30 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
strażaczka Toronto Fire Station 132
Awatar użytkownika
marry christmas, you filthy animal!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona / jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Przydział do nowej jednostki dostała dość niespodziewanie. W jej dotychczasowej ekipie panowała taka rotacja, że nie czuła się szczególnie z kimkolwiek zżyta. Zgodziła się więc na to przeniesienie bez dłuższego zastanowienia - plusem było to, że remiza, do której miała trafić, znajdowała się znacznie bliżej jej miejsca zamieszkania i ten argument w zupełności wystarczył.
Przez ostatnie prawie dwa tygodnie zdążyła już się nieco zaaklimatyzować i wdrożyć, zapoznać z pewnymi zwyczajami nowo poznanego zespołu. Nikt nie mówił głośno o tym dlaczego w ogóle zwolniło się u nich miejsce i potrzebowali ściągnąć kogoś z innego terenu. Jej były komendant uświadomił ją, że trafia tam po tragedii - jeden ze strażaków zginął w zamachu bombowym w banku. Choć przyjęto ją dostatecznie przyjaźnie i ciepło, to sprawa była na tyle świeża i bolesna, że dało się odczuć wszechobecny smutek i żałobę. Codziennie mijała w korytarzu zdjęcie mężczyzny, które zawisło w prostej ramce na ścianie - strażak o szerokim uśmiechu i miłym spojrzeniu. Wyglądał młodo, zbyt młodo, by umrzeć. Riley, zajmując po nim szafkę w szatni, nie potrafiła do tej pory zetrzeć jego inicjałów z metalowych drzwiczek, mimo że nawet go nie znała, a poza tym dobrze wiedziała, że takie sytuacje zdarzają się przecież ciągle.
Czuła na swoich barkach niewidoczną odpowiedzialność.
To był poranek, który miał wyglądać jak wszystkie inne. Wstała zaraz po dźwięku budzika, wzięła prysznic, wypiła kawę i wyszła z mieszkania zanim jeszcze miasto zdążyło się obudzić. Po datarciu na miejsce, skierowała kroki prosto do szatni. Mijając kuchnię, skinęła głową na powitanie kilku kolegom, którzy jedli wspólnie śniadanie, głośno przy tym dyskutując - prawdopodobnie o polityce.
Zatrzymała się wpół kroku, w wejściu do pomieszczenia. Przez chwilę wyglądała tak, jakby właśnie zaliczyła zderzenie ze ścianą albo zobaczyła ducha. Przy jednej z otwartych szafek znajdował się ktoś, kogo nie chciała nie spodziewała się spotkać.
Obojętność zastąpiła lekkie zdziwienie na jej twarzy, nim się odezwała.
Darling — znów skinęła głową, jak przed kilkunastoma sekundami i zsuwając słuchawki z głowy, ruszyła dalej.
Nie wiedziałam, że tu pracujesz — odezwała się, gdy jej delikatnie drżące dłonie uporały się już z otwarciem kłódki — Przenieśli mnie tu niedawno. Wtedy gdy… zresztą wiesz… — wyjaśniła jeszcze spokojnie, zrzucając z siebie kurtkę po czym przeczesała palcami lekko wilgotne włosy, spoglądając już pewnie na kobietę — To żaden problem. Prawda?


teddy darling
mów jak chcesz
angielskie wyjścia
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

016.
Powroty po tak długiej nieobecności były trudne, bo chociaż Teddy przebywała na zwolnieniu lekarskim tylko nieco ponad dwa tygodnie, to odnosiła dziwne wrażenie, że nie gościła w remizie znacznie dłużej. Czas dłużył się niemiłosiernie, a ona czuła się jeszcze bardziej zmęczona niż tego dnia, kiedy wypisywano ją ze szpitala. Z plusów — jej słuch prawie wrócił do normy. Jeszcze czasami pojawiały się piski i szumy, ale lekarze mówili, że to całkiem normalne. Z minusów — świadomość, że w jednostce nic nie będzie już takie, jak dawniej, nie dawała jej spokoju.
W zamachu bombowym zginął jeden ze strażaków, z którym Darling była blisko. Razem z RJ-em, Jettem i Blazem tworzyli zgraną paczkę. Wszyscy trzej traktowali ją równo i bezpłciowo, co było bardzo istotne, biorąc pod uwagę fakt, że Teddy była jedyną kobietą na sto trzydziestym drugim posterunku. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że gdyby nie poświęcenie RJ, który osłonił ją własnym ciałem, to tydzień temu to ją żegnałyby syreny strażackie.
Blaze i Jett wrócili do pracy kilka dni wcześniej. Żaden z nich nie zmagał się z poważniejszymi urazami. Ot, trochę powierzchownych zadrapań, siniaków i nadwyrężone barki. Mimo że byli silnymi facetami, obaj musieli zaczerpnąć porady u specjalisty. Darling również rozważała tę opcję, ale na razie chciała przekonać się na własnej skórze, czy aby na pewno będzie to konieczne.
Tedds! — koledzy z jednostki powitali ją ze szczerym entuzjazmem. Jett Donovan zakleszczył ją w ramionach i cmoknął w czoło, natomiast Blaze Young zmierzwił jej pięścią włosy. Obaj wyglądali tak, jakby chcieli jej o czymś powiedzieć, ale najpierw wolała się przebrać, żeby później mieć więcej czasu na rozmowy. I być w pełnej gotowości w razie nieoczekiwanego wezwania.
W szatni od razu skierowała się do swojej szatni, tylko rzucając oko na tę, którą dotychczas zajmował RJ. Jego nazwisko wciąż tam było i Darling poczuła ucisk w żalu w żołądku, a potem w gardle. Cholera, przez te lata stracili tyle ludzi, a jednak ta śmierć poruszyła ją bardziej, niż z początku przypuszczała.
Darling.
Na dźwięk swojego nazwiska od razu odwróciła głowę i musiała zamrugać kilkakrotnie, żeby zrozumieć, z kim miała właśnie do czynienia.
Riley Davis, we własnej osobie. Cholera, kompletnie się tego nie spodziewała. Nie spodziewała się jej w tym miejscu. Pewnie właśnie to próbowali powiedzieć jej Jett i Blaze. Przygotować na spotkanie z nową członkinią załogi, która dla Teddy wcale nie była taka nowa. I oni o tym wiedzieli, w końcu podczas pijackich posiedzeń zdarzało jej się napomknąć raz czy dwa o Davis. Albo z dziesięć.
Cześć — powiedziała, ale wyszedł jej z tego tylko jakiś marny skrzek. Odchrząknęła i przełknęła ślinę. — Cześć — zreflektowała się i pospiesznie pokręciła głową. — Nie musisz się tłumaczyć — dodała natychmiast, bo przecież żaden strażak nie miał wpływu na to, gdzie go rzucą. Zwykle trafiało się tam, gdzie w jednostki były braki i tak było właśnie tutaj. — No coś ty, żaden problem — skłamała. Tylko co innego miała powiedzieć? Że kiedyś szalała na jej punkcie i w sumie nie miała pewności, czy znów nie zwariuje, kiedy będzie kręcić się w pobliżu? To głupie.
Ściągnęła z ramion kurtkę i otrzepała ją ze śniegu. Zima i minusowe temperatury zawitały w Kanadzie na dobre i najbardziej, nad czym Teddy ubolewała to trzymanie motocykla w garażu aż do wiosny. Związała niedbale włosy i zastygła w bezruchu, dostrzegając, że Riley otwiera szafkę RJ-a. Ten widok wywrócił jej żołądek do góry nogami. Dopiero przyłapana na gorącym uczynku, ponownie potrząsnęła głową.
To nic takiego — zapewniła, wyrywając się z amoku. — Skąd cię przenieśli? — zagadnęła, byle tylko nie poruszać tematu zamachu bombowego, o który najwyraźniej Davis już słyszała. Ani zmarłego kolegi z jednostki.

riley davis
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
30 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
strażaczka Toronto Fire Station 132
Awatar użytkownika
marry christmas, you filthy animal!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona / jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Theodora Darling...
Jej nemezis? Arcywróg? Koleżanka? Przyjaciółka? Obiekt westchnień?
Chyba sama nie do końca wiedziała do jakiej kategorii powinna ją zaliczyć, bo żadna nie wydawała się właściwa i nie oddawała w pełni tego co tak naprawdę je łączyło. Pewnym natomiast było to, że strażaczka przed laty stała się jej zmorą, jej słabością - zarazem w najlepszym jak i najgorszym tego słowa znaczeniu. Riley była nią absolutnie zauroczona, co nie przeszkadzało jej w tym, by na każdym kroku z nią rywalizować - często o kompletne głupoty. Szkolenie, które wspólnie przechodziły, wiele ją nauczyło i była przekonana, że gdyby nie te ich - nieco dziecinne co prawda - gierki oraz godna przeciwniczka jaką była Teddy, to nie wyniosła by z niego tak dużo. Oprócz praktyki i zdobytego doświadczenia pracy w Straży, Davis dowiedziała się także mnóstwo rzeczy o sobie samej, co naprawdę mocno ją zaskoczyło. To była prawdziwa szkoła życia i nie wyobrażała sobie teraz, by mogło to wyglądać inaczej albo by przeszła przez to z kimkolwiek innym. Współzawodnictwo z nią skutecznie motywowało do działania. Riley była dość zdyscyplinowaną i ambitną osobą, ale widmo porażki w ich małej, prywatnej walce sprawiało, że te cechy budziły się w niej ze zdwojoną siłą. Nie mogła przecież dopuścić do przegranej, do tego, by Theodora była w czymkolwiek od niej lepsza - sprytniejsza, silniejsza, szybsza. Nic z tego! Na początku robiła to dla własnej, chorej satysfakcji, lepszych wyników i by przypodobać się innym, a z czasem zaczęła kierować nią także chęć zaimponowania samej Darling. Trochę jej to zajęło, nim zrozumiała, że powinny grać w jednej drużynie, a nie przeciwko sobie.
Uczucie, które kiełkowało w niej bardzo powoli, zaczęło ją w pewnym momencie przerażać, co nie było niczym nowym, czy niepodobnym do niej. Wiedziała, że Teddy też to czuła, mimo że nigdy, żadna z nich nie odważyła się wypowiedzieć tego na głos. Widziała to w jej oczach, gestach, słowach…
A więc uciekła, jak to już miała w zwyczaju. W jej mniemaniu robiła to głównie dla dobra tej drugiej, by jej nie skrzywdzić, jednak to i tak strasznie marna wymówka. Pamiętała dokładnie jak bardzo się starała, dosłownie prawie stając na rzęsach, by zostały przydzielone do pracy w oddzielnych i możliwie jak najbardziej odległych od siebie jednostkach. Ulżyło jej, gdy te prośby zostały wysłuchane i nie musiały już codziennie na siebie patrzeć. Wspomnienia pozostawały jednak w niej wciąż żywe, a myśli o kobiecie przez długi czas nie dawały jej spokoju.
Nie mogła uwierzyć w to, że Darling znowu stanęła na jej drodze.
Nie mogła uwierzyć, że gdzieś tam w głębi… ucieszyła się, że ją widzi.
Żaden problem. Czyżby?
Ze Scarborough, jednostka niedaleko mojego rodzinnego domu — rzuciła przez ramię, odwrócona już do niej tyłem i zaczęła się przebierać, by być gotową, na wypadek akcji. Najpierw zdjęła bluzę, pozostawiając na sobie przylegającą, termoaktywną koszulkę z długim rękawem, po czym wymieniła swoje wygodne dżinsy na spodnie od munduru, tak ciężkie, że zsuwały się jej z bioder, nim w końcu ścisnęła je pasem. Zaklęła pod nosem na szelki, które ewidentnie odmawiały jej tego dnia współpracy.
Domyślała się, że ostatnie czego chciałaby Teddy to opowiadanie o tragicznych wydarzeniach, w których nie dość, że sama brała udział, to jeszcze straciła kolegę z brygady. O nic więc nie pytała. Właściwie to nie wiedziała o czym z nią rozmawiać, czuła się trochę niezręcznie, choć starała się zgrywać niewzruszoną. Stojąc przed lustrem w ciszy, miała wrażenie, że Darling jest w stanie usłyszeć bicie jej serca. Wprawiona od lat, zebrała włosy w swój sprawdzony, ulizany kok - szybko, ale starannie.
Tak gotowa, zerknęła na zegarek, a zaraz potem na towarzyszkę.
Mamy jeszcze trochę czasu przed odprawą — stwierdziła, opierając dłonie na biodrach — Masz ochotę zjeść ze mną śniadanie? Przyniosłam wystarczająco dużo żarcia z domu — zaproponowała tak szybko, jakby się bała, że w trakcie się rozmyśli i wyczekująco uniosła brew. Zwykle wychodziła z mieszkania tak wcześnie, że przyzwyczaiła się do jadania na miejscu, ryzykując nawet tym, że przed nagłym wezwaniem, czasem nie zdążyła zjeść ani jednego kęsa. Po chwili ponagliła, ruszając już z torbą do wyjścia z szatni — No chodź, Darling. Widzę głód w twoich oczach.


teddy darling
mów jak chcesz
angielskie wyjścia
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Dziwnie było zobaczyć Riley Davis w tym miejscu. W tej remizie. Przy tej szafce. Teddy kompletnie nie spodziewała się, że właśnie tak będzie wyglądał jej powrót do pracy po dwutygodniowej nieobecności. Zdawała sobie sprawę z tego, że to może być trudne, biorąc pod uwagę, zaistniałą sytuację, ale obecność Riley niczego nie ułatwiała.
Wszystkie szkolenia, przez które razem przeszły, stanowiły wyzwanie. Davis była wyzwaniem. Przy niej Darling chciała wykazywać się z jak najlepszej strony. Czy próbowała jej zaimponować? Może. Ale potem ich ciągła rywalizacja stała się codziennością. Chwilę potrwały, zanim obie zrozumiały, że wcale nie muszą ze sobą walczyć i że jako jedyne kobiety wśród dziesiątek mężczyzn, powinny trzymać się razem. Tylko to razem przeobraziło się w pociąg, którego Teddy początkowo nie pojmowała. Zawsze uważała, że Riley była piękną kobietą z dużymi ciemnobrązowymi oczami, w które, żeby spojrzeć, musiała wysoko zadzierać głowę ze względu na dzielącą ich różnicę wzrostu. Jednak moment, kiedy złapała się na tym, że myśli o niej częściej, niż powinna, przyszedł niespodziewanie. I Darling nie wiedziała, co z tym zrobić. I czy w ogóle powinna coś z tym zrobić. A potem Davis zniknęła z jej życia równie szybko, jak się w nim pojawiła. Ich drogi rozeszły się naturalnie. Przynajmniej ona tak sądziła. Nie znała prawdy. I nie była pewna, czy chciałaby ją poznać.
Pokiwała głową, kodując w niej informację o jednostce, z której przeniosła się Riley, po czym zwinnie zrzuciła z siebie poszczególne części garderoby, zastępując je ciężkim mundurem. Widząc jednak, że Davis miała problem z szelkami, wykonała krok w przód, żeby zaraz się cofnąć.
Widzę głód w twoich oczach.
Dlaczego Teddy doszukiwała się drugiego dna i pomyślała o pożądaniu? Głupia.
Pewnie, czemu nie — odparła, bo przecież była jeszcze przed śniadaniem. Zwykle jadła w towarzystwie chłopaków, ale z tego, co zdążyła zauważyć po wejściu do remizy, oni już kończyli posiłek. — Nie wiem, skąd to spostrzeżenie. Aż tak widać, że nic nie jadłam? — zapytała, zatrzaskując metalowe drzwiczki od szafki. Zanim jednak opuściła szatnię, podeszła bliżej i stanęła za plecami Riley. — Poczekaj sekundę, pomogę ci z tym — zaproponowała z myślą o wciąż nieco poluzowanych szelkach. — Te klamry są okropne. Trzeba je najpierw trochę podgiąć, o tak — ostrożnie sięgnęła po metalowe klipsy, starając się nie zahaczać palcami o jej koszulkę termiczną. Ale oczywiście było do nieuniknione. — I naciągnąć — napięła taśmy na ramionach Davis, które opięły jej ciało. — A później zacisnąć. Teraz powinno być lepiej — zabrała ręce, trochę zbyt szybko, niż zamierzała i przestąpiła z nogi na nogę.
Cholera, stresowała się. Zdradzały ją nerwowe ruchy i fakt, że mówiła zbyt dużo. Musiała zebrać się w sobie, żeby oswoić pierwszy szok wynikający z tego nieoczekiwanego spotkania.

riley davis
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
30 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
strażaczka Toronto Fire Station 132
Awatar użytkownika
marry christmas, you filthy animal!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona / jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Ta relacja była dla Davis niezwykle trudna. Nie tylko przez wzgląd na to jak ciężko było jej się przed kimś otworzyć, czy zaangażować w coś głębszego, ale chyba przede wszystkim dlatego, że Teddy, jako pierwsza kobieta, wywołała w niej takie uczucia, tak silny pociąg do kogoś tej samej płci. Była zmuszona rozgryzać to wszystko na bieżąco, choć i tak wiele kwestii zrozumiała dopiero po tym, gdy już było za późno i na dobre zniknęła z życia Darling. To nagłe objawienie sprawiło jednak, że Riley zaczęła spotykać się również z kobietami, nie mając już później żadnych wątpliwości co do swojej orientacji.
Powoli godziła się z nową rzeczywistością - miały razem pracować. Nie miała pojęcia czy będzie jej z tym jeszcze trudniej niż wcześniej, czy może, jakimś cudem, współpraca będzie szła gładko, bez żadnych problemów i tym razem nie skończy się to jej ucieczką. Ciężko powiedzieć. Wiedziała jednak, że przez ten czas rozłąki wiele się zmieniło w jej życiu i miała wrażenie, że nie jest już tą samą dziewczyną, którą była te dziesięć lat wcześniej. Nie mogła mieć co do tego pewności, ale podejrzewała, że z Teddy było podobnie. Nie wierzyła w przeznaczenie i może to rzeczywiście zwykły przypadek, że znalazły się w tym samym miejscu. A może wszechświat, z jakiegoś powodu, celowo znowu pchał je ku sobie?
Czy jej wypowiedź miała drugie dno? Bardzo możliwe. Davis niejednokrotnie rzucała jakieś dwuznaczności dla zaczepki. Z Theodorą wybitnie umiały i lubiły się nawzajem droczyć. Sarkazm, głupie żarty, podteksty - wszystkie chwyty dozwolone.
Na jej pytanie nie odpowiedziała od razu. Przez dłuższą chwilę, ważąc słowa, mierzyła ją wzrokiem. Jej spojrzenie przesuwało się powoli, dokładnie, centymetr po centymetrze, najpierw po twarzy strażaczki, a potem w dół po całej sylwetce. Westchnęła lekko, w pewnym momencie ponownie skupiając uwagę na niebieskich tęczówkach.
Nie wiesz skąd? Przecież powiedziałam wyraźnie, że widzę to w twoich oczach — odparła w końcu, po czym zaraz potrząsnęła głową — Zresztą nieważne. Idziesz czy nie? — spytała, grając zniecierpliwioną, jednak zastygła w bezruchu na propozycję Darling, gdy ta znalazła się zaraz za jej plecami.
Miała wrażenie, że powietrze między nimi nagle stało się gęstsze. Słowa kobiety docierały do Riley stłumione, jakby mówiła do niej zza ściany. Była zbyt skoncentrowana na dłoniach Theodory, na tym jak zręcznie napinała szelki na jej ramionach, jak palce muskały ciało, które (na szczęście!) było ukryte pod materiałem koszulki.
Gdy się w końcu ocknęła, powoli odwróciła się w jej stronę.
Tak… teraz lepiej, dzięki — powiedziała cicho i zaraz odsunęła się, zauważając że dystans między nimi nie był wystarczająco duży — Chodź. Bez śniadania będę strasznie marudna.
Zaciskając dłoń na pasku płóciennej torby, ruszyła do kuchni. Raz jeszcze przywitała się z siedzącą przy stole ekipą i zajęła jedno z wolnych miejsc. Pospiesznie wypakowała zawiniątka w których ukryte były jej ulubione śniadaniowe bajgle i jeden z nich podała zaraz Teddy.
Już się poznałyście! Wspaniale — odezwał się na ten widok strażak, który tego dnia dowodził zmianą.


teddy darling
mów jak chcesz
angielskie wyjścia
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Pomimo wręcz namacalnej chemii, nigdy nie odważyła się na zrobienie kolejnego kroku. Pewnie kilka lat temu, po wspólnych szkoleniach, kiedy piły w barze przy ośrodku, miała wiele okazji, żeby chociażby skraść Riley pocałunek. A jednak nigdy nie spróbowała jej pocałować w obawie, że wyjdzie na skończoną idiotkę. Teddy była wtedy pewna, że Davis nie jest zainteresowana kobietami. I nawet, jeśli wykazywała jakieś zainteresowanie jej osobą, to pewnie było to chwilowe, może nawet eksperymentalne, a Darling nie chciała być dziewczyną, na której można testować swoją seksualność, bo ostatecznie takie dziewczyny i tak kończyły u boku panów.
Złapała się na tym, że poprawiając zbyt luźne szelki, wpatrywała się w sylwetkę Riley zbyt długo, niż to w ogóle było konieczne. Przyglądała się jej smukłej szyi, wysportowanym ramionom, wystającym łopatkom i zgrabnymi biodrom, po których chciała przesunąć palcami, ale w ostatniej chwili otrząsnęła się z letargu.
Wiem — westchnęła i podniosła na nią niebieskie oczy. — Wiem, że będziesz marudna — rzuciła trochę zaczepnie, bo chociaż minęło wiele lat, niektórych rzeczy po prostu się nie zapominało. A to było coś, o czym Teddy pamiętała aż za dobrze. I sama do końca nie wiedziała dlaczego.
W kuchni chłopaki powoli zbierali się od stołu. Strażakiem, który dowodził zmianą był Landon Sharp. W normalnych okolicznościach byłby to Blaze Young, ale dowódca jednostki najwyraźniej dalej uważał, że po wydarzeniach z banku nie był jeszcze gotowy wziąć odpowiedzialność za dzisiejszą zmianę.
Właściwie znałyśmy się wcześniej — odparła Darling, biorąc od Davis bajgla. Podziękowała jej uśmiechem i zaraz od razu pożałowała, że zaczęła temat, bo od razu dostrzegła wymowne i dość rozbawione spojrzenie Jetta Donovana. Bo Jett wiedział o Riley. Teddy wspominała mu o niej w jakichś randomowych sytuacjach i miała okazję pokazać mu ją z oddali, podczas jakiejś łączonej akcji jednostek strażackich.
A to ciekawe — wtrącił nagle dowódca Sharp. — Jak się poznałyście?
Właśnie, Tedds — odezwał się Jett. Oczywiście, że to musiał być Jett. — Skąd się znacie? — rzucił, a w jego oczach zatańczyła złośliwość.
Darling spojrzała ukradkiem na Davis. Nie było w tym żadnej wymyślnej historii, bo poznały się tak, jak Teddy poznała wielu innych kolegów po fachu.
Wspólne szkolenia — odparła krótko, ale zgodnie z prawdą.
Panowie pokiwali głowami, choć niewątpliwie obecność drugiej kobiety w remizie budziło ogromne zainteresowanie. I od razu było widać, że niektórzy zaczęli robić do niej maślane oczy.
Jak ci się u ns podoba, Riley? — zagadnął Donovan. — Przykro, że stało się to akurat, kiedy musiałaś zastąpić naszego zmarłego kumpla — powiedział, nie wypowiadając na głos imienia RJ-a. Być może nie było to konieczne, a może po prostu jeszcze nie był na to gotowy. Tym bardziej, że Jett również uczestniczył we wspominanym zamachu bombowym.
Stary, daj spokój — Teddy posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. To naprawdę nie był dobry moment. A potem zerknęła na Riley, chcąc się upewnić, czy przypadkiem nie poczuła się niekomfortowo przez to, co właśnie zostało powiedziane.

riley davis
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
30 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
strażaczka Toronto Fire Station 132
Awatar użytkownika
marry christmas, you filthy animal!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona / jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Uczucia powracały z siłą, której Riley nie przewidziała. Po latach przerwy odkrywała, że nic do końca nie wygasło - ciało nadal reagowało napięciem, gdy Theodora znajdowała się obok, a żołądek łapał dziwny skurcz, gdy ich spojrzenia spotykały się choćby na moment. Wtedy przeraziła się i uciekła - nie dlatego, że Darling była kobietą, ale dlatego, że zaczęło jej zależeć za bardzo. Ilekroć coś było zbyt trudne do przetrawienia, czy wymagało jakiegokolwiek zaangażowania, konfrontacji - płoszyła się niczym nieoswojone zwierzę. Będąc święcie przekonaną, że prędzej czy później i tak by to wszystko spieprzyła, wolała nie próbować w ogóle, oszczędzając im obu przy tym zawodu i cierpienia.
To zwykłe tchórzostwo, ale sama nigdy by tak tego nie nazwała.
Zajęta jedzeniem, obserwowała tylko wymianę zdań, wdzięczna Teddy za to, że sama nie musiała się odzywać. Nie dostrzegła wymownego spojrzenia Donovana oraz tego uśmiechu, który mógłby sugerować, że wiedział znacznie więcej niż, zdaniem Davis, powinien.
Na pytanie wzruszyła lekko ramionami. Po tych dwóch tygodniach nie była w stanie wiele powiedzieć, w końcu dopiero zaczynała ich tak naprawdę poznawać. Plusem było to, że nie obchodzili się z nią jak z jajkiem, a na akcjach współpracowali z nią na równi, jak z każdym innym strażakiem. Zastanawiała się na ile to kwestia ich charakterów, a na ile zasługa samej Darling, która - znając ją - zapewne nauczyła ich respektowania kobiet wykonujących ten zawód. A może to były komendant szepnął o niej dobre słowo? Nie wiedziała. W każdym razie ulżyło jej, że nie traktowali jej jak małej, kruchej istotki, którą trzeba było wysyłać do zadań, w których nawet nie pobrudzi sobie rąk.
Póki co, dobrze mi tu z wami — odpowiedziała zgodnie z prawdą, choć jego dalsza wypowiedź wywołała u niej niezbyt przyjemne uczucie.
Zwykle trzeba było zrobić czy powiedzieć znacznie więcej żeby wprawić Riley Davis w zakłopotanie i zwykle też nie brakowało jej słów w takich sytuacjach. A w tamtym momencie? Pustka. Bo co niby miała powiedzieć? Po raz tysięczny, jak bardzo jej przykro? Nie chciała doszukiwać się w tym wszystkim złośliwości ze strony Jett’a - stwierdziła, że może po prostu bardzo niefortunnie dobrał słowa. Odpowiedziała tylko dziwnym grymasem, który po części miał być współczującym uśmiechem, a po części skrzywieniem, mówiącym „łał, co za niezręczny moment”. Powoli przeżuła i przełknęła to co miała w ustach, by móc się odezwać, gdy wydawało jej się, że znalazła już odpowiednie słowa, ale na ratunek znów przyszła Teddy. Od razu spojrzała w jej stronę i nieznacznie uniosła brwi, zdziwiona tym, że napotkała jej wzrok. Nie chciała, by wszyscy patrzyli na nią przez pryzmat tej tragedii - „to ta dziewczyna, która ma zastąpić RJ-a”. Jednak nie o to w tamtym momencie martwiła się najmocniej, a o Theodorę, której na pewno nie służyło wspominanie traumatycznych wydarzeń zaraz przed pierwszą zmianą po powrocie do pracy.
Zaczynamy za dziesięć minut — poinformował Sharp, opuszczając wkrótce pomieszczenie, w którym zapanowała nieprzyjemna i trudna do wytrzymania cisza.
Riley ponownie zaczęła grzebać w torbie, by wyciągnąć resztę swoich zapasów - niewielki słoik i butelkę, po czym kolejno wskazała na nie, zwracając się do Darling. — Jak chcesz, mam jeszcze owsiankę i koktajl. I zanim zapytasz - tak, zawsze zabieram ze sobą tyle żarcia — wyjaśniła z lekkim uśmiechem, mając nadzieję na rozładowanie napięcia. Po chwili, zauważając jak reszta strażaków tam zebranych, wychodzi z kuchni, nachyliła się nieco bliżej w jej stronę.
Teddy? — powiedziała cicho, używając jej imienia po raz pierwszy tego dnia — W porządku? Musimy się zaraz zbierać.


teddy darling
mów jak chcesz
angielskie wyjścia
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Nie miała pojęcia, że była powodem, dla którego Riley zniknęła. To, że ich drogi się rozeszły, traktowała jako normalną kolej rzeczy — szkolenia się skończyły, a potem każda z nich skupiła się na pracy w zawodzie, wybierając te jednostki, które najbardziej im odpowiadały albo takie, w których były jakieś wolne miejsca. Nie wszędzie chcieli przyjmować kobiety, więc to również trzeba było mieć na uwadze. A to, że nie próbowały potem odnowić kontaktu, było zupełnie inną kwestią. Teddy robiła to umyślnie, mając świadomość, że na tamten czuła zbyt wiele, przez co mogła wszystko zniszczyć. Wyszła też z założenia, że skoro Davis milczy, to pewnie nie chce mieć z nią nic do czynienia.
Darling długo walczyła, żeby w sto trzydziestej drugiej jednostce traktowano ją na równi. To nie przyszło z dnia na dzień i była to mozolna praca. Za każdym razem musiała udowadniać, że wcale nie była gorsza od tuzina napakowanych facetów i że ma równie wiele siły i determinacji, co oni. W końcu zaczęli zauważać, że nie daje sobie wchodzić na głowę, a ich więzi zacieśniły się na tyle, żeby traktować ją jako jedną z nich. Do tego stopnia, że zawarła tutaj prawdziwe przyjaźnie i doskonałym tego przykładem był Jett Donovan.
Tylko teraz było jej głupio za Jetta, że poruszał temat RJ-a. Nie, że w ogóle, ale właśnie przy Riley, która owszem, dołączyła do załogi, ale w mniemaniu Donovna zajęła miejsce ich kumpla. To nie było w porządku. Teddy tak nie uważała. Może i mieli braki jednostce, jednak fakt, że przydzielili im akurat Davis, świadczył o tym, że była po prostu dobra. Właściwy człowiek na właściwym miejscu.
Darling wyłapała nieco speszone spojrzenie Riley i posłała jej lekki, ale pokrzepiający uśmiech, chcąc dać jej do zrozumienia, że wszystko jest w porządku. Zaraz jednak wróciła wzorkiem do Jetta, który wyglądał na niewzruszonego własnymi słowami.
Palant z ciebie — skwitowała krótko kumpla, a w odpowiedzi otrzymała wysoko uniesione brwi. Pewnie Donovan uraczyłby ją jakąś ripostą, gdyby nie interwencja Sharpa. I dobrze, bo pewnie powiedziałby coś w nawiązaniu o Davis i wtedy Teddy niepotrzebnie by się z nim złapała. Ostatni czas i tak był dla nich wyjątkowo trudny.
Odprowadziła kolegów chłodnym spojrzeniem i dopiero głos Riley, która zwróciła się do niej po imieniu, wyrwał ją z amoku. Popatrzyła na nią wyraźnie zbita z tropu, kodując w głowie coś o owsiance i koktajlu, ale chwilę potrwało, zanim wróciła do siebie.
Co? — wyrwało jej się mimowolnie. — Wszystko okej. I bajgiel wystarczy, naprawdę. Z rana nigdy nie jestem jakoś szczególnie głodna — oznajmiła zgodnie z prawdą i pokiwała głową, chcąc w ten sposób zapewnić, że nie wciśnie w siebie niczego więcej. — Pamiętam, że zawsze przynosiłaś dużo jedzenia. I że suszyłaś mi głowę za picia energetyków. Jeśli chcesz wiedzieć, to niewiele się zmieniło i dalej je piję. Mam nawet kilka w lodówce. Masz ochotę czy czekają mnie wywody o tym, jakie to szkodliwe? — zapytała, podnosząc się z krzesła i podeszła do niedużej lodówki. Miały jeszcze chwilę przed odprawą. Potem przyjdzie pora na sprawdzanie sprzętu i przygotowywanie wszystkiego do akcji. Czasami w ciągu zmiany było kilkanaście zgłoszeń, a czasami bywały dni, kiedy praktycznie przesiadywali w remizie.

riley davis
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
30 y/o
CHRISTMASSY
178 cm
strażaczka Toronto Fire Station 132
Awatar użytkownika
marry christmas, you filthy animal!
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona / jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Tak właśnie miało być - Teddy miala nigdy nie dowiedzieć się prawdy. Miała myśleć, że ich nagłe rozstanie po szkoleniach to przypadek, zrządzenie losu, normalna kolej rzeczy… jak zwał, tak zwał. Riley chciała stworzyć między sobą a Darling możliwie jak największy dystans, po to by nie musieć mierzyć się z własnymi uczuciami. Naiwnie sądziła, że Toronto jest na tyle duże, że już nigdy więcej się nie spotkają, a nawet jeśli, to tylko przelotnie, co wydawało się akurat niegroźne. Praca w jednym miejscu to co innego, dlatego za wszelką cenę starała się tego uniknąć. Fakt że Teddy nie szukała z nią kontaktu wzbudzał w niej sprzeczne emocje - z jednej strony czuła ulgę, bo przecież właśnie o to jej chodziło, a z drugiej strony… bywały momenty słabości, kiedy o niej myślała, a w sercu pojawiało się nieprzyjemne ukłucie i nutka rozczarowania.
Dla większości strażaków remiza była drugim domem, drugą rodziną i nie ma co się temu dziwić - spędzali ze sobą dużo czasu, ramię w ramię ciężko pracowali, narażając przy tym nierzadko własne zdrowie czy nawet życie. Riley nigdy nie czuła takiej więzi w swojej jednostce - nie czuła się w pracy tak jakby była między przyjaciółmi czy rodziną. Może wynikało to z tego, że skład jej ekipy zmieniał się zbyt często, by móc zbudować z kimkolwiek głębszą relację. Nie była wprawdzie totalnym aspołecznym odludkiem! Owszem, oddzielała życie zawodowe od prywatnego, jednak zawsze uważała, że zgrany zespół to dobry zespół. Jej stosunki ze współpracownikami były poprawne - nic nadzwyczajnego. Wiedziała, że jest to ważne, by się jakoś dogadywać i wzajemnie szanować, ale to nie znaczy koniecznie, że musieli szczególnie za sobą przepadać. Dokładnie takie samo podejście miała do Donovana - nie musiał jej lubić, jednak musiał zaakceptować fakt, że tu trafiła i miała zostać na dłużej.
Chyba nie jest zachwycony tym, że tu jestem, co? — zagadnęła, gdy zostały w kuchni całkiem same i w końcu zdołała wyrwać Teddy z zamyślenia. Nie chciała być nieczuła wobec mężczyzny - sama dobrze wiedziała czym jest żałoba i jak może wpłynąć na człowieka, więc tym razem Jett dostał taryfę ulgową.
Uśmiechnęła się na wspomnienie o energetykach i o tym jak zawsze, bardzo dobitnie, wyrażała swoje obrzydzenie względem tego… napoju. Odprowadziła Theodorę wzrokiem do lodówki - swoją drogą, zdecydowanie za dużo się na nią gapiła - i pokręciła głową z cichym parsknięciem na propozycję.
Ja nie, dziękuję. Wolałabym chyba umrzeć z pragnienia, niż napić się tego gówna, ale ty rób co chcesz — odpowiedziała z lekkim uśmieszkiem i uniosła brew, odchylając się wygodnie na oparcie krzesła — Nie martw się, nie mam zamiaru prawić ci kazań. W końcu jesteś już dużą dziewczynką, Darling.
Przez chwilę jeszcze wpatrywała się w nią, nim zerknęła w stronę zegara wiszącego niedaleko wejścia. Wstała od stołu i zebrała resztę niedojedzonego śniadania, by schować je w lodówce. Stojąc już przy blacie, sięgnęła po pierwszy lepszy kubek i nalała z dzbanka, na szczęście parującej jeszcze kawy - miała jeszcze chwilę na kilka łyków. Spojrzała znów na Teddy, która sączyła już energetyka i nie wiedząc za bardzo jaki temat powinna poruszyć, zagadnęła dość nieśmiało — Mieszkasz w okolicy?


teddy darling
mów jak chcesz
angielskie wyjścia
30 y/o
Mark your calendar for Canada Day
167 cm
strażaczka toronto fire station 132
Awatar użytkownika
easy, tiger, don't you cry
people gonna love you, then thy're gonna leave you
that's just the way of life
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkiona/jej
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

Z reguły telefon działał w obie strony. Tak jak media społecznościowe i wszystkie inne formy kontaktu. Gdyby Teddy tylko naprawdę chciała, bez trudu znalazłaby sposób, żeby kontynuować relację z Riley. A przecież chciała. Tylko do dziś nie potrafiła sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego nigdy tego nie zrobiła.
Mogłaby okłamywać samą siebie, że gonił ją czas, że przygniatał ją nawał obowiązków, że życie pędziło szybciej, niż była w stanie za nim nadążyć. Tyle że te same wymówki wcale nie przeszkadzały jej w tym, by od czasu do czasu podglądać konto Davis na Instagramie. Ostrożnie przewijała zdjęcia palcem, uważając, żeby przypadkiem nie polubić jakiejś fotografii sprzed kilku lat. Bo wtedy wyszłaby na jakąś pieprzoną stalkerkę.
W internecie przecież nikt nie był naprawdę anonimowy. Nawet jeśli ktoś ukrywał się pod inną nazwą, algorytmy prędzej czy później odkrywały karty. Wspólni znajomi ze świata strażaków, powtarzające się nazwiska, te same twarze przewijające się w relacjach w końcu doprowadziły ją do dziewczyny, przez którą na szkoleniach serce Darling obijało się o żebra szybciej i mocniej, niż w normalnych okolicznościach.
I mimo to Teddy ani razu nie odważyła się napisać.
Nie wysłała głupiego "hej". Nie zapytała, co słychać. Nie spróbowała nawet odruchowego usprawiedliwienia w stylu: "przypadkiem wpadłaś mi na tablicę". Jakby sama świadomość hamowała ją przed odnowieniem kontaktu. A może powinna była napisać?
Nie mogła wściekać się na Jetta za jego reakcję. Niedawno pochowali przyjaciela, który właściwie był dla nich niczym brat. Trudno było pogodzić się z faktem, że RJ-a już nie było, ale to niesprawiedliwe, że przez to Davis obrywała rykoszetem.
Przejdzie mu — Darling posłała jej uśmiech znad puszki z energetykiem. — To dobry gość, serio. Ostatnie tygodnie były po prostu trudne — westchnęła cicho pod nosem, licząc na to, że Riley okaże zrozumienie wobec rozdrażnionych kolegów. — Na ogół są o wiele milsi — dodała jeszcze, usprawiedliwiające zachowanie Donovana.
Parsknęła pod nosem na wieść, że przynajmniej ten jeden raz nie będzie musiała wysłuchiwać umoralniających gadek o tym, jak negatywny wpływ na organizm człowieka mają napoje energetyczne, Już wystarczyło, że rodzice suszyli jej o to głowę za każdym razem, kiedy piła przy nich to świństwo.
Dzięki, łaskawco — rzuciła rozbawionym tonem, upijając kolejny łyk energetyka, żeby zaraz odsunąć puszkę od ust. — Mieszkam w Downtown. Kilkakrotnie miałam propozycję od tamtej jednostki, żeby do nich dołączyć i kilkakrotnie ją rozważałam. Ale podobno starych drzew się nie przesadza. Poza tym dobrze mi tutaj — wzruszyła ramionami, bo Teddy była w stacji 132 od początku swojej kariery. Dołączyła do zespołu tuż po szkoleniach i ukończeniu Ontario Fire College, i tak już zostało. — A ty? — odbiła piłeczkę. — Masz przynajmniej dobry dojazd do York Mills? — zainteresowała się, chociaż Instagram podpowiedział jej oznaczonymi nad zdjęciami oznaczonymi lokalizacją, że Riley musi zamieszkiwać w pobliżu Greektown. Pieprzona stalkerka.

riley davis
bubek
nie lubię postów z ai i takich o niczym, braku zaangażowania w fabułę i kiedy druga strona nie wykazuje się inwencją twórczą
ODPOWIEDZ

Wróć do „Toronto Fire Station 132”