things just got super weird - it's my time to shine
: ndz lis 23, 2025 1:17 pm
Była pod ścianą.
Nie miała pojęcia, co zrobić, ani tym bardziej gdzie się podziać, kiedy z dnia na dzień wypowiedziano jej umowę najmu. Powrót do rodziców z podkulonym ogonem nie wchodził w grę, ponieważ nie było rzeczy, którą Debbie McDowell ceniła sobie bardziej, niż jej własna niezależność.
Innymi słowy: była w d u p i e.
Pierwszym odruchem były nerwowe telefony wykonane pod adresem jej najbliższych koleżanek. Telefony, które albo spotkały się z brakiem odpowiedzi, albo poskutkowały głębokim rozczarowaniem za sprawą tego, że żadna z jej znajomych nie zdecydowała się jej przyjąć.
Nie potrzebowała przecież wiele - zaledwie kilku dni, w trakcie których znalazłaby sobie coś na dłużej, ale najwyraźniej to i tak było za dużo. Musiała więc znaleźć inne rozwiązanie.
To przyszło do niej, kiedy w nerwach przeszukiwała jedną ze starych torebek, wyrzucając z niej niepotrzebne rzeczy tak, aby zmieścić ją do ciasno upakowanej walizki. Właściciel jej mieszkania, choć wyjątkowo nieskory do współpracy, pozwolił jej przynajmniej przechować tam resztę rzeczy przez kilka dni, aby mogła wrócić po nie wtedy, kiedy już znajdzie sobie coś własnego. Chciała jednak zabrać stamtąd jak najwięcej, dlatego walizkę wypchała wszystkim po brzegi i właśnie wtedy w jej ręce wpadło coś, czego nie spodziewała się dalej posiadać - klucz do mieszkania, który powinna była oddać Madoxowi mniej więcej wtedy, kiedy na odchodne rzuciła w niego jego rzeczami po tym, jak ostatnim razem podjęli się próby zbudowania czegoś na poważnie.
Jak widać, nie wyszło.
Obróciła klucz w dłoniach, z jakiegoś powodu dochodząc do wniosku, że mógł okazać się jedyną osobą, która pomoże jej w kryzysie. Niewiele myśląc, to właśnie jego adres podała taksówkarzowi, kiedy odjeżdżała spod własnego mieszkania.
Jak na złość nie udało jej się go zastać, dlatego postanowiła obsłużyć się sama.
W jego mieszkaniu spędziła przeszło trzy dni. Zdołała się tam nawet zadomowić, nie uznając za stosowne tego, aby o swojej wizycie powiadomić go przynajmniej telefonicznie. Doszła do wniosku, że w końcu będzie musiał się u siebie pojawić - nie przewidziała jedynie, że dojdzie do tego tak późno.
W końcu usłyszała jednak dźwięk otwieranego zamka. Była akurat pochłonięta poprzez jeden z odcinków CSI, wylegując się w najlepsze na jego kanapie. — Długo cię nie było — odezwała się, jak gdyby nigdy nic, kiedy Madox przekroczył próg pomieszczenia.
Była mu winna ogrom wyjaśnień, ale do tych wcale jej się nie spieszyło. Nigdy bowiem nie przepadała jakoś szczególnie za mówieniem o własnych porażkach, a za taką uznawała fakt, że z dnia na dzień została pozbawiona dachu nad głową. I nie wiedziała dlaczego, bo to przecież nie tak, że zapomniała opłacić czynszu.
Tym razem to naprawdę nie była jej wina.
Madox A. Noriega
Nie miała pojęcia, co zrobić, ani tym bardziej gdzie się podziać, kiedy z dnia na dzień wypowiedziano jej umowę najmu. Powrót do rodziców z podkulonym ogonem nie wchodził w grę, ponieważ nie było rzeczy, którą Debbie McDowell ceniła sobie bardziej, niż jej własna niezależność.
Innymi słowy: była w d u p i e.
Pierwszym odruchem były nerwowe telefony wykonane pod adresem jej najbliższych koleżanek. Telefony, które albo spotkały się z brakiem odpowiedzi, albo poskutkowały głębokim rozczarowaniem za sprawą tego, że żadna z jej znajomych nie zdecydowała się jej przyjąć.
Nie potrzebowała przecież wiele - zaledwie kilku dni, w trakcie których znalazłaby sobie coś na dłużej, ale najwyraźniej to i tak było za dużo. Musiała więc znaleźć inne rozwiązanie.
To przyszło do niej, kiedy w nerwach przeszukiwała jedną ze starych torebek, wyrzucając z niej niepotrzebne rzeczy tak, aby zmieścić ją do ciasno upakowanej walizki. Właściciel jej mieszkania, choć wyjątkowo nieskory do współpracy, pozwolił jej przynajmniej przechować tam resztę rzeczy przez kilka dni, aby mogła wrócić po nie wtedy, kiedy już znajdzie sobie coś własnego. Chciała jednak zabrać stamtąd jak najwięcej, dlatego walizkę wypchała wszystkim po brzegi i właśnie wtedy w jej ręce wpadło coś, czego nie spodziewała się dalej posiadać - klucz do mieszkania, który powinna była oddać Madoxowi mniej więcej wtedy, kiedy na odchodne rzuciła w niego jego rzeczami po tym, jak ostatnim razem podjęli się próby zbudowania czegoś na poważnie.
Jak widać, nie wyszło.
Obróciła klucz w dłoniach, z jakiegoś powodu dochodząc do wniosku, że mógł okazać się jedyną osobą, która pomoże jej w kryzysie. Niewiele myśląc, to właśnie jego adres podała taksówkarzowi, kiedy odjeżdżała spod własnego mieszkania.
Jak na złość nie udało jej się go zastać, dlatego postanowiła obsłużyć się sama.
W jego mieszkaniu spędziła przeszło trzy dni. Zdołała się tam nawet zadomowić, nie uznając za stosowne tego, aby o swojej wizycie powiadomić go przynajmniej telefonicznie. Doszła do wniosku, że w końcu będzie musiał się u siebie pojawić - nie przewidziała jedynie, że dojdzie do tego tak późno.
W końcu usłyszała jednak dźwięk otwieranego zamka. Była akurat pochłonięta poprzez jeden z odcinków CSI, wylegując się w najlepsze na jego kanapie. — Długo cię nie było — odezwała się, jak gdyby nigdy nic, kiedy Madox przekroczył próg pomieszczenia.
Była mu winna ogrom wyjaśnień, ale do tych wcale jej się nie spieszyło. Nigdy bowiem nie przepadała jakoś szczególnie za mówieniem o własnych porażkach, a za taką uznawała fakt, że z dnia na dzień została pozbawiona dachu nad głową. I nie wiedziała dlaczego, bo to przecież nie tak, że zapomniała opłacić czynszu.
Tym razem to naprawdę nie była jej wina.
Madox A. Noriega