julien f. whitmore
: śr paź 08, 2025 7:07 am
				
				julien "jules" francis whitmore

 
data i miejsce urodzenia
05.10.1997 I Toronto, Kanadazaimki
on/jegozawód
twórca ceramikimiejsce pracy
Heathclay Studioorientacja
panseksualnydzielnica mieszkalna
Distillery Districtpobyt w toronto
od urodzeniaumiejętności
posiada prawo jazdy typu G, umie tworzyć ceramikę, umie inwestować na giełdzie, umie excela na poziomie master, umie naprawić własne auto, umie całkiem nieźle szkicować, umie kodować, umie piec, umie samodzielnie wyremontować mieszkanie, umie szydełkować i robić na drutachsłabości
przyznanie się do problemów, wyrażanie uczuć, nie umie za bardzo gotować, nie umie pływać, nie potrafi zrozumieć sygnałów, które ludzie czasem próbują mu wysłać, nie potrafi tańczyć, nie potrafi jeździć na rowerzeMówi się, że rutyna w życiu dziecka jest niezbędna, zapewnia mu uczucie bezpieczeństwa i stabilność jakiej potrzebuje, aby móc rozwijać się w prawidłowy sposób. Co jednak, kiedy rutyna nie obejmuje wyłącznie podziału dnia na odpowiednie sekwencje, ale przeradza się w rygor, który nie przewiduje żadnych odstępstw od znanego? 
Kiedy na stole pojawia się demonizowanie wszystkiego co nieznane, nie ma przestrzeni na swobodny rozwój i budowanie zaufania i swojego miejsca w świecie.
Od maleńkości jego rodzice, korporacyjne szczury, które poznały się na Wall Street, dbały o to, aby ich syn (jedyny, bo na więcej nie mieli czasu sobie pozwolić) był taki sam jak oni. Nie liczyło się to, że chciał malować – musiał uczyć się liczyć. Nie liczyło się to, że chciał iść pobawić się z innymi dziećmi – musiał ćwiczyć programowanie. Nie liczyło się to, że wziął udział w szkolnym przedstawieniu i grał w nim główną rolę – w tym czasie Toronto Stock Exchange było blisko krachu i musieli ratować nie tylko własne oszczędności, ale i pieniądze swoich klientów.
Wychowany w przekonaniu, że na miłość trzeba sobie zasłużyć, a okazywanie emocji jest oznaką słabości, sam w to uwierzył. Przez wszystkie lata szkolne szedł w cieniu szeptów głosów, które to dywagowały o jego obojętności, o jego wycofaniu, o tym, że nigdy się nie uśmiecha, a w szkole skupia się wyłącznie na tym, aby mieć jak najlepsze wyniki ze wszystkiego. Gdy raz jeden dał przejąć emocjom kontrolę nad sobą, wdał się w szkolną bójkę, a jego rodzice nawet nie przyjechali po niego. Do siedemnastej czekał wraz z dyrektorką aż się pojawią, ale to nie nastąpiło, więc kazała mu wracać do domu.
I wrócił. Na piechotę, z obitą twarzą i przekonaniem, że świat jest parszywym miejscem.
Kierunek studiów nie był tym, co mógł sam sobie wybrać, z góry było to określone – pójdzie na ekonomię, a potem będzie niósł prym w ich rodzinnej zabawie polegającej na tym, kto więcej zarobi. Kiedy raz jeden powiedział o tym, że wolałby inny kierunek studiów, nie dostał odpowiedzi. Nie słyszeli go, czy może nie chcieli słyszeć, tego nie wie i tego dowiedzieć się nigdy nie zamierzał.
Już jednak na drugim roku studiów w jego głowie narodził się plan, do którego przykleił się całym ciałem i całym umysłem, od którego uzależnił całe swoje jestestwo i całą szansę na to, żeby kiedykolwiek być szczęśliwym. Więc całą swoją uwagę przekierował na naukę, nie dawał sobie przestrzeni na cokolwiek innego, siedział dniami i nocami z nosem w podręcznikach i zakuwał. Zdawał wszystkie egzaminy na najwyższym możliwym poziomie, zdobywał stypendia, ale co ważniejsze, zdobywał czas.
Zaraz po studiach poszedł w jedynym możliwym kierunku, czyli pracować na giełdzie. Pił hektolitry kawy, palił przerażające ilości papierosów i udawał, że nic poza finansowym światem nie istnieje. Zarabiał i pozwalał zarabiać innym. I odliczał dni, które dzieliły go od jego dwudziestych piątych urodzin.
Gdy te nadeszły, jego fundusz powierniczy się odblokował – uzyskał dostęp do pieniędzy, jakie rodzice i dziadkowie zabezpieczyli mu i które stawały się bezwarunkowo jego właśnie tego dnia. Kiedy dzień później do biura przyszedł tylko po to, aby na biurku kierownika położyć wypowiedzenie, nikt nie chciał uwierzyć. A kiedy poinformował rodziców, że nie chce mieć z nimi kontaktu przynajmniej przez jakiś czas, uważali, że zwariował. Dopiero kiedy zorientowali się co zrobił, uznali, że to oni nie chcą z Julienem kontaktu. I zrobili wszystko, aby zapomnieć o swoim jedynym dziecku.
Julien jednak nie płakał z tego powodu. Pieniądze, które zapewnił mu fundusz, ale które też zarobił i wiedział jak dalej zarabiać były wystarczające na zbudowanie życia na nowo. Zaczął brać udział w kursach z ceramiki, zapisał się na terapię i do psychiatry. Po roku miał już własne studio ceramiczne jak również powoli rozkręcający się biznes. Stał też względnie stabilnie na nogach, chociaż głowa wciąż potrafiła go zawieść w najmniej spodziewanym momencie.
Wciąż potrafi to robić. Wciąż bywa oziębły, małomówny, wciąż zdarza mu się za bardzo wszystko analizować, jak również trudno mu przyjąć, że ktoś może go po prostu lubić, po prostu k o c h a ć. Dlatego daje sobie czas, wyraża się przez swoje kubki, talerze, miski i wazony. Dlatego też bierze leki. Dlatego też chodzi na terapię.
Dlatego też stara się wciąż próbować, chociaż czasem trudno mu odnaleźć się w świecie, w którym nikt nie narzuca mu zasad wedle których powinien żyć.
Kiedy na stole pojawia się demonizowanie wszystkiego co nieznane, nie ma przestrzeni na swobodny rozwój i budowanie zaufania i swojego miejsca w świecie.
Od maleńkości jego rodzice, korporacyjne szczury, które poznały się na Wall Street, dbały o to, aby ich syn (jedyny, bo na więcej nie mieli czasu sobie pozwolić) był taki sam jak oni. Nie liczyło się to, że chciał malować – musiał uczyć się liczyć. Nie liczyło się to, że chciał iść pobawić się z innymi dziećmi – musiał ćwiczyć programowanie. Nie liczyło się to, że wziął udział w szkolnym przedstawieniu i grał w nim główną rolę – w tym czasie Toronto Stock Exchange było blisko krachu i musieli ratować nie tylko własne oszczędności, ale i pieniądze swoich klientów.
Wychowany w przekonaniu, że na miłość trzeba sobie zasłużyć, a okazywanie emocji jest oznaką słabości, sam w to uwierzył. Przez wszystkie lata szkolne szedł w cieniu szeptów głosów, które to dywagowały o jego obojętności, o jego wycofaniu, o tym, że nigdy się nie uśmiecha, a w szkole skupia się wyłącznie na tym, aby mieć jak najlepsze wyniki ze wszystkiego. Gdy raz jeden dał przejąć emocjom kontrolę nad sobą, wdał się w szkolną bójkę, a jego rodzice nawet nie przyjechali po niego. Do siedemnastej czekał wraz z dyrektorką aż się pojawią, ale to nie nastąpiło, więc kazała mu wracać do domu.
I wrócił. Na piechotę, z obitą twarzą i przekonaniem, że świat jest parszywym miejscem.
Kierunek studiów nie był tym, co mógł sam sobie wybrać, z góry było to określone – pójdzie na ekonomię, a potem będzie niósł prym w ich rodzinnej zabawie polegającej na tym, kto więcej zarobi. Kiedy raz jeden powiedział o tym, że wolałby inny kierunek studiów, nie dostał odpowiedzi. Nie słyszeli go, czy może nie chcieli słyszeć, tego nie wie i tego dowiedzieć się nigdy nie zamierzał.
Już jednak na drugim roku studiów w jego głowie narodził się plan, do którego przykleił się całym ciałem i całym umysłem, od którego uzależnił całe swoje jestestwo i całą szansę na to, żeby kiedykolwiek być szczęśliwym. Więc całą swoją uwagę przekierował na naukę, nie dawał sobie przestrzeni na cokolwiek innego, siedział dniami i nocami z nosem w podręcznikach i zakuwał. Zdawał wszystkie egzaminy na najwyższym możliwym poziomie, zdobywał stypendia, ale co ważniejsze, zdobywał czas.
Zaraz po studiach poszedł w jedynym możliwym kierunku, czyli pracować na giełdzie. Pił hektolitry kawy, palił przerażające ilości papierosów i udawał, że nic poza finansowym światem nie istnieje. Zarabiał i pozwalał zarabiać innym. I odliczał dni, które dzieliły go od jego dwudziestych piątych urodzin.
Gdy te nadeszły, jego fundusz powierniczy się odblokował – uzyskał dostęp do pieniędzy, jakie rodzice i dziadkowie zabezpieczyli mu i które stawały się bezwarunkowo jego właśnie tego dnia. Kiedy dzień później do biura przyszedł tylko po to, aby na biurku kierownika położyć wypowiedzenie, nikt nie chciał uwierzyć. A kiedy poinformował rodziców, że nie chce mieć z nimi kontaktu przynajmniej przez jakiś czas, uważali, że zwariował. Dopiero kiedy zorientowali się co zrobił, uznali, że to oni nie chcą z Julienem kontaktu. I zrobili wszystko, aby zapomnieć o swoim jedynym dziecku.
Julien jednak nie płakał z tego powodu. Pieniądze, które zapewnił mu fundusz, ale które też zarobił i wiedział jak dalej zarabiać były wystarczające na zbudowanie życia na nowo. Zaczął brać udział w kursach z ceramiki, zapisał się na terapię i do psychiatry. Po roku miał już własne studio ceramiczne jak również powoli rozkręcający się biznes. Stał też względnie stabilnie na nogach, chociaż głowa wciąż potrafiła go zawieść w najmniej spodziewanym momencie.
Wciąż potrafi to robić. Wciąż bywa oziębły, małomówny, wciąż zdarza mu się za bardzo wszystko analizować, jak również trudno mu przyjąć, że ktoś może go po prostu lubić, po prostu k o c h a ć. Dlatego daje sobie czas, wyraża się przez swoje kubki, talerze, miski i wazony. Dlatego też bierze leki. Dlatego też chodzi na terapię.
Dlatego też stara się wciąż próbować, chociaż czasem trudno mu odnaleźć się w świecie, w którym nikt nie narzuca mu zasad wedle których powinien żyć.
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
nieZgody MG
poziom ingerencji
niskizgoda na śmierć postaci
niezgoda na trwałe okaleczenie
niezgoda na nieuleczalną chorobę postaci
niezgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
niezgoda na utratę posady postaci
nie