemu, bo nie przykładał się do nauki. Nie potrafił. Nie dlatego, że nie chciał i miał wylane, ale głównie przez to, że zajmował głowę innymi rzeczami. Jak się uczył, to za dużo myślał. A jak za dużo myślał i bodźce się nie zmieniały, to za dużo wspominał. A jak za dużo wspominał, to znowu dostawał zjazdu.
  I robiło się przykro.
  — Jedno i drugie brzmi wyjątkowo zajmujące — odpowiedział, nie odnosząc się do wspomnianej radości z chemii. Może jakąkolwiek by miał, gdyby lekcje nie wyglądały jak klub bullyingu założony przez nauczyciela przeciwko niemu. Nie dziwne, że potem musiał odreagować, nie? I odzyskać utracone i odebrane przez nauczyciela poczucie kontroli nad sytuacją.
  — Traktuj mnie jak Sima, więc jak wolisz — powiedział, ale bez wyrzutu w głosie. Wolał mieć po prostu za sobą cały ten projekt, czując przy okazji wzrok Wolfganga na sobie. Miał wrażenie, że był znacznie częściej obserwowany niż reszta, ale… to nie powinno go dziwić.
Zoe Avery

The Pinky and the Brain

: sob wrz 06, 2025 9:50 pm
autor: Zoe Avery
Oh, okay. To trochę tak, jakby ktoś mówił do ciebie w obcym języku. Słyszysz dźwięki, ale nie wiesz, co znaczą — powiedziała, próbując plus-minus to sobie wyobrazić. Trochę to było abstrakcyjne dla niej, jako osoby, która widziała wszystkie kolory, no bo to znaczyło, że widział świat przede wszystkim w szarościach. Że jego oczy widziały dobrze, ale mózg nie przetwarzał informacji, które dostawał. To było ciekawe zjawisko, chociaż nie mogła sobie też wyobrazić jak to było nie widzieć kolorów, a same odcienie szarości.
Nie zamierzała gadać na profesora, bo chociaż był wymagający, to jednak jej za skórę specjalnie nie zalazł. Często ją doceniał, chwalił i wysyłał na kolejne olimpiady, chcąc przy tym też chyba podbudować samego siebie, gdy przynosiła kolejne trofea. Nie dało się jednak nie zauważyć jak traktował pierwszego dnia jej nowego kolegę, chociaż kolega to wiele powiedziane. W każdym razie, nawet jeśli za nim specjalnie nie przepadała, to nie lubiła patrzeć na gnębienie innych ludzi. Niezależnie kto był dręczycielem.
Miała co prawda szacunek do nauczycieli, ale wszystko miało swoje granice.
Nie wiedziała o nim w zasadzie nic, poza tym, o czym mówili w szkole. Osobiście go nie poznała, plus była rok niżej i nie mieli razem żadnej lekcji. Nie wiedziała czy był faktycznie zdolny, ale leniwy, czy jednak po prostu w dupie miał wszystko, w tym szkołę. Bo skoro powtarzał rok, to raczej nie dlatego, że był tak dobry, że szkoła nie chciała wypuścić go ze szkolnych murów.
Bo je grzecznie zapytamy?
Żartowniś jej się trafił do pary. Fantastycznie.
Nie — odpowiedziała, wzdychając ciężej pod nosem. Nic dziwnego, że Wolfgang się do niego przypierdalał, skoro miał takie podejście - olewające. Stary Profesor nienawidził cwaniaczków, którzy myśleli, że mogli wszystko zdobyć na dobrą gadkę i mordę. Słyszała jak często komentował pod nosem różne zachowania uczniów i jak podkreślał, że ważna jest ciężka praca, więc… mogła się domyślać dlaczego wybrał sobie Krossa na cel.
Może chciał mu coś udowodnić, a może po prostu był złośliwy.
Traktuj mnie jak Sima, więc jak wolisz.
Tak byłoby dla niej najwygodniej, ale…
Skoro aktualnie pracujemy w grupie, to będę cię traktować jak członka drużyny. Sam grasz w drużynie, więc raczej wiesz, że tam się sobie pomaga — powiedziała, wkładając papierek do pierwszej probówki. — I od tego zależy wynik końcowy. — Całej drużyny, w tym jej. Skoro sam grał, to powinien wiedzieć jak ważna była gra zespołowa. Chociaż domyślała się, że Wolfgang prędzej by ją pochwalił, a jemu by powiedział, że zjebał, niż skazał także ją na jakąś karę za zjebanie projektu. Albo złą ocenę.
Ale chciała Krossowi pomóc. Nawet jeśli o tą pomoc nie prosił.
Rolnicy używają nawozów, żeby rośliny szybciej rosły. W nawozach są takie związki jak azotany, a to forma azotu, którą rośliny wciągają jak jedzenie. Problem w tym, że kiedy pada deszcz, część tych azotanów spływa z pola do rzeki czy studni. I wtedy w wodzie robi się ich dużo więcej niż normalnie — zaczęła wyjaśniać, a gdy wyciągnęła pasek, ten zmienił kolor, chociaż tego również nie widział. Musiał jej zaufać na słowo. — Jak pasek zrobił się różowy przy próbce B, to znaczy, że ta woda ma dużo azotanów. Czyli to pewnie woda z pola. W kranówce nie powinno być ich dużo, bo wodociągi filtrują. W czystej rzece też raczej jest mało. Ale jeśli widzimy wysoki poziom azotanów i jeszcze lekko kwaśne pH, to wiemy, że to rolnictwo — dodała, chociaż pewnie mało co go to interesowało. Zwłaszcza, że nie mógł odróżnić kolorów, ale chociaż mógł znać teorię.
Odłożyła pasek przy probówce, kierując na niego spojrzenie.
Rozumiesz? Bo zgaduję, że profesor Wolfgang cię o to zapyta — powiedziała nieco ciszej, zerkając krótko w kierunku profesora, który jak raz spoglądał w kierunku kogoś innego. — To początek roku. Warto już zacząć łapać dodatkowe punkty i nie dać się zagiąć. — Bo domyślała się, że jak będzie pytać o projekt, to przede wszystkim będzie zadawać pytania Krossowi, a nie jej, aby sprawdzić co on wyniósł z tych zajęć. Dlatego tłumaczyła mu co się bierze z czego, aby wiedzieć jak się bronić, kiedy profesor zacznie go pytać.

Evander Kross

The Pinky and the Brain

: pn wrz 08, 2025 8:04 am
autor: Evander Kross
  Nie odpowiedział, ale gdzieś wewnętrznie przyznał jej rację. Prawdopodobnie można było to tak porównać, jak to przedstawiała. Ciężko było się postawić w jej sytuacji czy nawet sytuacji kogokolwiek, kto musiałby sobie jedynie wyobrazić o co chodzi, ale to już nie jego brocha, by faktycznie rozwałkowywać temat. Zresztą… taki kujon jak ona, pupilek nauczyciela, prawdopodobnie ogarniała znacznie więcej. A na pewno więcej niż taka Maldita, która pewnie do tej pory nie ogarnia, pomimo objaśnień, że Kross nie widzi kolorów i pyta go czy ma kupić ten czy tamten kolor bluzki.
  Słysząc jej reakcję, jej wielce umęczone westchnięcie na jego odpowiedź, musiał przyznać przed samą sobą, że całkiem podobna jest do swojego, najwyraźniej, idola. Do Wolfganga. I nie chodziło o brak poczucia humoru, bo sam był zdania, że ten dowcip był bardzo kiepski – a w zasadzie nie miał być nawet zabawny. Tylko bardziej o tego kija w dupie i ewidentną tendencję do szybkiego załamywania się nim.
  A on po prostu nie wiedział. Skoro pytała czy wie czemu to jej zasygnalizował przecież, że no nie bardzo. Lepiej było rzucić nieśmiesznym, niezdarnym żartem, niż przyznać się przed obcą osobą, że się nie ogarniało.
  Jak usłyszał jednak jej odpowiedź na sugestię, aby dyrygowała nim, tak po prostu, to jego łuk brwiowy aż podskoczył na chwilę w reakcji.
  Sportsmenka mu się trafiła.
  — Chyba pomyliło ci się pojęcie drużyny sportowej z harcerską. — Ciekawe co ona mogła wiedzieć o drużynach sportowych i o tym, jak funkcjonowało to od wewnątrz, skoro nawet nie była w żadnej z nich. Przynajmniej on o tym nie wiedział. Ale sam miał inne zdanie, tam nie chodziło o pomaganie sobie nawzajem, tam chodziło o to, aby każdy robił to, co ma przydzielone według strategii. A jak ktoś zjebał, to nie dostawał pocieszającego klepania po plecach, tylko opierdol i krzywe spojrzenia.
  Z tym by się pewnie zgadzało, bo jeśli by zjebał w parze z kujonką, to dostałby tez krzywe spojrzenie.
  I niby jej słuchał, bo to nie tak, że nie próbował czy że mu nie zależało na tym, aby cokolwiek wynieść z tych zajęć, ale mogła mu tłumaczyć – tyle, że jej słowa dosłownie przelatywały przez jego czaszkę, bo niczego nie zapamiętywał. I to nie dlatego, że tak sobie postanowił. Po prostu – tak było. I nie potrafił powiedzieć dlaczego, ale jego umysł nie przyswajał informacji.
  Nie w takiej formie.
  — Mhm — odmruknął, jakby nieszczególnie jednak zainteresowany. No i dzięki temu wypadał na takiego, który w dupie miał naukę. Prawda byłą zgoła inna, ale prawdy to pewnie sam nawet nie rozumiał, więc co dopiero ktoś, kto był przy nim z przymusu.
  Niech sobie sama łapie dodatkowe punkty, jak jest taka mądra. Dosłownie i w przenośni. On raczej miał już to poczucie beznadziei i tego, że z facetem nie wygra. Dziad przecież upierdalał mu punkty na kartkówkach za to, że kolorów nie poznawał, więc raczej nie sądził, że zajdzie jakakolwiek przemiana.
  A jeśli jakimś cudem przyswoi materiał do odpowiedzi, to przecież nic nie stoi na drodze belfrowi, żeby zadawać mu takie pytania, przy których Kross w ogóle zapomni o czym rozmawiają.
  — Dobra, miejmy to za sobą, ty nie potrzebujesz mi tego tłumaczyć. Robota ma być zrobiona i tyle. — On akurat już dawno się poddał (a to przecież dopiero początek roku szkolnego i powinien walczyć jak lew). Ale nie było co się dziwić, że po takim powitaniu i „mowie motywacyjnej” ze strony belfra na samym początku, to każdemu by się odechciało na jego miejscu.
  No chyba, że przemądrzałej koleżance, która w innym wcieleniu to pewnie jeszcze z typem romans miała.
Zoe Avery

The Pinky and the Brain

: pn wrz 08, 2025 11:29 am
autor: Zoe Avery
Może za bardzo chciała mu w pewien sposób pomóc, a może po prostu się naprzykrzała, kiedy o tę pomoc nikt nie prosił. Z jednej strony powinna się skupić przede wszystkim na sobie, na tym, aby dobrze wypaść, ale jak już z kimś pracowała, to dbała o dobro całego „zespołu” i tak już po prostu miała, niezależnie z kim pracowała. Bo jeśli przyjdzie do wystąpienia, gdzie profesor będzie chciał usłyszeć od grupy co wyszło z czego, to wolała, aby każdy wiedział co tu się robiło, a nie tylko ona. Może miała syndrom Matki Teresy, a może po prostu lubiła, jak to „kujon” dobrze wypadać na zajęciach. Gorzej tylko, jeśli ktoś miał to gdzieś.
Bo na tym etapie nawet nie wiedziała, że jego mózg mógł pracować inaczej.
Harcerska też może być. To co wy w ogóle nie gracie drużynowo? — rzuciła, zerkając na niego z lekko uniesioną brwią. Może i nie była naczelnym sportowcem, ale myślała, że w grach drużynowych chodziło o… no, drużynę. O to, aby się zgrali, aby działali wspólnie, a nie każdy sobie, bo wtedy zwykle wychodził z tego chaos. Nie na tym to miało polegać?
Może nie mądruj się Zoe w temacie, którego nie znasz.
Mądrowała się za to gdy chodziło o chemię i jak mu tłumaczyła, to zerkała co jakiś czas na jego twarz, aby zobaczyć czy coś przyswajał, czy wolał jednak, aby zamknęła mordę i po prostu odwaliła całe doświadczenie, skoro lekcja niedługo miała się kończyć… a po niej miała nadejść druga, gdzie całe to chemiczne dochodzenie mieli już kończyć.
I nie wyglądał, jakby to, co mówiła w jakikolwiek sposób do niego dochodziło.
Świata nie zbawisz, Zoe. Zwłaszcza jeśli nie wiesz na jakich zasadach funkcjonuje, bo przecież nie tak jak ty. Z jednej strony jednak wiedziała, że mógł mieć spore trudności, kiedy chodziło o kolory i ewentualne nazewnictwo, jak chodziło o roztwory, ale chemia nie opierała się tylko na tym. To nie zajęcia ze sztuki. Było tu dużo liczenia, wzorów chemicznych, rozpisywania i faktów, które po prostu należało przyswoić. Nie musiał znać kolorów, aby wiedzieć, że coś wychodzi z czegoś, nie? Chociaż pewnie samo wyobrażenie mogło temu jakoś pomóc.
Gdy się odezwał, trochę ta chęć tłumaczenia jej zwyczajnie opadła, bo wychodziło na to, że starała się bez sensu. Odbierała to jako „zamknij się, zróbmy to i skończmy te lekcje”. Nie przekona kogoś, kto nie chciał być przekonany, a skoro ona miała się wykazać większym zaangażowaniem… to byłaby to po prostu strata jej czasu i głosu.
Jak wolisz — odpowiedziała krótko, po czym wróciła do kolejnych papierków z osadu, aby mógł wszystkie wyniki pozapisywać na przygotowanej wcześniej tabelce. Już też nie wychodziła przed szereg i większych rzeczy nie tłumaczyła, tylko trochę myślała na głos, podsumowując co wychodzi z czego i dlaczego, aby też samej to zrozumieć. I aby mógł co nieco zapisać. Angażowała go też w projekt, aby mógł zrobić większość rzeczy, co by nie było, że traktuje go jak „przygłupa”. Co prawda nie było tu nic widowiskowego, poza łączeniem faktów, ale przynajmniej nie ograniczała go do samego pisania.
Druga lekcja minęła podobnie. W trakcie przerwy Zoe jeszcze przewertowała ze dwie książki, aby mieć pewność co do swoich wyników oraz aby porównać poszczególne próbki. Nie wyszła też z pracowni, bo jak już złapała hiperfokus, to wolała z tego nie wychodzić. Chociaż jej kolega, Marvin, zaczepił ją, aby dopytać jak się pracuje z nowym kolegą. Zoe jednak ograniczała się do zwykłego „normalnie”, nie mówiąc nic więcej. Przynajmniej nie teraz.
I kiedy projekt miał już uchodzić za zakończony, a wyniki miały być zapisane w tabelce, wraz z całym podsumowaniem, które mu podyktowała, okazało się, że skończyli jako pierwsi z klasy. Niektóre grupy jeszcze były na poprzednich etapach lub nieco się gubiły w swoich obliczeniach oraz wnioskach.
To chyba wszystko. — Na pewno wszystko. — Plus-minus ogarniasz? — spytała, chociaż nie spodziewała się jakiejś innej odpowiedzi poza „,mhm” czy „whatever”.


Evander Kross