Catch me if you can
: czw lis 06, 2025 9:44 pm
03.
outfit
Od wydarzeń w restauracji wszystko działo się niezwykle szybko - o ile Alba miała wrażenie, że w jednej chwili dosłownie wszystko uległo nagłej zmianie, tak w kolejnych dniach zaczynała się przyzwyczajać do nowego stanu rzeczy. Co gorsza - prawdopodobnie - wcale nie doskwierał jej brak męża u boku, ale musiała liczyć się z tym, że ten w końcu wróci do Toronto, a wówczas wiele - o ile nie wszystko - niestety wróci do normy. Nowa rzeczywistość jednak była dość skomplikowana, głównie za sprawą obecności Maruica Santany, który na dobre zadomowił się w zamieszkiwanej przez nią rezydencji - chcąc więc czy nie, miała z nim kontakt dość często, a przecież uzgodnili, że powinni tego kontaktu się wystrzegać. Tym bardziej, że istniało nagranie tej drobnej chwili niewierności, której oboje się dopuścili w tamtym garażu i z całą pewnością teraz Alba miała częściej oczy dookoła głowy. To nie znaczyło jednak, że całkowicie zrezygnowała ze swojego sposobu bycia, bo o ile Moe musiał być obok, a za sprawą nadal dźwięczących jej w uszach słów Dante - miał nie spuszczać jej z oczu, to jednocześnie nie byłaby sobą, gdyby nie pozwoliła sobie znowu na te drobne utarczki - choćby słowne, gdy już ich drogi skrzyżowały się na którymś z licznych korytarzy.
Nieobecność Dante byłaby jej więc na rękę, ale nagła obecność Santany mocno komplikowała jej wszystkie plany, a jeszcze mocniej ingerowała w terminy, których nie dało się nagiąć. Od pewnych spraw zależało bowiem ludzkie życie i nie było tutaj miejsca na potknięcia - nie mogła odpuścić. Pozwoliła sobie jednak wdrożyć w życiu nowy scenariusz - miał on na celu uśpienie czujności jej nowego ochroniarza, bez którego oficjalnie miała się absolutnie nie ruszać poza teren rezydencji. I rzeczywiście dwa czy trzy razy opuścili posiadłość, by najpierw mogła odwiedzi rodzinę, leżącego w szpitalu Gordo i zapewnić ich o wsparciu ze strony Dante - również tym finansowym, następnie, by złożyć formalne zeznania na komendzie, bo policja rzeczywiście zainteresowała się tematem, a potem jeszcze musiała załatwić kilka rzeczy dla Boucher’a i tylko wtedy pozwalała sobie na wyjście na miasto. Stroniła raczej od kolejnych towarzyskich spotkań, od wymuszonych kolacji z żonami jego współpracowników, a już na pewno nie miała ochoty na zakupy czy wizyty u kosmetyczki. Spędzała te dni w domu, skutecznie grając na nosie nowemu lokatorowi - bo skrzętnie korzystała z krytego basenu, który znajdował się w jednej z części domu, często przechadzała się po wnętrzach w nieco bardziej kusych strojach, jednocześnie udając, że jego obecność nie robiła na niej żadnego wrażenia. Ponad to jednak nadal obawiała się o swoje bezpieczeństwo i o to - czy na terenie tej posesji na pewno byli w stu procentach bezpieczni, bo z tego co wiedziała nadal nie udało im się ustalić kto stał za tamtym atakiem. I to głównie dlatego Dante nadal nie mógł wrócić do domu. Pech chciał, że jego interesy niestety nadal w najlepsze funkcjonowały, a sprawy w jego imieniu załatwiali podlegli mu ludzie, których miał tu na miejscu całe mnóstwo - byli to także Ci odpowiedzialni za dostarczenie kolejnych kobiet do kraju. Wysoce tajnym szyfrem Alba otrzymała informację o tym, że taki transport znowu się pojawi - że informacje o tym są jeszcze bardziej tajne niż poprzednio, a wszystko za sprawą tego, że poprzednie dziewczyny udało im się uratować, co strasznie rozzłościło Boucher’a. Żadna z tych informacji nie mogła jednak paść jakąkolwiek oficjalną drogą - ani przez telefon, ani przez smsa, ani nawet przez pocztę elektroniczną - nie można było zostawić choćby grama śladu. Nigdzie.
To wymagało od niej ogromnych nakładów pracy, cierpliwości i czujności. Przede wszystkim jednak potrzebny był spryt, którego Albie z pewnością nie brakowało - gdy dostała informację, równie perfekcyjnym szyfrem ustaliła spotkanie z osobą, która te informacje dla niej zdobyła - ale która mogła jej je podać tylko i wyłącznie osobiście. Dla bezpieczeństwa. W tym celu jednak musiała pójść na układ i dotrzeć do Scarborough bez wzbudzania podejrzeń, bo tylko tam mogli się bezpiecznie spotkać, jednak dla Alby w obecnej sytuacji wymknięcie się tam graniczyło niemal z cudem. Od dwóch dni jednak skrupulatnie obserwowała rytm dnia Santany, to, że wcale nie był rannym ptaszkiem i chociaż normalnie wstawał przed nią, to mogła wykorzystać fakt, że nie zrywał się bladym świtem, by zając się robotą. W końcu - pozornie - nic się tutaj ostatnio nie działo i względnie wszystko było pod kontrolą. Dlatego też tego dnia Alba wstała wcześniej niż zwykle - nie był to blady świt, ale na pewno wczesny poranek, gdy świat dopiero budził się do życia - doprowadzenie się do porządku nie zajęło jej dużo czasu, zrezygnowała również ze śniadania, a potem jedynie upewniła się, że Moe nie opuścił jeszcze swojego pokoju, po czym powędrowała prosto do jednego z garaży - dla pewności do tego nieco oddalonego od części domu, w którym znajdował się mężczyzna. Tam zaparkowany był jeden z jej prezentów od męża, białe, nowoczesne, jeszcze niemal lśniące nowością Porsche Panamera, które miała na swój własny użytek - zawsze, ale nie w obecnej sytuacji i gdyby tylko Dante się o tym dowiedział, pewnie miałaby przechlapane. Musiała jednak zaryzykować - nie miała pojęcia czy ochrona przy bramie miała jakieś polecenia odnośnie nie wypuszczania jej poza teren posesji, ale przecież nikt z nich nie użyje wobec niej broni, więc jak inaczej mogliby ją zatrzymać? Wsiadła do samochodu, upewniła się jeszcze gdzie ma jechać, bo w Scarborough nie bywała raczej zbyt często, a potem wzięła głęboki oddech i najpierw - wcisnęła przycisk na pilocie, uruchamiający automatyczne otwieranie bramy garażowej. Automat, ku jej rozczarowaniu, wcale nie był szczególnie cichy, dlatego czym prędzej nacisnęła i drugi przycisk, który miał za zadanie otworzyć bramę wjazdową - miała wcale niemały odcinek do przejechania, ale wierzyła w swoje umiejętności. W końcu Santana nadal spał… Przekręciła kluczyk, gdy tylko drzwi pozwoliły jej wyjechać z garażu i to też uczyniła, ruszając niemal z piskiem opon w kierunku bramy - skoncentrowała się tylko i wyłącznie na obranym celu, którym było oczywiście minięcie tej przeklętej bramy i wyjechanie prosto na ulicę, skupiła się na tym na tyle mocno, że kompletnie nie zauważyła, co działo się wokół niej.
A już na pewno nie zauważyła biegnącego w jej stronę Santany.
Przynajmniej do momentu, w którym niemal wyrósł jej przed maską, ale to bynajmniej nie powstrzymało jej przed parciem do celu, bo nawet nie nacisnęła na hamulec.
Maurice Santana
Od wydarzeń w restauracji wszystko działo się niezwykle szybko - o ile Alba miała wrażenie, że w jednej chwili dosłownie wszystko uległo nagłej zmianie, tak w kolejnych dniach zaczynała się przyzwyczajać do nowego stanu rzeczy. Co gorsza - prawdopodobnie - wcale nie doskwierał jej brak męża u boku, ale musiała liczyć się z tym, że ten w końcu wróci do Toronto, a wówczas wiele - o ile nie wszystko - niestety wróci do normy. Nowa rzeczywistość jednak była dość skomplikowana, głównie za sprawą obecności Maruica Santany, który na dobre zadomowił się w zamieszkiwanej przez nią rezydencji - chcąc więc czy nie, miała z nim kontakt dość często, a przecież uzgodnili, że powinni tego kontaktu się wystrzegać. Tym bardziej, że istniało nagranie tej drobnej chwili niewierności, której oboje się dopuścili w tamtym garażu i z całą pewnością teraz Alba miała częściej oczy dookoła głowy. To nie znaczyło jednak, że całkowicie zrezygnowała ze swojego sposobu bycia, bo o ile Moe musiał być obok, a za sprawą nadal dźwięczących jej w uszach słów Dante - miał nie spuszczać jej z oczu, to jednocześnie nie byłaby sobą, gdyby nie pozwoliła sobie znowu na te drobne utarczki - choćby słowne, gdy już ich drogi skrzyżowały się na którymś z licznych korytarzy.
Nieobecność Dante byłaby jej więc na rękę, ale nagła obecność Santany mocno komplikowała jej wszystkie plany, a jeszcze mocniej ingerowała w terminy, których nie dało się nagiąć. Od pewnych spraw zależało bowiem ludzkie życie i nie było tutaj miejsca na potknięcia - nie mogła odpuścić. Pozwoliła sobie jednak wdrożyć w życiu nowy scenariusz - miał on na celu uśpienie czujności jej nowego ochroniarza, bez którego oficjalnie miała się absolutnie nie ruszać poza teren rezydencji. I rzeczywiście dwa czy trzy razy opuścili posiadłość, by najpierw mogła odwiedzi rodzinę, leżącego w szpitalu Gordo i zapewnić ich o wsparciu ze strony Dante - również tym finansowym, następnie, by złożyć formalne zeznania na komendzie, bo policja rzeczywiście zainteresowała się tematem, a potem jeszcze musiała załatwić kilka rzeczy dla Boucher’a i tylko wtedy pozwalała sobie na wyjście na miasto. Stroniła raczej od kolejnych towarzyskich spotkań, od wymuszonych kolacji z żonami jego współpracowników, a już na pewno nie miała ochoty na zakupy czy wizyty u kosmetyczki. Spędzała te dni w domu, skutecznie grając na nosie nowemu lokatorowi - bo skrzętnie korzystała z krytego basenu, który znajdował się w jednej z części domu, często przechadzała się po wnętrzach w nieco bardziej kusych strojach, jednocześnie udając, że jego obecność nie robiła na niej żadnego wrażenia. Ponad to jednak nadal obawiała się o swoje bezpieczeństwo i o to - czy na terenie tej posesji na pewno byli w stu procentach bezpieczni, bo z tego co wiedziała nadal nie udało im się ustalić kto stał za tamtym atakiem. I to głównie dlatego Dante nadal nie mógł wrócić do domu. Pech chciał, że jego interesy niestety nadal w najlepsze funkcjonowały, a sprawy w jego imieniu załatwiali podlegli mu ludzie, których miał tu na miejscu całe mnóstwo - byli to także Ci odpowiedzialni za dostarczenie kolejnych kobiet do kraju. Wysoce tajnym szyfrem Alba otrzymała informację o tym, że taki transport znowu się pojawi - że informacje o tym są jeszcze bardziej tajne niż poprzednio, a wszystko za sprawą tego, że poprzednie dziewczyny udało im się uratować, co strasznie rozzłościło Boucher’a. Żadna z tych informacji nie mogła jednak paść jakąkolwiek oficjalną drogą - ani przez telefon, ani przez smsa, ani nawet przez pocztę elektroniczną - nie można było zostawić choćby grama śladu. Nigdzie.
To wymagało od niej ogromnych nakładów pracy, cierpliwości i czujności. Przede wszystkim jednak potrzebny był spryt, którego Albie z pewnością nie brakowało - gdy dostała informację, równie perfekcyjnym szyfrem ustaliła spotkanie z osobą, która te informacje dla niej zdobyła - ale która mogła jej je podać tylko i wyłącznie osobiście. Dla bezpieczeństwa. W tym celu jednak musiała pójść na układ i dotrzeć do Scarborough bez wzbudzania podejrzeń, bo tylko tam mogli się bezpiecznie spotkać, jednak dla Alby w obecnej sytuacji wymknięcie się tam graniczyło niemal z cudem. Od dwóch dni jednak skrupulatnie obserwowała rytm dnia Santany, to, że wcale nie był rannym ptaszkiem i chociaż normalnie wstawał przed nią, to mogła wykorzystać fakt, że nie zrywał się bladym świtem, by zając się robotą. W końcu - pozornie - nic się tutaj ostatnio nie działo i względnie wszystko było pod kontrolą. Dlatego też tego dnia Alba wstała wcześniej niż zwykle - nie był to blady świt, ale na pewno wczesny poranek, gdy świat dopiero budził się do życia - doprowadzenie się do porządku nie zajęło jej dużo czasu, zrezygnowała również ze śniadania, a potem jedynie upewniła się, że Moe nie opuścił jeszcze swojego pokoju, po czym powędrowała prosto do jednego z garaży - dla pewności do tego nieco oddalonego od części domu, w którym znajdował się mężczyzna. Tam zaparkowany był jeden z jej prezentów od męża, białe, nowoczesne, jeszcze niemal lśniące nowością Porsche Panamera, które miała na swój własny użytek - zawsze, ale nie w obecnej sytuacji i gdyby tylko Dante się o tym dowiedział, pewnie miałaby przechlapane. Musiała jednak zaryzykować - nie miała pojęcia czy ochrona przy bramie miała jakieś polecenia odnośnie nie wypuszczania jej poza teren posesji, ale przecież nikt z nich nie użyje wobec niej broni, więc jak inaczej mogliby ją zatrzymać? Wsiadła do samochodu, upewniła się jeszcze gdzie ma jechać, bo w Scarborough nie bywała raczej zbyt często, a potem wzięła głęboki oddech i najpierw - wcisnęła przycisk na pilocie, uruchamiający automatyczne otwieranie bramy garażowej. Automat, ku jej rozczarowaniu, wcale nie był szczególnie cichy, dlatego czym prędzej nacisnęła i drugi przycisk, który miał za zadanie otworzyć bramę wjazdową - miała wcale niemały odcinek do przejechania, ale wierzyła w swoje umiejętności. W końcu Santana nadal spał… Przekręciła kluczyk, gdy tylko drzwi pozwoliły jej wyjechać z garażu i to też uczyniła, ruszając niemal z piskiem opon w kierunku bramy - skoncentrowała się tylko i wyłącznie na obranym celu, którym było oczywiście minięcie tej przeklętej bramy i wyjechanie prosto na ulicę, skupiła się na tym na tyle mocno, że kompletnie nie zauważyła, co działo się wokół niej.
A już na pewno nie zauważyła biegnącego w jej stronę Santany.
Przynajmniej do momentu, w którym niemal wyrósł jej przed maską, ale to bynajmniej nie powstrzymało jej przed parciem do celu, bo nawet nie nacisnęła na hamulec.
Maurice Santana