Scary monsters and nice sprites
: śr paź 08, 2025 1:33 pm
				
				7.
Albowiem otaczająca ją w tym momencie sceneria prezentowała parę jednakowych lub pełnych podobieństw elementów - trawnik, parę drzewek, nagrobki, ciemne niebo oraz majaczący się w ciemności kościół. Niczym sceneria rodem z horroru. Hayward mogłaby przyrzec, że wcale nie bała się kluczyć między kamiennymi płytami, natomiast uczucie ściśniętego żołądka było idealnym zaprzeczeniem jej usilnych wierzeń. Rzadko kiedy bywała tutaj po zmroku, ale dzisiaj nie miała wyboru. Wolała zacisnąć zęby i odwiedzić zmarłego męża zgodnie z zaplanowanym grafikiem niż przewracać swoje plany do góry nogami przez późną porę. Nic jej raczej tutaj nie zagrażało... prawda?
Grób jej zmarłego ukochanego nie był położony daleko, a ona i tak znała już drogę na pamięć. Nie bywała tutaj tak często, jak na samym początku, ale starała zaglądać się tak często, jak tylko mogła. Przystanęła nad nagrobkiem, dzierżąc w jednej dłoni elegancki znicz do zapalenia, a w drugiej drobną wiązankę oraz dynię. Dziwna dekoracja, ale oboje przepadali za świętem Halloween, o czym Sylvie cały czas pamiętała. Mogli tym samym wspólnie świętować nawet i po śmierci, choć pewnie po jakimś czasie nawet z tego powinna była zdecydować. Na razie było za wcześnie - dała sobie więcej czasu, by pożegnać się nie tylko z nawykami ukochanego, ale również i z jego odejściem.
Ukucnęła, by odpalić wkład do znicza i ostrożnie włożyć go do środka. Gdy już to zrobiła, przestawiła obiekt w wypatrzone miejsce i zgarnęła dynię z wiązanką. Ją ułożyła na płycie - tak, by nie zasłonić przypadkiem nazwiska męża oraz innych członków jego rodziny, którzy byli tutaj pochowani. Dopiero wtedy mogła pogrążyć się w bezgłośnej rozmowie ze zmarłym. Nie umiałaby wydusić z siebie słowa na głos. Uważała to nie tylko za nieco dziwne, ale również i za niezręczne.
Poniekąd to mogło wpłynąć na narastające obawy i strach, a także poczucie, że ktoś mógł obserwować ją z rozlewających się po cmentarzu ciemności. Uparcie jednak ignorowała to uczucie, choć kątem oka zerkała od czasu do czasu za siebie. W pewnym momencie sięgnęła nawet do torebki po jakieś słodycze, bo zaczęły trząść się jej dłonie. I albo była to wina głodu, który też poniekąd odczuwała, albo coś faktycznie zaczynało jej wchodzić na głowę. Chciała jednak spędzić jeszcze moment przy grobie, dla zasady.
To był jednak błąd.
Przycupnęła na ławeczce, odwijając sobie karmelowego cukierka. Gdyby nie okoliczności, mogłaby nawet pomyśleć, że dzieliła sobie tą niewielką deserową chwilę ze zmarłym. Chwila słodkości i przyjemności miała jednak zmienić się w coś zupełnie odwrotnego wraz z momentem, w którym po cmentarzu zaczął biegać biały, uliczny piesek. A Sylvie, która kompletnie nie spodziewała się takiego random eventu, w pierwszej chwili uznała go za ducha.
— JEZUS MARIA! — wydarła się chyba na całe gardło, co zaalarmowało pieska. Przez jego ujadanie też podskoczyła w miejscu, czując, jak serce podeszło jej do gardła. Aż dziwne, że nie pokusiła się o więcej epitetów, ale najwidoczniej jej kolejną reakcją było odebranie mowy. Potrzebowała chwili na ocknięcie się, choć wciąż miała się na baczności. Piesek był natomiast nieszkodliwy, bo po chwili oddalił się. Sylvie aż odetchnęła, opadając z powrotem na ławkę, z której nagle się zerwała.
Cathal Graves