Strona 1 z 1

#1

: wt wrz 09, 2025 1:45 pm
autor: Iris Valentine
Nie spodziewała się gości. Ba! Iris Valentine nie miewała gości. Ze względu na tryb pracy oraz życia nawet jej najbliższa rodzina wiedziała, że dużo łatwiej i bezpieczniej po prostu do niej zadzwonić. A jeszcze lepiej? Napisać. Niezapowiedziane wizyty nigdy nie kończyły się dobrze.
Teraz gdy usłyszała pukanie – nie zastanawiała się nad tym głębiej. Może sąsiad zauważył, że chwilę wcześniej wróciła z pracy i chciał jej coś przekazać? Może to zwykła pomyłka? Nie przypuszczała, że mógł być to ktokolwiek do niej. Nawet nie spojrzała przez wizjer. Gwałtownie otworzyła drzwi i zamarła. Stanęła twarzą w twarz z kimś, kogo na pewno nie spodziewała się zobaczyć na progu swojego mieszkania.
Ułamek sekundy. Dokładnie tyle zajęło zanim zareagowała prawdopodobnie w najgłupszy możliwy sposób. Tak szybko jak drzwi otworzyła – tak samo szybko je zamknęła. Oparła się o nie drzwiami i zacisnęła powieki, a w myślach policzyła do dziesięciu. Potrzebowała uspokoić oddech i serce, które właśnie chciało wyskoczyć jej z klatki piersiowej.
Co on tu robił? Czy on tu naprawdę był? A może mózg jej płatał figle? Zabawne… może wszechświat jest na tyle zabawny, że zaserwował jej też guza mózgu? Jeśli jednak nie było tak źle… on nadal tam czekał.
Wzięła głębszy oddech i jeszcze raz otworzyła drzwi, starając się przybrać najbardziej neutralny wyraz twarzy, chociaż i tak trudno było jej ukryć zaskoczenie – Przepraszam. Myślałam, że coś mi się przywidziało… jesteś prawdopodobnie ostatnią osobą, którą spodziewałam się tu zobaczyć. – wyjaśniła spokojnie, zmierzyła go wzorkiem i nie mówiąc nic więcej otworzyła szerzej drzwi, zapraszając go do środka. Cokolwiek miał jej do powiedzenia to na pewno nie była to rozmowa do przeprowadzenia na korytarzu pod czujnym okiem i uchem sąsiadów.
Mieszkanie Iris zdawało się być… puste. Widać było w nim ślady życia, ale jednocześnie było mocno bezosobowe, jakby nikt się w nim jeszcze nie zadomowił. I trochę tak było. Bała się w nim rozgościć i był to pewnie temat do przepracowania z terapeutą, ale do tej pory jej to nie przeszkadzało. Teraz nagle uderzyła ją myśl, że ktoś mógł pomyśleć, że coś jest nie tak. On mógł tak pomyśleć. Z tego powodu ucieszyła się też, że na szpitalne scrubsy miała narzuconą zdecydowanie za dużą bluzę, która dość mocno ukrywała jej szczupłą sylwetkę. Znacznie szczuplejszą od ostatniego razu, gdy mieli okazję się widzieć.
Założyła ręce na piersi i wpatrywała się w niego bez słowa. Nie wiedziała, co mogła powiedzieć, ale jeszcze bardziej nie wiedziała, co on miał jej do powiedzenia. Nawet nie chciała się domyślać jakie znajomości musiał wykorzystać, żeby zdobyć jej prywatny adres. Po co? Dlaczego?


Hakan Renshaw

#1

: śr wrz 17, 2025 8:24 pm
autor: Hakan Renshaw
Toronto nie było jego miejscem. Nie miał tu przyjaciół, wspomnień ani tym bardziej powodu, żeby zostać dłużej niż nawet kilka dni. A mimo to przyjechał. Bo ten trop który podjął prowadził go uparcie właśnie tutaj. Zaczynał w wojsku a to zdawało się być najprostsze i najsensowniejsze. Sprawdzał, czy może jednak wróciła, czy ktoś ją jednak widział pomimo lat, czy jej nazwisko nie pojawiło się znów w systemie. Nie pojawiło. Więc, po długich rozmowach i jeszcze dłuższym zbieraniu strzępów informacji, natrafił w końcu na ślad. Nazwisko w rejestrach, to samo imię. W służbie zdrowia. A reszta? Reszta była kwestią cierpliwości i metodycznego działania z jego strony. W tym był dobry.
Nie wiedział, co zrobi, kiedy stanął pod jej drzwiami. Przez te dwa lata zdołał wypełnić sobie głowę scenariuszami. Zdarzało mu się widzieć ją martwą w nich, czasami znikającą gdzieś daleko, czasami obcą osobą, której już nie rozpozna nawet na ulicy. I niezależnie od wersji kończyło się tak samo: pustką. A tej konkretnej pustki nie znosił. Tej jednej, uciążliwej, bo ta konkretna była nie do wypełnienia, a przez to właśnie nie do zniesienia. To, że odeszła bez słowa, zostawiło w nim dziurę większą niż powinno. Oficjalnie nic ich nie łączyło, ale on wiedział swoje. Chodziło głównie o zaufanie, którego nie rozdawał łatwo, a jej dał w zasadzie bez namysłu. I to właśnie ono zostało złamane.
Kiedy w końcu otworzyła drzwi, Hakan nie wykonał żadnego gestu ani też nie powiedział niczego. Na początku po prostu stał i patrzył na nią, badając uważnym spojrzeniem i analizując co się w niej zmieniiło. A widział, że zmieniło. Pozwolił jednak, aby milczenie zrobiło swoje. Chociaż… cisza nie miała szansy by odpowiednio wybrzmieć, ucięta trzaskiem zamykanych drzwi. Ani nie podstawił nogi, ani nie zatrzymał ich, a przecież mógł. Bo na pewno miał czas reakcji szybszy niż zaskoczona kobieta. Ta, która go porzuciła.
Może gdyby trzymała go za progiem dłużej niż te kilka długich sekund, to wszedłby do środka i to razem z drzwiami.
Gdy otworzyła, nie powiedział nic. A gdy ustąpiła z miejsca, wszedł do środka. Zatrzymał się kilka kroków później, naprzeciwko niej. Nie kontrolował spojrzeniem otoczenia, a miał je skupione cały czas na niej.
Dawno się nie widzieliśmy. – I niby były to proste słowa, ale niosły w sobie gorycz, wyraźnie słyszalną spod zachrypniętego głosu. Nie musieli być przecież razem, by bolało, że odeszła bez słowa. I nie potrzebowali wypowiedzianych wielkich deklaracji, by poczuć, że coś zostało mu odebrane. I kto był temu winien? Ona. Tylko ona. – Chcesz mi coś powiedzieć? – zapytał bezpośrednio. Bez podchodów, bez smalltalku. I tak jak zawsze - przechodził do konkretów.

Iris Valentine

#1

: czw wrz 18, 2025 7:48 pm
autor: Iris Valentine
Serce biło jej niebezpiecznie szybko, a cisza aż dzwoniła w uszach. Czuła narastającą gulę w gardle i bała się momentu, w którym zostanie zmuszona do zabrania głosu. Wpatrywała się w niego intensywnie. Przesunęła spojrzeniem po męskiej sylwetce, ale ostatecznie cały wzrok skupiła na twarzy… na tej dobrze znajomej twarzy, która czasami pojawiała się w jej wspomnieniach, która była tam zawsze, gdy Iris skupiała się na tęsknocie za swoim dawnym życiem.
Dawno się nie widzieli. To było takim niedopowiedzeniem, że była bliska parsknięcia. Bo nie chodziło nawet o czas, który minął od momentu, w którym widzieli się ostatni raz. Chodziło o wszystko, co zadziało się między jednym a drugim punktem na osi czasu. Udało jej się jednak powstrzymać nieodpowiednią reakcję, która pewnie tylko sprowokowałaby niewygodne pytania.
- Czy chcę ci coś powiedzieć? – powtórzyła za mężczyzną, ściągając mocniej brwi aż na jej czole pojawiła się wyraźna pionowa zmarszczka. I tak jak pierwotnie nie wiedziała, co powiedzieć tak teraz w jej głowie rozpętała się burza… Czy gdyby chciała mu coś powiedzieć nie zrobiłaby tego wtedy? Dlaczego przyjechał? Jak ją znalazł? Dlaczego teraz? Co chciał usłyszeć? Czego właściwie od niej oczekiwał? W swojej głowie i wyobraźni bombardowała go tymi wszystkimi pytaniami, zarzucała go swoimi wątpliwościami i odczuciami, wykorzystała moment i wyrzuciła wszystko, co leżało jej na wątrobie.
Ale wiedziała, że nie może tego zrobić.
Pokręciła więc lekko głową, trochę bezradnie wzruszając przy tym ramionami – Nie wiem… dobrze cię widzieć? Fajnie, że wpadłeś? Jesteś przejazdem w Toronto? Co cię tu sprowadza? – rzuciła spokojnie jakby to były właśnie jedyne rzeczy, które chciała mu powiedzieć. I nawet nie wszystko było kłamstwem!
Bo skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie było dobrze go widzieć. Żył – był cały i zdrowy. Szlag. Znowu zmierzyła go wzrokiem, przesunęła spojrzeniem po umięśnionych ramionach i torsie, a w jej głowie pojawiały się upierdliwe obrazki z przeszłości, których powinna się jak najszybciej pozbyć, bo nie prowadziły do niczego dobrego. Odsunęła się jakby jego obecność parzyła. Weszła w głąb mieszkania, poniekąd zapraszając go do środka, ale i tak było już za późno na zmianę zdania. Usiadła na oparciu fotela, wróciła do Renshawa i zagryzła lekko wargę, gdy ich spojrzenie znowu się spotkało.
- Poważnie, Hak… co chcesz ode mnie usłyszeć?
Tęskniła. I jego niespodziewana obecność brutalnie jej to uświadomiła.


Hakan Renshaw