Strona 1 z 2

Sander vitreus

: ndz wrz 07, 2025 6:54 pm
autor: Romain Sinclair
Jezioro Ontario miało w sobie coś, co zawsze działało na niego uspokajająco. W jego wodach żyły sandacze, pstrągi tęczowe, łososie, szczupaki czy bassy – gatunki, które przyciągały wędkarzy z całej prowincji. Romain znał je wszystkie, wiedział, w jakich porach najlepiej brały i które miejsca nad jeziorem skrywały najlepsze łowiska. Nie chodziło mu jednak o wynik, o pełną siatkę ryb czy trofea do powieszenia na ścianie. Każda złowiona sztuka wracała do wody. Wędkarstwo było dla niego formą medytacji – sposobem na wyciszenie, na chwilowe odcięcie od sali operacyjnej, raportów i niekończących się spotkań.
Tego lata jezioro mieniło się tysiącem odcieni błękitu, a powierzchnię co jakiś czas marszczyły niewielkie fale, wywołane lekkim wiatrem znad lądu. Słońce stało wysoko, ale nie prażyło nieznośnie; było przyjemnie ciepło, powietrze pachniało mieszaniną wody i zbutwiałego drewna. Z brzegu dochodził czasem śpiew ptaków, a w oddali słychać było pomruki silników innych łodzi, ale tutaj, na środku tafli, panował spokój.
Romain siedział wygodnie na składanym krzesełku, skupiony na ruchu spławika. Oparł przedramię o kolano i przez chwilę po prostu obserwował linię horyzontu. Zanim tu przyjechał, odłożył telefon i wyłączył wszelkie powiadomienia – urlop był dla niego świętością, a dzień spędzony nad jeziorem stanowił jego własny rytuał. Nie potrzebował niczego więcej poza wędką, ciszą i dobrym towarzystwem.
Zaprosił Cema Ayersa nieprzypadkowo. Znali się wystarczająco dobrze, by milczenie między nimi nie było niezręczne. Zaczęli znajomość od potrzeby tłumaczenia medycznych tekstów z tureckiego na angielski i odwrotnie, gdy musiał zagłębić się w przypadki tureckich chirurgów podczas stażu. Cokolwiek złego słyszano o tureckiej medycynie estetycznej, nie można było im odmówić sporego postępu i nowatorskich rozwiązań. Ostatnio Romain zaczął pisać nowy artykuł i chciał poprosić Ayersa o pomoc. Póki co, zamierzał zaszczepić w nim wędkarskiego bakcyla. Noc mieli spędzić na jednej z wysp, a potem wrócić do miasta.
— Wszystko okej? — odwrócił się w jego kierunku, poprawiając na nosie okulary przeciwsłoneczne. Łodzią trochę bujało i miał nadzieję, że Ayers nie czuje nudności.



Cem Ayers

Sander vitreus

: ndz wrz 07, 2025 8:12 pm
autor: Cem Ayers
Taki dzień był bardzo potrzebny Cemowi. Ostatnimi czasy miał trochę problemów, niepotrzebnych spięć i chodził zestresowany. Właściwie rzadko bywał w Kanadzie, bo ciągle nie umiał się zdecydować, gdzie zostać. Odwiedzał kraj kilka razy do roku, ale większość czasu spędzał w Stambule, który stał się jego domem i miejscem pracy. Rodzeństwo się przyzwyczaiło do tego, że bardziej go nie ma, niż jest, ale kiedy był, starał się z nimi spędzać jak najwięcej czasu.
Chociaż jego kariera była naprawdę owocna i miał wiele ofert, zastanawiał się, czy nie powinien spróbować szczęścia także w Toronto. Kiedy tylko pojawiał się w ojczyźnie, najwięcej problemów przysparzało mu jednak coś innego, niż gra. Jego ojciec. Ayersowie byli skłóceni i chociaż lody przełamywano, ciągle była między nimi jakaś wrogość i napięcie. Doktor był zły o to, że jego syn wyjechał i raczył nawet wystąpić o tureckie obywatelstwo, które faktycznie od kilku lat posiadał. Nie dogadywali się, bo Cemil przypominał mu o jego matce, do której tak był podobny charakterem i miłością do sztuki różnego rodzaju. A jednak Cem czuł, że coś się jeszcze dzieje u ojca. Nie pytał, bo był przecież pod kreską u niego i wzajemnie – Cem nie wybaczył mu wielu rzeczy, a najbardziej tamtej kłótni z Miray, po której ze złości wyruszyła w drogę, jak się okazało, swoją ostatnią.
Właśnie dlatego Cem nie wiedział, czy dobrze czuje się w Kanadzie czy nie. Mimo to starał się dobrze spędzać tam czas i jak najmniej przejmować się ludźmi, tylko czy potrafił?
Siedząc teraz na łodzi i łowiąc ryby, starał się zrelaksować i oczyścić myśli, ale to było trudne. Nie tylko przez to, że miał problemy, ale także przez to, że łowienie ryb było dla niego sztuką trudną, ale nie przez umiejętności (które miał w tej dziedzinie średnie), lecz przez to, że trzeba było zachowywać spokój i milczeć przez większość czasu.
Kiedy padło pytanie, mruknął coś pod nosem, ale potem odpowiedział, jak to z nim było.
- Taaaaa – rzucił. Wprawdzie kiepsko mu szło, ale starał się czerpać przyjemność i spokój z tego, co robił i gdzie przebywał. – Jest nadzieja, ale muszę uzbroić się w cierpliwość – dodał, a potem powiedział jeszcze coś, chyba dość istotnego.
- Wiesz co, tak mną wewnątrz coś poniewiera, że nie umiem sobie poradzić z nerwami. Chyba dobrze, że tu jestem, bo nawet nie mam dokąd uciec – uśmiechnął się, chociaż nie było mu wesoło.
- Taki czas mi się przyda. Człowiek zapomina o takich rzeczach, kiedy po prostu zajmuje czymś innym, ale wiesz o tym tak samo dobrze, jak ja – znali się nie od dziś i wiedzieli jak praca potrafiła człowieka przytłoczyć, a życie prywatne dobić.

Romain Sinclair

Sander vitreus

: śr wrz 10, 2025 1:30 am
autor: Romain Sinclair
— Wiesz — odezwał się spokojnie, lekko nachylając głowę — Jezioro ma to do siebie, że uczy cierpliwości. I to nie takiej, którą odliczasz w sekundach, tylko tej głębszej, którą trzeba sobie wypracować. Ryb nie interesuje, jak bardzo jesteś zestresowany ani co masz na głowie — uśmiechnął się półgębkiem i wskazał brodą na spławik Cema — Czasem najlepszym sposobem na złowienie czegokolwiek jest… zapomnienie, że się łowi.
Poprawił uchwyt na swojej wędce, a potem uniósł spojrzenie, jakby wrócił myślami do dawnych lat.
— Pamiętam, jak mój dziadek uczył mnie łowić. Miałem może dziesięć lat i jak to dzieciak, byłem nie do zniesienia: wierciłem się, pytałem co pięć minut, czemu jeszcze nic nie bierze. A on tylko siedział, spokojny jak skała, i powtarzał: „Romain, ryby czują twoją niecierpliwość”. Oczywiście, śmiałem się wtedy z tego, ale kiedy w końcu złapałem pierwszego okonia, miałem wrażenie, że to trofeum na miarę mistrzostw świata. — zaśmiał się krótko, a w jego głosie brzmiało coś ciepłego, wspomnienie, które naprawdę niosło ukojenie. Pochylił się lekko, by poprawić żyłkę wędki Cema.

— Masz ją trochę za sztywno. Spróbuj puścić żyłkę o jakieś pół metra dalej, daj jej opaść i zostaw. A jak zobaczysz, że spławik ledwo drgnie, nie spiesz się. Policz w głowie do trzech. Ryba musi poczuć, że ma przewagę, zanim ją zaskoczysz.
W ciszy, jaka zapadła, słychać było tylko plusk fal o burtę łodzi. Romain rozluźnił ramiona, jakby dawał przykład, że naprawdę można wyluzować. Spławik Cema poruszył się nagle gwałtownie, jakby coś szarpnęło żyłkę od spodu. Romain natychmiast ożywił się na krzesełku, pochylił do przodu i uniósł rękę, jakby chciał dać mu sygnał, ale bez przejmowania kontroli.
— Oho — powiedział półgłosem, żeby nie spłoszyć ryby, choć wiedział, że to tylko jego własny rytuał — Nie szarp od razu. Poczekaj chwilę, niech się upewni, że połknęła przynętę.
Spławik znów drgnął, zanurkował na sekundę i wynurzył się na powierzchnię. Romain obserwował z pełnym skupieniem, jakby to była operacja na otwartym sercu.

— Teraz delikatnie… czujesz napięcie? — podsunął spokojnie, nie unosząc głosu — Daj jej sekundę i wtedy energicznie, ale pewnie unieś kij. Nie za wysoko, niech haczyk się wbije, a ryba nie zerwie.



Cem Ayers

Sander vitreus

: śr wrz 10, 2025 11:52 am
autor: Cem Ayers
Nigdy nie podchodził do sprawy w ten sposób, więc słuchał rad kumpla i to miało przynieść jakiś skutek w przyszłości, miejmy nadzieję, że w tej najbliższej.
- Mądre słowa – przyznał. – Przynajmniej miał kto ciebie uczyć. Ja znam tylko jakieś podstawy i to z kiepską praktyką, bo rzadko spędzałem czas w ten sposób. Ale na naukę nigdy nie jest za późno – Cem wcale nie miał zamiaru się poddawać tak łatwo, bo należał do tych osób, które walczą. Nawet w wędkarstwie nie chciał odpuszczać.
- Jasne – odpowiedział na uwagę kolegi i zrobił dokładnie to, co mu powiedział. Cem nie był przekonany o tym, by przyniosło to jakiś rezultat, ale zdał się na rady i wskazówki, bo nie chciał się kłócić. Może on był kiepskim uczniem, kto wie? Mieli odpocząć, a nie się wściekać. Dlatego też Ayers najpierw wziął kilka głębszych oddechów i starał się oczyścić umysł. Nie zgrywał bohatera, bo nim nie był.
Trwał tak w milczeniu z wędką, myśląc tylko o tym, by udało mu się osiągnąć jakiś progres w tym wszystkim. Zadziwiające ile potrafiło nauczyć człowieka wędkarstwo.
Kiedy coś się zaczęło dziać, wyrwał się z zadumy i oderwał od myśli, które go nawiedzały, a potem po prostu zastosował się do rad kumpla. Pewnie popełniałby błąd za błędem, gdyby się starał coś osiągnąć sam, więc wolał słuchać kogoś doświadczonego.
Może nie wyszło mu to aż tak sprawnie, jak miał zamiar zrobić, ale jednak odczekał chwilę i potem dopiero wyciągnął rybę z wody. Udało mu się coś w końcu, więc zareagował krótkim:
- Oooo! – i tyle z jego przemowy. Może i nie była słusznych wymiarów, ale jak na początek było dobrze. Miał nadzieję, że ten mały sukces, który należał się w pełni towarzyszowi, sprawi, że jakoś się wciągnie i naprawdę będzie podchodzić do łowienia z mniejszym napięciem i nerwami. Wcale nie przeszkadzała mu cisza, bo sam często przebywał w niej, kiedy chciał odpocząć.
- Poprawiaj mnie i rzuć więcej wskazówek, a może to nie będzie pierwsza i ostatnia moja zdobycz – miał nadzieję, że aż tak źle nie będzie. To całkiem fajne hobby, tylko trzeba mieć na nie czas i dużo cierpliwości, więc nerwowych ludzi pewnie trafił by szlag.

Romain Sinclair

Sander vitreus

: pn wrz 15, 2025 11:51 am
autor: Romain Sinclair
Romain aż odruchowo wyprostował plecy, kiedy usłyszał krótki, pełen zaskoczenia okrzyk Cema. Uśmiech samoistnie pojawił się na twarzy; rzadko pozwalał sobie na tak nieskrępowaną radość, nawet w chwilach prywatnych. Teraz jednak poczuł coś na kształt dumy – tej samej, którą kiedyś w dzieciństwie czuł jego dziadek, gdy pierwszy raz to Romain trzymał w dłoniach swoją pierwszą rybę.
— No i proszę, pierwsze branie i od razu sukces — rzucił z nutą uznania, podnosząc się lekko z krzesełka. Delikatny wietrzyk niósł zapach wodorostów i zbutwiałego drewna, a tafla Jeziora Ontario mieniła się tysiącami drobnych iskier. Dlatego ważnym było mieć na nosie okulary przeciwsłoneczne i dobre ustawienie łodzi. Przesunął się bliżej, przyglądając się rybie, która w świetle popołudniowego słońca połyskiwała zielonkawym, lekko złocistym grzbietem. Mocny ogon trzepotał gwałtownie, rozpryskując kropelki wody na ich dłonie i burtę łodzi.
—To mały okoń żółty — wyjaśnił — Klasyka tego jeziora.
Romain podciągnął rękaw koszuli i wskazał dłonią na uchwyt wędki.
— Teraz najważniejsze: żebyś jej nie skrzywdził, chwyć ją mokrą dłonią - tak, żeby łuski nie starły się od suchego dotyku. Lekko, ale pewnie, tuż za głową. Haczyk wszedł płytko, więc będzie łatwo. Nie ciągnij. Obróć go lekko w kierunku odwrotnym do tego, w którym się wbił. Dobrze... Teraz niech wróci z powrotem do wody, tylko nie rzucaj.
Obserwował uważnie, jak Cem zanurza zdobycz w jeziorze. Okoń zatrzepał ogonem i zniknął w głębi, zostawiając tylko krąg drobnych fal, które rozeszły się po spokojnej tafli jeziora.
— I jak wrażenia? — zapytał i klepnął go po przyjacielsku w plecy. Nie spodziewał się, że Ayers będzie piał z zachwytu nad wędkowaniem. Wiele osób to nudziło, wielu było przekonanych, że to zajęcie dla emerytów, którzy w końcu mają czas siedzieć nieruchomo w jednym miejscu. Zerknął na Cema szukając jakichkolwiek oznak niezadowolenia. Nie zamierzał na siłę przekonywać go do tego sportu, to nie było dla wszystkich.



Cem Ayers

Sander vitreus

: pn wrz 15, 2025 2:01 pm
autor: Cem Ayers
Cem uważnie słuchał i krok po kroku robił wszystko, co podpowiadał mu Romain. Tak, na wędkowaniu się nie znał, bo jego ojciec nigdy nie łowił, więc nie nauczył syna niczego w tym stylu, a reszta krewnych albo nie łowiła, albo miała gdzieś dzieciaki doktora Ayersa. Musiałby liczyć na przyjaciół, ale kiedyś mało kogo interesował ten sport. Dla Cema to było ciekawe zajęcie, uczyło cierpliwości i dokładności, w końcu trzeba było coś złapać. Dobrze się stało, że kumpel chciał go uczyć i podzielić się z nim swoją wiedzą. Może to zaowocuje na przyszłość? Zobaczymy. W każdym razie robił, co trzeba i w końcu ryba wróciła do wody.
- Z jednej strony cieszę się, że tu jestem i uczę się czegoś nowego - odparł. – A z drugiej jestem zwyczajnym żółtodziobem i mam na uwadze fakt, że niejeden dzieciak byłby ode mnie dużo lepszy – westchnął, ale ani myślał o zaprzestaniu łowienia. Nie chciał się poddawać, a przyjaciel mógł przecież mu coś poradzić znowu, prawda?
- Wędkowanie nie jest takie złe, ale wiedza by się przydała. I że też ci się chce tak wszystko wyjaśniać. Podziwiam, bo sam nie wiem, czy jest dla mnie jakaś nadzieja – może było już zbyt późno? Pewnie o jakieś dwadzieścia lat, no ale przynajmniej próbuje i to się ceni.
- Szkoda, że nie miał mnie kto uczyć za dzieciaka. No ale jak mówią, na naukę nigdy nie jest za późno – pocieszająca myśl, chociaż tyle dobrego. – Coś mi się wydaje, że za drugim razem nie będę mieć tyle szczęścia. Ale sam pobyt tutaj mnie relaksuje – oznajmił zgodnie z prawdą.
- Czasami człowiek chce uciec od tego całego miejskiego pierdolnika i się wyciszyć. Tu czy tam, wszędzie potrzeba takich chwil - miał na myśli drugi kraj.
- Tylko czasami aż za bardzo się człowiek wciąga w to wszystko i myśli stanowią istną orkiestrę w głowie. W takich chwilach chyba dobrze mieć wędkę i pomyśleć sobie właśnie o tym, że jesteś tu, musisz pilnować i obserwować – zauważył.
- Gdybym tylko miał więcej czasu, to bym się częściej tu pokazywał i uczył się tej sztuki. Podziwiam twoją wiedzę, naprawdę- był szczery. Widać było, że umiał i lubił łowić.

Romain Sinclair

Sander vitreus

: czw wrz 18, 2025 7:19 pm
autor: Romain Sinclair
Romain przez chwilę tylko patrzył na Cema, z uśmiechem, który powoli topniał w coś spokojniejszego. Słońce opadało ku zachodowi i ciepłe światło kładło na tafli Jeziora Ontario długie, złote smugi. W powietrzu unosił się delikatny zapach wilgotnych wodorostów i żywicy z pobliskich wysp; fale łagodnie kołysały łódź. Poprawił się na krzesełku i oparł przedramiona na kolanach. Przez moment wsłuchiwał się w miękkie, rytmiczne pluskanie wody o burtę.
– Wiesz – odezwał się w końcu, spokojnym, niskim głosem – Wędkarstwo wcale nie jest tym, co od razu wiesz co robić. Każdy z nas zaczynał jako żółtodziób – uśmiechnął się krótko, nieco ironicznie. Sięgnął po termos z herbatą, odkręcił go i nalał gorącego napoju do metalowego kubka, a potem podał go Cemowi bez słowa.
– Swoją drogą, myślałem, że ojciec zabierał cię na ryby. Z tego co kojarzę ze szpitalnych korytarzy, umawiał się z innymi na weekendy, ale mogłem coś pomylić - nie zamierzał sprawić Cemowi przykrości, nie wiedział też o jego problemach w relacjach z ojcem. Romain nigdy w takie rzeczy nie wnikał, nie interesowało go to, bo nie był dobry w pocieszaniu, a 99% osób przy pytaniu "co tam u ciebie?" wywlekało boleści - które według Romaina powinny pozostać prywatne. Sam był adoptowany, ale trafił na świetnych rodziców. W okresie dojrzewania miewał myśli o biologicznej matce, o tym z jakiego powodu został porzucony, lecz nigdy nie przekuł tego na intensywne poszukiwania. Umiejętnie się od tego odcinał.
Poruszył się na krzesełku równocześnie ze spławikiem swojej wędki, ale po obiecującym początku, potencjalna ryba się rozmyśliła. Być może powiązane było to z przepływającymi w pobliżu szybkimi motorówkami.
- Ach... Z roku na rok coraz gorzej... Podobno sprzedano jedną z wysepek. Jak tak dalej będą wyprzedawać, to nic nie zostanie z tego jeziora.


Cem Ayers

Sander vitreus

: czw wrz 18, 2025 8:33 pm
autor: Cem Ayers
Zgadzał się ze słowami przyjaciela. Każdy od czegoś zaczynał.
- Mówi się, że na naukę nigdy nie jest za późno – zauważył i dodał – ale ja czuję się jak prawdziwy zielony w tym temacie osobnik. Wiem tyle ile widzę i tak naprawdę słyszę o pewnych rzeczach dopiero od ciebie – tak to już było, nie ma co się czarować – był daleko w tyle.
Jakoś wcale go nie zdziwiło, co mówił o Danielu Ayersie. To do niego pasowało. Z kolegami przecież spotykał się regularnie, a na relację z najstarszym dzieckiem nie miał czasu. Tak naprawdę obaj nie zabiegali o pojednanie się. To była trochę i duma i uprzedzenie.
- Praktycznie nie rozmawiam z ojcem, jedynie tyle ile trzeba – przyznał. – Od czasu wypadku matki jesteśmy poróżnieni. Byłem wtedy dzieciakiem, ale wiedziałem, że jego słowa miały na nią wpływ tamtego dnia. Nigdy mu nie wybaczyłem tej kłótni. Wkurwiamy się nawzajem. On mi dogryza, a ja mu odpowiadam. W Kanadzie najbardziej trzyma mnie rodzeństwo. Gdyby nie oni, nie wracałbym nawet do Toronto. Tutaj z pracą nie jest aż tak łatwo, a tam mam szeroki zakres, bo co sezon mogę grać w czymś innym. Tutaj jestem dla Mavi i Bradleya, nie było im łatwo, kiedy zamieszkałem w Stambule – minęło już wiele lat od tamtego wyboru. Pewne sprawy się jednak nie naprawiły i nadal było ciężko.
- Teraz wiesz, dlaczego nie mam wspomnień i nauki od ojca. Mamy też dziadków tutaj, ale oni nie zaakceptowali małżeństwa naszych rodziców. Ja nie mam z nimi żadnego kontaktu, jedynie odwiedzam tych w Turcji – wyjaśnił.
Nastąpiło trochę przerwy, a potem temat zboczył na inny tor.
- Wszystko się zmienia – powiedział poważnie. – Szkoda takich miejsc, ale każdy człowiek czegoś chce. Niektórzy zabierają się za to, co powinno zostać jak dawniej. Czasy się zmieniają, życie płynie, a z nim postęp. Człowiek ma się za króla świata, a tymczasem zagarnia wszystko, co piękne. Lubię przyrodę, wałęsanie się po łąkach, lasach czy plażach. I posiedzieć i rozmyślać wśród przyrody. Stąd podoba mi się łowienie, nawet jeśli jestem w tym totalnym amatorem - wzruszył ramionami.
- Przynajmniej teraz wiem z kim wyprawiać się na ryby - uśmiechnął się.

Romain Sinclair

Sander vitreus

: sob wrz 27, 2025 1:28 pm
autor: Romain Sinclair
Romain słuchał w milczeniu, nie przerywając ani razu, nawet kiedy Cem przechodził od zdawkowych faktów do wspomnień, które wyraźnie ciążyły mu bardziej, niż sam chciał przyznać. Jego spojrzenie, dotąd rozluźnione, ściemniało w lekkim cieniu brwi – nie z gniewu, raczej z tej specyficznej uwagi, która w nim zawsze budziła się, gdy ktoś odsłaniał przed nim coś osobistego. Poprawił się na krzesełku, skrzyżował dłonie i pozwolił, by wzrok powędrował po wodzie. Romain znał ten rodzaj dystansu w rodzinie. Nie musiał mówić, że rozumie; wiedział, że podobne deklaracje brzmią tanio, kiedy nie mają oparcia w prawdziwych czynach.
Zerknął na Cema dopiero po dłuższej chwili. W jego spojrzeniu nie było litości, raczej spokojna akceptacja – coś, co można odczytać jako nieme „to jest twoja historia, nie musisz się tłumaczyć”. W myślach przyznał, że było w nim więcej hartu, niż można by się spodziewać po kimś, kto parał się aktorstwem. Sinclair znał kilka takich artystycznych osobistości i nie miał o nich dobrego zdania. Ayers się wyróżniał.
– Wybacz – powiedział w końcu, półgłosem, jakby nie chciał zburzyć powagi chwili – Nie chciałem poruszać nieprzyjemnych tematów.

Odchylił się do tyłu, pozwalając, by łódź lekko zakołysała się pod ich ciężarem. W oddali zaskrzeczała mewa, która zniżyła lot nad wodą. Rozejrzał się za przenośną lodówką i wyjął z nich kanapki. Kupił je w popularnej sieci oferującej śniadania. Wszystkie z serem, bo Romain nie miał zaufania (i słusznie) do jajek i szynki, nie wiedząc, czy aby na pewno były świeże. Podał jedną Cemowi, a drugą zaczął mozolnie rozwijać z papieru, cały czas pilnując wędki. Póki co ryby nie brały, możliwe, że będą musieli popłynąć w inną część jeziora.
- Z pracą to musiałbyś spróbować w Vancouver. Swego czasu otrzymywałem stamtąd propozycje zagrania chirurga, czy też posadę konsultanta medycznego, gdy zaczynali kręcić Doktora Lustereczko. Mogę popytać i wkręcić cię na jakiś casting.


Cem Ayers

Sander vitreus

: pn wrz 29, 2025 1:46 pm
autor: Cem Ayers
Cem wcale nie czuł się urażony czy coś, nie. To nie była przecież żadna tajemnica i nie ukrywał tego przed nikim. Publicznie na takie osobiste pytania nie odpowiadał, ale przecież panowie się przyjaźnili, więc nie musiał kłamać. Było między nimi bardzo źle i tyle z tego wszystkiego.
- Zawsze było mi bliżej do matki i po niej odziedziczyłem pewne zachowania i charakter. Ojciec był wściekły na mnie, kiedy wyjechałem i do dzisiaj ma o to żal. Nie wiem, czy kiedyś się doczekam pojednania, a jeśli, to w jakich okolicznościach, ale póki co daleko nam do pojednania – no i tyle. Wyjaśnił sytuację i nawet dobrze było z kimś poruszyć ten temat. Ayersowie się od siebie różnili aż za bardzo. Daniel może i nie rozumiał syna, ale widział w nim jego matkę, co pewnie nie ułatwiało zadania. Panowie nie potrafili się porozumieć w żaden sposób, chociaż Cem często chciał zacząć od nowa, nie potrafił się przemóc. Rozmawiali formalnie, jakby byli znajomymi, a nie rodziną.
- Temat rodziny nie jest dla mnie łatwy, chociaż dziennikarze lubią go poruszać. Wiesz, by znaleźć jakieś smaczki i wyciągnąć coś na wierzch. Pokazujemy się czasem razem, to prawda, ale mi zależy na tym, by dobrze żył z moim rodzeństwem, oni są tutaj i dobrze, że się wspierają. Ja zwiałem daleko, ale mam wyrzuty sumienia, że ich zostawiłem. To takie dziwne kiedy przyjaciel jest bliższy od rodzonego brata – często nad tym myślał, ale tak właśnie było. Wiedział, że on nie ma o to żalu, ale mimo wszystko byli z tej samej krwi i nie powinni być od siebie tak oddaleni. No ale tak wyglądało życie. Wyjechał i nie mógł mieć do nikogo pretensji, tylko do siebie i swoich pomysłów.
Przyjął kanapkę, bo w sumie zrobił się już trochę głodny i ze smakiem zjadłby nawet suchy kawałek chleba.
- Dzięki – powiedział. – Może i warto by było? Nie wiem, muszę jeszcze wywiązać się z obowiązków w Turcji, a potem się zobaczy. Może powinienem sobie zrobić przerwę i po prostu pobyć w Kanadzie, być bliżej rodziny, zakręcić się gdzieś i otworzyć na rynek rodzimy? Mam już dość niezły dorobek na koncie, może i mnie wzięliby do jakiejś roli? Przemyślę to poważnie i odezwę się, jak już coś ustalę i zdecyduję. Jestem to winny rodzeństwu i muszę nadrobić trochę straconego czasu.
Zamyślił się, a potem po prostu wgryzł się w kanapkę i nie odezwał się do czasu, aż ją zjadł. Ciągle myślał, co zrobić ze swoim życiem i jakie decyzje podjąć.

Romain Sinclair