Ruan Vayne
: pn lis 17, 2025 8:35 am
Ruan "V" Vayne

data i miejsce urodzenia
02 stycznia 1995 r., Los Angeles, USAzaimki
on/jegozawód
prywatny detektywmiejsce pracy
ndorientacja
panseksualnydzielnica mieszkalna
ndpobyt w toronto
od 10 latumiejętności
zaawansowana obsługa podręcznej broni palnej,obsługa karabinów wyborowych
walka wręcz
analiza kryminalna
prawo jazdy typu G i M
znajomość podstawowej medycyny taktycznej
znajomość psiej psychologii
umiejętność naprawiania prostych i bardziej złożonych sprzętów
rozszerzona znajomość mechaniki pojazdów
słabości
analfabetyzm emocjonalnybrak cierpliwości wobec podstawowych czynności
uzależnienie od adrenaliny
brak kręgosłupa moralnego
problemy z akceptowaniem autorytetów
chroniczny brak zaufania
Urodził się w Los Angeles. Mówi się, że miasto możliwości, a on dorastał w okolicy, w której większość chłopaków kończyła źle albo wcale. On należał do tych, którzy od początku grali o coś więcej. Był ambitny, pracowity, z niewytłumaczalną i intensywną obsesją na punkcie wyników i wyrwania się ze swojego miejsca na piramidzie społecznej. Nie celował zbyt wysoko, ale celował ambitnie.
W wieku dwudziestu lat przeniósł się do Toronto, gdy pojawiła się realna szansa na karierę w d o b r e j policji: program szkoleniowy, dobre rekomendacje, wejście na ścieżkę, na którą w Mieście Aniołów nie miałby żadnych szans. Kanada stała się jego drugim domem, ale nie z sentymentu, a ze zwyczajnego, głęboko zakorzenionego w nim pragmatyzmu.
W miarę kariery w torontońskiej policji dość szybko awansował i wszedł do wydziału zabójstw. Tam poznał kobietę, z którą po kilku latach się ożenił. Nie była to żadna wielka historia romantyczna, a związek dwojga ludzi, którzy chcieli stabilności i mieli dość samotnego życia. Dzielili codzienność, a później podzielili plany i kredyt.
To wszystko skończyło się po jednej sprawie.
Zawsze i od początku uchodził za jednego z tych, którzy robią robotę, niezależnie jak trudną. Skuteczny, bezpośredni, choć czasem, a może nie tylko c z a s e m, zbyt brutalny. W końcu dopadł człowieka, którego szukali od wieli miesięcy: seryjnego gwałciciela, który zbyt często wymykał się wymiarowi sprawiedliwości, wodząc ich za nos i bawiąc się z nimi. Ruan nie czekał na nakaz. Dopadł go pierwszy i skatował tak, że mężczyzna nie dożył nawet aresztowania. Dla jednych był bohaterem, dla innych, dla wymiaru sprawiedliwości, zbrodniarzem w mundurze. Dla przełożonych był problemem, który trzeba było usunąć.
Wraz z upadkiem zawodowym posypało się też małżeństwo. Żona nie wytrzymała presji medialnej, prawnej, finansowej. A przede wszystkim: zaczęła postrzegać go jako zwykłego potwora, choć przecież zrobił to, co słuszne. Spakowała się i odeszła, zabierając wszystko, co prawnie mogła zabrać. Wszystko poza psem, którego Ruan nie oddałby za żadne pieniądze.
tamtej pory nie ma odznaki, nie ma mieszkania, nie ma nic, co można byłoby mu zabrać. Mieszka w zardzewiałym vanie, który jednocześnie służy mu za biuro, sypialnię i punkt obserwacyjny. Jego jedyny towarzysze: pies, alkohol i papierosy.
Zajmuje się tym, czym nikt inny nie chce lub średnio im to wychodzi: szuka ludzi, których nie powinno się szukać. Nie interesują go zdrady i drobne przekręty, tylko to, co naprawdę cuchnie i jest dobrze płatne. Pedofile, handlarze, przemocowcy.
W wieku dwudziestu lat przeniósł się do Toronto, gdy pojawiła się realna szansa na karierę w d o b r e j policji: program szkoleniowy, dobre rekomendacje, wejście na ścieżkę, na którą w Mieście Aniołów nie miałby żadnych szans. Kanada stała się jego drugim domem, ale nie z sentymentu, a ze zwyczajnego, głęboko zakorzenionego w nim pragmatyzmu.
W miarę kariery w torontońskiej policji dość szybko awansował i wszedł do wydziału zabójstw. Tam poznał kobietę, z którą po kilku latach się ożenił. Nie była to żadna wielka historia romantyczna, a związek dwojga ludzi, którzy chcieli stabilności i mieli dość samotnego życia. Dzielili codzienność, a później podzielili plany i kredyt.
To wszystko skończyło się po jednej sprawie.
Zawsze i od początku uchodził za jednego z tych, którzy robią robotę, niezależnie jak trudną. Skuteczny, bezpośredni, choć czasem, a może nie tylko c z a s e m, zbyt brutalny. W końcu dopadł człowieka, którego szukali od wieli miesięcy: seryjnego gwałciciela, który zbyt często wymykał się wymiarowi sprawiedliwości, wodząc ich za nos i bawiąc się z nimi. Ruan nie czekał na nakaz. Dopadł go pierwszy i skatował tak, że mężczyzna nie dożył nawet aresztowania. Dla jednych był bohaterem, dla innych, dla wymiaru sprawiedliwości, zbrodniarzem w mundurze. Dla przełożonych był problemem, który trzeba było usunąć.
Wraz z upadkiem zawodowym posypało się też małżeństwo. Żona nie wytrzymała presji medialnej, prawnej, finansowej. A przede wszystkim: zaczęła postrzegać go jako zwykłego potwora, choć przecież zrobił to, co słuszne. Spakowała się i odeszła, zabierając wszystko, co prawnie mogła zabrać. Wszystko poza psem, którego Ruan nie oddałby za żadne pieniądze.
tamtej pory nie ma odznaki, nie ma mieszkania, nie ma nic, co można byłoby mu zabrać. Mieszka w zardzewiałym vanie, który jednocześnie służy mu za biuro, sypialnię i punkt obserwacyjny. Jego jedyny towarzysze: pies, alkohol i papierosy.
Zajmuje się tym, czym nikt inny nie chce lub średnio im to wychodzi: szuka ludzi, których nie powinno się szukać. Nie interesują go zdrady i drobne przekręty, tylko to, co naprawdę cuchnie i jest dobrze płatne. Pedofile, handlarze, przemocowcy.
zgoda na powielanie imienia
takzgoda na powielanie pseudonimu
takZgody MG
poziom ingerencji
wysokizgoda na śmierć postaci
takzgoda na trwałe okaleczenie
takzgoda na nieuleczalną chorobę postaci
takzgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
takzgoda na utratę posady postaci
tak