Theodora Darling...
Jej nemezis? Arcywróg? Koleżanka? Przyjaciółka? Obiekt westchnień?
Chyba sama nie do końca wiedziała do jakiej kategorii powinna ją zaliczyć, bo żadna nie wydawała się właściwa i nie oddawała w pełni tego co tak naprawdę je łączyło. Pewnym natomiast było to, że strażaczka przed laty stała się jej zmorą, jej
słabością - zarazem w najlepszym jak i najgorszym tego słowa znaczeniu. Riley była nią absolutnie zauroczona, co nie przeszkadzało jej w tym, by na każdym kroku z nią rywalizować - często o kompletne głupoty. Szkolenie, które wspólnie przechodziły, wiele ją nauczyło i była przekonana, że gdyby nie te ich - nieco dziecinne co prawda - gierki oraz godna przeciwniczka jaką była Teddy, to nie wyniosła by z niego tak dużo. Oprócz praktyki i zdobytego doświadczenia pracy w Straży, Davis dowiedziała się także mnóstwo rzeczy o sobie samej, co naprawdę mocno ją zaskoczyło. To była prawdziwa szkoła życia i nie wyobrażała sobie teraz, by mogło to wyglądać inaczej albo by przeszła przez to z kimkolwiek innym. Współzawodnictwo z nią skutecznie motywowało do działania. Riley była dość zdyscyplinowaną i ambitną osobą, ale widmo porażki w ich małej, prywatnej walce sprawiało, że te cechy budziły się w niej ze zdwojoną siłą. Nie mogła przecież dopuścić do przegranej, do tego, by Theodora była w czymkolwiek od niej lepsza - sprytniejsza, silniejsza, szybsza. Nic z tego! Na początku robiła to dla własnej, chorej satysfakcji, lepszych wyników i by przypodobać się innym, a z czasem zaczęła kierować nią także chęć zaimponowania samej Darling. Trochę jej to zajęło, nim zrozumiała, że powinny grać w jednej drużynie, a nie przeciwko sobie.
Uczucie, które kiełkowało w niej bardzo powoli, zaczęło ją w pewnym momencie przerażać, co nie było niczym nowym, czy niepodobnym do niej. Wiedziała, że Teddy też to czuła, mimo że nigdy, żadna z nich nie odważyła się wypowiedzieć tego na głos. Widziała to w jej oczach, gestach, słowach…
A więc uciekła, jak to już miała w zwyczaju. W jej mniemaniu robiła to głównie dla dobra tej drugiej, by jej nie skrzywdzić, jednak to i tak strasznie marna wymówka. Pamiętała dokładnie jak bardzo się starała, dosłownie prawie stając na rzęsach, by zostały przydzielone do pracy w oddzielnych i możliwie jak najbardziej odległych od siebie jednostkach. Ulżyło jej, gdy te prośby zostały wysłuchane i nie musiały już codziennie na siebie patrzeć. Wspomnienia pozostawały jednak w niej wciąż żywe, a myśli o kobiecie przez długi czas nie dawały jej spokoju.
Nie mogła uwierzyć w to, że Darling znowu stanęła na jej drodze.
Nie mogła uwierzyć, że gdzieś tam w głębi… ucieszyła się, że ją widzi.
Żaden problem. Czyżby?
—
Ze Scarborough, jednostka niedaleko mojego rodzinnego domu — rzuciła przez ramię, odwrócona już do niej tyłem i zaczęła się przebierać, by być gotową, na wypadek akcji. Najpierw zdjęła bluzę, pozostawiając na sobie przylegającą, termoaktywną koszulkę z długim rękawem, po czym wymieniła swoje wygodne dżinsy na spodnie od munduru, tak ciężkie, że zsuwały się jej z bioder, nim w końcu ścisnęła je pasem. Zaklęła pod nosem na szelki, które ewidentnie odmawiały jej tego dnia współpracy.
Domyślała się, że ostatnie czego chciałaby Teddy to opowiadanie o tragicznych wydarzeniach, w których nie dość, że sama brała udział, to jeszcze straciła kolegę z brygady. O nic więc nie pytała. Właściwie to nie wiedziała o czym z nią rozmawiać, czuła się trochę niezręcznie, choć starała się zgrywać niewzruszoną. Stojąc przed lustrem w ciszy, miała wrażenie, że Darling jest w stanie usłyszeć bicie jej serca. Wprawiona od lat, zebrała włosy w swój sprawdzony, ulizany kok - szybko, ale starannie.
Tak gotowa, zerknęła na zegarek, a zaraz potem na towarzyszkę.
—
Mamy jeszcze trochę czasu przed odprawą — stwierdziła, opierając dłonie na biodrach —
Masz ochotę zjeść ze mną śniadanie? Przyniosłam wystarczająco dużo żarcia z domu — zaproponowała tak szybko, jakby się bała, że w trakcie się rozmyśli i wyczekująco uniosła brew. Zwykle wychodziła z mieszkania tak wcześnie, że przyzwyczaiła się do jadania na miejscu, ryzykując nawet tym, że przed nagłym wezwaniem, czasem nie zdążyła zjeść ani jednego kęsa. Po chwili ponagliła, ruszając już z torbą do wyjścia z szatni —
No chodź, Darling. Widzę głód w twoich oczach.
teddy darling