one last drink.. please
: czw gru 04, 2025 7:50 pm
Dziękowała w duchu za to, że pracowała w barze przyklejonym do fancy restauracji. Bar o lepszej renomie z lepszymi klientami, nawet jeśli Ci wciąż szastali pieniędzmi i czasami dorzucali swoje trzy grosze co do niej i jej aparycji. Wciąż jednak to miejsce było lepsze niż każda podrzędna speluna, bez zakapiorów czy okropnie cuchnących pijaczków, którzy szukaliby tu schronienia aż do końca dniówki. W teorii wciąż to nie była praca wielkich lotów i szczyt jej własnych marzeń. Jej ambicje wciąż były większe, a ona uparcie wierzyła w to, że jest jeszcze młoda i w sumie to każdy wiek jest dobry na aktorstwo. Naczytała się! Stwierdziła przy tym, że niektórzy późno zostali odkryci, a inni z kolei z biednej szarej kaczuchy przemienili się w iście pięknego łabędzia. W tym wszystkim była więc i szansa dla samej Hailey, która pucowanie szkła traktowała aktualnie jako przystanek, coś co potrzebowała aby opłacić nędzne mieszkanie i własne życie. Mogłaby to rzucić gdyby tylko nadarzyła się okazja ale póki co to był ten jej jedyny przysłowiowy kawałek chleba. Nie raz miała dość, cuchnęła alkoholem i fajkami, ale wciąż jakoś miała w sobie tyle szyku aby wypiąć biust i rzucać do ludzi na okrągło: "Co polać?". Dzisiaj nie było inaczej gdy mijała się ze swoim partnerem na barze i podrzucała ludziom to co kochali, zimne drinki. Nie była nigdy wprawiona w wielkie robienie show czy żonglerkę butelkami, od tego byli inni. Jej zadanie było proste. Miała się uśmiechać, nalewać drogich drinków i czasami rzucić radą, jak przystało na rasowego barmana. Nie ma co ukrywać, większość ludzi którzy zasiadali przy blacie, chcieli kontaktu i bliskości z tym, kto nalewa im procentów do szklanki. Słyszała już mnóstwo historii, od tych płaczliwych po takie, przy których musiała kontrolować się ze śmiechem. Nic nie miało ją już prawa zdziwić, żadne złamane serce czy inne wpadki, rozstania a może utrata pracy. Znała chyba już każdy możliwy scenariusz tego, jak komuś mogło się zjebać życie, co skłaniało tych nieszczęśników do tego aby poddać się chwili, upić kolejnym kieliszkiem. Sama o dziwo miała dość alkoholu i nie tykała nic oprócz zwykłego wina, babski alkohol tak powiadają. Nie było też już w niej takiej duszy imprezy jak kiedyś, chyba dorastała co raz mocniej i o dziwo, miała dość takich wyskoków. Może to też historie innych ludzi, a może po prostu zegar biologiczny gonił ją, aby się ogarnęła? Tak czy inaczej, dzisiaj było w miarę spokojnie, dużo osób wybierało restaurację i coś drobnego do posiłku, najwytrwalsi walczyli z piwem, oglądając mecz hokeja przy jednym z telewizorów w kącie. Czas tykał, ludzie się wymieniali, jedni wychodzili, a inni przychodzili ale wciąż w zadumie trwał jeden klient na rogu. Zaglądała co chwile do niego aby sprawdzić jak tam stan jego szklanki, ale wydawał się być zadumany, nieco skupiony na tym aby pić w określonym rytmie. Wiele osób zmieniało pozycje, czekało na kogoś, a on? Wydawał się tkwić w tym miejscu kolejną godzinę, co trochę samą Meachum zainteresowało. Gdy patrzyła na niego z boku, wydawał się jej być idealnym pod każdym calem. Był przystojny to fakt, a gdy widziała jaki zegarek nosi na ręce to trochę ją przytykało w piersi, a jej stan konta chyba płakał w ciszy i żalu. Nie oceniała jednak tego, że nie ma prawa czuć się nieszczęśliwy albo, że tacy jak on również mogą mieć problemy czy zły dzień. Kusiło ją aby się odezwać gdy ponownie do niego powróciła z butelką, ale w teorii nie chciała być nachalna. Mimo to zbyt długo wpatrywała się w kieliszek czy jego szklankę, zamiast po prostu nalać i dać mu spokój. Odchrząknęła, tak jakby ją właśnie odkleiło z tej podróży myślami, co było nieco dziwne bo Hailey Meachum zazwyczaj to szalona osóbka, pełna wigoru.
- Przepraszam... nalać? - zapytała, przyjmując ten swój firmowy uśmiech od ucha do ucha.
Galen L. Wyatt
- Przepraszam... nalać? - zapytała, przyjmując ten swój firmowy uśmiech od ucha do ucha.
Galen L. Wyatt