Strona 1 z 1

to me, you're home

: wt wrz 09, 2025 2:37 pm
autor: atlas ellery
[2]


Od czego są starsze siostry?

Pytanie zawsze brzmiało tak samo, ale odpowiedź na nie zmieniała się dynamicznie, i zależnie od kombinacji wielu różnych czynników. Pierwszym z nich był czas.
Dla pięciolatka, starsze siostry były od smarowania grubych pajd chleba na zakwasie solonym masłem - i od używania do tego noża, którego temuż pięciolatkowi kategorycznie zabraniano dotykać.
Dziesięciolatkowi, starsze (i zdolne) siostry przydawały się do odrabiania prac domowych, zwłaszcza z biologii i chemii, gdy dłużące się wzory i trudne definicje wymykały się raz po raz rozproszonemu, chłopięcemu umysłowi.
Piętnastolatkowie, okazywało się, starszych sióstr nie potrzebowali prawie wcale - no, dopóki oczywiście nie trzeba było szukać sobie alibi przed zatroskanymi rodzicami, wypytującymi, gdzie w środku tygodnia ich jedyny syn podziewał się o czwartej nad ranem?
Po dwudziestce, starsze siostry zazwyczaj potrzebne były wtedy, gdy dorosłe życie groźnie szczerzyło zęby, i czyściło konto - nie wiedzieć czemu, skoro człowiek i tak większość czasu zdawał się spędzać w pracy.

Najlepiej zaś, jeśli taka starsza siostra miała własne - zawsze czyste, zawsze zadbane, zawsze dobrze dogrzane - mieszkanie z pełną lodówką i wygodną kanapą, i zapasowy klucz, którym chętnie dzieliła się z nieszczęsnym, młodszym rodzeństwem.

Tutaj w narracię należy wprowadzić Atlasa, nie bez wstydu zmierzającego pod adres Paige mimo wielokrotnie składanych - i jej, i sobie - obietnic, że następnego razu nie będzie. To nie tak, że sama Paige kiedykolwiek dała mu odczuć, że nie był u niej mile widziany; wręcz przeciwnie - jeśli nie z otwartymi ramionami, zawsze witała bruneta przynajmniej z cierpliwym uśmiechem na twarzy, i bez zbędnych, niewygodnych pytań. Atlas nie był jednak głupi (wbrew temu, na co wskazywać mogłyby niektóre jego zachowania), i rozumiał, że dojrzalszym byłoby oduczenie się polegania na siostrze przy każdym możliwym życiowym kryzysie, jakkolwiek niewielkim.

Niestety, po szesnastogodzinnych zmianach w pracy - i to takich, podczas których wszystko, co mogło pójść nie tak, dokładnie w taki sposób poszło - w życiu Ellery'ego nie było zbyt wiele miejsca na jakąkolwiek d o j r z a ł o ś ć.
Zostawała mu energia jedynie na to, by z kolegami z kuchni wypić o jeden kieliszek za dużo, zamówić ubera, dowlec się jakoś na ulicę Paige, i wdrapać po niskich schodkach na jej próg, ciężkim ruchem dłoni wystukawszy o drzwi tylko ich dwojgu znany rytm zapukania.
Tyle dobrego, że Atlas przynajmniej nie przychodził dziś z pustymi rękami, w ramach podziękowań za udzielenie mu azylu przynosząc Paige kartonowe pudełko pełne kulinarnych rarytasów z Ritza: tęczowe makaroniki, delikatną jak pergamin lasagnę, i porcję frytek truflowych z parmezanem, które - gdy wychodził z pracy - były jeszcze chrupiące i ciepłe.

Paige Ellery

to me, you're home

: pn wrz 29, 2025 9:31 am
autor: Paige Ellery
Stukanie do drzwi.
W tym rytmie, które Paige rozpoznawała nawet przez sen. Zawsze ten sam, nigdy się nie mylił. Jak echo dzieciństwa, w którym to ona decydowała, kto i kiedy mógł wejść do pokoju, choć Atlas od małego nauczył się, że w tym kodzie pukania mieści się przywilej bycia wpuszczonym bez zwłoki. Teraz, dorosła, wciąż odczuwała ten sam odruch: serce drżało jej lekko na myśl, że za progiem stoi on, i że znów musiała być gotowa, by podnieść z ziemi fragmenty jego rozbitych nocy.
Otworzyła drzwi, jak zwykle nie pytając o nic od razu. Zapach ulicznego powietrza zmieszał się ze słodką nutą alkoholu, którą Atlas niósł ze sobą jak niechciane wspomnienie. W ramionach trzymał kartonowe pudełko, groteskowy dar, jakby luksusowe resztki mogły przykryć gorycz jego porażek. A jednak - uśmiechnęła się delikatnie, bo ten gest, choć naiwny, był próbą. Jego sposobem powiedzenia „dziękuję”, zanim zdążyła mu zarzucić, że znów przyszedł.
Wchodź, Atlasie — Jej głos był spokojny, ciepły, z tą znajomą nutą wyrozumiałości, która zawsze brzmiała w jego obecności. Odsunęła się, przepuszczając go do środka. Dała mu chwilę, by zrzucił ciężar dnia w jej przedpokoju: kurtkę, klucze, ciało zmęczone szesnastogodzinną zmianą i kilkoma kieliszkami za dużo. Znała ten obraz aż nazbyt dobrze. On, który w pracy potrafił być mistrzem w kuchni - wirtuozem noża i patelni - tutaj przypominał zagubionego chłopca, który ledwie trzymał się na nogach. I tak samo jak wtedy, gdy miał pięć, dziesięć czy piętnaście lat, Paige była przy nim, gotowa, by podać rękę.
Nie musiałeś tego przynosić — Zauważyła, sięgając po pudełko. Pachniało jeszcze ciepłem kuchni, ale dla niej ważniejszy był jego wysiłek, nie zawartość. — Wiesz, że nie musisz mi się odwdzięczać za to, że tu jesteś.
Odłożyła rarytasy na stół, a potem spojrzała na niego uważnie. Oczy miał podkrążone, jakby cały świat próbował się w nich odbić, ale źrenice wciąż kryły ten sam upór, który pamiętała z dzieciństwa. Atlas zawsze chciał udowodnić, że sobie poradzi, że da radę bez niej. A jednak jego kroki prowadziły go do niej z tą samą regularnością, co kiedyś do rodzinnego domu.
Podsunęła mu szklankę wody, tak jak robiła to niezliczoną ilość razy wcześniej. — Usiądź — Sama zajęła miejsce obok, nie pytając, nie naciskając. Wiedziała, że jego milczenie to nie odmowa, a prośba o czas. Czas, który ona zawsze miała dla niego. W tej chwili Paige poczuła to, co zawsze wracało do niej, gdy patrzyła na młodszego brata: że ich relacja nigdy nie była prostą kalkulacją wdzięczności czy obowiązków. Ona była od tego, żeby trzymać go przy ziemi, gdy burze życia porywały go za wysoko. Tak było od początku i nie potrafiła wyobrazić sobie, żeby miało być inaczej.
Od czego są starsze siostry, co? — Zagaiła z błyskiem w oku i sympatią wymalowaną na ustach. Podała mu frytkę z parmezanem, tak zwyczajnie, bez fanfar i sama uraczyła się paroma. — Może właśnie od tego, żebyś miał dokąd wracać, kiedy świat tam na zewnątrz przestaje mieć sens.
A potem pozwoliła, żeby cisza napełniła przestrzeń między nimi. Cisza, w której on mógł się skryć, a ona mogła czuwać.

atlas ellery

to me, you're home

: czw paź 02, 2025 11:49 pm
autor: atlas ellery
Znała ten obraz aż nazbyt dobrze.

Znała go aż nazbyt dobrze.
Znała go w sposób, który był zarówno błogosławieństwem, jak i przekleństwem. Znała go tak, że wystarczyło jedno jej czujne spojrzenie, a Atlas natychmiast czuł się przejrzany, jakkolwiek starannie nie próbował ukryć przed nią - i przed całą resztą świata jednocześnie - niewygodnej prawdy (że znów pił zbyt dużo, i pracował zbyt długo, i czuł za mocno, i myślał zbyt mało rozsądnie). To nie tak, że ich rodzice nie zwracali na jedynego syna wystarczającej uwagi - byli obecni, byli czujni, byli skupieni na dobrobycie każdego ze swoich dzieci. A jednak to nie wystarczało - nie w sposób, w który Atlas potrzebował bliskości i troski jakie od dziecka, z niewiadomej przyczyny, znajdował wyłącznie u Paige.
Kiedyś w postaci pracy domowej, odrobionej za brata o północy, gdy znów zostawił wszystko na ostatnią chwilę.
Teraz - w formie jej cierpliwej, stoickiej postawy, kiedy pojawiał się na jej progu w raczej mizernym stanie.

Uśmiechnął się zmęczonym półgębkiem w reakcji na brzmienie własnego imienia w jej wargach. Śmieszne: rodzice nazwali go Atlasem, ale myślał często, że bardziej pasowałby Syzyf. W przeszłości robił sobie z tego permanentne żarty, aż do momentu, gdy Paige zwyczajnie kazała mu przestać.
- Wcale się nie odwdzięczam... - zmarszczył nos, spoglądając na nią z przekorą. Obydwoje wiedzieli, że Atlas kłamie, ale było to - miał nadzieję - kłamstwo zbyt mało znaczące, by się o nie posprzeczać - Poza tym nawet nie wiesz, co jest w tym pudełku... - powstrzymał się przed pokazaniem siostrze języka, ale już nie przed posłaniem jej kolejnego, buńczucznego grymasu. Mógł zbliżać się do trzydziestki, a jednak przy Paige nadal zdawał się być po prostu tym samym młodym chłopcem skłonnym do zaczepek i wpadania w kłopoty - Więc skąd możesz wiedzieć, że to nie wynagrodzenie? A nie jakiś zakalec? Komplety niewypał?

Z codziennych, przepoconych i przesyconych zapachem wędzonej soli i dymu ubrań, obierał swoje zmęczone ciało powoli, aż nie pozostało na nim nic oprócz białego (kiedyś, bo teraz wzbogaconego o kleks z melasy i pomarańczowe cętki - pamiątkę po sosie buzującym w rondelku, i plującym gorącymi kroplami na każdego śmiałka, który odważył się podejść doń za blisko) podkoszulka i jeansów.
Siadł posłuszniej niż by chciał, upartość pozostawiając w przedpokoju wraz z resztą zbroi, jaką nosił na codzień. Teraz nie pozostało mu nic oprócz zmęczenia.

- Tak... - mruknął, i wydawać się mogło, że nie słuchał, ale Paige musiała wiedzieć, że było odwrotnie. Atlas zawsze słuchał uważniej, gdy pozwalał sobie na milczenie. Zwłaszcza w jej obecności - Pewnie właśnie od tego.
I od podania mu szklanki wody, kojącej teraz zdarte po całym dniu pracy gardło.
Przełknął powoli, kolejną kwestię podejmując niespiesznie - dopiero, gdy nabrał sił, by na nią spojrzeć, z głową podpartą ciężko na otwartej dłoni.
- Co u ciebie, co? - powstrzymał się, zanim wytknął by jej, że wyglądała na zmęczoną. Tego typu komentarze zwykle wchodziły w zakres jej obowiązków.


Paige Ellery