-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Powroty... Powroty potrafią być różne. Szczęśliwe, nieszczęśliwe. Łatwe, trudne. W przypadku Arta uczucia były po prostu mieszane. Miał w tym mieście całkiem przyjemny epizod, który jakby nie patrzeć uratował jego przyszłą karierę. Gdyby nie ten cały program wykładów kryminalistyki na różnych uniwersytetach raczej nie zatrzymałby swojej posady, a co za tym idzie w przeciągu kilku miesięcy straciłby swoje źródło utrzymania. Zamiast tego był w stanie przeczekać swoją kontuzję, wyzdrowieć i wrócić do aktywnej służby. Nawet po tak wielu latach nadal wspominał to jako bardzo przyjemny epizod w swoim życiu. Poznał tu wiele ciekawych osób, z którymi trzymał kontakt po dziś dzień. Dobrze się bawił w naprawdę wielu znaczeniach tego słowa, a nawet poznał kobietę, która co by tu dużo mówić... Zawróciła mu trochę w głowie. Jedna z nielicznych studentek, którym nie zawrócił w głowie na pierwszych zajęciach, chociaż co do tego miał pewne wątpliwości. Mogła się przed tym wzbraniać, lecz lata profilowania dawały mu powody by sądzić inaczej. Była to też ta jedna, która nawet nie planowała się z nim przespać i była w tym bardzo wokalna od samego początku. Co oczywiście zamiast wcisnąć hamulce spowodowało, że spuścił ręczny i ruszył całą na przód, końcowo musząc się zadowolić po prostu dobrą przyjaźnią.
Przyjaźnią, którą starali się utrzymać nawet gdy przyszedł już czas by wyjechać z miasta, a ona powiedziała tak innemu facetowi. Art był w stanie przełknąć swoją dumę, pogratulować i utrzymywać kontakt. Kontakt, który niestety z biegiem czasu zaczął się trochę zacierać. Oboje mieli swoje życie, a kiedy jego wspólnym elementem przestała być uczelnia, zaczęli się nieco rozjeżdżać. Los potrafi być jednak cholernie przewrotny, bo nawet słysząc naprawdę setki mrożących krew w żyłach opowieści od różnych zabójców, czytając raporty z tego, co robią kartele czy po prostu powieści, których był fanem, okazało się, że raz jeszcze hasło - życie pisze najlepsze scenariusze - okazało się prawdziwe. Llewellyn nigdy nie pomyślałby, że będzie właśnie stał na tarasie domu w Toronto. Domu należącego do rodziców tej jednej dziewczyny, która nie uległa jego zalotom. Za to, jak się niedawno okazało, uległa za to jej młodsza siostra.
Wbrew temu, co niektórzy mogliby pomyśleć nie był to jakiś chory odwet planowany przez Arta przez ostatnie lata. Nie. To był czysty przypadek. Swoją narzeczoną spotkał na wakacjach raptem pół roku temu. Zawróciła mu w głowie. Figurą, uśmiechem, poczuciem humoru. Tym jak na niego patrzyła i jak się przy niej czuł. Relacja szła im świetnie. Dogadywali się, planowali kolejne kroki. Ba, nawet Art, wieczny kawaler w końcu się oświadczył. Chciał oddać się tej kobiecie. Całkowicie. Jednak gdy wyszło na jaw, że tak właściwie to zna jej rodzinę... Trochę to namieszało w ich relacji. Przynajmniej z jego strony, ponieważ jakoś zapomniał wspomnieć swojej narzeczonej, że tak właściwie lata temu znał jej siostrę.
Dlatego stanie teraz na tym tarasie, z lampką wina w ręku, trochę się stresował. Tak, był już na to trochę za stary, lecz uczucia nie zawsze są racjonalne. Nie wiedział jak się poczuje gdy znów zobaczy Marę. Tym bardziej wiedząc, że ostatnio nie ułożyło jej się z tamtym facetem. Aż cisnęło się na usta - a nie mówiłem. Jednak postawił sobie za punkt honoru, że czegoś takiego nie chlapnie. Zachowa się dorosło i odpowiedzialnie. Słysząc otwierające się za nim drzwi tarasowe i kroki, które nagle się zatrzymały wiedział już kto stoi w progu. Może i serce zabiło mu trochę szybciej, co znów jest irracjonalne.
- Mara, prawda? - spojrzał na nią przez ramię z ironicznym uśmiechem - Miło cię poznać. Tyyyleeee o Tobie słyszałem. - uśmiech na jego twarzy sięgał już właściwie uszu, a wesołe iskierki w tęczówkach świadczyły o tym, że miał w tym momencie z tego niezły ubaw.
Zawsze wyznawał zasadę, że lepiej śmiać się niż płakać, więc robił to pierwsze. Sytuacja była nietuzinkowa, ale hej, przecież mogli nadal być po prostu przyjaciółmi. Chyba kobieta powinna się cieszyć, że jej młodsza siostra wyjdzie za tak porządnego faceta, prawda?
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Przez lata lubiła te rodzinne spotkania, kiedy udawało się wszystkim złapać na krótką wspólną chwilę. Zjeść coś dobrego, napić się, porozmawiać, pośmiać. Rodzice zawsze byli zapracowani, a i one z siostrami nigdy się nie nudziły. Jednak wszyscy starali się jak mogli znaleźć przynajmniej jeden dzień w miesiącu dla siebie nawzajem. Mara zawsze przynosiła swoje ciasto marchewkowe, mama przygotowywała pieczeń, tata odpowiadał za odpowiednie nawodnienie, a siostry za sałatki i przystawki. Każdy miał swoje zadanie, ale najważniejszy był ten wspólnie spędzony czas w gronie najbliższych. Do momentu, gdy życie Mary się nie tyle co rozsypało, a okazało się jednym wielkim żartem. Już nie miała ochoty przyjeżdżać tutaj i czuć na sobie tych spojrzeń pełnych współczucia i litości. Zawsze była tą siostrą trzymającą się nieco na uboczu, zbytnio się nie wychylającą, więc nie była przyzwyczajona do wzbudzania większego zainteresowania wśród rodziny. Lecz zdrada męża i szybki rozwód sprawiły, że nagle stanęła na świeczniku i miała wrażenie, że ważą przy niej każde słowo, jakby miała się zaraz rozsypać. Ale ona nie była załamana. Ona była po prostu wkurwiona. Niemiłosiernie wkurwiona na byłego męża, który nie znalazł w sobie ani krzty szacunku do niej. Wkurwiona na faceta, który rano jeszcze mówił, że jest miłością jego życia i kocha ją niezmiernie, a wieczorem się okazał ojcem dziecka kobiety, z którą romansował od co najmniej dwóch lat. Tak, to potrafi wyprowadzić człowieka z równowagi.
Dlatego, gdy kilka dni temu odebrała telefon od mamy, że planują się dzisiaj spotkać, miała ochotę się z tego wymiksować. Pech chciał, że miała wolne i jej rodzicielka doskonale o tym wiedziała, więc ta wymówka była spalona. Wolałaby zostać na kanapie i odpalić Netflixa, ale gdzieś w głębi duszy wiedziała, że nie może odmówić. To była ich niepisana tradycja. A i się okazało, że jej młodsza siostra wróciła do miasta i to nie sama, a z mężczyzną. Mara miała na końcu języka komentarz na ten temat, ale całe szczęście się ugryzła i obiecała, że postara się wpaść. Ponieważ rodzina się wspiera, prawda? Bez względu na wszystko. Bez względu na to czy ten mężczyzna naprawdę tak zawrócił w głowie jej siostry i ich związek będzie tym razem trwał dłużej niż rok czasu czy zobaczy go pierwszy i ostatni raz po latach nawet nie pamiętając jak wyglądał, a co dopiero mówiąc o imieniu. Dlatego postanowiła dzisiaj rano, że ubierze się ładnie, upiecze swoje popisowe ciasto i będzie dla wszystkich miła udowadniając, że jest szczęśliwą rozwódką.
Wpadła jak zwykle bez pukania do środka, zrzucając jedynie płaszcz na wieszak i podążając prosto do kuchni, gdzie mogła zostawić swój wypiek oraz przywitać się z matką. Dzięki temu usłyszała już pierwsze informacje na temat potencjalnego kandydata na jej nowego zięcia, który okazał się nieco starszy niż rodzice sądzili, ale byli na tyle postępowi, że od razu go przez to nie skreślali. Marę to ani trochę nie zaskoczyło, bo zawsze pobłażali w wielu aspektach jej młodszej siostrze. Była jednak sama ciekawa, kto teraz został wybrankiem jej serca. Ruszyła więc w stronę tarasu mijając się z nią i biorąc od niej kieliszek z winem.
- Lecę do toalety i zerknę czy pomóc w czymś mamie. Możesz się pójść przywitać z nim, żeby nie czuł się niekomfortowo stojąc tak sam
Mara uśmiechnęła się lekko do siostry i upiła większy łyk wina, aby nie rzucić nieodpowiednim komentarzem i przeszła przez drzwi tarasowe wpatrując się w sylwetkę mężczyzny, który nagle zaczął się wydawać znajomy. Stanęła w miejscu, a wraz z nią i jej serce do momentu, aż wybranek jej siostry nie odwrócił się uśmiechając od ucha do ucha. Wtedy jej serce zaczęło znowu bić, ale tym razem znacznie szybciej. Za szybko jak na widok ukochanego innej kobiety. Ponieważ znała go i to znacznie dłużej niż ktokolwiek z jej rodziny. To jej pierwszej zawrócił w głowie i do dzisiaj się sobie dziwiła, że znalazła w sobie wtedy tyle samozaparcia, żeby nie dać się ponieść chwili. I to nie tylko tej pierwszej nocy, ale także podczas wielu kolejnych. Z czasem jednak na tyle ceniła ich przyjaźń, że nie chciała jej psuć jednorazowym seksem stając się kolejną panienką, którą zaliczył. Najwyraźniej on nie cenił jej tak bardzo, skoro wyjechał i stopniowo się od niej odsuwał. Bo tak, Mara uważała, że gdyby się oboje postarali, to by ten kontakt pozostał przez kolejne lata. Skoro go stracili, najwyraźniej jemu tak na niej nie zależało. Wtedy to bolało i wkurzało. Potem przez lata się zatarło, ale teraz? Jego pojawienie się na tarasie jej rodziny, z uśmiechem jak gdyby nigdy nic i powitaniem jak gdyby się nie znali, wznieciło w niej ponownie tą iskrę.
Dlatego odwzajemniła jego uśmiech i podeszła bliżej, tym razem może nieco kołysząc biodrami.- W to nie wątpię. Moja osoba od zawsze była warta uwagi- jej uśmiech był teraz bardziej porozumiewawczy, głos pewny siebie, a spojrzenie wnikliwe, bo przyglądała mu się kompletnie się z tym nie kryjąc. Była ciekawa jak bardzo się zmienił i musiała przyznać, że pomimo upływu lat był nawet bardziej przystojny niż wtedy gdy go poznała. Delikatne zmarszczki wokół oczu i kilka siwych włosów, które dostrzegła w świetle, dodawały mu tylko jeszcze więcej uroku, którym pamiętała, że skusił nie jedną studentkę. - Rozumiem, że to Ty postawiłeś sobie za punkt honoru uwieść jedną z panienek Lakefield?- spytała unosząc brew i biorąc kolejny łyk wina. Specjalnie nie doprecyzowała o kogo jej chodzi, bo przecież dobrze wiedziała, że lata temu miał ochotę właśnie ją uwieść. Tyle lat próbował, aż w końcu się poddał i tym razem desperacko próbował z inną Lakefield? Jaka szkoda.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Dlatego między nimi mogło być teraz bardzo dziwnie. Arthur nie był gotowy podzielić się jeszcze ze swoją narzeczoną faktem, że próbował kiedyś poderwać jej siostrę i to na długo przed tym jak się poznali. Najmłodsza z sióstr mogła być raczej pewna jego uczuć. Nigdy nie dał jej odczuć, że ktoś, albo coś mogłoby stanąć między nimi, ale może tak rzeczywiście było? Dlaczego nie powiedział jej od razu? Może miał jeszcze szansę? Ale teraz? Kiedy szykowali się do obiadu z jej rodzicami, na którym też swoją drogą mają bombę do zrzucenia bo nikt o ich zaręczynach nie wie? To chyba nie był najlepszy czas ani miejsce. Pozostało się chyba modlić by Mara nie była jakaś szczególnie zawistna.
Więc stojąc na tym tarasie to właśnie o niej myślał. Nie o przyszłej żonie, która pewnie w tym momencie rozmawiała z przyszłymi teściami. Nie, jego myśli krążyły wokół kobiety, która właśnie pojawiła się za jego plecami, a którą powitał z tym nonszalanckim uśmiechem. Chyba chciał żeby wyglądała gorzej, jakoś mniej atrakcyjnie, ale los miał inne plany. Dziwnie było ją znów zobaczyć. Ani dobrze, ani źle. Wybudzała w nim dość skrajne emocje. Z jednej strony było mu trochę głupio, że ich kontakt się tak rozmył. Z drugiej, tak po prostu należało skoro znalazła sobie kogoś innego, a on nie podchodził do niej tylko czysto platonicznie. Ponad to wszystko jednak było po prostu dobrze ją znów zobaczyć.
- Widzę, że nie straciłaś tej swojej pewności siebie. Teraz już na pewno się ze mną nie prześpisz. - przewrócił teatralnie oczami za chwilę po prostu cicho się śmiejąc.
Skoro ona pozwoliła sobie taksować go spojrzeniem, on zrobił to samo opierając się zadkiem o barierki. Robił to z tą samą nonszalancją oraz pewnością siebie, jak za ich pierwszym spotkaniem. Nie stronił od kontaktu wzrokowego. Od tego jak przesuwał wzrokiem po jej sylwetce. Z niczym się nie ukrywał i cholera rudowłose nadal były jego piętą achillesową.
- Jedyną panienkę Lakefield. - poprawił ją z iście akademicką manierą patrząc jej z wesołymi iskierkami w oczy uśmiechając się przy tym zadziornie zanim upił kolejny łyk swojego wina.
Przy niej nie musiał udawać tyle taktu co na wykładach. Zbyt dobrze się na to znali. Przy niej zazwyczaj mógł być po prostu sobą. Przynajmniej przez tę chwilę, kiedy są tylko we dwoje.
- Dobrze wyglądasz Mara. Cokolwiek robisz, nie przestawaj. - puścił jej zalotne oczko, które było nieco nie na miejscu, lecz czy kiedykolwiek to było dla nich problemem?
Cała ta relacja od samego początku była według pewnych standardów po prostu nie na miejscu.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
I teraz po latach, kiedy ona była już wolna i mniej chętna na jakiekolwiek zobowiązania, on związał się z jej siostrą. Znowu. Znowu utarł jej nosa i to pewnie całkiem nieświadomie. A może wcale nie? Może wiedział jak na nią działa i skoro dała mu kosza za pierwszym razem, on postanowił się mścić? Mara nigdy nie postrzegała go w ten sposób. Nigdy by się z nim nie przyjaźniła , jeżeli miałaby go za mściwego. Uważała, że zna się na ludziach i dobrze odczytuje jego intencje. Ale teraz? Po tym co zafundował jej mąż? Nic ją już w życiu nie zaskoczy. Chyba, że Arthur stający się jej ojczymem albo szwagrem, ale do tego nigdy nie dojdzie, prawda?
Minęło tak wiele czasu, że nie sądziła, że spotykając go teraz poczuje się tak… dziwnie? Nie powinien jej zbytnio interesować. Ot dawny znajomy, z którym wieki się nie kontaktowała, teraz spotyka się z jej siostrą. Pewnie minie kilka randek i znowu nigdy się nie zobaczą. Może to nawet ich pierwsze, a zarazem ostatnie spotkanie po latach. Tak byłoby najlepiej, skoro na dźwięk jego śmiechu jej serce zabiło jeszcze szybciej.
- Oh to trzeba nie być pewnym siebie, żeby chcieć się z Tobą przespać?- uniosła znacząco brew z tym cwanym uśmiechem, obracając jego własne słowa przeciwko niemu. - Nie zapominajmy, że powinna być też w odpowiednim wieku, prawda?- doprecyzowała z lekkim przekąsem skoro on zwrócił uwagę na jej stan cywilny. Ale nie czuła urazy. Lubiła te przekomarzanki, które kiedyś potrafili prowadzić do późnych godzin wieczornych w jego gabinecie. Lubiła też na sobie ten jego wzrok, który powinien ją wtedy peszyć, ale wytrzymywała to spojrzenie. Zawsze . I nigdy nie poruszając się ani o krok w ich relacji. Chociaż zawsze jego obecność na nią działała. Tak jak i teraz, gdy jej spojrzenie nieco złagodniało słysząc jego komplement. Dlatego może nieco instynktownie podeszła do niego bliżej, opierając się bokiem i łokciem o barierkę.
- Pan również wygląda całkiem atrakcyjnie, panie profesorze- powiedziała i upiła łyk wina nie spuszczając z niego wzroku ani na moment, gdy rozchyliła delikatnie usta zanim przystawiła kieliszek do warg.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Gdyby nie fakt, że był teraz z jej młodszą siostrą nadal miałaby na to szansę. Wyglądała dobrze. Bardziej niż dobrze. Czas był dla niej łaskawy, a może to po prostu ta różnica wieku? On podchodził już pod całkiem dojrzałego faceta. Może to właśnie jest ten kryzys wieku średniego? Przygruchanie sobie o kilkanaście lat młodszej dziewczyny? Jeszcze siostry swojej dawnej... Właśnie. Czym dla siebie byli? Nie powiedziałby miłości... Byli dobrymi przyjaciółmi. Czuł do niej pociąg, ale cholera, dla niego do miłości było potrzeba czegoś więcej. Bliskości fizycznej, której nigdy nie osiągnęli ponieważ w jej życiu pojawił się ktoś inny. Za punkt honoru postawił sobie, że nie powie niczego w stylu - a nie mówiłem - i na razie całkiem dobrze mu to wychodziło.
- Zapytaj- - tutaj ugryzł się w język, bo jednak miał być teraz bardziej odpowiedzialnym narzeczonym, więc zamiast coś palnąć po prostu spojrzał na nią wymownie dając jej do zrozumienia, że zupełnie nie o to chodziło i doskonale to wiedziała - Chodziło mi o to, że nie wydaje mi się byś chciała odbić faceta swojej siostrze. - dodał łagodnie przyglądając się jak powoli skraca między nimi dystans i tak, zauważył, że nieco zakołysała dla niego biodrami, co tylko wywołało mały, nieco zadziorny uśmiech na jego twarzy.
Dobrze było wiedzieć, że wciąż ma to coś. Potrafił być czasami nieco pazerny, lubił podobać się kobietom. Jej chciał się podobać od samego początku ich znajomości. Tak jak teraz nie powinno mieć to już większego znaczenia ponieważ jest szczęśliwie zajęty, tak gdzieś tam w głębi duszy nadal sprawiało mu to pewną satysfakcję.
- Wiek nigdy nie był dla mnie aż tak ważny. Tak długo jak jest ode mnie przynajmniej kilka lat młodsza, wiele mieści się w tym przedziale. - uśmiechnął się do niej w ten swój rozbrajający sposób jak zwykle nie stawiając sprawy jasno i nadal bawiąc się w te wszystkie niedopowiedzenia.
- Profesorze? - zaśmiał się cicho kręcąc głową - Ten okres mam już dawno za sobą. Wróciłem do aktywnej służby. O ile sierżanta można nazwać aktywną służbą, zwłaszcza w Toronto. - wzruszył lekko ramionami powoli dopijając już swoją lampkę wina i odstawiając ją na barierkę obok siebie - A Ty Mara? Jak się ma ta jedna studentka, która nic u mnie nie... zaliczyła? - nie obawiał się spojrzeć w jej brązowe tęczówki, kiedy jego przybierały ten wyzywający wyraz.
Na chwilę zapomniał o tym, że stoją właśnie na tarasie jej rodziców, a jego narzeczona może przyjść tu w dowolnym momencie. Nie robili przecież nic złego. Ot, po prostu rozmawiali. Grzecznie.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
- Jest tylu wolnych mężczyzn na tym świecie, że jeżeli będę chciała się z jakimś przespać, na pewno nie będzie to ten, który jest właśnie zajęty. Nieważne czy przez moją siostrę czy inną kobietę - doprecyzowała z lekkim przekąsem w głosie, ale raczej z uwagi na to, że przypomniało jej się jak została potraktowana przez męża. To nie był jego jednorazowy wyskok. Zdradzał ją miesiącami i Mara obiecała sobie, że nie zrobi nigdy tego drugiej kobiecie, więc fakt - nie prześpi się teraz tym bardziej z Arthurem, ale nie z uwagi na pewność siebie, a zasady moralne , którymi się kierowała. Kusiło ją też się dowiedzieć, co początkowo chciał powiedzieć. Kogo miała zapytać? Ale na razie puściła to mimo uszu.
- Czyli rozumiem, że na swoje rówieśnice nie zwracasz uwagi?- spytała nieco rozbawiona, chociaż dobrze było wiedzieć, że pomimo przekroczenia trójki z przodu, gdzieś tam się mieści w jego przedziale. Chociaż czy powinno ją to w ogóle interesować i w jakikolwiek sposób ruszać? Był facetem jej siostry. Nie prześpi się z nim teraz na pewno już nigdy. Więc nie powinna ani się z nim przekomarzać ani kręcić biodrami ani dopytywać się o granicę wieku kobiet, którymi jest zainteresowany. A jednak nie mogła powstrzymać emocji, które w niej wybudzał.
- Nie żałujesz? W końcu całkiem dobrze sobie radziłeś ze studentkami- poruszyła wymownie brwiami doskonale pamiętając jaką renomą się wtedy szczycił. To był właśnie jeden z kluczowych punktów, dlaczego ona się na niego nie skusiła. -Chyba na stare lata pamięć Ci szwankuje, bo mi się udało zaliczyć przedmiot u Ciebie. Za to Tobie nie udało się mnie zaliczyć - doprecyzowała prosto z mostu, bez żadnych insynuacji. Patrząc mu prosto, wręcz wyzywająco w oczy i z uśmiechem pełnym dumy, że nie była byle jakąś studentką, która wskoczyła wykładowcy do łóżka. Nie przejmowała się też tym, że ktoś mógł teraz wejść i ich usłyszeć, dowiadując się, że się znają. Chociaż Mara nie była pewna czy chce o tym mówić rodzinie.
- Nie mogę narzekać. Pracuję w zawodzie ucząc ludzi jak radzić sobie z problemami, więc gdybyś kiedyś chciał pogadać, to może dostaniesz nawet zniżkę po starej znajomości- puściła mu oczko upijając kolejny łyk wina i żałując, że nie nalała sobie go znacznie więcej. Żeby przetrwać ten obiad będzie raczej potrzebowała jeszcze alkoholu.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
- Słusznie, słusznie. Zasługujesz na kogoś, kto będzie Cię wybierał za każdym razem, a kogo będziesz pierwszym wyborem. - spojrzał na nią przez chwilę zupełnie poważnie lekko potakując jej głową.
Chciał tego dla niej. To jak na nią patrzył tylko potwierdzało ten fakt. Choć czasami cisnęło mu się na usta - a nie mówiłem - tak nigdy by tego nie powiedział. Nie trafił jej się odpowiedni partner. To nie była jej wina. Przynajmniej z tego, co słyszał od jej siostry. Nieszczęście, nie mogła wiedzieć. W pewien sposób dobrze, że tak się stało. Lepiej dowiedzieć się o tym teraz, gdy jest jeszcze cholernie atrakcyjną kobietą niż użerać się z kimś takim przez kolejne dekady. Miała jeszcze czas i szansę odnaleźć własne szczęście.
- To nie tak, że nie zwracam uwagi, ale... Mam pewien typ. - posłał jej wymowny uśmiech nie kryjąc się wcale z tym, że pozwolił sobie na jeszcze jedno przeciągłe spojrzenie po jej sylwetce, a nawet zawiesił je chwilę dłużej na jej ustach.
Może chciał jej dać właśnie w taki sposób do zrozumienia, że nadal jest atrakcyjna. Może chciał powiedzieć, że jest atrakcyjna dla niego. Podbić jej samoocenę? Sama będzie musiała zdecydować jak chce odczytać jego sygnały bo prawda jest taka, że on sam nie wiedział co też najlepszego w tym momencie wyrabia. Ma narzeczoną, a nawet jeśli niewinnie, to flirtuje sobie z jej siostrą? Wiedział, że to nie w porządku, lecz nie potrafił odmówić sobie tej przyjemności.
- Nie... - pokręcił głową cicho się śmiejąc - To była dobra przygoda i może wrócę na uczelnię jak znudzi mi się wypełnianie papierków w tutejszym biurze, ale dawne praktyki muszę porzucić. - wzruszył ramionami z niewinnym uśmiechem ponownie spoglądając w jej stronę.
Jej następne słowa za to spotkały się z bardzo, ale to bardzo wymownym spojrzeniem na granicy z przewróceniem oczami. To było bardzo w jej stylu żeby mu to wypomnieć. Dość ryzykownie zważając na to, gdzie się znajdują, ale cóż... Zawsze uważał, że kto się nie bawi, ten nie pije szampana. Miała rację, jej nie udało się nigdy zaliczyć. A szkoda. Może wtedy nie wyszłaby za tego dupka, a on nie umawiał się z jej siostrą? Takie gdybanie jednak nie miało teraz większego znaczenia. Są w sytuacji, w jakiej są. Karty zostały rozdane, teraz trzeba to tylko dobrze rozegrać.
- Tak.. Zniżkę. Pewnie taką, że policzysz mnie o połowę drożej za pracę w szkodliwych warunkach. - tym razem już przewrócił na nią oczami zaraz się szeroko uśmiechając - Jak masz ochotę spędzić ze mną trochę czasu wystarczy zaprosić mnie na kawę. Może nawet ja postawię. - puścił jej oczko z zadziornym uśmiechem.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Zaraz jednak odzyskała nieco swojego animuszu. Udział w tym miał na pewno kolejny łyk alkoholu, który ostatnio koił jej nerwy, ale i ten jego wzrok. To wyzywające spojrzenie, którym bezceremonialnie ją obdarzył zawieszając na jej wargach, które z kolei ona instynktownie przygryzła wyobrażając sobie jak wbija się w niej.- Rozumiem, że w takim razie Lakefield to Twój typ?- spytała z cwanym uśmiechem i powinna ugryźć się w język. Na krótko czy nie, ale do cholery - był to chłopak jej siostry. Nie mogła z nim tak bezczelnie flirtować. Nawet jeśli robiła to już, gdy jej młodsza siostra chodziła jeszcze do szkoły średniej… Czy naprawdę nie mógłby się wziąć za swoje rówieśnice? I najlepiej za te, które nie są z nią w żaden sposób spokrewnione. - Obawiasz się , że już nie miałbyś łatki hot młodego profesorka, a nauczyciela w średnim wieku, który się ugania za krótkimi spódniczkami?- próbowała być nieco zabawniejsza, żeby trochę rozładować to napięcie, ale wyskoczenie z tekstem o zaliczeniu jej wcale nie było pomocne w tym. Nie powinna o tym wspominać tak jawnie. Widziała, że gdzieś w głębi to go jeszcze rusza. Może nieznacznie, ale jednak. Czyżby wciąż była jedyną kobietą, która mu nie uległa? Część jej się tym nawet cieszyła, ale tylko dlatego, że widziała jak go to momentami jeszcze bardziej nakręcało, gdy próbował ją zaciągnąć do łóżka. A jednak nie był aż tak uparty, skoro nigdy nie dopiął swego, bo Mara… Cóż, Mara też miała na niego ochotę. Dlaczego więc bawili się w chowanego zamiast dać upust emocjom? Wtedy oczywiście, bo teraz już był zajęty.
- Zazwyczaj liczę potrójnie drożej , więc to wciąż będzie zniżka- uśmiechnęła się nieco szerzej i pokiwała głową na jego kolejne słowa.- Będę mieć to na uwadze, gdy będę się nudzić następnym razem - dodała z lekkim przekąsem, ale w przyjaznym tonie. Mogła być bardziej złośliwa wypominając to jak uciął ich kontakt, ale za żadne skarby nie zamierzała mu tego pokazać. Wolała pokazywać jak świetnie sobie radzi niezależnie od okoliczności w jakich się znalazła. Nawet w takich jak flirtowanie z chłopakiem siostry na tarasie, gdy jej cała rodzina była w środku za szklanymi drzwiami. I właśnie wtedy, gdy była wpatrzona w dawnego przyjaciela z szerokim uśmiechem na ustach, dostrzegła ruch za szybą. Spojrzała w tamtym kierunku i dostrzegła mamę, która im machała nawołując, by już przyszli do środka.
- Chyba powinniśmy już iść na obiad- powiedziała z lekką niechęcią w głosie spoglądając na niego ponownie. Tym razem jej oczy były bardziej badawcze jakby chciała w nim dostrzec oznaki, czy wolałby zostać z nią jeszcze tutaj sam na sam czy wrócić już do swojej dziewczyny. Nie przyzna się nigdy nawet przed sobą do tego, ale chciałaby, żeby to pierwsza odpowiedź była prawidłowa. Ponieważ ona najchętniej spędziłaby z nim jeszcze parę dodatkowych chwil tylko we dwoje. Tak jak dawniej.
Arthur Llewellyn
-
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkimęskietyp narracjiczas narracjipostaćautor
Mogła dawać wrażenie całkowicie poukładanej i niewzruszonej po rozwodzie, lecz właśnie dała mu przesłanki, że było zupełnie przeciwnie. Był ze swoją narzeczoną całkiem blisko, ale akurat w tym temacie starał się nie być szczególnie wścibski, co wcale nie było dla niego takie łatwe. Bo wścibski był z natury. Jednakże jeśli chodziło o nią postanowił zachować pewne wartości dobrego dekorum. Nie wchodzić z butami w jej życie po tym jak bez dłuższej rozmowy po prostu z niego zniknął. Nawet jeśli mają być niedługo rodziną, jeśli będzie chciała powiedzieć mu coś o swoim rozwodzie, powie mu to osobiście. Nie jemu było oceniać, a co ważniejsze nawet jej współczuć bo mogła wcale tego nie potrzebować. Są dwójką dorosłych osób, które powinny potrafić porozmawiać o swoich problemach. To musi przyjść z czasem, kiedy nabiorą znów do siebie tego samego zaufania, które mieli te kilka lat temu.
- Cóż, nie mogę zaprzeczyć, że Lakefield to zdecydowanie mój typ. - wzruszył niedbale ramionami z łobuzerskim uśmiechem unosząc wzrok z powrotem do jej tęczówek.
Fakty mówiły same za siebie. Kiedy nie udało mu się poderwać środkowej siostry, wziął się za młodszą, nawet jeśli na początku nie wiedział nic o ich pokrewieństwie. Nie było sensu zaprzeczać. I tak szybko połączyłaby kropki. Nie miał żadnej linii obrony. Obie siostry były w jego typie. Zawsze miał cholerną słabość do rudowłosych. Różnica była taka, że jedna jest już kobietą, kiedy druga... Nadal dziewczyną. Najgorsze było to, że gdyby ktoś go zapytał nie mógłby powiedzieć od razu, że to jego narzeczona bardziej mu się podoba. Wiedział, że miałby tę chwilę zawahania, która była w tym momencie niewybaczalna. Zwłaszcza gdy jeszcze chwilę temu wpatrywał się w jej usta znów zastanawiając się jak smakują.
- Hot młodego profesorka? - prychnął dość ostentacyjnie - Mara, proszę Cię. Wyobraź sobie mnie w dobrze skrojonym garniaku. Białej koszuli. Dojrzałego, przystojnego, spoglądającego na Ciebie jakbyś była jedyną studentką na całym kampusie... - zniżył nieco głos właśnie tak na nią patrząc, jakby świata poza nią nie widział - Doświadczony mężczyzna, który wie, czego chce. - te słowa już praktycznie wyszeptał z tym swoim szarmanckim uśmiechem, który działał na wszystkich, tylko nie na nią.
Warto było spróbować raz jeszcze. Zobaczyć, czy zadziała tym razem. To bardzo nie przystoi, ale chciał się o tym przekonać. Wierzył, że wiek akurat dodał mu uroku. Jeśli wcześniej był po prostu nieco starszym facetem, który miał nad studentkami po prostu trochę władzy tak teraz był zupełnie inną osobą. Czy tym razem jego urok ma szansę zadziałać? Pewnie chciałby się gdzieś o tym w głębi duszy przekonać, lecz musiał przypominać sobie, że jest już zajętym facetem. Narzeczonym. Nie mógł tego robić. Nie powinien się tak zachowywać, a jednak. Ona wyciągała to z niego całkiem naturalnie.
Zanim doszło do czegoś niestosownego, został uratowany przez przyszłą teściową. Na jego szczęście skutecznie wybiło go to z rytmu. Uśmiechnął się tylko do kobiety lekko przytakując na potwierdzenie tego, że zaraz oboje wejdą do środka. Ten obiad zaraz stanie się o wiele ciekawszy, gdy jej siostra postanowi w końcu obwieścić rodzinie dobrą nowinę. Llewellyn nie miał pojęcia czy będzie w stanie coś przełknąć. Nie gdy Mara siedzi razem z nimi przy rodzinnym stole.
- Mhm... Wypadałoby. - mruknął bez większego przekonania, a wręcz lekko zmartwiony spoglądając ponownie w jej stronę - Jeszcze tak na marginesie... - pochylił się w jej stronę prawie muskając ustami jej policzek - Twój były mąż to kompletny idiota. Stracić Ciebie? Brzmi jak klasyczny przypadek niedziałającej półkuli. - wyszeptał jej przy uchu muskając jej skórę swoim zarostem zanim się wyprostował spoglądając na nią jak na kobietę, a nie po prostu przyszłą przyszywaną siostrę.
- To co, panie przodem? - uśmiechnął się do niej wesoło odstępując dwa kroki do tyłu dając jej trochę przestrzeni.
Mara Lakefield
-
Jingle bells, Jingle Bells
Jingle all the way
nieobecnośćniewątki 18+takzaimkiżeńskietyp narracjitrzecioosobowyczas narracjiprzeszłypostaćautor
Wolała więc zakopać ten temat pod dywan. Nie wspominać i nie nawiązywać więcej do swojego rozwodu. Musi się ogarnąć do cholery. Ale jak ma to zrobić, gdy mówi jej takie rzeczy? Gdy z nią flirtuje? Uśmiecha się do niej tak jakby tej przerwy nie było, bo ona doskonale znała to spojrzenie. Nie raz jej posyłał. Nie tylko jej. - W tym rzecz, że ta studentka nie jest głupia i wie, że nie jest dla niego jedyną studentką na kampusie. Że ten wzrok posyła każdej innej, która jest w jego typie - powiedziała to bez uśmiechu, a nieco poważnie. Jakby to był swego rodzaju zarzut w jego stronę. Jakby była… zazdrosna. - Więc chyba oboje dobrze wiemy, czego ten doświadczony mężczyzna chce - dodała schodząc spojrzeniem z jego oczu na usta, na których zatrzymała wzrok. Wyobrażając sobie jakby to było, gdyby poczuła je w końcu na swojej rozgrzanej skórze. Czy jego usta wypalałaby ślad na jej ciele? Czy pamiętałaby każde miejsce, które nimi oznaczył? Jak by wyglądał w tej koszuli, garniturze, chwytając ją za biodra i sadzając na biurko w swoim gabinecie, gdy przyjdzie zapytać o temat eseju, który zadał na wykładzie? Na samo wyobrażenie wzdłuż jej kręgosłupa przebiegł niebezpieczny dreszcz, który zmusił ją ponownie spojrzeć w jego oczy. Lecz nie pałały już zazdrością. Było w nich coś bardziej intensywnego. Coś czego nie powinno być, gdy się patrzy na chłopaka swojej siostry. Mara powinna się odsunąć. Powinna ugryźć się w język i to wiele razy, ale to było silniejsze od niej.
Dlatego przywołanie mamy było jak koło ratunkowe, które rzuciła jej, a Lakefield powinna je chwycić, by nie zrobić żadnego głupstwa. Nie powinna też interpretować jego braku przekonania, żeby powrócić do swojej dziewczyny. A już na pewno nie powinna wstrzymywać oddechu, gdy nachylił się do niej, a ona poczuła jego gorący oddech na swoim policzku. Nawet nie była do końca w stanie się skupić na tym, co mówił. Głównie rejestrowała jego obecność - oddech, który ją otulał i delikatny zarost, którym ją drażnił w ten cholernie przyjemny sposób. Słowa były miłe, ale znacznie przyjemniejszy był ten moment, gdy dystans między nimi skrócił się tak bardzo. Cofając się mógł dostrzec jak odprowadza go wzrokiem znacznie łagodniejszym. Za to na jego kolejne słowa, przybrały nieco bardziej filuternego spojrzenia. - Przyznaj się, że po prostu chcesz sprawdzić czy wciąż mam tak świetny tyłek jak ostatnim razem, gdy się spotkaliśmy - uniosła znacząco brew, ale przecież miał rację, więc odwróciła się, żeby ruszyć przed nim. Zanim jednak zrobiła krok do przodu, odwróciła się jeszcze przez ramię w jego kierunku.- Nie oblizuj się tak ostentacyjnie. Twoja dziewczyna patrzy - puściła mu oczko i ruszyła do przodu. Tak, kręcąc biodrami, bo doskonale wiedziała, gdzie jego wzrok ucieka, a przynajmniej chciałby uciec, bo może dzielnie się powstrzymuje?
Po dotarciu do środka od razu poprosiła ojca o dolanie jej wina, bo wiedziała, że ten obiad całkowicie na trzeźwo nie przeżyje. Szczególnie, gdy siadając do stołu szybko się zorientowała, że wylądowała siedząc dokładnie naprzeciwko swojego dawnego nauczyciela. Wystarczyło tylko podnieść nieco wzrok przed siebie, aby znowu spojrzeć mu w oczy. Jednak unikała jego spojrzenia jak tylko mogła skupiając się na winie. Szybko zje danie, potem deser i może jeszcze zajedzie do Cynthi w drodze do domu. Jak się pośpieszy, to maksymalnie za półtorej godziny byłaby już u przyjaciółki. Bo o czym mogą teraz rozmawiać przy stole? Oczywiście Arthur jest pierwszy raz w jej domu, więc rodzice są zainteresowani nowym wybrankiem ich najmłodszej córki, ale Mara doskonale zdaje sobie sprawę, że znając tą dwójkę, to pewnie zarazem jest to również jego ostatnia wizyta tutaj. Nie ma co się do niego znowu przyzwyczajać.
Arthur Llewellyn