dog is a man's best friend
: wt paź 21, 2025 12:11 am
				
				Theo nie baczył na konsekwencje w momencie, gdy adoptował Vincenta. Uważał, że posiadanie psiaka w domu to cudowny czas, że przynajmniej będzie mieć jakiegoś towarzysza, przyjaciela, który merdając ogonkiem ucieszy się na widok swego pana. Tyle, że czworonóg miał zupełnie inne plany dla swojego właściciela. 
Był chorowity od samego początku. Uczelenie na drób i wieprzowinę to dopiero początek, reszta miała być znacznie tragiczniejsza. Utykanie na lewą łapę? Oczywiście. Liczne biegunki? Jak najbardziej. Problem z oddychaniem? Odhaczone. Theo wydawał zarobione pieniądze na weterynarzy, wykupił nawet specjalne ubezpieczenie, ale ono niewiele dawało. Na szczęście miał sprawdzoną panią doktor, która zawsze chętnie wspierała go poradą i to całkowicie za darmo.
Podniósł telefon ze stolika, by wykonać telefon. Vincent od rana miał problemy z chodzeniem, Theo obawiał się, że to przez zabawę z innym psem dzień wcześniej. Właściciel tamtego psiaka poinformował Norrisa dopiero na zakończenie, że jego pupil nie jest szczepiony. Czyli idealnie nieodpowiedzialny opiekun. Takich nienawidził najbardziej. Obawa, że jego pies mógł zostać zarażony jakimś robactwem sprawiła, że zrobiło mu się gorąco.
Celeste nie odebrała. Ba! Od razu włączyła się poczta głosowa, a to oznaczało wizytę w gabinecie. Tego właśnie Theo chciał uniknąć ze względu na fakt, że Vincent bardzo źle znosił zapach i towarzystwo zbyt dużej liczby osób. Nawet do nowych znajomych właściciela przyzwyczajał się dopiero po kilku spotkaniach. Nie mógł jednak czekać na to, aż pani weterynarz łaskawie podniesie słuchawkę. Musiał działać.
Dopiero wsiadając do auta zrozumiał, że tu nie do końca chodziło o dobre samopoczucie psa. Problem był też w nim, bo mimo, że poznał Celeste prawie pół roku temu to nadal miał do niej słabość. Tak dużą, że zamiast zwykłego pożegnania zaprosił ją na kolację, ale na szczęście wybrnął z tego idealnie. Chociaż do dzisiaj próbuje unikać jej spojrzenia.
Podjechawszy pod klinikę zauważył, że w poczekalni siedzi jedna pani i to w dodatku z rybką. Naprawdę nie rozumiał czemu ludzie chodzą do weterynarzy z rybami. Przecież to są nudniejsze zwierzaki niż patyczaki. Pokręcił głową, wziął Vincenta na ręce i wszedł do środka grzecznie się witając. Usiadł z boku, bo jego pies zaczął się niebezpiecznie oblizywać na widok małego akwarium.
Gdy tylko nadeszła jego kolej, a starsza kobieta wybiegła z gabinetu z płaczem i pustym akwarium, spadł mu kamień z serca. Nikt nie czekał po nim na wizytę, więc mogą razem z Celeste poświęcić więcej czasu dla Vincenta. Wszedł do sterylnego pomieszczenia nieco speszony z psem pod pachą.
- Cześć. Można? - Głupie pytanie, przecież była w pracy i raczej pomocy nie odmówi. - Ma problem z chodzeniem, jakby zwiotczałe mięśnie. - Zaczął nawet nie pytając o dzień czy pogodę. Na to przyjdzie jeszcze czas.
Celeste B. Salvaggio
			Był chorowity od samego początku. Uczelenie na drób i wieprzowinę to dopiero początek, reszta miała być znacznie tragiczniejsza. Utykanie na lewą łapę? Oczywiście. Liczne biegunki? Jak najbardziej. Problem z oddychaniem? Odhaczone. Theo wydawał zarobione pieniądze na weterynarzy, wykupił nawet specjalne ubezpieczenie, ale ono niewiele dawało. Na szczęście miał sprawdzoną panią doktor, która zawsze chętnie wspierała go poradą i to całkowicie za darmo.
Podniósł telefon ze stolika, by wykonać telefon. Vincent od rana miał problemy z chodzeniem, Theo obawiał się, że to przez zabawę z innym psem dzień wcześniej. Właściciel tamtego psiaka poinformował Norrisa dopiero na zakończenie, że jego pupil nie jest szczepiony. Czyli idealnie nieodpowiedzialny opiekun. Takich nienawidził najbardziej. Obawa, że jego pies mógł zostać zarażony jakimś robactwem sprawiła, że zrobiło mu się gorąco.
Celeste nie odebrała. Ba! Od razu włączyła się poczta głosowa, a to oznaczało wizytę w gabinecie. Tego właśnie Theo chciał uniknąć ze względu na fakt, że Vincent bardzo źle znosił zapach i towarzystwo zbyt dużej liczby osób. Nawet do nowych znajomych właściciela przyzwyczajał się dopiero po kilku spotkaniach. Nie mógł jednak czekać na to, aż pani weterynarz łaskawie podniesie słuchawkę. Musiał działać.
Dopiero wsiadając do auta zrozumiał, że tu nie do końca chodziło o dobre samopoczucie psa. Problem był też w nim, bo mimo, że poznał Celeste prawie pół roku temu to nadal miał do niej słabość. Tak dużą, że zamiast zwykłego pożegnania zaprosił ją na kolację, ale na szczęście wybrnął z tego idealnie. Chociaż do dzisiaj próbuje unikać jej spojrzenia.
Podjechawszy pod klinikę zauważył, że w poczekalni siedzi jedna pani i to w dodatku z rybką. Naprawdę nie rozumiał czemu ludzie chodzą do weterynarzy z rybami. Przecież to są nudniejsze zwierzaki niż patyczaki. Pokręcił głową, wziął Vincenta na ręce i wszedł do środka grzecznie się witając. Usiadł z boku, bo jego pies zaczął się niebezpiecznie oblizywać na widok małego akwarium.
Gdy tylko nadeszła jego kolej, a starsza kobieta wybiegła z gabinetu z płaczem i pustym akwarium, spadł mu kamień z serca. Nikt nie czekał po nim na wizytę, więc mogą razem z Celeste poświęcić więcej czasu dla Vincenta. Wszedł do sterylnego pomieszczenia nieco speszony z psem pod pachą.
- Cześć. Można? - Głupie pytanie, przecież była w pracy i raczej pomocy nie odmówi. - Ma problem z chodzeniem, jakby zwiotczałe mięśnie. - Zaczął nawet nie pytając o dzień czy pogodę. Na to przyjdzie jeszcze czas.
Celeste B. Salvaggio