Sander vitreus
: ndz wrz 07, 2025 6:54 pm
Jezioro Ontario miało w sobie coś, co zawsze działało na niego uspokajająco. W jego wodach żyły sandacze, pstrągi tęczowe, łososie, szczupaki czy bassy – gatunki, które przyciągały wędkarzy z całej prowincji. Romain znał je wszystkie, wiedział, w jakich porach najlepiej brały i które miejsca nad jeziorem skrywały najlepsze łowiska. Nie chodziło mu jednak o wynik, o pełną siatkę ryb czy trofea do powieszenia na ścianie. Każda złowiona sztuka wracała do wody. Wędkarstwo było dla niego formą medytacji – sposobem na wyciszenie, na chwilowe odcięcie od sali operacyjnej, raportów i niekończących się spotkań.
Tego lata jezioro mieniło się tysiącem odcieni błękitu, a powierzchnię co jakiś czas marszczyły niewielkie fale, wywołane lekkim wiatrem znad lądu. Słońce stało wysoko, ale nie prażyło nieznośnie; było przyjemnie ciepło, powietrze pachniało mieszaniną wody i zbutwiałego drewna. Z brzegu dochodził czasem śpiew ptaków, a w oddali słychać było pomruki silników innych łodzi, ale tutaj, na środku tafli, panował spokój.
Romain siedział wygodnie na składanym krzesełku, skupiony na ruchu spławika. Oparł przedramię o kolano i przez chwilę po prostu obserwował linię horyzontu. Zanim tu przyjechał, odłożył telefon i wyłączył wszelkie powiadomienia – urlop był dla niego świętością, a dzień spędzony nad jeziorem stanowił jego własny rytuał. Nie potrzebował niczego więcej poza wędką, ciszą i dobrym towarzystwem.
Zaprosił Cema Ayersa nieprzypadkowo. Znali się wystarczająco dobrze, by milczenie między nimi nie było niezręczne. Zaczęli znajomość od potrzeby tłumaczenia medycznych tekstów z tureckiego na angielski i odwrotnie, gdy musiał zagłębić się w przypadki tureckich chirurgów podczas stażu. Cokolwiek złego słyszano o tureckiej medycynie estetycznej, nie można było im odmówić sporego postępu i nowatorskich rozwiązań. Ostatnio Romain zaczął pisać nowy artykuł i chciał poprosić Ayersa o pomoc. Póki co, zamierzał zaszczepić w nim wędkarskiego bakcyla. Noc mieli spędzić na jednej z wysp, a potem wrócić do miasta.
— Wszystko okej? — odwrócił się w jego kierunku, poprawiając na nosie okulary przeciwsłoneczne. Łodzią trochę bujało i miał nadzieję, że Ayers nie czuje nudności.
Cem Ayers
Tego lata jezioro mieniło się tysiącem odcieni błękitu, a powierzchnię co jakiś czas marszczyły niewielkie fale, wywołane lekkim wiatrem znad lądu. Słońce stało wysoko, ale nie prażyło nieznośnie; było przyjemnie ciepło, powietrze pachniało mieszaniną wody i zbutwiałego drewna. Z brzegu dochodził czasem śpiew ptaków, a w oddali słychać było pomruki silników innych łodzi, ale tutaj, na środku tafli, panował spokój.
Romain siedział wygodnie na składanym krzesełku, skupiony na ruchu spławika. Oparł przedramię o kolano i przez chwilę po prostu obserwował linię horyzontu. Zanim tu przyjechał, odłożył telefon i wyłączył wszelkie powiadomienia – urlop był dla niego świętością, a dzień spędzony nad jeziorem stanowił jego własny rytuał. Nie potrzebował niczego więcej poza wędką, ciszą i dobrym towarzystwem.
Zaprosił Cema Ayersa nieprzypadkowo. Znali się wystarczająco dobrze, by milczenie między nimi nie było niezręczne. Zaczęli znajomość od potrzeby tłumaczenia medycznych tekstów z tureckiego na angielski i odwrotnie, gdy musiał zagłębić się w przypadki tureckich chirurgów podczas stażu. Cokolwiek złego słyszano o tureckiej medycynie estetycznej, nie można było im odmówić sporego postępu i nowatorskich rozwiązań. Ostatnio Romain zaczął pisać nowy artykuł i chciał poprosić Ayersa o pomoc. Póki co, zamierzał zaszczepić w nim wędkarskiego bakcyla. Noc mieli spędzić na jednej z wysp, a potem wrócić do miasta.
— Wszystko okej? — odwrócił się w jego kierunku, poprawiając na nosie okulary przeciwsłoneczne. Łodzią trochę bujało i miał nadzieję, że Ayers nie czuje nudności.