Cole "Scully" Sullivan
: śr wrz 24, 2025 3:30 pm
				
				Cole "Scully" Sullivan

 
data i miejsce urodzenia
15/05/1991 Toronto, Kanadazaimki
on/jegozawód
Właściciel kawiarnimiejsce pracy
The Big Guy's Little Coffee Shoporientacja
heteroseksualnydzielnica mieszkalna
Parkdale, West Endpobyt w toronto
od urodzenia (z krótkimi przerwami na prace wyjazdowe)umiejętności
-parzenie kawy (espresso, drip), kuchnia barowa (jajka, burgery, śniadania, zupa dnia). Generalnie w kuchni daje radę, ale o Gwiazdce Michelin nie marzy- złota rączka: radzi sobie z elektryką, hydraulicznymi pierdołami, sprzętem kuchennym, pomaluje ścianę
- pamięć do twarzy i historii klientów – pamięta, kto pije kawę z mlekiem, a kto czarną, kto ma problemy w pracy, kto ma egzamin
- prawo jazdy kat. G
- podstawy samoobrony - raczej z doświadczenia niż kursów
- angielski (ojczysty), francuski (podstawowy), hiszpański (podstawowy)
słabości
- nałogi: papierosy, kawa i marudzenie na współczesną muzykę- nie cierpi biurokracji i potrafi z kimś na tym tle się pokłócić
- ma skłonność do odpuszczania snu, by "wykorzystać czas" i pracy ponad siły
- flanelowe koszule w kratę. Dla Cole'a - szczyt elegancji
Cole przyszedł na świat i dorastał w Mimico, dzielnicy Toronto leżącej tuż przy brzegu jeziora Ontario. Jego dzieciństwo było proste, ale ciepłe — zapach smażonych frytek z baru ojca mieszał się z muzyką puszczaną na starym kasetowym boomboksie. Ojciec prowadził The Big Guy’s… przez całe życie i nie wyobrażał sobie innego zajęcia. To miejsce nigdy nie miało być prestiżowe — była to knajpa, w której można było coś zjeść, napić się kawy i spotkać sąsiadów. Dla Cole’a stała się drugim domem.
Kiedy miał piętnaście lat, matka opuściła rodzinę i wyjechała do Stanów, by zacząć nowe życie. Od tamtej pory kontakt urwał się niemal całkowicie. To wydarzenie zostawiło w nim trwałą ranę: nieufność wobec relacji i poczucie, że bliskie więzi łatwo mogą się rozpaść. Ojciec został sam z wychowaniem chłopaka i prowadzeniem baru. Cole szybko stał się częścią biznesu: pomagał przy ladzie, dźwigał skrzynki z napojami, czyścił stoliki i podpatrywał, jak ojciec radzi sobie z klientami.
Po ukończeniu szkoły średniej próbował wyrwać się z Mimico. Wyjeżdżał do Calgary na budowy, pracował w magazynach w Hamilton, nawet rozważał studia, ale nigdzie nie czuł, że to jego miejsce. Zawsze wracał do Mimico, do znajomych ulic, do knajpy ojca. Ostatecznie, gdy ojciec zachorował i zmarł, Cole nie miał wyboru — przejął lokal. Nie traktował tego jako ciężaru, raczej jako obowiązek i naturalną kolej rzeczy. Sam przeprowadził remont, odmalował ściany, naprawił meble. Tak narodziła się jego wersja The Big Guy’s…, otwarta od rana do późna, funkcjonująca niezależnie od tego, czy jest pełno, czy pusto, częściej pachnąca kawą niż tłuszczem z frytkownicy, wypełniona po brzegi książkami.
Problem pojawił się, gdy przyszło do mieszkania. Po śmierci ojca, zajmującego lokal socjalny, Cole nie miał prawa tam zostać. Musiał znaleźć coś nowego. Ostatecznie wylądował w Parkdale — w małym, wynajmowanym mieszkaniu, daleko skromniejszym niż by chciał. Dojazdy do Mimico są męczące, ale Parkdale daje mu pewien dystans, którego wcześniej nie miał.
Dziś Cole nie myśli o wielkich ambicjach ani wyjazdach. Jego życie to powtarzalny rytm: ekspres do kawy, papieros i boombox, na którym wciąż odtwarza kasety sprzed dekad. Bar jest miejscem spotkań: przychodzą tu studenci, szeregowi pracownicy korporacji po dniu pracy, sąsiedzi i przyjezdni. Cole często daje kawę „na zeszyt”, jeśli ktoś akurat nie ma pieniędzy, i maskuje swoją hojność kąśliwym komentarzem. Wieczorami zostaje sam w pustym lokalu z kubkiem kawy i paczką fajek. Myśli o matce, która gdzieś tam żyje własnym życiem, o tym, jak inaczej mogłoby wyglądać jego życie, gdyby kiedyś odważył się na coś więcej. A czasem po prostu podkręca głośność i wykrzykuje refreny Bon Jovi, Avril Lavigne, Nickelback albo Backstreet Boys, udając, że testuje akustykę.
Kiedy miał piętnaście lat, matka opuściła rodzinę i wyjechała do Stanów, by zacząć nowe życie. Od tamtej pory kontakt urwał się niemal całkowicie. To wydarzenie zostawiło w nim trwałą ranę: nieufność wobec relacji i poczucie, że bliskie więzi łatwo mogą się rozpaść. Ojciec został sam z wychowaniem chłopaka i prowadzeniem baru. Cole szybko stał się częścią biznesu: pomagał przy ladzie, dźwigał skrzynki z napojami, czyścił stoliki i podpatrywał, jak ojciec radzi sobie z klientami.
Po ukończeniu szkoły średniej próbował wyrwać się z Mimico. Wyjeżdżał do Calgary na budowy, pracował w magazynach w Hamilton, nawet rozważał studia, ale nigdzie nie czuł, że to jego miejsce. Zawsze wracał do Mimico, do znajomych ulic, do knajpy ojca. Ostatecznie, gdy ojciec zachorował i zmarł, Cole nie miał wyboru — przejął lokal. Nie traktował tego jako ciężaru, raczej jako obowiązek i naturalną kolej rzeczy. Sam przeprowadził remont, odmalował ściany, naprawił meble. Tak narodziła się jego wersja The Big Guy’s…, otwarta od rana do późna, funkcjonująca niezależnie od tego, czy jest pełno, czy pusto, częściej pachnąca kawą niż tłuszczem z frytkownicy, wypełniona po brzegi książkami.
Problem pojawił się, gdy przyszło do mieszkania. Po śmierci ojca, zajmującego lokal socjalny, Cole nie miał prawa tam zostać. Musiał znaleźć coś nowego. Ostatecznie wylądował w Parkdale — w małym, wynajmowanym mieszkaniu, daleko skromniejszym niż by chciał. Dojazdy do Mimico są męczące, ale Parkdale daje mu pewien dystans, którego wcześniej nie miał.
Dziś Cole nie myśli o wielkich ambicjach ani wyjazdach. Jego życie to powtarzalny rytm: ekspres do kawy, papieros i boombox, na którym wciąż odtwarza kasety sprzed dekad. Bar jest miejscem spotkań: przychodzą tu studenci, szeregowi pracownicy korporacji po dniu pracy, sąsiedzi i przyjezdni. Cole często daje kawę „na zeszyt”, jeśli ktoś akurat nie ma pieniędzy, i maskuje swoją hojność kąśliwym komentarzem. Wieczorami zostaje sam w pustym lokalu z kubkiem kawy i paczką fajek. Myśli o matce, która gdzieś tam żyje własnym życiem, o tym, jak inaczej mogłoby wyglądać jego życie, gdyby kiedyś odważył się na coś więcej. A czasem po prostu podkręca głośność i wykrzykuje refreny Bon Jovi, Avril Lavigne, Nickelback albo Backstreet Boys, udając, że testuje akustykę.
Ciekawostki
Plotki
zgoda na powielanie imienia
takzgoda na powielanie pseudonimu
nieZgody MG
poziom ingerencji
wysokizgoda na śmierć postaci
takzgoda na trwałe okaleczenie
niezgoda na nieuleczalną chorobę postaci
takzgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
takzgoda na utratę posady postaci
tak