Shanae Wyatt
: wt gru 09, 2025 6:28 pm
Shanae Marlene Wyatt

data i miejsce urodzenia
28/06/08 I Montreal, Kanadazaimki
ona/jejzawód
uczennicamiejsce pracy
riverdale collegiate instituteorientacja
bi-curiousdzielnica mieszkalna
Financial Districtpobyt w toronto
od wakacji '25umiejętności
dwujęzyczność — wysoka sprawność fizyczna — niezależność — determinacja — działanie pod presją — wyrozumiałość — empatia — wokalsłabości
proszenie o pomoc — przeciążanie ciała — przywiązanie do innych — odpuszczanie — odrzucenie — prowadzenie samochodu — matematyka — bycie offlineMontreal to metropolia, miejsce dla bogatych ludzi, w którym moi rodzice bezsprzecznie się odnaleźli. Oboje ambitni, zawsze z apetytem na więcej. Co ze mną? Nigdy nie sprzeciwiałam się wizji wielkomiejskiego życia, jamais de la vie! Całą sobą chłonęłam tę atmosferę, preferując zakupy w drogich butikach zamiast wyjazdy plenerowe. No bo jak chodzenie po lesie może być lepsze od rzędów sklepowych półek uginających się pod pachnącymi nowością zabawkami? To się z czasem nieco zmieniło, ale jeszcze do tego dojdziemy.
Papa zajmuje się finansami wysokiego ryzyka. Nie znam szczegółów i jakoś się tym nigdy przesadnie nie interesowałam, ale rzadko bywał w domu przez ciągłe wyjazdy i spotkania z poważnymi ludźmi w drogich garniturach. Czas spędzałam z Maman, która traktowała mnie niczym oczko w głowie, piękną lalkę, którą można stroić i czesać. Bardzo mi się to podobało — kolorowe sukienki, błyszczące lakierki, mnogość spinek we włosach, a finalnie możliwość zaprezentowania się na konkursie piękności. Oczywiście, że je uwielbiałam, je capotais, do momentu, aż zaczęły mi się zwyczajnie nudzić.
Od zawsze było mnie pełno, trudno było mi zatrzymać się w jednym miejscu, najchętniej biegałam, skakałam i tańczyłam. Tak, taniec był talentem, którym chwaliłam się na konkursach, początkowo mon premier amour był jazz. Podobała mi się jego sceniczna ekspresja, muzyka, choreografie, by po czasie zorientować się, że to, czego mi brakowało, to praca zespołowa. Samodzielny występ nie sprawiał problemu, ale to wspólny, drużynowy taniec napawał mnie największą energią. I tak wpadłam w cheerleading.
Byłam giętka, sprawna, entuzjastyczna, błyskawicznie chwytałam nowe kroki, ku niezadowoleniu Maman ostatecznie porzucając konkursy piękności. Dąsała się tylko przez moment, bo zaraz stała się moją największą fanką i wspierała na każdym pokazie oraz meczu. Twierdziła nawet, że nie muszę przykładać się do nauki, ale podręcznikowa wiedza, choć nie tak fascynująca, jak zajęcia na boisku, także mnie pociągała. Może nie osiągałam najwyższych wyników, kilka razy rzeczywiście musiałam kogoś prosić, by napisał za mnie esej, zwyczajnie z braku czasu między treningami, ale to nie to samo, co wieczne zapraszanie rodziców na dywanik. Największą frajdę sprawiały mi wakacyjne wyjazdy treningowe, dla których przekonałam się do spania w chatach i korzystania ze wspólnych (ugh) pryszniców.
Kiedy po jednych zawodach trenerka wezwała mnie do siebie, mówiąc, że zainteresował się mną rekruter, wiedziałam, że to moja szansa. Od zawsze wiedziałam, że jestem dobra i zaproszenie do najlepszej drużyny w kraju, to tylko kwestia czasu. Starszym nie musiałam zbyt długo wiercić w brzuchu, zdawali sobie sprawę z tego, jak bardzo zależy mi na karierze, więc nie oponowali, gdy podsunęłam im do podpisania list aplikacyjny. Na moją korzyść zdecydowanie działało to, że w Toronto mieszkała ma tante Alice. Nie była tak zamożna, jak reszta naszej rodziny, ale zgodziła się mnie przygarnąć na ten rok, póki sama nie będę mogła wynajmować mieszkania.
Toronto jest moim domem od kilku miesięcy, a ja wciąż nie zdobyłam zbyt wielu znajomych. Nie jest łatwo dbać o przyjaźnie, kiedy trzeba dzielić czas między treningi i naukę, bo przecież nigdy nie planowałam należeć do grona idiotów, którzy do kolejnych klas przechodzą na farcie, czy dzięki łapówkom. Ja mam swoją dumę i ambicje, nikt nie będzie mnie mieszać z błotem, ani wytykać od nadętych bogaczek, et puis c’est tout!
I kiedy myślałam, że wszystko układa się zgodnie z planem, ciotka Alice zaczęła przedwcześnie rodzić. En fait, że była już wielkości trzydrzwiowej szafy i wszystko wskazywało na to, że urodzi gigantycznego bobasa, okazało się, że ma ich dwoje. Na jedno byłam przygotowana, a przynajmniej tak sądziłam, z zaciśniętymi zębami kiwając głową i przytakując, że dam radę przetrwać w mieszkaniu z niemowlęciem, ale dwoma?! No powariowali…
Powrót do domu byłby oznaką porażki, na którą nie zamierałam się godzić, co to, to nie! Pociągnęłam za wszystkie możliwe sznurki (czyt. wypytałam rodziców o dostępne opcje) i okazało się, że w Toronto mam jeszcze jednego krewnego. Był zachwycony możliwością pomocy (chyba nie do końca zrozumiał, na co się pisze) i właśnie pakuję ostatnie pudła z ciuchami, by rozpocząć kolejny etap podróży. Ça va être génial!!
— Jestem uzależniona od social-mediów i nie ma szans, że przegapię jakiekolwiek powiadomienie o przychodzącej wiadomości. O ile nie jestem na treningu, odpisuję błyskawicznie.
— Mam słabość do rzeczy pięknych, a przede wszystkim wspaniałych zapachów. Tak, kocham perfumy i posiadam wiele różnych flakonów na dedykowane okazje.
— Kocham torebki! Kolekcjonuję nie tylko te na ramię i kopertówki, ale także plecaki i nerki. Moją ulubioną firmą jest Vendula London.
— Muzyka to życie, a ja potrzebuję sountracku na każdym kroku. Moje konto na Spotify ma dziesiątki playlist na wszelką okazję.
Papa zajmuje się finansami wysokiego ryzyka. Nie znam szczegółów i jakoś się tym nigdy przesadnie nie interesowałam, ale rzadko bywał w domu przez ciągłe wyjazdy i spotkania z poważnymi ludźmi w drogich garniturach. Czas spędzałam z Maman, która traktowała mnie niczym oczko w głowie, piękną lalkę, którą można stroić i czesać. Bardzo mi się to podobało — kolorowe sukienki, błyszczące lakierki, mnogość spinek we włosach, a finalnie możliwość zaprezentowania się na konkursie piękności. Oczywiście, że je uwielbiałam, je capotais, do momentu, aż zaczęły mi się zwyczajnie nudzić.
Od zawsze było mnie pełno, trudno było mi zatrzymać się w jednym miejscu, najchętniej biegałam, skakałam i tańczyłam. Tak, taniec był talentem, którym chwaliłam się na konkursach, początkowo mon premier amour był jazz. Podobała mi się jego sceniczna ekspresja, muzyka, choreografie, by po czasie zorientować się, że to, czego mi brakowało, to praca zespołowa. Samodzielny występ nie sprawiał problemu, ale to wspólny, drużynowy taniec napawał mnie największą energią. I tak wpadłam w cheerleading.
Byłam giętka, sprawna, entuzjastyczna, błyskawicznie chwytałam nowe kroki, ku niezadowoleniu Maman ostatecznie porzucając konkursy piękności. Dąsała się tylko przez moment, bo zaraz stała się moją największą fanką i wspierała na każdym pokazie oraz meczu. Twierdziła nawet, że nie muszę przykładać się do nauki, ale podręcznikowa wiedza, choć nie tak fascynująca, jak zajęcia na boisku, także mnie pociągała. Może nie osiągałam najwyższych wyników, kilka razy rzeczywiście musiałam kogoś prosić, by napisał za mnie esej, zwyczajnie z braku czasu między treningami, ale to nie to samo, co wieczne zapraszanie rodziców na dywanik. Największą frajdę sprawiały mi wakacyjne wyjazdy treningowe, dla których przekonałam się do spania w chatach i korzystania ze wspólnych (ugh) pryszniców.
Kiedy po jednych zawodach trenerka wezwała mnie do siebie, mówiąc, że zainteresował się mną rekruter, wiedziałam, że to moja szansa. Od zawsze wiedziałam, że jestem dobra i zaproszenie do najlepszej drużyny w kraju, to tylko kwestia czasu. Starszym nie musiałam zbyt długo wiercić w brzuchu, zdawali sobie sprawę z tego, jak bardzo zależy mi na karierze, więc nie oponowali, gdy podsunęłam im do podpisania list aplikacyjny. Na moją korzyść zdecydowanie działało to, że w Toronto mieszkała ma tante Alice. Nie była tak zamożna, jak reszta naszej rodziny, ale zgodziła się mnie przygarnąć na ten rok, póki sama nie będę mogła wynajmować mieszkania.
Toronto jest moim domem od kilku miesięcy, a ja wciąż nie zdobyłam zbyt wielu znajomych. Nie jest łatwo dbać o przyjaźnie, kiedy trzeba dzielić czas między treningi i naukę, bo przecież nigdy nie planowałam należeć do grona idiotów, którzy do kolejnych klas przechodzą na farcie, czy dzięki łapówkom. Ja mam swoją dumę i ambicje, nikt nie będzie mnie mieszać z błotem, ani wytykać od nadętych bogaczek, et puis c’est tout!
I kiedy myślałam, że wszystko układa się zgodnie z planem, ciotka Alice zaczęła przedwcześnie rodzić. En fait, że była już wielkości trzydrzwiowej szafy i wszystko wskazywało na to, że urodzi gigantycznego bobasa, okazało się, że ma ich dwoje. Na jedno byłam przygotowana, a przynajmniej tak sądziłam, z zaciśniętymi zębami kiwając głową i przytakując, że dam radę przetrwać w mieszkaniu z niemowlęciem, ale dwoma?! No powariowali…
Powrót do domu byłby oznaką porażki, na którą nie zamierałam się godzić, co to, to nie! Pociągnęłam za wszystkie możliwe sznurki (czyt. wypytałam rodziców o dostępne opcje) i okazało się, że w Toronto mam jeszcze jednego krewnego. Był zachwycony możliwością pomocy (chyba nie do końca zrozumiał, na co się pisze) i właśnie pakuję ostatnie pudła z ciuchami, by rozpocząć kolejny etap podróży. Ça va être génial!!
Ciekawostki
— Wychowałam się w domu dwujęzycznym i czasem zdarza mi się zapętlić, przełączając wyłącznie na francuski.— Jestem uzależniona od social-mediów i nie ma szans, że przegapię jakiekolwiek powiadomienie o przychodzącej wiadomości. O ile nie jestem na treningu, odpisuję błyskawicznie.
— Mam słabość do rzeczy pięknych, a przede wszystkim wspaniałych zapachów. Tak, kocham perfumy i posiadam wiele różnych flakonów na dedykowane okazje.
— Kocham torebki! Kolekcjonuję nie tylko te na ramię i kopertówki, ale także plecaki i nerki. Moją ulubioną firmą jest Vendula London.
— Muzyka to życie, a ja potrzebuję sountracku na każdym kroku. Moje konto na Spotify ma dziesiątki playlist na wszelką okazję.
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
nieZgody MG
poziom ingerencji
niskizgoda na śmierć postaci
niezgoda na trwałe okaleczenie
niezgoda na nieuleczalną chorobę postaci
niezgoda na uleczalne urazy postaci
niezgoda na utratę majątku postaci
niezgoda na utratę posady postaci
nie