La culpa de nuestras estrellas
: pn lis 17, 2025 11:11 am
Wycieczka do ZOO go wyczerpała. Nie tak, żeby nie mógł się już ruszyć, ale był bardzo zmęczony i ciężko oddychał; co nie zmieniało faktu, że mu się podobało i cieszył się, że wreszcie gdzieś wyszedł, że zobaczył zwierzęta (nie wzięli w końcu wikuni do wanny. Pająka też nie), że mógł spędzić czas z Palermo. Teraz jednak - po powrocie do domu - odczuł to, jak wielkim to było dla niego wysiłkiem. Padł na fotel w pozycji półleżącej i oddychał powoli, starając się przywrócić ciału możliwość funkcjonowania.
Czuł się jednak coraz lepiej, coraz więcej mógł dzięki lekom, jedzeniu i treningom z Alvaro. Nie zapisał się na żadną rehabilitację, ale to, co dawał mu przyjaciel, to było bardzo dużo i Santiago był mu wdzięczny. Tak, to prawda - przestał brać leki i przestał jeść, przestał w ogóle funkcjonować i chciał umrzeć, ale to było jeszcze zanim Alvaro do niego przyszedł. Teraz chciał żyć, chciał móc spędzać z nim jeszcze czas, chciał jeszcze chwilę, jeszcze tyle, ile się da. Tym bardziej, że zdaje się, że właśnie zostali parą, czego obaj pragnęli od dawna, a przed czym Tiago się bronił, bo przecież jest chory i nie chce zwalać Palermo problemów na głowę. A on sam zwalił sobie to na głowę i upierał się, że chce być przy nim. Tiago nadal miał przed tym opory - wiedział, że te siły, które teraz miał, kiedyś odejdą i żadne leki już nie pomogą. One spowalniają postęp choroby, ale go nie hamują całkowicie. Ręce więc często mu się trzęsły mimo brania leków; miewał duszności, bywały momenty, kiedy nie bardzo panował nad swoim ciałem. Ale fakt, że dzięki treningom, które Alvaro mu fundował, było takich momentów coraz mniej.
- ¿Me puedes preparar un café? - zapytał z rozbrajającym uśmiechem. Tak, był już późny wieczór, powinni zaraz iść spać - Palermo pewnie wróci do domu, zajmie się małym, a Tiago wykąpie się przy pomocy pielęgniarki i zwinie w kłębek w swoim łóżku. Ale kawa od Alvaro była przepyszna (mimo, że przecież robił ją tak samo, jak Tiago - ale z rąk Palermo po prostu była lepsza).
Alvaro Salvatierra
Czuł się jednak coraz lepiej, coraz więcej mógł dzięki lekom, jedzeniu i treningom z Alvaro. Nie zapisał się na żadną rehabilitację, ale to, co dawał mu przyjaciel, to było bardzo dużo i Santiago był mu wdzięczny. Tak, to prawda - przestał brać leki i przestał jeść, przestał w ogóle funkcjonować i chciał umrzeć, ale to było jeszcze zanim Alvaro do niego przyszedł. Teraz chciał żyć, chciał móc spędzać z nim jeszcze czas, chciał jeszcze chwilę, jeszcze tyle, ile się da. Tym bardziej, że zdaje się, że właśnie zostali parą, czego obaj pragnęli od dawna, a przed czym Tiago się bronił, bo przecież jest chory i nie chce zwalać Palermo problemów na głowę. A on sam zwalił sobie to na głowę i upierał się, że chce być przy nim. Tiago nadal miał przed tym opory - wiedział, że te siły, które teraz miał, kiedyś odejdą i żadne leki już nie pomogą. One spowalniają postęp choroby, ale go nie hamują całkowicie. Ręce więc często mu się trzęsły mimo brania leków; miewał duszności, bywały momenty, kiedy nie bardzo panował nad swoim ciałem. Ale fakt, że dzięki treningom, które Alvaro mu fundował, było takich momentów coraz mniej.
- ¿Me puedes preparar un café? - zapytał z rozbrajającym uśmiechem. Tak, był już późny wieczór, powinni zaraz iść spać - Palermo pewnie wróci do domu, zajmie się małym, a Tiago wykąpie się przy pomocy pielęgniarki i zwinie w kłębek w swoim łóżku. Ale kawa od Alvaro była przepyszna (mimo, że przecież robił ją tak samo, jak Tiago - ale z rąk Palermo po prostu była lepsza).
Alvaro Salvatierra