Wszystkie te talerze
: sob lis 15, 2025 7:10 pm
Santiago nie był pewien, jak się czuje w związku z tym, że będzie miał okazję w końcu poznać przyjaciółkę Alvaro i ich dziecko - z jednej strony był podekscytowany, bo trochę czuł się, jakby miał być wujkiem albo wręcz dziadkiem (w pewnym sensie był jednym i drugim: ostatecznie wychowywał Salvatierrę przez jakiś czas i wtedy czuł się czasami, jakby miał nastoletniego syna - ale też nie był dużo starszy od niego, więc bardziej był mu jak brat). Z drugiej strony obawiał się trochę tego spotkania. Alvaro nie mówił o niej zbyt dużo (a on wciąż nie mógł zapamiętać jej imienia, choć wkuwał je przed spotkaniem, gdy już pojawił się jego termin: być może uda mu się je zapamiętać, kiedy już pozna osobę, która je nosiła), raczej ograniczał się do "zapytam ją" albo "nie wiem, co ona na to powie". Wiedział tylko, że przespali się ze sobą po pijaku i z tego powstał mały Tiago.
Biorąc to wszystko pod uwagę, Santiago nie wiedział, czego może się spodziewać po tym spotkaniu i jak kobieta na niego zareaguje: czy go polubi, czy może znienawidzi? Może zgodziła się na to spotkanie tylko dlatego, żeby zobaczyć na własne oczy człowieka, który doprowadził jej Alvaro do rozpaczy? Może chce mu wyrzucić całą swoją niechęć w twarz? A może właśnie nie? Może była do niego pozytywnie nastawiona, może chciała w końcu poznać człowieka, o którym Alvaro jej tyle opowiadał? Bo twierdził, że dużo o nim mówił i dlatego mały miał jego imię.
W swojej szafie siedział jeszcze od poprzedniego wieczoru, nie mogąc się zdecydować, co na siebie założyć i jak bardzo elegancko powinien wyglądać. Chciał zrobić na niej jak najlepsze wrażenie, więc co jakiś czas decydował, że to już będzie to: założy czarny garnitur i muchę do białej koszuli. Pół godziny później jednak stwierdzał, że to jednak nie będzie pasowało i znów zagłębiał się w szafie, by jego wybór padł na dżinsy i elegancki golf. Po kolejnym upływie czasu ponownie zmieniała mu się koncepcja. Ostatecznie - niedługo przed wyjściem - narzucił na ramiona ciemnoczerwoną koszulę, czarne spodnie od garnituru spiął wąskim skórzanym paskiem, wziął ampułkę ze swoim lekiem i wszystkie przybory potrzebne do zrobienia zastrzyku i powędrował do Alvaro. Owszem, potrafił sam sobie zrobić zastrzyk, miał też pielęgniarkę, ale wolał, kiedy to on to robił: po pierwsze ta nieprzyjemna czynność stawała się przez to nieco bardziej znośna, a po drugie chciał w ten sposób może nieco lepiej przekazać mężczyźnie, z czym chce się mierzyć. Podwinął rękaw nie zapiętej koszuli, pod którą widać było jego nagi tors i ułożył się w fotelu w pozycji półleżącej, uśmiechając się obserwując Palermo.
Później połknął tabletki, popijając je wodą, zapiął w końcu koszulę, narzucił na nią ciemną marynarkę i przeczesał włosy, starając się doprowadzić je do jako takiego ładu, by wreszcie móc wyjść. W końcu Salvatierra czekał na niego już od jakiegoś czasu: przyjechał tu po niego, żeby zabrać go do domu, w którym mieszkał z tą dziewczyną.
Po drodze, w samochodzie, widać było po nim, że się stresuje. Być może ktoś, kto go nie znał, nie zauważyłby tego, bo Tiago to oczywiście ukrywał - ale pocierał nerwowo kciukiem drugi kciuk, siedząc z dłońmi splecionymi i ułożonymi na swoich udach. Patrzył w milczeniu za okno, cały napięty, od czasu do czasu jedynie zerkając w lusterko i sprawdzając, czy fryzura jeszcze się trzyma. Chwilę przed tym, jak wysiedli, spryskał się jeszcze perfumami uznając, że być może za mało tego wylał na siebie w domu i jeszcze zostanie uznany za kogoś, kogo nie obchodziło, jak pachnie.
- Santiago de la Serna, miło mi - wydukał, stając w końcu przed Sandy i wyciągając do niej nieco drżącą dłoń. Wciąż był chudy, ale już nie aż tak, jak wtedy, kiedy Alvaro go zobaczył po raz pierwszy od tamtego napadu. Zza pleców wyciągnął bukiet róż (uparł się, że po drodze mają zatrzymać się w kwiaciarni) i wręczył je kobiecie.
Alvaro Salvatierra
Sandy Clark
Biorąc to wszystko pod uwagę, Santiago nie wiedział, czego może się spodziewać po tym spotkaniu i jak kobieta na niego zareaguje: czy go polubi, czy może znienawidzi? Może zgodziła się na to spotkanie tylko dlatego, żeby zobaczyć na własne oczy człowieka, który doprowadził jej Alvaro do rozpaczy? Może chce mu wyrzucić całą swoją niechęć w twarz? A może właśnie nie? Może była do niego pozytywnie nastawiona, może chciała w końcu poznać człowieka, o którym Alvaro jej tyle opowiadał? Bo twierdził, że dużo o nim mówił i dlatego mały miał jego imię.
W swojej szafie siedział jeszcze od poprzedniego wieczoru, nie mogąc się zdecydować, co na siebie założyć i jak bardzo elegancko powinien wyglądać. Chciał zrobić na niej jak najlepsze wrażenie, więc co jakiś czas decydował, że to już będzie to: założy czarny garnitur i muchę do białej koszuli. Pół godziny później jednak stwierdzał, że to jednak nie będzie pasowało i znów zagłębiał się w szafie, by jego wybór padł na dżinsy i elegancki golf. Po kolejnym upływie czasu ponownie zmieniała mu się koncepcja. Ostatecznie - niedługo przed wyjściem - narzucił na ramiona ciemnoczerwoną koszulę, czarne spodnie od garnituru spiął wąskim skórzanym paskiem, wziął ampułkę ze swoim lekiem i wszystkie przybory potrzebne do zrobienia zastrzyku i powędrował do Alvaro. Owszem, potrafił sam sobie zrobić zastrzyk, miał też pielęgniarkę, ale wolał, kiedy to on to robił: po pierwsze ta nieprzyjemna czynność stawała się przez to nieco bardziej znośna, a po drugie chciał w ten sposób może nieco lepiej przekazać mężczyźnie, z czym chce się mierzyć. Podwinął rękaw nie zapiętej koszuli, pod którą widać było jego nagi tors i ułożył się w fotelu w pozycji półleżącej, uśmiechając się obserwując Palermo.
Później połknął tabletki, popijając je wodą, zapiął w końcu koszulę, narzucił na nią ciemną marynarkę i przeczesał włosy, starając się doprowadzić je do jako takiego ładu, by wreszcie móc wyjść. W końcu Salvatierra czekał na niego już od jakiegoś czasu: przyjechał tu po niego, żeby zabrać go do domu, w którym mieszkał z tą dziewczyną.
Po drodze, w samochodzie, widać było po nim, że się stresuje. Być może ktoś, kto go nie znał, nie zauważyłby tego, bo Tiago to oczywiście ukrywał - ale pocierał nerwowo kciukiem drugi kciuk, siedząc z dłońmi splecionymi i ułożonymi na swoich udach. Patrzył w milczeniu za okno, cały napięty, od czasu do czasu jedynie zerkając w lusterko i sprawdzając, czy fryzura jeszcze się trzyma. Chwilę przed tym, jak wysiedli, spryskał się jeszcze perfumami uznając, że być może za mało tego wylał na siebie w domu i jeszcze zostanie uznany za kogoś, kogo nie obchodziło, jak pachnie.
- Santiago de la Serna, miło mi - wydukał, stając w końcu przed Sandy i wyciągając do niej nieco drżącą dłoń. Wciąż był chudy, ale już nie aż tak, jak wtedy, kiedy Alvaro go zobaczył po raz pierwszy od tamtego napadu. Zza pleców wyciągnął bukiet róż (uparł się, że po drodze mają zatrzymać się w kwiaciarni) i wręczył je kobiecie.
Alvaro Salvatierra
Sandy Clark