looks like we’re making up for lost time
: wt lis 25, 2025 7:16 pm
Przydział do nowej jednostki dostała dość niespodziewanie. W jej dotychczasowej ekipie panowała taka rotacja, że nie czuła się szczególnie z kimkolwiek zżyta. Zgodziła się więc na to przeniesienie bez dłuższego zastanowienia - plusem było to, że remiza, do której miała trafić, znajdowała się znacznie bliżej jej miejsca zamieszkania i ten argument w zupełności wystarczył.
Przez ostatnie prawie dwa tygodnie zdążyła już się nieco zaaklimatyzować i wdrożyć, zapoznać z pewnymi zwyczajami nowo poznanego zespołu. Nikt nie mówił głośno o tym dlaczego w ogóle zwolniło się u nich miejsce i potrzebowali ściągnąć kogoś z innego terenu. Jej były komendant uświadomił ją, że trafia tam po tragedii - jeden ze strażaków zginął w zamachu bombowym w banku. Choć przyjęto ją dostatecznie przyjaźnie i ciepło, to sprawa była na tyle świeża i bolesna, że dało się odczuć wszechobecny smutek i żałobę. Codziennie mijała w korytarzu zdjęcie mężczyzny, które zawisło w prostej ramce na ścianie - strażak o szerokim uśmiechu i miłym spojrzeniu. Wyglądał młodo, zbyt młodo, by umrzeć. Riley, zajmując po nim szafkę w szatni, nie potrafiła do tej pory zetrzeć jego inicjałów z metalowych drzwiczek, mimo że nawet go nie znała, a poza tym dobrze wiedziała, że takie sytuacje zdarzają się przecież ciągle.
Czuła na swoich barkach niewidoczną odpowiedzialność.
To był poranek, który miał wyglądać jak wszystkie inne. Wstała zaraz po dźwięku budzika, wzięła prysznic, wypiła kawę i wyszła z mieszkania zanim jeszcze miasto zdążyło się obudzić. Po datarciu na miejsce, skierowała kroki prosto do szatni. Mijając kuchnię, skinęła głową na powitanie kilku kolegom, którzy jedli wspólnie śniadanie, głośno przy tym dyskutując - prawdopodobnie o polityce.
Zatrzymała się wpół kroku, w wejściu do pomieszczenia. Przez chwilę wyglądała tak, jakby właśnie zaliczyła zderzenie ze ścianą albo zobaczyła ducha. Przy jednej z otwartych szafek znajdował się ktoś, kogonie chciała nie spodziewała się spotkać.
Obojętność zastąpiła lekkie zdziwienie na jej twarzy, nim się odezwała.
— Darling — znów skinęła głową, jak przed kilkunastoma sekundami i zsuwając słuchawki z głowy, ruszyła dalej.
— Nie wiedziałam, że tu pracujesz — odezwała się, gdy jej delikatnie drżące dłonie uporały się już z otwarciem kłódki — Przenieśli mnie tu niedawno. Wtedy gdy… zresztą wiesz… — wyjaśniła jeszcze spokojnie, zrzucając z siebie kurtkę po czym przeczesała palcami lekko wilgotne włosy, spoglądając już pewnie na kobietę — To żaden problem. Prawda?
teddy darling
Przez ostatnie prawie dwa tygodnie zdążyła już się nieco zaaklimatyzować i wdrożyć, zapoznać z pewnymi zwyczajami nowo poznanego zespołu. Nikt nie mówił głośno o tym dlaczego w ogóle zwolniło się u nich miejsce i potrzebowali ściągnąć kogoś z innego terenu. Jej były komendant uświadomił ją, że trafia tam po tragedii - jeden ze strażaków zginął w zamachu bombowym w banku. Choć przyjęto ją dostatecznie przyjaźnie i ciepło, to sprawa była na tyle świeża i bolesna, że dało się odczuć wszechobecny smutek i żałobę. Codziennie mijała w korytarzu zdjęcie mężczyzny, które zawisło w prostej ramce na ścianie - strażak o szerokim uśmiechu i miłym spojrzeniu. Wyglądał młodo, zbyt młodo, by umrzeć. Riley, zajmując po nim szafkę w szatni, nie potrafiła do tej pory zetrzeć jego inicjałów z metalowych drzwiczek, mimo że nawet go nie znała, a poza tym dobrze wiedziała, że takie sytuacje zdarzają się przecież ciągle.
Czuła na swoich barkach niewidoczną odpowiedzialność.
To był poranek, który miał wyglądać jak wszystkie inne. Wstała zaraz po dźwięku budzika, wzięła prysznic, wypiła kawę i wyszła z mieszkania zanim jeszcze miasto zdążyło się obudzić. Po datarciu na miejsce, skierowała kroki prosto do szatni. Mijając kuchnię, skinęła głową na powitanie kilku kolegom, którzy jedli wspólnie śniadanie, głośno przy tym dyskutując - prawdopodobnie o polityce.
Zatrzymała się wpół kroku, w wejściu do pomieszczenia. Przez chwilę wyglądała tak, jakby właśnie zaliczyła zderzenie ze ścianą albo zobaczyła ducha. Przy jednej z otwartych szafek znajdował się ktoś, kogo
Obojętność zastąpiła lekkie zdziwienie na jej twarzy, nim się odezwała.
— Darling — znów skinęła głową, jak przed kilkunastoma sekundami i zsuwając słuchawki z głowy, ruszyła dalej.
— Nie wiedziałam, że tu pracujesz — odezwała się, gdy jej delikatnie drżące dłonie uporały się już z otwarciem kłódki — Przenieśli mnie tu niedawno. Wtedy gdy… zresztą wiesz… — wyjaśniła jeszcze spokojnie, zrzucając z siebie kurtkę po czym przeczesała palcami lekko wilgotne włosy, spoglądając już pewnie na kobietę — To żaden problem. Prawda?
teddy darling