Long flights and long nights
: pt lis 14, 2025 1:54 pm
Santa siedziała w samochodzie już prawie dwie godziny, z nogą opartą o próg i palcami stukającymi w kierownicę w rytm basu płynącego ze słuchawek. Ciężka, gęsta muzyka wypełniała jej głowę lepiej niż kawa, utrzymując ją w równowadze gdzieś między znużeniem a czujnością. Lot Air Lennox 07 — prywatny odrzutowiec senatora — miał wylądować o 18:10. Dobiegała już 19:55, a pas startowy wciąż pozostawał pusty.
Na zewnątrz panowała ta typowa dla torontońskiego lotniska mieszanina światła i chłodu: oślepiające lampy odbijały się od mokrego asfaltu, powietrze było ciężkie od zapachu paliwa i wilgoci. Santa otworzyła okno, wypuszczając kłąb zimnego powietrza do środka. Wciąż miała na sobie swoją czarną, wysłużoną skórzaną kurtkę — jedyną, która znosiła zarówno nocne kursy, jak i niekończące się czekanie.
Zsunęła jedną słuchawkę, kątem oka śledząc ruch przy hangarach. W końcu coś się poruszyło — reflektory samochodów obsługi lotniska zaczęły przesuwać się wolniej, jakby szykowały się na przyjęcie ważniejszego gościa niż kolejną korporacyjną delegację. Metaliczny kształt samolotu wyłonił się z półmroku, a Santa od razu wyprostowała się w fotelu.
Odrzutowiec senatora dotoczył się do oznaczonego miejsca, silniki wyraźnie zwalniały, wydając niski, pulsujący pomruk. Santa wyłączyła muzykę, zawiesiła słuchawki na szyi i odpaliła silnik, pozwalając mu równym tonem przebić ciszę.
Kiedy trap zaczął się opuszczać, a pierwsze sylwetki pojawiły się w świetle reflektorów, Santa jeszcze przez chwilę siedziała spokojnie. Pewna siebie. Przyzwyczajona do czekania. Do tego, że w świecie polityki wszystko jest spóźnione, wszystko jest niepewne, i wszystko trzeba przewidzieć na zimno. Dopiero wtedy ruszyła powoli do przodu, gotowa odebrać senatora Lennoxa — jakby te dwa zmarnowane godziny były niczym więcej niż kolejnym, rutynowym elementem jej dnia.
– Lot minął spokojnie? Podróż udana? – zapytała, gdy Cooper wsiadł do samochodu. Oczywiście wcześniej przywitała go przed samochodem, otwierając drzwi i zatrzaskując je za nim. Zmierzyła tylko spojrzeniem resztę zebranych ludzi, zanim zajęła swoje miejsce za kierownicą. Spojrzała na jego odbicie w lusterku wstecznym.
– Dom? Biuro? – oderwała wzrok od lusterka, przejeżdżając przez parking w stronę wyjazdu.
Cooper Lennox
Na zewnątrz panowała ta typowa dla torontońskiego lotniska mieszanina światła i chłodu: oślepiające lampy odbijały się od mokrego asfaltu, powietrze było ciężkie od zapachu paliwa i wilgoci. Santa otworzyła okno, wypuszczając kłąb zimnego powietrza do środka. Wciąż miała na sobie swoją czarną, wysłużoną skórzaną kurtkę — jedyną, która znosiła zarówno nocne kursy, jak i niekończące się czekanie.
Zsunęła jedną słuchawkę, kątem oka śledząc ruch przy hangarach. W końcu coś się poruszyło — reflektory samochodów obsługi lotniska zaczęły przesuwać się wolniej, jakby szykowały się na przyjęcie ważniejszego gościa niż kolejną korporacyjną delegację. Metaliczny kształt samolotu wyłonił się z półmroku, a Santa od razu wyprostowała się w fotelu.
Odrzutowiec senatora dotoczył się do oznaczonego miejsca, silniki wyraźnie zwalniały, wydając niski, pulsujący pomruk. Santa wyłączyła muzykę, zawiesiła słuchawki na szyi i odpaliła silnik, pozwalając mu równym tonem przebić ciszę.
Kiedy trap zaczął się opuszczać, a pierwsze sylwetki pojawiły się w świetle reflektorów, Santa jeszcze przez chwilę siedziała spokojnie. Pewna siebie. Przyzwyczajona do czekania. Do tego, że w świecie polityki wszystko jest spóźnione, wszystko jest niepewne, i wszystko trzeba przewidzieć na zimno. Dopiero wtedy ruszyła powoli do przodu, gotowa odebrać senatora Lennoxa — jakby te dwa zmarnowane godziny były niczym więcej niż kolejnym, rutynowym elementem jej dnia.
– Lot minął spokojnie? Podróż udana? – zapytała, gdy Cooper wsiadł do samochodu. Oczywiście wcześniej przywitała go przed samochodem, otwierając drzwi i zatrzaskując je za nim. Zmierzyła tylko spojrzeniem resztę zebranych ludzi, zanim zajęła swoje miejsce za kierownicą. Spojrzała na jego odbicie w lusterku wstecznym.
– Dom? Biuro? – oderwała wzrok od lusterka, przejeżdżając przez parking w stronę wyjazdu.
Cooper Lennox