You drew stars around my scars, but now I'm bleedin'
: śr wrz 03, 2025 11:22 pm
Co ona do jasnej cholery tu robiła?
Cechą charakteru, którą można było jej przypisać niemalże od razu było to, że Daisy z a w s z e pamiętała o osobach na których jej zależało. Troszczyła się i dbała o relacje, nawet jeśli ten nieprzyjemny głos w jej głowie uparcie — ilekroć padało jego imię przypominał jej, że nie p o w i n n a. Właściwie, to każdą trzeźwo myślącą komórką swojego ciała wiedziała, że już dawno powinna pozwolić mu odejść… Żal ściskał jej serce, ból niejednokrotnie uderzał z każdym kolejnym, coraz bardziej świadomym oddechem, bo nie było i c h. Niekiedy, nawet te najpiękniejsze, z pozoru najczystsze historie miłosne dobiegały końca. A okrutnie samolubnym z jej strony było dalsze trzymanie go w swoim życiu. Żywy obraz przyszłości, której pragnęła, marzeń, których nie udało się spełnić, uczuć, które musiała w sobie zatrzymać, próbować zdusić, gdy tak desperacko próbowały wydostać się na zewnątrz.
Byli przeszłością…
A jednak tkwili splątani w teraźniejszości i ona — z małym tortem, który specjalnie dla niego upiekła, który z wielką czułością przygotowywała mu co roku, gdy byli razem i nawet rok temu — gdy przekazała mu to przez wspólnego znajomego, bo tak krótko po rozstaniu nie była w stanie kontrolować się — nie okazywać tęsknoty i ciągle tlących się w jej środku uczuć — ale zawsze pamiętała. Nie powinna i tą decyzję wcale łatwo nie było jej podjąć, gdy trzymając kolejnej nieprzespanej nocy swoją małą siostrzenicę w ramionach tak uderzało ją, że ż y c i e właśnie się zmieniło. Zbyt szybko, zbyt brutalnie, a ona nie miała najmniejszego prawa wymagać od niego tak dużej zmiany. Była pogubiona, chcąc dobrze, kierując się naprawdę szczerymi intencjami złamała swoje własne serce i teraz stała przed domem dawnej miłości myśląc tylko o tym, jak bardzo chciała by to w s z y s t k o zupełnie inaczej wyglądało, jak trudnym zadaniem okazało się być przyjaciółką i jak bardzo zagłuszała swój własny rozsądek, bo Laurie też powinien mieć szansę by ruszyć do przodu, a ona mu jej nie dawała.
— Wszystkiego najlepszego! — przywitała go z uśmiechem, gdy otworzył drzwi. Zapowiedziała się, na tyle na ile krótką wiadomość ”jeśli jesteś w domu, to w nim zostań, bo jadę do Ciebie” można było nazwać zapowiedzią. — Pewnie myślałeś, że zapomniałam. Wiem, że jest późno, ale pieczenie tego ciasta też wymaga czasu — dodała cicho się śmiejąc i od razu unosząc w górę pudełko, jakby próbowała nim przekupić go, zatuszować wszelkie swoje winy. Mimowolnie swoim wzrokiem zlustrowała jego sylwetkę, dla niej nadal, choć jako przyjaciółka nie śmiałaby nigdy tego powiedzieć na głos, to był cholernie atrakcyjnym mężczyzną, a cały ten fakt podbijał jego charakter; troska, zaangażowanie w relacje, gdy byli razem, czy nawet teraz… Wspierał ją dalej, choć nie musiał, choć miał pełne prawo po prostu wykopać ją ze swojego życia.
— Wychodzisz gdzieś? Nie chcę Ci przeszkadzać, ale chciałam też do Ciebie przyjechać…Masz pełne prawo być też padnięty po pracy! Uch, ale dobra, nie zajmę Ci wiele czasu — nie była pewna. Właściwie to nigdy nie brała ani obecności innych ludzi, ani ich uczuć za pewnik. Tylko przy Laurie’m pozwoliła sobie na wiarę i jak skończyła? Wycofując się z powodu własnych obaw, nie wątpliwości. W imię pozwolenia mu na lepsze życie, swobodniejsze, na korzystanie z młodości.. A jednak jak przeklęty duch przeszłości ciągle była w pobliżu…
laurie colborne