èmile de launay
: śr gru 17, 2025 10:34 pm
èmile de launay de la mothaye

data i miejsce urodzenia
27 maja 1999 I Toronto, Kanadazaimki
on/jegozawód
principal dancermiejsce pracy
the national ballet of canadaorientacja
wierzy, że heteroseksualnydzielnica mieszkalna
financial districtpobyt w toronto
od urodzeniaumiejętności
Tancerz, który do perfekcji doszedł katorżniczymi treningami, stąd nie brak mu (czasami niezdrowej) samodyscypliny. Porozumiewa się w języku francuskim z równą płynnością, co w angielskim. Z powodu szlachetnego urodzenia rodzice wymogli na nim umiejętność etykiety i grania na fortepianie, kłamstwa i zakładania masek nauczył się sam dzięki bywaniu w towarzystwie, a umiejętność czytania najmniejszych zmian w nastroju mimowolnie wymusił na nim ojciec, o którego (nieobecne) pochwały i ogólne zadowolenie od zawsze zabiegasłabości
Niemal panicznie boi się ognia, swojego ojca, szeroko rozumianej porażki i bycia niewystarczająco dobrym, a większość swoich problemów rozwiązuje za pomocą odpowiedniej dawki alkoholuBIOGRAFIA
Obudził się gwałtownie, wciąż z echem krzyku przerażenia na ustach, towarzyszącym mu w ostatnich sekundach koszmaru. Zalany potem, z nieregularnym oddechem i walącym w piersiach sercem, wcisnął twarz w poduszkę, którą stłumił swój następny krzyk – tym razem pełnym rozpaczy, frustracji i wyrzutu. Znowu. Znowuznowuznowu. Nienawidził tych powrotów do przeszłości – chciał się odciąć, chciał zapomnieć, całkowicie wymazać tamten etap swojego życia z pamięci.
Wszystko, co mu zostało po tamtej nocy, to dziury: mniejsze, większe, ziejące pustką, śmierdzące strachem, bulgoczące gęstym poczuciem winy. Dziury w psychicznej równowadze, w jego sposobie postrzegania rzeczywistości, dziury w nim; również te dosłowne: zawalający się pod wpływem gorąca strop pozbawił go dwóch palców, ogień naznaczył również skórę niemal całego lewego boku – już na zawsze zniekształconą, lekko błyszczącą, obrzydliwie nierówną.
Nie był w stanie niczym wypełnić żadnej z tych dziur. Żadną operacją, żadną zasraną akceptacją. Pożar zostawił Émile’a takim, jakim widział go ojciec: słabym i wybrakowanym, dalekim od uwielbianej przez głowę rodziny perfekcji, choć od najmłodszych lat wypruwał sobie żyły, żeby wpasować się w narzucone przez niego (bardzo wysokie) standardy.
Wciąż ciężko dysząc, Émile usiadł na łóżku, a jego wzrok odnalazł błyszczące na czerwono cyfry na elektronicznym zegarze przy łóżku.
Dwadzieścia cztery po drugiej.
Środek nocy.
Dwie godziny snu.
Wiedział, że na więcej nie miał już co dzisiaj liczyć. Oparł łokieć o udo, wplótł palce prawej dłoni we włosy i przymknął oczy. Pewnie więcej nie zaśnie, nawet nie chciał, jeśli miało to oznaczać powrót do krainy najgorszych koszmarów, gdzie każdy kolejny sen był jeszcze gorszy od poprzedniego.
Mógłby na przykład spotkać Jespera. Pożeranego przez skwierczące płomienie, który rzucał oskarżeniami nawet wtedy, kiedy jego ciało roztapiało się na oczach de Launay’a, kiedy tracił wszystkie rysy określające go jako człowieka, tworząc z niego odrażające monstrum.
Zwlókł się z łóżka, zanim myśl przerodziła się w usłużnie podsunięty mu przez umysł obraz. Nie miał teraz siły na podobne obrazy. Właściwie nie miał teraz siły na jakikolwiek ruch, ale wiedział, że i tak zaraz skieruje kroki do łazienki, a potem wyjdzie z nieznośnie dużego, pustego i cichego apartamentu w poszukiwaniu ludzkiej obecności. Niekoniecznie taką, przez którą wchodził z kimś w interakcję – zupełnie zadowalał się szumem w tle, odgłosami czynności, spokojnymi oddechami i szelestem ruchów. O tej godzinie trudno jednak było doświadczyć podobnej ciszy w miejscach publicznych, bowiem głównie pootwierane były bary i kluby nocne, pełne jazgotu i głośnej muzyki, przez którą bolała go głowa, ale właściwie potrzebował tylko odpowiedniej ilość alkoholu, żeby stać się bardziej tolerancyjnym. Zarówno dla hałasu, jak i samej podłości miejsca udzielającego mu schronienia, bo nie spodziewał się, by przyzwoite lokale, w których bywają ludzie na poziomie, były długo otwarte, o ile w ogóle.
Pewnie nie powinien zalewać zmęczonego fizycznie ciała alkoholem, nie po wieczorze premiery Dziadka do orzechów, gdzie miał zaszczyt zagrania samego Dziadka. Dzisiejsza premiera była o tyle bardziej wyjątkowa, że minął rok, odkąd dołączył do grona pierwszych tancerzy National Ballet of Canada. Rok jego największego sukcesu w karierze, ważny o tyle, że osiągnął go już po wypadku, harując do upadłego, do krwi, do mięśni odmawiających dalszej pracy, byleby to jego zdolności jako tancerza zostały docenione, byleby nie został zdefiniowany przez swoje kalectwo i brzydotę, którą ukrywał z taką pieczołowitością pod ubraniami. I udało mu się to. Sukces jednak nie smakował tak samo, kiedy nie usłyszał żadnego słowa pochwalnego od ojca, kiedy nie był on obecny na żadnej z wielkich premier, chociaż za każdym razem wysyłał mu bilety. Ani on, ani żadne z jego rodzeństwa – wszyscy zbyt zajęci firmą i powiększaniem rodzinnej fortuny. Jedynie jego mama, jego piękna, delikatna mama, z uśmiechem lekko nieprzytomnym i przygarbioną sylwetką, niemal niknącą w obszernym, obitym atłasem fotelu na balkonie, jedynie ona nigdy nie przegapiła żadnej z jego premier.
Ciężko wzdychając, ze spowolnionymi ruchami wkroczył do łazienki, żeby rozpocząć kolejną bezsenną noc.
– trzy lata temu w letnim domu de Launay’ów miał miejsce pożar, w wyniku którego zginął jeden z gości odbywającego się wtedy przyjęcia: Jesper Daniels. Émile chciał go ratować, ale sam ucierpiał, kiedy zawalił się na niego strop płonącego budynku. Tamtej nocy ogień naznaczył go na zawsze: jego lewej ręce brakuje dwóch palców, małego i serdecznego, a wzdłuż lewego boku, mniej więcej od połowy uda aż po szyję, nosi ślady poważnych oparzeń. Wszystkie blizny zazwyczaj skrupulatnie ukrywa, a dłoń, wspomaganą przez protezę, chowa w rękawiczce
– zdecydowanie za dużo pije (i imprezuje), bo alkohol to dla niego sposób radzenia sobie ze swoimi problemami, ale nigdy nie zawalił przez to żadnego zobowiązania – nieznośny wewnętrzny perfekcjonista absolutnie by mu na to nie pozwolił
– kiedy nie może spać albo budzą go koszmary, lgnie do ludzi lub raczej – do ludzkiej obecności. Najbardziej uspokaja się słuchając w tle zwykłego krzątania lub po prostu wykonywania dowolnej czynności, ale z racji tego, że w środku nocy trudno o tego typu miejsca, często można go spotkać w nocnych klubach i otwartych do późna barach
Obudził się gwałtownie, wciąż z echem krzyku przerażenia na ustach, towarzyszącym mu w ostatnich sekundach koszmaru. Zalany potem, z nieregularnym oddechem i walącym w piersiach sercem, wcisnął twarz w poduszkę, którą stłumił swój następny krzyk – tym razem pełnym rozpaczy, frustracji i wyrzutu. Znowu. Znowuznowuznowu. Nienawidził tych powrotów do przeszłości – chciał się odciąć, chciał zapomnieć, całkowicie wymazać tamten etap swojego życia z pamięci.
Wszystko, co mu zostało po tamtej nocy, to dziury: mniejsze, większe, ziejące pustką, śmierdzące strachem, bulgoczące gęstym poczuciem winy. Dziury w psychicznej równowadze, w jego sposobie postrzegania rzeczywistości, dziury w nim; również te dosłowne: zawalający się pod wpływem gorąca strop pozbawił go dwóch palców, ogień naznaczył również skórę niemal całego lewego boku – już na zawsze zniekształconą, lekko błyszczącą, obrzydliwie nierówną.
Nie był w stanie niczym wypełnić żadnej z tych dziur. Żadną operacją, żadną zasraną akceptacją. Pożar zostawił Émile’a takim, jakim widział go ojciec: słabym i wybrakowanym, dalekim od uwielbianej przez głowę rodziny perfekcji, choć od najmłodszych lat wypruwał sobie żyły, żeby wpasować się w narzucone przez niego (bardzo wysokie) standardy.
Wciąż ciężko dysząc, Émile usiadł na łóżku, a jego wzrok odnalazł błyszczące na czerwono cyfry na elektronicznym zegarze przy łóżku.
Dwadzieścia cztery po drugiej.
Środek nocy.
Dwie godziny snu.
Wiedział, że na więcej nie miał już co dzisiaj liczyć. Oparł łokieć o udo, wplótł palce prawej dłoni we włosy i przymknął oczy. Pewnie więcej nie zaśnie, nawet nie chciał, jeśli miało to oznaczać powrót do krainy najgorszych koszmarów, gdzie każdy kolejny sen był jeszcze gorszy od poprzedniego.
Mógłby na przykład spotkać Jespera. Pożeranego przez skwierczące płomienie, który rzucał oskarżeniami nawet wtedy, kiedy jego ciało roztapiało się na oczach de Launay’a, kiedy tracił wszystkie rysy określające go jako człowieka, tworząc z niego odrażające monstrum.
Zwlókł się z łóżka, zanim myśl przerodziła się w usłużnie podsunięty mu przez umysł obraz. Nie miał teraz siły na podobne obrazy. Właściwie nie miał teraz siły na jakikolwiek ruch, ale wiedział, że i tak zaraz skieruje kroki do łazienki, a potem wyjdzie z nieznośnie dużego, pustego i cichego apartamentu w poszukiwaniu ludzkiej obecności. Niekoniecznie taką, przez którą wchodził z kimś w interakcję – zupełnie zadowalał się szumem w tle, odgłosami czynności, spokojnymi oddechami i szelestem ruchów. O tej godzinie trudno jednak było doświadczyć podobnej ciszy w miejscach publicznych, bowiem głównie pootwierane były bary i kluby nocne, pełne jazgotu i głośnej muzyki, przez którą bolała go głowa, ale właściwie potrzebował tylko odpowiedniej ilość alkoholu, żeby stać się bardziej tolerancyjnym. Zarówno dla hałasu, jak i samej podłości miejsca udzielającego mu schronienia, bo nie spodziewał się, by przyzwoite lokale, w których bywają ludzie na poziomie, były długo otwarte, o ile w ogóle.
Pewnie nie powinien zalewać zmęczonego fizycznie ciała alkoholem, nie po wieczorze premiery Dziadka do orzechów, gdzie miał zaszczyt zagrania samego Dziadka. Dzisiejsza premiera była o tyle bardziej wyjątkowa, że minął rok, odkąd dołączył do grona pierwszych tancerzy National Ballet of Canada. Rok jego największego sukcesu w karierze, ważny o tyle, że osiągnął go już po wypadku, harując do upadłego, do krwi, do mięśni odmawiających dalszej pracy, byleby to jego zdolności jako tancerza zostały docenione, byleby nie został zdefiniowany przez swoje kalectwo i brzydotę, którą ukrywał z taką pieczołowitością pod ubraniami. I udało mu się to. Sukces jednak nie smakował tak samo, kiedy nie usłyszał żadnego słowa pochwalnego od ojca, kiedy nie był on obecny na żadnej z wielkich premier, chociaż za każdym razem wysyłał mu bilety. Ani on, ani żadne z jego rodzeństwa – wszyscy zbyt zajęci firmą i powiększaniem rodzinnej fortuny. Jedynie jego mama, jego piękna, delikatna mama, z uśmiechem lekko nieprzytomnym i przygarbioną sylwetką, niemal niknącą w obszernym, obitym atłasem fotelu na balkonie, jedynie ona nigdy nie przegapiła żadnej z jego premier.
Ciężko wzdychając, ze spowolnionymi ruchami wkroczył do łazienki, żeby rozpocząć kolejną bezsenną noc.
Ciekawostki
– Émile pochodzi z francuskiej rodziny szlacheckiej, której korzenie sięgają XIV w. Dzięki odpowiedniemu tresowaniu przez członków rodziny, prawdopodobnie da to odczuć każdemu, z kim rozmawia: wszystkich zawsze w mniejszym lub większym stopniu traktuje z góry– trzy lata temu w letnim domu de Launay’ów miał miejsce pożar, w wyniku którego zginął jeden z gości odbywającego się wtedy przyjęcia: Jesper Daniels. Émile chciał go ratować, ale sam ucierpiał, kiedy zawalił się na niego strop płonącego budynku. Tamtej nocy ogień naznaczył go na zawsze: jego lewej ręce brakuje dwóch palców, małego i serdecznego, a wzdłuż lewego boku, mniej więcej od połowy uda aż po szyję, nosi ślady poważnych oparzeń. Wszystkie blizny zazwyczaj skrupulatnie ukrywa, a dłoń, wspomaganą przez protezę, chowa w rękawiczce
– zdecydowanie za dużo pije (i imprezuje), bo alkohol to dla niego sposób radzenia sobie ze swoimi problemami, ale nigdy nie zawalił przez to żadnego zobowiązania – nieznośny wewnętrzny perfekcjonista absolutnie by mu na to nie pozwolił
– kiedy nie może spać albo budzą go koszmary, lgnie do ludzi lub raczej – do ludzkiej obecności. Najbardziej uspokaja się słuchając w tle zwykłego krzątania lub po prostu wykonywania dowolnej czynności, ale z racji tego, że w środku nocy trudno o tego typu miejsca, często można go spotkać w nocnych klubach i otwartych do późna barach
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
-Zgody MG
poziom ingerencji
średnizgoda na śmierć postaci
niezgoda na trwałe okaleczenie
niezgoda na nieuleczalną chorobę postaci
niezgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
takzgoda na utratę posady postaci
tak