Your sister is kind of hot
: ndz lis 02, 2025 3:39 pm
outfit
Powroty... Powroty potrafią być różne. Szczęśliwe, nieszczęśliwe. Łatwe, trudne. W przypadku Arta uczucia były po prostu mieszane. Miał w tym mieście całkiem przyjemny epizod, który jakby nie patrzeć uratował jego przyszłą karierę. Gdyby nie ten cały program wykładów kryminalistyki na różnych uniwersytetach raczej nie zatrzymałby swojej posady, a co za tym idzie w przeciągu kilku miesięcy straciłby swoje źródło utrzymania. Zamiast tego był w stanie przeczekać swoją kontuzję, wyzdrowieć i wrócić do aktywnej służby. Nawet po tak wielu latach nadal wspominał to jako bardzo przyjemny epizod w swoim życiu. Poznał tu wiele ciekawych osób, z którymi trzymał kontakt po dziś dzień. Dobrze się bawił w naprawdę wielu znaczeniach tego słowa, a nawet poznał kobietę, która co by tu dużo mówić... Zawróciła mu trochę w głowie. Jedna z nielicznych studentek, którym nie zawrócił w głowie na pierwszych zajęciach, chociaż co do tego miał pewne wątpliwości. Mogła się przed tym wzbraniać, lecz lata profilowania dawały mu powody by sądzić inaczej. Była to też ta jedna, która nawet nie planowała się z nim przespać i była w tym bardzo wokalna od samego początku. Co oczywiście zamiast wcisnąć hamulce spowodowało, że spuścił ręczny i ruszył całą na przód, końcowo musząc się zadowolić po prostu dobrą przyjaźnią.
Przyjaźnią, którą starali się utrzymać nawet gdy przyszedł już czas by wyjechać z miasta, a ona powiedziała tak innemu facetowi. Art był w stanie przełknąć swoją dumę, pogratulować i utrzymywać kontakt. Kontakt, który niestety z biegiem czasu zaczął się trochę zacierać. Oboje mieli swoje życie, a kiedy jego wspólnym elementem przestała być uczelnia, zaczęli się nieco rozjeżdżać. Los potrafi być jednak cholernie przewrotny, bo nawet słysząc naprawdę setki mrożących krew w żyłach opowieści od różnych zabójców, czytając raporty z tego, co robią kartele czy po prostu powieści, których był fanem, okazało się, że raz jeszcze hasło - życie pisze najlepsze scenariusze - okazało się prawdziwe. Llewellyn nigdy nie pomyślałby, że będzie właśnie stał na tarasie domu w Toronto. Domu należącego do rodziców tej jednej dziewczyny, która nie uległa jego zalotom. Za to, jak się niedawno okazało, uległa za to jej młodsza siostra.
Wbrew temu, co niektórzy mogliby pomyśleć nie był to jakiś chory odwet planowany przez Arta przez ostatnie lata. Nie. To był czysty przypadek. Swoją narzeczoną spotkał na wakacjach raptem pół roku temu. Zawróciła mu w głowie. Figurą, uśmiechem, poczuciem humoru. Tym jak na niego patrzyła i jak się przy niej czuł. Relacja szła im świetnie. Dogadywali się, planowali kolejne kroki. Ba, nawet Art, wieczny kawaler w końcu się oświadczył. Chciał oddać się tej kobiecie. Całkowicie. Jednak gdy wyszło na jaw, że tak właściwie to zna jej rodzinę... Trochę to namieszało w ich relacji. Przynajmniej z jego strony, ponieważ jakoś zapomniał wspomnieć swojej narzeczonej, że tak właściwie lata temu znał jej siostrę.
Dlatego stanie teraz na tym tarasie, z lampką wina w ręku, trochę się stresował. Tak, był już na to trochę za stary, lecz uczucia nie zawsze są racjonalne. Nie wiedział jak się poczuje gdy znów zobaczy Marę. Tym bardziej wiedząc, że ostatnio nie ułożyło jej się z tamtym facetem. Aż cisnęło się na usta - a nie mówiłem. Jednak postawił sobie za punkt honoru, że czegoś takiego nie chlapnie. Zachowa się dorosło i odpowiedzialnie. Słysząc otwierające się za nim drzwi tarasowe i kroki, które nagle się zatrzymały wiedział już kto stoi w progu. Może i serce zabiło mu trochę szybciej, co znów jest irracjonalne.
- Mara, prawda? - spojrzał na nią przez ramię z ironicznym uśmiechem - Miło cię poznać. Tyyyleeee o Tobie słyszałem. - uśmiech na jego twarzy sięgał już właściwie uszu, a wesołe iskierki w tęczówkach świadczyły o tym, że miał w tym momencie z tego niezły ubaw.
Zawsze wyznawał zasadę, że lepiej śmiać się niż płakać, więc robił to pierwsze. Sytuacja była nietuzinkowa, ale hej, przecież mogli nadal być po prostu przyjaciółmi. Chyba kobieta powinna się cieszyć, że jej młodsza siostra wyjdzie za tak porządnego faceta, prawda?
Mara Lakefield
Powroty... Powroty potrafią być różne. Szczęśliwe, nieszczęśliwe. Łatwe, trudne. W przypadku Arta uczucia były po prostu mieszane. Miał w tym mieście całkiem przyjemny epizod, który jakby nie patrzeć uratował jego przyszłą karierę. Gdyby nie ten cały program wykładów kryminalistyki na różnych uniwersytetach raczej nie zatrzymałby swojej posady, a co za tym idzie w przeciągu kilku miesięcy straciłby swoje źródło utrzymania. Zamiast tego był w stanie przeczekać swoją kontuzję, wyzdrowieć i wrócić do aktywnej służby. Nawet po tak wielu latach nadal wspominał to jako bardzo przyjemny epizod w swoim życiu. Poznał tu wiele ciekawych osób, z którymi trzymał kontakt po dziś dzień. Dobrze się bawił w naprawdę wielu znaczeniach tego słowa, a nawet poznał kobietę, która co by tu dużo mówić... Zawróciła mu trochę w głowie. Jedna z nielicznych studentek, którym nie zawrócił w głowie na pierwszych zajęciach, chociaż co do tego miał pewne wątpliwości. Mogła się przed tym wzbraniać, lecz lata profilowania dawały mu powody by sądzić inaczej. Była to też ta jedna, która nawet nie planowała się z nim przespać i była w tym bardzo wokalna od samego początku. Co oczywiście zamiast wcisnąć hamulce spowodowało, że spuścił ręczny i ruszył całą na przód, końcowo musząc się zadowolić po prostu dobrą przyjaźnią.
Przyjaźnią, którą starali się utrzymać nawet gdy przyszedł już czas by wyjechać z miasta, a ona powiedziała tak innemu facetowi. Art był w stanie przełknąć swoją dumę, pogratulować i utrzymywać kontakt. Kontakt, który niestety z biegiem czasu zaczął się trochę zacierać. Oboje mieli swoje życie, a kiedy jego wspólnym elementem przestała być uczelnia, zaczęli się nieco rozjeżdżać. Los potrafi być jednak cholernie przewrotny, bo nawet słysząc naprawdę setki mrożących krew w żyłach opowieści od różnych zabójców, czytając raporty z tego, co robią kartele czy po prostu powieści, których był fanem, okazało się, że raz jeszcze hasło - życie pisze najlepsze scenariusze - okazało się prawdziwe. Llewellyn nigdy nie pomyślałby, że będzie właśnie stał na tarasie domu w Toronto. Domu należącego do rodziców tej jednej dziewczyny, która nie uległa jego zalotom. Za to, jak się niedawno okazało, uległa za to jej młodsza siostra.
Wbrew temu, co niektórzy mogliby pomyśleć nie był to jakiś chory odwet planowany przez Arta przez ostatnie lata. Nie. To był czysty przypadek. Swoją narzeczoną spotkał na wakacjach raptem pół roku temu. Zawróciła mu w głowie. Figurą, uśmiechem, poczuciem humoru. Tym jak na niego patrzyła i jak się przy niej czuł. Relacja szła im świetnie. Dogadywali się, planowali kolejne kroki. Ba, nawet Art, wieczny kawaler w końcu się oświadczył. Chciał oddać się tej kobiecie. Całkowicie. Jednak gdy wyszło na jaw, że tak właściwie to zna jej rodzinę... Trochę to namieszało w ich relacji. Przynajmniej z jego strony, ponieważ jakoś zapomniał wspomnieć swojej narzeczonej, że tak właściwie lata temu znał jej siostrę.
Dlatego stanie teraz na tym tarasie, z lampką wina w ręku, trochę się stresował. Tak, był już na to trochę za stary, lecz uczucia nie zawsze są racjonalne. Nie wiedział jak się poczuje gdy znów zobaczy Marę. Tym bardziej wiedząc, że ostatnio nie ułożyło jej się z tamtym facetem. Aż cisnęło się na usta - a nie mówiłem. Jednak postawił sobie za punkt honoru, że czegoś takiego nie chlapnie. Zachowa się dorosło i odpowiedzialnie. Słysząc otwierające się za nim drzwi tarasowe i kroki, które nagle się zatrzymały wiedział już kto stoi w progu. Może i serce zabiło mu trochę szybciej, co znów jest irracjonalne.
- Mara, prawda? - spojrzał na nią przez ramię z ironicznym uśmiechem - Miło cię poznać. Tyyyleeee o Tobie słyszałem. - uśmiech na jego twarzy sięgał już właściwie uszu, a wesołe iskierki w tęczówkach świadczyły o tym, że miał w tym momencie z tego niezły ubaw.
Zawsze wyznawał zasadę, że lepiej śmiać się niż płakać, więc robił to pierwsze. Sytuacja była nietuzinkowa, ale hej, przecież mogli nadal być po prostu przyjaciółmi. Chyba kobieta powinna się cieszyć, że jej młodsza siostra wyjdzie za tak porządnego faceta, prawda?
Mara Lakefield