Psycho killer, qu'est-ce que c'est?
: wt gru 02, 2025 9:02 pm
To było naprawdę blisko.
Swanson otrząsnęła się ze swoistego transu dopiero w momencie, gdy poczuła jak popiół, który zapomniała strzepnąć z papierosa. Szybko sięgnęła do popielniczki i zdusiła w niej niedopałek, który i tak pozostawał od kilku dobrych minut zapomniany w jej dłoni.
Nie podobało jej się to, że Blythe znajdował się tak blisko. Tym bardziej nie podobało jej się to, że tak się z tym obnosił. Pokazał dowody i zniknął. Przez jakiś czas myślała, że może go w jakiś sposób wywabi, ale chyba zorientował się, że miała to być swoista prowokacja i wolał nie ryzykować. Ewentualnie postanowił, że to nie był ten czas i miejsce, gdy chciał ją dorwać.
Od samego początku Blythe chciał grać na swoich zasadach.
- Sprawdziliśmy wszystkie miejscówki, które były kiedyś związane z nim albo jego rodziną, ale nic tam, kurwa, nie ma - głęboki głos Charlesa Sloana zawibrował tuż przy niej w wyjątkowo pełnej frustracji wypowiedzi.
On także wypalał kolejnego papierosa w jej gabinecie. Podobno miał rzucić. Żona mu kazała, ale w tej sytuacji jak mogliby nie palić?
- Jest szczwanym skurwysynem. Miał dwadzieścia lat na zaplanowanie vendetty. Nie popełniłby durnego błędu, przez który zaraz by trafił za kratki - mruknęła z niezadowoleniem.
Potrzebowali czegoś. Niestety, ale po tak długiej odsiadce ten człowiek zdawał się kompletnie nie istnieć Minęło tyle czasu, że wszystkie informacje, które o nim posiadali wydawały się przestarzałe i nieprzydatne. Jakim cudem przemieszczał się i działał tak sprawnie.
- Może powinnam się wystawić - powiedziała w końcu.
Wiedziała jaką reakcję może wywołać ta propozycja, ale szczerze mówiąc to na tym etapie nie miała pojęcia, co innego mogliby zrobić, aby jakoś dobrać się do Blythe'a.
zaylee miller
Swanson otrząsnęła się ze swoistego transu dopiero w momencie, gdy poczuła jak popiół, który zapomniała strzepnąć z papierosa. Szybko sięgnęła do popielniczki i zdusiła w niej niedopałek, który i tak pozostawał od kilku dobrych minut zapomniany w jej dłoni.
Nie podobało jej się to, że Blythe znajdował się tak blisko. Tym bardziej nie podobało jej się to, że tak się z tym obnosił. Pokazał dowody i zniknął. Przez jakiś czas myślała, że może go w jakiś sposób wywabi, ale chyba zorientował się, że miała to być swoista prowokacja i wolał nie ryzykować. Ewentualnie postanowił, że to nie był ten czas i miejsce, gdy chciał ją dorwać.
Od samego początku Blythe chciał grać na swoich zasadach.
- Sprawdziliśmy wszystkie miejscówki, które były kiedyś związane z nim albo jego rodziną, ale nic tam, kurwa, nie ma - głęboki głos Charlesa Sloana zawibrował tuż przy niej w wyjątkowo pełnej frustracji wypowiedzi.
On także wypalał kolejnego papierosa w jej gabinecie. Podobno miał rzucić. Żona mu kazała, ale w tej sytuacji jak mogliby nie palić?
- Jest szczwanym skurwysynem. Miał dwadzieścia lat na zaplanowanie vendetty. Nie popełniłby durnego błędu, przez który zaraz by trafił za kratki - mruknęła z niezadowoleniem.
Potrzebowali czegoś. Niestety, ale po tak długiej odsiadce ten człowiek zdawał się kompletnie nie istnieć Minęło tyle czasu, że wszystkie informacje, które o nim posiadali wydawały się przestarzałe i nieprzydatne. Jakim cudem przemieszczał się i działał tak sprawnie.
- Może powinnam się wystawić - powiedziała w końcu.
Wiedziała jaką reakcję może wywołać ta propozycja, ale szczerze mówiąc to na tym etapie nie miała pojęcia, co innego mogliby zrobić, aby jakoś dobrać się do Blythe'a.
zaylee miller