ODPOWIEDZ
27 y/o
For good luck!
167 cm
barmanka / początkująca aktorka what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
bycie aktorką to jej marzenie, zarabia jako barmanka, a w nosie ma dupków, czasem rzuci się na starszych i dzianych facetów, ostra lasia
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Dziękowała w duchu za to, że pracowała w barze przyklejonym do fancy restauracji. Bar o lepszej renomie z lepszymi klientami, nawet jeśli Ci wciąż szastali pieniędzmi i czasami dorzucali swoje trzy grosze co do niej i jej aparycji. Wciąż jednak to miejsce było lepsze niż każda podrzędna speluna, bez zakapiorów czy okropnie cuchnących pijaczków, którzy szukaliby tu schronienia aż do końca dniówki. W teorii wciąż to nie była praca wielkich lotów i szczyt jej własnych marzeń. Jej ambicje wciąż były większe, a ona uparcie wierzyła w to, że jest jeszcze młoda i w sumie to każdy wiek jest dobry na aktorstwo. Naczytała się! Stwierdziła przy tym, że niektórzy późno zostali odkryci, a inni z kolei z biednej szarej kaczuchy przemienili się w iście pięknego łabędzia. W tym wszystkim była więc i szansa dla samej Hailey, która pucowanie szkła traktowała aktualnie jako przystanek, coś co potrzebowała aby opłacić nędzne mieszkanie i własne życie. Mogłaby to rzucić gdyby tylko nadarzyła się okazja ale póki co to był ten jej jedyny przysłowiowy kawałek chleba. Nie raz miała dość, cuchnęła alkoholem i fajkami, ale wciąż jakoś miała w sobie tyle szyku aby wypiąć biust i rzucać do ludzi na okrągło: "Co polać?". Dzisiaj nie było inaczej gdy mijała się ze swoim partnerem na barze i podrzucała ludziom to co kochali, zimne drinki. Nie była nigdy wprawiona w wielkie robienie show czy żonglerkę butelkami, od tego byli inni. Jej zadanie było proste. Miała się uśmiechać, nalewać drogich drinków i czasami rzucić radą, jak przystało na rasowego barmana. Nie ma co ukrywać, większość ludzi którzy zasiadali przy blacie, chcieli kontaktu i bliskości z tym, kto nalewa im procentów do szklanki. Słyszała już mnóstwo historii, od tych płaczliwych po takie, przy których musiała kontrolować się ze śmiechem. Nic nie miało ją już prawa zdziwić, żadne złamane serce czy inne wpadki, rozstania a może utrata pracy. Znała chyba już każdy możliwy scenariusz tego, jak komuś mogło się zjebać życie, co skłaniało tych nieszczęśników do tego aby poddać się chwili, upić kolejnym kieliszkiem. Sama o dziwo miała dość alkoholu i nie tykała nic oprócz zwykłego wina, babski alkohol tak powiadają. Nie było też już w niej takiej duszy imprezy jak kiedyś, chyba dorastała co raz mocniej i o dziwo, miała dość takich wyskoków. Może to też historie innych ludzi, a może po prostu zegar biologiczny gonił ją, aby się ogarnęła? Tak czy inaczej, dzisiaj było w miarę spokojnie, dużo osób wybierało restaurację i coś drobnego do posiłku, najwytrwalsi walczyli z piwem, oglądając mecz hokeja przy jednym z telewizorów w kącie. Czas tykał, ludzie się wymieniali, jedni wychodzili, a inni przychodzili ale wciąż w zadumie trwał jeden klient na rogu. Zaglądała co chwile do niego aby sprawdzić jak tam stan jego szklanki, ale wydawał się być zadumany, nieco skupiony na tym aby pić w określonym rytmie. Wiele osób zmieniało pozycje, czekało na kogoś, a on? Wydawał się tkwić w tym miejscu kolejną godzinę, co trochę samą Meachum zainteresowało. Gdy patrzyła na niego z boku, wydawał się jej być idealnym pod każdym calem. Był przystojny to fakt, a gdy widziała jaki zegarek nosi na ręce to trochę ją przytykało w piersi, a jej stan konta chyba płakał w ciszy i żalu. Nie oceniała jednak tego, że nie ma prawa czuć się nieszczęśliwy albo, że tacy jak on również mogą mieć problemy czy zły dzień. Kusiło ją aby się odezwać gdy ponownie do niego powróciła z butelką, ale w teorii nie chciała być nachalna. Mimo to zbyt długo wpatrywała się w kieliszek czy jego szklankę, zamiast po prostu nalać i dać mu spokój. Odchrząknęła, tak jakby ją właśnie odkleiło z tej podróży myślami, co było nieco dziwne bo Hailey Meachum zazwyczaj to szalona osóbka, pełna wigoru.
- Przepraszam... nalać? - zapytała, przyjmując ten swój firmowy uśmiech od ucha do ucha.

Galen L. Wyatt
34 y/o
GOLDEN BOY
182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Święta, święta i po świętach...
Oficjalnie - prezes Northexu, nieoficjalnie - człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
Żył szybko, kochał mocno, wydawało mu się, że jest niezniszczalny, że jest królem świata, do momentu, kiedy serce tego nie wytrzymało...
Teraz stara się je poskładać.
Żyć trochę inaczej, w zgodzie ze sobą, tak, żeby ten pieprzony film który wyświetla się przed oczami tuż przed śmiercią był trochę lepszy niż tanie porno, wymieszane ze słabą komedią.
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimki
typ narracjitrzecioosobowa
czas narracjiprzeszły
postać
autor

56
Some nights don’t fix anything.
But they do start something.

Znudziło mu się już siedzenie w apartamencie nad szklanką whisky, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że Galen tego whisky wciąż nie mógł wypić za dużo. Bo to jego chore serce, do tego jeszcze teraz tak złamane, na pół. Bo może nie na milion kawałeczków, ale w pół. Jakby ktoś wbił mu nóż w sam środek tego jego serduszka. Dobrze, że Galen Wyatt nie był typem rozpamiętującym, cierpiącym długo, płaczącym i żałującym.
Chociaż miał taki epizod, wtedy na moście, jakiejś takiej depresji, to teraz znowu wpadł w wir parcia na przód.
W wir zmian, poszukiwania nowego sensu może? Nowego początku? Czegoś co sprawi, że on znowu poczuje. Chciał czuć, bo Galen od tego czucia był uzależniony.
Może dlatego on już drugą godzinę siedział z telefonem w ręku i cały czas coś skrolował. Cały czas coś przeglądał, nie zwracając wcale uwagi na to, że mijała minuta za minutą. Że ta złota wskazóweczka na jego nieprzyzwoicie drogim zegarku przesuwała się wolno do przodu.
Wypił już dwie szklanki tej drogiej whisky, najdroższej jaką mieli w karcie, i chociaż obiecał sobie trzeciej nie zamawiać. Tylko w końcu może skorzystać z tej restauracji, albo najlepiej to może w końcu zamówić taksówkę i wrócić do swojego bajecznego apartamentu?
Ale nie chciał wracać sam, a jak na złość to dzisiaj ten bar świecił jakimiś przerażającymi pustkami, aż Galen rozejrzał się dookoła. Może dlatego, że to środek tygodnia? A on jako prezes mógł sobie przecież pozwolić na wolne. Pozwolił sobie. Odłożył na ladę telefon i spuścił jedną nogę z tej złotej obręczy wysokiego, barowego krzesła i kiedy miał już wstać, może nawet sobie stad pójść, to wtedy wyrosła przed nim ta blondynka, na którą on wcześniej wcale nie zwrócił uwagi, bo był zajęty telefonem. I teraz też jego komórka zawibrowała na tym marmurowym blacie, kiedy przyszło mu jakieś powiadomienie z Tindera.
Tak, bo Galen Wyatt jako wolny człowiek, to mógł w końcu teraz znowu zacząć umawiać się na randki, tylko, że te aplikacje randkowe go już nudziły. Takie zakłamane, takie sztuczne.
A tutaj przed nim stała taka prawdziwie... śliczna... dziewczyna. Jego niebieskie tęczówki prześlizgnęły się po jej dekolcie, na twarz, na te duże, zielone oczy, w których utkwił wzrok.
- Właściwie... - zaczął, bo miał się zbierać, miał nie zamawiać trzeciej szklanki, podwinął mankiet nieskazitelnej koszuli zerkając na ten zegarek na nadgarstku - tak, a o której zamykacie? - zapytał i oparł łokieć na ladzie, żeby trochę bardziej pochylić się w jej kierunku, przesunąć w jej stronę tę pustą szklankę, tak, żeby chłodne szkło dotknęło jej dłoni, w której trzymała butelkę. Z pełną premedytacją, bo przecież może Galen Wyatt nie umiał w emocje, ale umiał w gesty, no i w te piękne słówka.
- Pewnie każdy Ci to mó... - zaczął, ale ten jego telefon znowu przerwał tę ciszę, która zawisła miedzy nimi w powietrzu, miedzy tym jej intensywnie zielonym spojrzeniem, a jego błękitnym jak bezchmurne, letnie niebo.
Galen przyłożył palec do telefonu, który leżał między nimi na blacie, odblokował go, a tam zaatakowało ich zdjęcie piersi, tak ze trzy rozmiary większych niże te Hailey, ale chyba sztucznych, aż twarz Wyatta wykrzywiła się w jakimś grymasie. A może wykrzywiła się dlatego, że blondynka również zerknęła na ten jego telefon?
I przez tą jedną krótką chwilę Galen nawet pomyślał, że chyba podryw mu dzisiaj nie wyjdzie, a jednak zaraz sięgnął do telefonu i odwrócił go w kierunku blondynki z jakimś tajemniczym uśmiechem.
- Nie ogarniam tych aplikacji randkowych, czy zawsze jak proszę o zdjęcie, to dostaję takie w odpowiedzi? - zapytał jakby rzeczywiście się na tym nie znał i przejechał palcami po swoich miękkich włosach, po karku, udając zakłopotanego. Ładny zakłopotany chłopiec, który przecież spodziewał się zdjęcia jakiejś ślicznej dziewczyny, a nie sztucznych cycków.

Hailey Meachum
zgrozo
stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o
For good luck!
167 cm
barmanka / początkująca aktorka what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
bycie aktorką to jej marzenie, zarabia jako barmanka, a w nosie ma dupków, czasem rzuci się na starszych i dzianych facetów, ostra lasia
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkizaimki
typ narracji
czas narracji
postać
autor

Nie rozumiała czasami tych wszystkich bogaczy, może przez pryzmat własnego pochodzenia i tej biedy, z którą przyszło jej się mierzyć. W teorii to pracowała dla takich jak Galen, co rusz napełniając im szkło czy wsłuchując się w ich pyszne gadki o milionach jakimi obracały ich firmy i takie tam. Jeszcze dłużej będzie pracować jako ta barmanka i pewnie przyjmie tyle informacji o rynku, o giełdach, że sama zacznie w coś inwestować albo rozwinie się i zamieni w Rockefellera jakiego. Na pewno jednak starała się być dalej sobą, miłą i uprzejmą, z łatką trochę może tępej blondyny, co by niektórym nie pozostawiać złudzeń. Ostatnie co ją interesowało to flirty z niektórymi dziadkami, którzy z marszu straszyli zarostem na klacie, który wystawał z cholernie drogiej koszuli, ale to już inny szczegół. Akurat praca tutaj wyostrzyła jej zmysł i zaczynała dostrzegać takie detale jak koszt danego ciucha, dodatków czy głupich spinek do mankietów. Dla niej to nawet lepiej gdy oni to gubili gdzieś przy barze, zawsze to dodatkowy pieniądz na boku.
Tak czy inaczej jej plan był prosty, obsługiwać i dolewać, a potem uciekać gdzie pieprz rośnie, głównie po to aby nie wdawać się w gadkę z typami, którym alkohol dobijał do głowy. Byli i tacy jak Galen, których mogłaby zaczepić, ale znając życie takie partie jak on albo są zajęte albo no właśnie - obracają wszystko co ma cycek i tyłek.
Zaskoczył ją tym pytaniem bo miała wrażenie, że bliżej mu do opuszczenia tego pierdolnika niż siedzenia tu dalej w dzióbie z telefonem. Może anulowana randka? Panna się nie zjawiła? Zignorowała ten jego telefon, który nieco irytował, ale jak widać chyba ta jego aplikacja wariowała pod naporem chętnych pań. - W teorii do ostatniego klienta.. więc.. może to być za godzinę, dwie albo... pięć. - odpowiedziała, zerkając kątem oka i na salę i na zegar wiszący gdzieś na ścianie. W zasadzie restauracja miała bardziej określone godziny pracy i ostatni posiłek był wydawany do konkretnej godziny, oni? Mieli nic trudnego jak nalewać drinki, więc nie ograniczało ich za wiele, jedynie liczba klientów.
Uśmiechnęła się do niego ładnie i skinęła głową, aby jednak ciutkę mu do tej szklanki nalać, jeśli miał taką przyjemność jeszcze posiedzieć. Była nawet skłonna postać przy nim dłużej i wysłuchać tego co ma do powiedzenia, ale no właśnie. Znowu czuła na blacie wibracje jego telefonu, więc tak łatwo nie wygra z tym cholernym urządzeniem, które teraz wywierało presję na facecie. Na pewno odstawiła butelkę i nieco starła to co pozostawił po sobie lód, a więc strużkę wody, parę kropel. Czy ciekawość kazała jej spojrzeć znów na niego i ów smartfon? Chyba tak bo jednak myślała o tym, że to jego towarzyszka, może narzeczona się tak dobija i go szuka jak zaginionego szczeniaka. Cóż, na jej oczach wyświetlił zawartość owej wiadomości i Meachum zrobiła duże oczy, niesmak też jakiś się pojawił. Odwróciła głowę, ale po to aby raczej stłumić śmiech i pozostać profesjonalną, nie potrzeba jej było potem uwag danego klienta pod jej adresem na temat szydery z gości czy innych takowych. Ludzie to małpy, wiadomo. - Em... Chyba masz fankę, albo po prostu jest napalona jak wiewiórka na orzeszki i to jest ten wstęp, w którym powinieneś prosić o adres. - rzuciła niby z poważną miną ale za chwile jednak stłumiła śmiech w swoje ręce, choćby dlatego, że nie były to najatrakcyjniejsze cycki jakie można by oglądać z błyskiem w oku. I w sumie to chyba widziała, że żaden z niego koneser tego typu "sztuki", a może cholernie dobrze grał? No sama nie wiedziała czy warto się zapędzać w tą grę z tym nieznajomym.

Galen L. Wyatt
ODPOWIEDZ

Wróć do „George Restaurant”