Strona 1 z 1

Dante Levasseur

: sob gru 13, 2025 4:44 pm
autor: Dante Levasseur
Dante 'Danny' Levasseur
Ivan Rzhevsky
homeprofilebiopermits
Obrazek
data i miejsce urodzenia
23.12.2000, Toronto
zaimki
on/jego
zawód
specjalizuje się w podejmowaniu idiotycznych decyzji
miejsce pracy
ale trudno uznać to za oficjalny zawód
orientacja
biseksualny
dzielnica mieszkalna
Parkdale
pobyt w toronto
od urodzenia, choć z kilkuletnią przerwą
umiejętności
posiada prawo jazdy typu G, jednak z uwagi na zamiłowanie do przekraczania prędkości, raczej kiepski z niego kierowca; potrafi grać na gitarze, choć nigdy nie kusiło go pójście w ślady ojca i wiązanie z tym przyszłości; całkiem nieźle gotuje, nawet jeśli nie jest to jego ulubione zajęcie; dobrze radzi sobie z rysunkiem, a swego czasu eksperymentował też z tatuowaniem (tak, niektóre tatuaże wykonał sobie samodzielnie)
słabości
podejmuje zbyt impulsywne, kompletnie nieprzemyślane decyzje; kompletnie nie nabył umiejętności przewidywania potencjalnych konsekwencji (albo po prostu bardzo zawzięcie je lekceważy); zdecydowanie zbyt ryzykownie korzysta z używek różnego rodzaju; absolutny brak odpowiedzialności odziedziczył prawdopodobnie po ojcu; nie czuje się zbyt dobrze w ciasnych, zamkniętych pomieszczeniach
– Czym różni się muzyk od balkonu?
– Balkon jest w stanie utrzymać
pięcioosobową rodzinę.

Doskonale pamiętał ten pierwszy koncert, na który ojciec zdecydował się zabrać go ze sobą. Całkiem nieźle pamiętał również awanturę, jaką wszczęła później matka – prawdopodobnie całkiem rozsądnie wykrzykując, że zatłoczony klub pełen ćpunów to nie było odpowiednie miejsce dla sześciolatka. Oraz że kompletnie nie to miała na myśli, kiedy prosiła go o spędzenie czasu z synem. Nie do końca rozumiał jednak (i z czasem wcale się to nie zmieniło) dlaczego wściekała się tak bardzo. Bawił się przecież świetnie. Ani trochę nie przeszkadzało mu to, że większość czasu spędził za kulisami, przysypiając nawet na chwilę mimo dudniącej dookoła muzyki. Czuł się naprawdę swobodnie wśród całkowicie obcych ludzi i nijak nie przeszkadzało mu nawet to, że w zasadzie niewiele było w tym wszystkim spędzania czasu z ojcem. Nie denerwował się nawet tym, że większość z kręcących się dookoła osób nie potrafiła przyswoić, że mogliby zwracać się do niego po prostu Danny. Ostatecznie mały Levasseur też brzmiało całkiem dobrze. Nawet w zestawieniu z informacją, że po zejściu ze sceny jego ojciec chyba całkiem szybko znalazł sobie jakieś towarzystwo i że raczej nie można było spodziewać się jego powrotu zbyt szybko.
To w niczym nie przeszkadzało. Bawił się świetnie kręcąc się pod nogami ludzi znoszących sprzęt ze sceny, bez wahania – za to ku rozbawieniu dorosłego i niezbyt trzeźwego towarzystwa – wdawał się w dyskusje i aktywnie uczestniczył w coraz to bardziej abstrakcyjnych rozmowach. Przynajmniej do momentu, gdy zasnął wreszcie pod cudzą kurtką, by po czasie obudzić się już w samochodzie ojca, w drodze do domu.
Mimo zaspania, całkiem szybko przyswoił sobie fakt, że o szczegółach minionego wieczora i nocy lepiej byłoby nie wspominać matce. Nie było przecież sensu denerwować jej jeszcze bardziej. Dobrze przecież wiedział – nawet bez potwierdzenia tej oczywistości przez ojca – że niewielkie były szanse na to, by podzieliła ich zdanie na temat dobrze spędzonego czasu.

Wspomnienia kolejnych koncertów zacierały się między sobą i stawały się z czasem plątaniną wyrywkowych skojarzeń – bez możliwości ulokowania ich w konkretnym miejscu na osi czasu. Coraz częściej i coraz więcej osób nazywało go wreszcie jego własnym imieniem. Tak samo, jak coraz częściej zakulisowe towarzystwo najwyraźniej zdawało się zapominać, że mieli do czynienia z może i całkiem wygadanym, ale wciąż mimo wszystko dzieciakiem. Jak choćby wtedy, gdy ktoś po raz pierwszy podsunął mu piwo – niespecjalnie przejmując się tym, że Dante nie zaczął jeszcze nawet szkoły średniej. Kilka łyków nie mogło mu przecież zaszkodzić, a skoro pewnym było, że prędzej czy później i tak spróbuje alkoholu – nie miało znaczenia, że stanęło w tym przypadku na opcji prędzej.
Wraz z kolejnymi wypadami przybywało sekretów, które decydowali się współdzielić z ojcem. Nie do końca mając ostatecznie rozeznanie, kto w rzeczywistości krył kogo starając się zataić przez matką informacje o pierwszych próbach z alkoholem, papierosami, czy ziołem. Pomiędzy nimi kryły się zresztą coraz to nowsze znajomości ojca oraz to, w jaki sposób spędzał czas po koncertach.

Doskonale pamiętał też ten ostatni koncert. Ten, po którym (ojciec po raz pierwszy przejął się swoim brakiem odpowiedzialności) zmieniło się wszystko. Matka osobiście spakowała wszystkie rzeczy ojca i wystawiła je za drzwi ledwie kilka godzin po tym, jak ten wrócił do domu z wciąż jeszcze nie do końca kontaktującym synem.


– Ilu policjantów potrzeba do
wkręcenia żarówki?
– Pięciu. Jeden trzyma żarówkę,
a czterech kręci stołem.

Gdyby myśli nie zajmowała mu w tamtym czasie nastoletnia irytacja, prawdopodobnie mógłby dopatrzyć się pewnej zbieżności sytuacyjnej, gdy tak spędzał kolejną godzinę na niewygodnym siedzeniu przeznaczonym dla wszystkich tych, którzy oczekiwali na załatwienie swoich spraw na komisariacie. Z tym, że on sam nie oczekiwał na załatwienie czegokolwiek.
Być może w przeciwieństwie do ojczyma, który najwyraźniej oczekiwał, że jeśli przetrzyma go tutaj wystarczająco długo – zamiast po prostu wygłosić przydługie kazanie i odwieźć go do domu – załatwi problem notorycznego pakowania się w kłopoty. To założenie miało – zdaniem Dantego – mniej więcej tyle samo sensu i szans na powodzenie, co idiotyczna nadzieja mężczyzny, że w jakiś sposób uda mu się trafić do pasierba i wyprowadzić go na ludzi. Jak do tej pory udało mu się wzbudzić co najwyżej szczerą niechęć ze strony chłopaka. Oraz narastającą chęć działania na przekór ojczymowi, niezależnie od konsekwencji dla samego siebie.
Na komisariacie miał okazję odbyć wiele bezowocnych wizyt. Wystarczająco, by i tam, wraz z upływem czasu, współpracujący z ojczymem policjanci zaczęli odnosić się do niego po imieniu i by stopniowo przestali zwracać szczególną uwagę na znudzonego dzieciaka, usiłującego przyjąć jakkolwiek wygodną pozycję na tym cholernym krześle. Na którym zresztą miał okazję osiedzieć swoje – niezależnie od tego, że ani razu podobna wizyta nie przyniosła choćby odrobinę pozytywnego rezultatu – za każdym razem, gdy tylko dał się nieopatrznie przyłapać któremuś z przygłupich współpracowników ojca na wagarowaniu, upiększaniu jakiejś ściany swoimi bohomazami albo po prostu podczas mniej lub bardziej spontanicznego – zwykle jednak ubarwionego różnej maści używkami – spotkania ze znajomymi.

Był wystarczająco zły na matkę (bo związała się z tym idiotą) jak i na ojczyma (bo był tym idiotą) by bez chwili zawahania zdecydować się na wyjazd z Toronto, gdy tylko ukończył college. W tym celu był nawet gotów pójść z nimi na układ – ukończenie nauki w college’u zagwarantowało mu sfinansowanie roku przerwy, po którym miał albo powrócić do nauki, albo znaleźć sobie zatrudnienie. Tyle, że… Dante zamierzał wywiązać się jedynie z tej pierwszej części, po wyjeździe zaś – beztrosko zatracić poczucie czasu i zwyczajnie zignorować fakt, że nieszczęsny rok upłynął znacznie szybciej niż mógłby sobie tego życzyć.
Niestety, podobnie beztroskiego podejścia do upływu czasu (oraz zawartych układów) nie miał jego ojczym. Dokładnie po roku spędzonym poza miastem Levasseur musiał pogodzić się z faktem, że nie miał już do niego dotrzeć ani jeden przelew więcej. A ponieważ rok to zdecydowanie zbyt krótko, aby pozbyć się nastoletnich naleciałości i uporu… można było się spodziewać, że nie był to argument wystarczający, by zmusić go do wywiązania się z dalszej części zawartej wcześniej umowy.
Postanowił zająć się swoimi finansami na własną rękę, nie rezygnując przy tym z dotychczasowej swobody i beztroski. I z początku pewnie nawet nie był to aż tak fatalny pomysł. Do czasu przynajmniej, gdy Danny trzymał się niezbyt opłacalnych prac dorywczych. Z czasem bowiem zaczął coraz bardziej zbliżać się do osób, od których każdy rozsądny człowiek wolałby trzymać się z daleka. Oni jednak oferowali zarobek zdecydowanie łatwiejszy i bardziej zadowalający niż jakakolwiek praca dorywcza. Choć w tym wszystkim – czego Dante zdecydowanie nie wziął pod uwagę – nie obowiązywało raczej wypowiedzenie umowy. A przynajmniej nie to dobrowolne, bez szkody dla którejś ze stron. Gdy więc dotarło do niego, że zabrnął odrobinę za daleko, jedynym rozsądnym (raczej nie…) wyjściem pozostało ulotnienie się z powrotem do Toronto z nadzieją, że nikt z dotychczasowego towarzystwa nie będzie miał ani czasu, ani tym bardziej ochoty na zawracanie sobie nim głowy i poszukiwanie go w rodzinnym mieście.

zgoda na powielanie imienia
nie
zgoda na powielanie pseudonimu
nie
Zgody MG
poziom ingerencji
wysoki
zgoda na śmierć postaci
tak
zgoda na trwałe okaleczenie
tak
zgoda na nieuleczalną chorobę postaci
tak
zgoda na uleczalne urazy postaci
tak
zgoda na utratę majątku postaci
tak
zgoda na utratę posady postaci
tak

Dante Levasseur

: sob gru 13, 2025 8:32 pm
autor: Maple Hearts
Witamy na forum Dante Levasseur
Dobra wiadomość – Twoja karta postaci została zaakceptowana i możemy powitać Cię po tej stronie kanadyjskiej granicy! Przypominamy, że na rozpoczęcie rozgrywki masz 7 dni! W temacie kto zagra? możesz znaleźć użytkowników, którzy chętnie Ci w tym pomogą. Jednocześnie zachęcamy do założenia relacji, kalendarza i informatora. Powodzenia w Toronto!