A Second Life
: czw paź 16, 2025 4:23 pm
Galen L. Wyatt
Powrót do normalności.
Dziwnie się czuła bez Galena w apartamencie. Panowała w nim przedziwna cisza, które nie była w stanie łatwo i racjonalnie rozplanować. Nie była w stanie też jej zrozumieć. Od wszystkiego pękała jej głowa, bo gdy wychodziła na nowo zaczęła z nim rozmawiać, tylko we własnej głowie. Twierdził, że nie było innej, a jednak... była? Okazała się na tyle istotna, że powiedział jej o tym. Teraz wolała skupić cię na ich przyszłości, zamiast rozdrapywać rany, odebrać go ze szpitala, by przez moment usłyszał warkot głośnego silnika, zanim wybierze sobie coś mniej wymagającego.
Nawet cieszyła się, widząc go w normalnych ubraniach, gdy ciągnęła walizkę, którą jakiś czas temu mu przyniosła. Przez szpital szła z nim za rękę, zastanawiając się, czy nie dostanie jednak zadyszki. Trudno było wyrokować, na ile była w stanie pozwolić mu jego kondycja fizyczna. Niedawno serce mu stanęło, a ona stała się jeszcze bardziej uważna na każdy, nawet najmniej sygnał z jego strony. Chciała zostać po prostu najlepszą partnerką. By jednak czuł to wsparcie. Rzadko jeździli jej autem, to chyba był pierwszy, a za razem ostatni raz. Silnik zawarczał, a po pół godzinie wchodzili już do domu. Ich wspólnego, odkąd się Galen wprowadził.
Otworzyła drzwi, a pierwszą, która ich dopadła była Koko. Od razu zaczęła podskakiwać w stronę Galena, szczekać oraz wesoło merdać ogonkiem.
— Koko, daj spokój, pan nie ma sił — mruknęła Cherry, odkładając walizkę. Finalnie skarciła psa. Była sporym pudlem, który mógł mu zrobić krzywdę w przepływie radości. Niesforność psa nie znała słowa nie. Od razu przyniosła mężczyźnie piłkę, licząc na zabawę.
W końcu jej pan wrócił do domu.
— Zrobiłam Ci miejsce w szafie i przyniosłam trochę twoich rzeczy — powiedziała spokojnym tonem, wchodząc wgłąb apartamentu. Porządziła się, ale w ten sposób będzie łatwiej. Galen i tak pewnie nie mógł nic dźwigać, teraz przynajmniej miał wszystko w jednym miejscu. O ile zaakceptuje te koszule, i ten garnitur, który ona mu przyniosła — żeby mieć na Ciebie oko, zanim wrócisz do pracy na pełen etat — uniosła kąciki ust, patrząc na niego badawczo. Pewnie myślał, że wróci tam od jutra, a ona... niekoniecznie chciała mu na to pozwolić. Apartament był bezpieczny od niepotrzebnych stresorów. Sama też większość swoich obowiązków miała stąd wykonywać, a Cyrus miał wozić jej tu wszystkie potrzebne papiery.
— Lucita zrobiła dla Ciebie twoje ulubione chili con carne. Poprosiłam, by zrobiła twoje ulubione danie — zagadnęła Marshall, bo choć chciała zrobić dla niego to słynne spaghetii co przy wyjściu z aresztu, tak nie miała kiedy. Stąd poprosiła Lucitę, która była jedną z niewielu bliskich mu osób — to w sumie... co chcesz teraz robić Galen? — spytała finalnie, odwracając się w stronę Galena. Miała przygotowane filmy, zdrowe przekąski, a nawet kupiła nowy płyn do kąpieli, żeby mu ładnie pachniało.
Powrót do normalności.
Dziwnie się czuła bez Galena w apartamencie. Panowała w nim przedziwna cisza, które nie była w stanie łatwo i racjonalnie rozplanować. Nie była w stanie też jej zrozumieć. Od wszystkiego pękała jej głowa, bo gdy wychodziła na nowo zaczęła z nim rozmawiać, tylko we własnej głowie. Twierdził, że nie było innej, a jednak... była? Okazała się na tyle istotna, że powiedział jej o tym. Teraz wolała skupić cię na ich przyszłości, zamiast rozdrapywać rany, odebrać go ze szpitala, by przez moment usłyszał warkot głośnego silnika, zanim wybierze sobie coś mniej wymagającego.
Nawet cieszyła się, widząc go w normalnych ubraniach, gdy ciągnęła walizkę, którą jakiś czas temu mu przyniosła. Przez szpital szła z nim za rękę, zastanawiając się, czy nie dostanie jednak zadyszki. Trudno było wyrokować, na ile była w stanie pozwolić mu jego kondycja fizyczna. Niedawno serce mu stanęło, a ona stała się jeszcze bardziej uważna na każdy, nawet najmniej sygnał z jego strony. Chciała zostać po prostu najlepszą partnerką. By jednak czuł to wsparcie. Rzadko jeździli jej autem, to chyba był pierwszy, a za razem ostatni raz. Silnik zawarczał, a po pół godzinie wchodzili już do domu. Ich wspólnego, odkąd się Galen wprowadził.
Otworzyła drzwi, a pierwszą, która ich dopadła była Koko. Od razu zaczęła podskakiwać w stronę Galena, szczekać oraz wesoło merdać ogonkiem.
— Koko, daj spokój, pan nie ma sił — mruknęła Cherry, odkładając walizkę. Finalnie skarciła psa. Była sporym pudlem, który mógł mu zrobić krzywdę w przepływie radości. Niesforność psa nie znała słowa nie. Od razu przyniosła mężczyźnie piłkę, licząc na zabawę.
W końcu jej pan wrócił do domu.
— Zrobiłam Ci miejsce w szafie i przyniosłam trochę twoich rzeczy — powiedziała spokojnym tonem, wchodząc wgłąb apartamentu. Porządziła się, ale w ten sposób będzie łatwiej. Galen i tak pewnie nie mógł nic dźwigać, teraz przynajmniej miał wszystko w jednym miejscu. O ile zaakceptuje te koszule, i ten garnitur, który ona mu przyniosła — żeby mieć na Ciebie oko, zanim wrócisz do pracy na pełen etat — uniosła kąciki ust, patrząc na niego badawczo. Pewnie myślał, że wróci tam od jutra, a ona... niekoniecznie chciała mu na to pozwolić. Apartament był bezpieczny od niepotrzebnych stresorów. Sama też większość swoich obowiązków miała stąd wykonywać, a Cyrus miał wozić jej tu wszystkie potrzebne papiery.
— Lucita zrobiła dla Ciebie twoje ulubione chili con carne. Poprosiłam, by zrobiła twoje ulubione danie — zagadnęła Marshall, bo choć chciała zrobić dla niego to słynne spaghetii co przy wyjściu z aresztu, tak nie miała kiedy. Stąd poprosiła Lucitę, która była jedną z niewielu bliskich mu osób — to w sumie... co chcesz teraz robić Galen? — spytała finalnie, odwracając się w stronę Galena. Miała przygotowane filmy, zdrowe przekąski, a nawet kupiła nowy płyn do kąpieli, żeby mu ładnie pachniało.