- 
				 Czego więcej mogę chcieć? Czego więcej mogę chcieć?
 Za rękę
 Za nami klub złamanych serc
 Za rękę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Był chorowity od samego początku. Uczelenie na drób i wieprzowinę to dopiero początek, reszta miała być znacznie tragiczniejsza. Utykanie na lewą łapę? Oczywiście. Liczne biegunki? Jak najbardziej. Problem z oddychaniem? Odhaczone. Theo wydawał zarobione pieniądze na weterynarzy, wykupił nawet specjalne ubezpieczenie, ale ono niewiele dawało. Na szczęście miał sprawdzoną panią doktor, która zawsze chętnie wspierała go poradą i to całkowicie za darmo.
Podniósł telefon ze stolika, by wykonać telefon. Vincent od rana miał problemy z chodzeniem, Theo obawiał się, że to przez zabawę z innym psem dzień wcześniej. Właściciel tamtego psiaka poinformował Norrisa dopiero na zakończenie, że jego pupil nie jest szczepiony. Czyli idealnie nieodpowiedzialny opiekun. Takich nienawidził najbardziej. Obawa, że jego pies mógł zostać zarażony jakimś robactwem sprawiła, że zrobiło mu się gorąco.
Celeste nie odebrała. Ba! Od razu włączyła się poczta głosowa, a to oznaczało wizytę w gabinecie. Tego właśnie Theo chciał uniknąć ze względu na fakt, że Vincent bardzo źle znosił zapach i towarzystwo zbyt dużej liczby osób. Nawet do nowych znajomych właściciela przyzwyczajał się dopiero po kilku spotkaniach. Nie mógł jednak czekać na to, aż pani weterynarz łaskawie podniesie słuchawkę. Musiał działać.
Dopiero wsiadając do auta zrozumiał, że tu nie do końca chodziło o dobre samopoczucie psa. Problem był też w nim, bo mimo, że poznał Celeste prawie pół roku temu to nadal miał do niej słabość. Tak dużą, że zamiast zwykłego pożegnania zaprosił ją na kolację, ale na szczęście wybrnął z tego idealnie. Chociaż do dzisiaj próbuje unikać jej spojrzenia.
Podjechawszy pod klinikę zauważył, że w poczekalni siedzi jedna pani i to w dodatku z rybką. Naprawdę nie rozumiał czemu ludzie chodzą do weterynarzy z rybami. Przecież to są nudniejsze zwierzaki niż patyczaki. Pokręcił głową, wziął Vincenta na ręce i wszedł do środka grzecznie się witając. Usiadł z boku, bo jego pies zaczął się niebezpiecznie oblizywać na widok małego akwarium.
Gdy tylko nadeszła jego kolej, a starsza kobieta wybiegła z gabinetu z płaczem i pustym akwarium, spadł mu kamień z serca. Nikt nie czekał po nim na wizytę, więc mogą razem z Celeste poświęcić więcej czasu dla Vincenta. Wszedł do sterylnego pomieszczenia nieco speszony z psem pod pachą.
- Cześć. Można? - Głupie pytanie, przecież była w pracy i raczej pomocy nie odmówi. - Ma problem z chodzeniem, jakby zwiotczałe mięśnie. - Zaczął nawet nie pytając o dzień czy pogodę. Na to przyjdzie jeszcze czas.
Celeste B. Salvaggio
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Celeste uwielbiała swoją pracę. Widziała w niej coś w rodzaju boskiego cudu. Pracowanie w szpitalu wiedziała jako misję wyższą. Coś przepięknego. Czasami zastanawiała się, dlaczego jej koledzy po fachu pracowali w tych drogich klinikach. W nich nie widziała nic pięknego, takim zwierzętom każdy mógłby pomóc, za to ona wolała te najbiedniejsze. Liczyła każdy grosz w budżecie kliniki w schronisku, taki najbardziej szczegółowy, by mieć pewność, że każdego będzie w stanie uratować.
Tego dnia miała czysty zapierdol taki, którego nie byłaby w stanie powstrzymać jakimś prostym działaniem. Ciągłe interwencje, jeżdżenie po nowych zwierzakach. Najgorsze było ich odbieranie. Nie była w stanie nigdy spojrzeć dzieciom prosto w twarz i głośno powiedzieć: znęcacie się. Nieważne, jakie by one nie były. Uważała to za winę rodziców. Za to takie sprawy były najgorsze. Całe popołudnie spędziła w sali operacyjnej ratującej psa skatowanego przez dziecko.
Dlatego w paskudnym humorze przyjmowała pacjentów. Tańsza klinika w schronisku pozwalała na zdobycie mniejszej sumy, wtedy byli w stanie uratować więcej istnień. Dlatego siedziała na tym krześle, badała, wykonywała całe pakiety szczepień. Tyle że była wybrakowana, każdy jej rudy włos był skierowany w drugą stronę. Perfumy już dawno przestały pachnieć, ulotniły się wraz z jej chęciami do życia.
Odleciały hen daleko.
Jeszcze bardziej załamała ją wizyta kobiety z martwą złotą rybką. Weź tu wytłumacz matce, że będzie musiała kupić nową rybkę, bo ta jej umarła. Na pewno nie w jej klinice. Tylko czy dało się jej dziwić, skoro pływała w ohydnym okrągłym akwarium? Męczyła się, pewnie właścicielka nie zaważyła choroby, a Cynthia... nie zajmowała się rybami, a psami i kotami. Nawet leczenia gryzoni by się nie podjęła, a były zdecydowanie bardziej podobnie anatomicznie.
— Daj mi moment — mruknęła, wklepując pacjentkę, która od niej uciekła. Cel wizyty? Stwierdzenie zgonu. Była na tyle tym przejęta, że nie zdała sobie sprawy, że stał przed nią właściciel adoptowanego psiaka ze schroniska — trudno odnotować zgon złotej rybki w systemie — rzuciła cały czas wpatrzona w monitor, wklepując kolejne literki do systemu. Finalnie skończyła i jej wzrok padł na Theo. Momentalnie zabrakło jej tchu w płucach. Zaprosił ją na kolacje, a potem się wycofał. Doskonale go pamiętała — hm... kiedy to się stało i w jaki sposób? — spytała, próbując zebrać objawy. Zwiotczałe mięśnie mogły być od praktycznie wszystkiego, łącznie z czystym przemęczeniem — długo to trwa? — dopytała, unosząc oba kąciki ust do góry. Próbowała być uprzejma, na tyle ile tylko mogła. Chociaż przy Norrisie czuła dziwną niezręczność.
- 
				 Czego więcej mogę chcieć? Czego więcej mogę chcieć?
 Za rękę
 Za nami klub złamanych serc
 Za rękę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
W jej gabinecie widocznie były dyplomy, wyróżnienia i podziękowania od właścicieli zwierzaków, które Celeste uratowała. Za każdym razem, gdy Theo pojawiał się tutaj z Vincentem to zdjęć i laurek przybywało. To tylko oznaczało, że są w dobrym miejscu z odpowiednim lekarzem.
Pokiwał głową i nawet chciał się zaśmiać. To fakt. Ciężko będzie wytłumaczyć na papierku zgon rybki, która pewnie nie ważyła nawet dziesięciu gram. Theo jednak przyzwyczaił się do tego, że każdy człowiek ma inne priorytety. Jedni kochają drogie auta, a inni płaczą po rybce za trzy dolary. Wszystkich trzeba szanować i przynajmniej udawać, że rozumie się ich problemy.
- Słucham? - Z zamyślenia wyrwał go głos pani weterynarz. Norris zdążył uciec myślami i marzeniami daleko, ale tak już miał. Potrafił z tematu o ziemniakach, przejść nagle w konwersacje o śmierci i ludzkiej egzystencji. A przy niej wolał uciekać niż stać w miejscu, bo czasami szybciej mówił niż myślał.
- Zaczęło się wczoraj. Myślałem, że to po prostu zwykłe zmęczenie, byliśmy na długim spacerze, a i jeszcze ta zabawa z psem. - Wzruszył ramionami, bo próbował sobie przypomnieć dokładną godzinę w której zauważył zmiany zachowania u psiaka. Czytał kiedyś, że gdy pies jest zarobaczony może mieć podrażniony układ nerwowy.
- Ogółem ma apetyt, pije też wodę, ale gdy chce wejść po schodach to patrzy na mnie tym smutnym wzrokiem. - Theo martwił się o swojego zwierzaka. Nie zaadaptował go wyłącznie dlatego, że był samotny, ale po to by pomóc. Starał się jak mógł, ale czasami nie miał na to wszystko siły. Mógłby zrobić wszystko żeby Vincent był zdrowy.
Pozwolił żeby Celeste zbadała psiaka. Nie przeszkadzał, nie zagadywał chociaż było to ciężkie. Lubił z nią rozmawiać, choć zazwyczaj rozmowy te sprowadzały się na temat planów na wakacje, wolny weekend czy film na wieczór. Przyglądał się pani weterynarz spod burzy rozczochranych włosów. Była skupiona na swojej pracy, zapewne nawet nie zauważając maślanych oczu Theo.
- Będzie konieczne pobranie krwi? - Spytał, bo ostatnio musieli powalczyć z czworonogiem, by oddał im swoją łapkę bez wyrywania i piszczenia. Wolał tego uniknąć, ale zdawał sobie sprawę, że nie zawsze dostaje tego czego chce.
Celeste B. Salvaggio
- 
				 a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Wizyta Theo była dla niej jedną z bardziej standardowych. Co prawda za każdym razem przypominała sobie tamto zaproszenie, ale nigdy później go nie powtórzył. Nie warto było respektować sprawy, które nie wydawały się na tyle istotne. Przynajmniej nie teraz, gdy miała zająć się jego psem. Lubiła swoje życie zawodowe, a wchodzenie w niepotrzebne relacje z właścicielami pacjentów, uważała za niestosowne. Zwłaszcza teraz gdy życie miało się jej skomplikować jeszcze bardziej...
Schronisko powinno pozostać oazą, w której przestanie przejmować się facetami. Nawet jeżeli byli całkiem uroczymi brunetami. Wolała skupić uwagę na kundelku. Wydawał się słodszy i mogła mu zaoferować coś więcej niż kilka słów. Wyjęła ze swojej szuflady alergiczne smaczki, a jeden z nich dała Vincentowi.
Niech psiak coś ma z tej wizyty.
— Theo, nie zostałeś jednym z tych przewrażliwionych właścicieli? — spytała wpierw, opierając się jeszcze o swoje wygodne krzesło biurowe. Uniosła delikatnie wzrok na Norrisa, wpatrując się w niego dłużej niż powinna. Wyglądał całkiem zdrowo, ale nigdy nie wiadomo, co mogłoby się kryć za zwykłym zmęczeniem — jaka zabawa z psem? — dopytała, unosząc jedną brew dość wysoko. Finalnie wzięła psa na stół i powoli zaczęła go badać. Przez moment przestał interesować ją jego właściciel. Nie powinna pozwalać sobie na te sekretne zerknięcia, czy zawieszenia wzroku. Pewnego dnia te niezręczna atmosfera między nimi po prostu zniknie, jak za pęknięciem bańki mydlanej.
— Wygląda na to, że Vincent przeciążył mięśnie po spacerze, ale nie wykluczę też bólu stawów lub początków zapalenia. Dam mu leki przeciwbólowe i zalecę odpoczynek przez kilka dni. Zrobimy też badania, żeby mieć pewność, że to nie pasożyty ani borelioza. — powiedziała spokojnym tonem, wpatrując się z psiaka. Jeszcze jedna nieprzyjemność go czekała. Termometr prosto w zadek. Dla nikogo to badanie nie było przyjemne. Na całe szczęście gorączki nie miał — krew i kał — jej wzrok mimowolnie padł na Theo. Nie lubiła sprawiać przykrości zwierzakom, ale wszystko miało wyższy cel — musisz zebrać z kilku dni z kilku różnych miejsc kupy — wytłumaczyła jeszcze — dasz radę? — z pasożytami nigdy nie wiadomo. Czasami potrafiły powodować objawy, które każdego właściciela, by zadziwiły.
- 
				 Czego więcej mogę chcieć? Czego więcej mogę chcieć?
 Za rękę
 Za nami klub złamanych serc
 Za rękę nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor nieobecnośćniewątki 18+takzaimkion/jegopostaćautor
Obserwując kobietę, która ze skupieniem badała jego psiaka zrozumiał też jakie miał szczęście, że zrezygnował z bycia weterynarzem. Nie mógłby chyba codziennie oglądać tych smutnych pyszczków, które walczą o chociażby jeszcze jeden oddech. To dziwne, ale śmierć człowieka - nawet jego ojca - nie ruszała go tak bardzo jak zgon zwierzaka. Czy to już przejaw choroby psychicznej czy jednak jest całkowicie normalny?
- Jeszcze nie, ale jestem blisko bycia nadopiekuńczym psim rodzicem. - Wzruszył ramionami, ale musiał przyznać jej rację. Rzeczywiście stawał się jedną z tych osób, które na każde dziwne westchnienie zwierzaka leci z nim do lekarza. Chyba potrzebował konkretnego i długiego wolnego, bo inaczej zwariuje. - No spotkał takiego jednego czworonoga, chodził ze starszym panem po parku. Na końcu oświadczył nam, że jego pies nie jest szczepiony. - Wyznał ze skruchą w głosie, chociaż nie brał winy na siebie. Podobno choroby przenoszą się również przez kał, a ludzie po swoich pupilach rzadko sprzątali.
Z wyraźną ulgą na twarzy przyjął wiadomość o tym, że to prawdopodobnie jedynie przeciążenie mięśni. Rozumiał oczywiście to, że musieli zrobić wszelkie badania żeby wykluczyć inne choroby, ale na ten moment był uspokojony. Nagle jednak spojrzał na Celeste z podniesionymi brwiami i lekko przekrzywioną głową.
- Mam zbierać kał? Jak jakiś psychol w książkach kryminalnych? - Dopytał, bo miał wrażenie, że się przesłyszał. Wyobraził sobie nawet ten widok, ale potem stwierdził, że przecież tu chodzi o dobro jego psiaka. - To nie brzmi jak zaproszenie na randkę pani doktor. - Uśmiechnął się delikatnie, kiwając jednocześnie głową na znak, że przyjmuje wiadomość i że będzie posłusznym rodzicem. - Czy to wszystko? Dostaniemy naklejkę z tym fajnym tęczowym pieskiem? - Ostatnio Vincent wrócił do domu z dwoma takimi, Theo dumnie powiesił je na lodówce.
Wcisnął rękę w kieszeń i wyciągnął portfel. Karta leżała na samym wierzchu wraz z gotówką, a obok banknotów bon do restauracji, który musiał wykorzystać do końca tygodnia. Spojrzał na Teddy, potem znowu na bon, zagryzł wargę i położył pieniądze, a wraz z nimi wspomniany wcześniej kupon. Miała jego numer, zawsze mogła skorzystać. - To tego.. długo dzisiaj siedzisz? - Spytał obserwując Vincenta, który chyba czekał na smaczka.
Celeste B. Salvaggio

 
				