Mazarine "Maze" Winters
: wt lip 01, 2025 12:39 pm
Mazarine "Maze" Winters

data i miejsce urodzenia
31.12.1990 | Toronto, Kanadazaimki
ona/jejzawód
detektyw wydziału ds. przestępstw seksualnychmiejsce pracy
Toronto Police Service Headquartersorientacja
heteroseksualnadzielnica mieszkalna
Parkdalepobyt w toronto
od urodzeniaumiejętności
wyczucie i wyważenie emocjonalne podczas przesłuchiwań, budowanie zaufania, analiza zachowań, śledzenie i analiza danych, obsługa systemów policyjnych, doskonała znajomość procedur i prawa, umiejętności walki wręcz - wieloletnie treningi mieszanych sztuk walki, nienaganna umiejętność posługiwania się bronią krótką, umiejętność działania pod przykrywką, prawo jazdy G i G1, naprawa drobnych usterek, płynne posługiwanie się językiem hiszpańskim i francuskim, znajomość podstaw kanadyjskiego języka migowego, dobra orientacja w terenie i czasie, samowystarczalność i samodzielnośćsłabości
pracoholizm, nadmierna empatia, skłonność do łamania zasad w imię sprawiedliwości, uzależnienie od różnych źródeł kofeiny, lekkie OCD w postaci idealnego porządku w dokumentach i na biurku, opory w prośbach o pomoc (zwłaszcza poza pracą), samowystarczalność (wszystko usiłuje robić sama, nawet jak słabo jej idzie), zależność emocjonalna od spraw, "syndrom zbawicielki", średnie umiejętności kucharskie, tendencje do brutalnej szczerości, brak cierpliwości do technologii, skrytość emocjonalna w stosunku do samej siebie, unikanie bliskościCzy wiesz, dlaczego jestem tu, gdzie jestem?
Nie dlatego, że lubię dzieci. Broń boże. Ba, wręcz przeciwnie, nie bardzo za nimi przepadam. Ciężko się z nimi pracuje. Zwłaszcza z takimi, które już od najmłodszych lat mają nieprzyjemne doświadczenia życiowe. Wiem jak to jest, bo sama je posiadałam. Ba, posiadam dalej - wspomnienia, choć zatarte, wciąż są jakąś cząstką mnie. Wychowałam się bez ojca, co akurat jest tutaj dużym plusem. Nie chciałabym żyć z człowiekiem, który... No właśnie. To jest faktyczny powód.
A powodem jest rozpoczęcie całego łańcucha doświadczeń, który potrafi uprzykrzyć życie każdemu dookoła.
Zaczęło się od mamy. A konkretniej od tego, co jej się przytrafiło. Przytrafiło jej się wracanie późną nocą przez miejskie ulice. W miejscach, gdzie nie sięgało światło z ulicznych latarni czaił się potwór - niby z wyglądu niepozorny człowiek, ale mający bardzo mroczne i skalane złem myśli. Człowiek ten przeistoczył je w czyny, tym samym wplatając w nie nieświadomą niczego mamę.
A dziewięć miesięcy później pojawił się produkt owego diabła - czyli ja.
Absolutnie nie dziwię się, że przez całe życie towarzyszyło mi spojrzenie pełne obawy. Pełne strachu przed tym, do czego mogłam być zdolna. Ale wtedy byłam tylko nieświadomym niczego dzieckiem - cichym, ale wciąż ciekawym świata. Interesowało mnie wszystko dookoła. Motylki, trawa, dzieci odbijające piłkę na pobliskim boisku. Czasami chciałam się z nimi pobawić. Wtedy najpierw słyszałam, że byłam za mała. Potem, że to pewnie banda gnojków i zaraz mnie wciągną w złe towarzystwo.
A ja jedynie potrzebowałam kogoś, kto zwróci na mnie uwagę.
Teraz wiem, że matka na swój sposób chciała mnie ochronić przed tym samym, co spotkało ją. Niestety, mając twarz El Diablo we własnej osobie, tym samym usiłowała sama chronić się przede mną. Instynktownie, co było całkowicie zrozumiałe. Dla dorosłej mnie. Niestety, nie dla dziecka.
Choć generalnie mogłam na nią liczyć, byłam tym dzieckiem, które dość szybko starało się usamodzielnić. Jako nastolatka mimowolnie zajęłam jej miejsce jako gospodyni w naszych skromnych czterech ścianach. Za wszelką cenę chciałam się wykazać, pokazać, że nie jestem złem wcielonym. A wtedy też nie miałam nawet świadomości, dlaczego byłam dla niej widocznym ciężarem. Nie posiadając odpowiedzi, robiłam co mogłam, by odjąć jak najwięcej od tej ciężkości. Robiłam wszystko w domu, gdy już mogłam pracować to podejmowałam się wszystkiego co mogłam, godząc to jednocześnie ze szkołą i obowiązkami w domu. Była jednak jedna rzecz, której nie umiałam się pozbyć. Jej obawy nie mogły powstrzymać mojej chęci wyjścia do ludzi. Według niej wszędzie szukałam kogoś, kto dałby mi więcej uwagi niż ona. Nauczyciele w szkole, potem w liceum. Przyjaciele, pierwsi chłopcy.
Ale czegoś ciągle brakowało. Zrozumiałam to dopiero teraz.
Brakowało mi czystej, matczynej miłości. I nigdy już takiej nie dostanę. Być może nawet na taką nie zasłużyłam, będąc owocem dosłownego przestępstwa.
Przestępstwa, które jest jednym z tych, które obecnie zwalczam. I to ono skierowało mnie na ścieżkę związaną z policją. Gdy tylko dowiedziałam się o wszystkim, poczułam się jak coś gorszego niż człowiek. Może dlatego, że to wszystko wyszło z kłótni o głupi wyjazd z chłopakiem na studia. Co śmieszne, nawet nie pamiętam już jego imienia. Doskonale pamiętam za to moment, w którym padają najgorsze słowa, jakie może usłyszeć córka od własnej matki. Oszczędźmy sobie szczegółów - najważniejsze i tak było to, że w tym samym dniu spakowałam manatki i wyniosłam się bliżej centrum. Nie z chłopakiem - jego też zostawiłam bez słowa. Ruszyłam w kierunku, który wtedy był dla mnie nieznany i przerażający. Ale wiedziałam, że nie było już odwrotu.
I nie żałuję.
Cała droga, która zaprowadziła mnie aż do rangi detektywa w wydziale przestępstw seksualnych była okrutnie długa i kręta. Jednak wraz z momentem, w którym wyniosłam się z "rodzinnych" stron, poczułam się niemalże wolna. Po powrocie nie czekało na mnie to boleśnie przeszywające spojrzenie ani wyrzuty. Zamiast tego czekała pustka, która po czasie również zaczęła mnie dręczyć. Ale przeżyłam ją wiedząc, że przetrwałam poprzednie warunki. Wiedziałam, że dam sobie radę sama, bo zawsze byłam samodzielna i nie ulegałam matce. Potrafiłam zadbać o siebie, potrafiłam znaleźć sobie pracę lub nawet dwie, by jakoś opłacić tanią klitkę i jednocześnie realizować plany o zostaniu policjantką. Nie było łatwo, ale czy kiedykolwiek było mi łatwo? Nie do końca.
Gdy już ukończyłam akademię oraz to, co musiałam, na służbie było mi już łatwiej. Miałam zarobki, ostatecznie dorobiłam się nawet lepszego mieszkania, potem niewielkiego domku. Dorobiłam się również solidnej pozycji, doświadczenia i łatki całkiem przyzwoitej pani detektyw. Nawet mogę pochwalić się faktem, że po latach odkopałam sprawę swojej matki i w pewnym sensie odnalazłam sprawcę, będącym zarazem moim ojcem.
Ten nie żył od dziesięciu lat. I nie wiedziałam, jak się z tym czuć.
Dalej nie wiem. Ale w pewnym sensie zamknęłam ten rozdział. Matka? Mamy kontakt, o dziwo. Po latach dowiedziała się, że wcale nie poszłam na gówniany kierunek z pierwszym lepszym gościem. Mój faktyczny zawód chyba trochę ocucił jej umysł - ewentualnie zrobiły to lata rozłąki. Cieszę się, że możemy pogadać, ale niewiele to u mnie zmienia. Już nie zabiegam o jej zainteresowanie i nie zamierzam w przeszłości. Chcąc lub też nie, musiałam zmienić priorytety. Dostosować się. A praca doskonale się w tym sprawdziła. Pozwala mi nie myśleć o sobie, tylko o innych.
Ale pozostaje też moment, w którym już musisz wrócić do domu. Nie masz co robić, albo nie masz co robić w tym gorszym sensie - bo nie ma żadnych nowych poszlak, dowodów.
A to uczucie jest zdecydowanie gorsze niż lękliwie przyglądająca ci się matka.
ℹ Prędzej jej domem można nazwać posterunek, bo spędza tam więcej czasu niż we własnym domu. Ma tendencję do zasypiania przy pracy, a raczej usiłowania pracy przy zamykających się od zmęczenia oczach. Wtedy często decyduje się przekimać na miejscu, co zazwyczaj kończy się bolącymi plecami od posterunkowych pryczy.
ℹ Po matce ma latynoskie korzenie.
ℹ Przy okazji poszukiwań swojego ojca (wiele ułatwiło jej powiązanie sprawy jej matki z kilkoma podobnymi sprawami z danego okresu, dzięki temu dowiedziała się najwięcej i mogła "oficjalnie" wszystko sprawdzać) odkryła, że może mieć przyrodnie rodzeństwo. Nigdy jednak nikogo nie szukała, bo nie miała takiej potrzeby.
ℹ Uwielbia wszystko, co związane jest z lisami.
ℹ Ma naprawdę świetny głos do śpiewania. Skrupulatnie to jednak ukrywa i ma szczerą nadzieję, że nigdy nie będzie musiała się tym "chwalić".
ℹ Nigdy nie przepadała za alkoholem i za tym, co robił z ludźmi. Dlatego nigdy nie pije procentów. Bardzo lubi za to bezalkoholowe piwa, zwłaszcza te smakowe.
Nie dlatego, że lubię dzieci. Broń boże. Ba, wręcz przeciwnie, nie bardzo za nimi przepadam. Ciężko się z nimi pracuje. Zwłaszcza z takimi, które już od najmłodszych lat mają nieprzyjemne doświadczenia życiowe. Wiem jak to jest, bo sama je posiadałam. Ba, posiadam dalej - wspomnienia, choć zatarte, wciąż są jakąś cząstką mnie. Wychowałam się bez ojca, co akurat jest tutaj dużym plusem. Nie chciałabym żyć z człowiekiem, który... No właśnie. To jest faktyczny powód.
A powodem jest rozpoczęcie całego łańcucha doświadczeń, który potrafi uprzykrzyć życie każdemu dookoła.
Zaczęło się od mamy. A konkretniej od tego, co jej się przytrafiło. Przytrafiło jej się wracanie późną nocą przez miejskie ulice. W miejscach, gdzie nie sięgało światło z ulicznych latarni czaił się potwór - niby z wyglądu niepozorny człowiek, ale mający bardzo mroczne i skalane złem myśli. Człowiek ten przeistoczył je w czyny, tym samym wplatając w nie nieświadomą niczego mamę.
A dziewięć miesięcy później pojawił się produkt owego diabła - czyli ja.
Absolutnie nie dziwię się, że przez całe życie towarzyszyło mi spojrzenie pełne obawy. Pełne strachu przed tym, do czego mogłam być zdolna. Ale wtedy byłam tylko nieświadomym niczego dzieckiem - cichym, ale wciąż ciekawym świata. Interesowało mnie wszystko dookoła. Motylki, trawa, dzieci odbijające piłkę na pobliskim boisku. Czasami chciałam się z nimi pobawić. Wtedy najpierw słyszałam, że byłam za mała. Potem, że to pewnie banda gnojków i zaraz mnie wciągną w złe towarzystwo.
A ja jedynie potrzebowałam kogoś, kto zwróci na mnie uwagę.
Teraz wiem, że matka na swój sposób chciała mnie ochronić przed tym samym, co spotkało ją. Niestety, mając twarz El Diablo we własnej osobie, tym samym usiłowała sama chronić się przede mną. Instynktownie, co było całkowicie zrozumiałe. Dla dorosłej mnie. Niestety, nie dla dziecka.
Choć generalnie mogłam na nią liczyć, byłam tym dzieckiem, które dość szybko starało się usamodzielnić. Jako nastolatka mimowolnie zajęłam jej miejsce jako gospodyni w naszych skromnych czterech ścianach. Za wszelką cenę chciałam się wykazać, pokazać, że nie jestem złem wcielonym. A wtedy też nie miałam nawet świadomości, dlaczego byłam dla niej widocznym ciężarem. Nie posiadając odpowiedzi, robiłam co mogłam, by odjąć jak najwięcej od tej ciężkości. Robiłam wszystko w domu, gdy już mogłam pracować to podejmowałam się wszystkiego co mogłam, godząc to jednocześnie ze szkołą i obowiązkami w domu. Była jednak jedna rzecz, której nie umiałam się pozbyć. Jej obawy nie mogły powstrzymać mojej chęci wyjścia do ludzi. Według niej wszędzie szukałam kogoś, kto dałby mi więcej uwagi niż ona. Nauczyciele w szkole, potem w liceum. Przyjaciele, pierwsi chłopcy.
Ale czegoś ciągle brakowało. Zrozumiałam to dopiero teraz.
Brakowało mi czystej, matczynej miłości. I nigdy już takiej nie dostanę. Być może nawet na taką nie zasłużyłam, będąc owocem dosłownego przestępstwa.
Przestępstwa, które jest jednym z tych, które obecnie zwalczam. I to ono skierowało mnie na ścieżkę związaną z policją. Gdy tylko dowiedziałam się o wszystkim, poczułam się jak coś gorszego niż człowiek. Może dlatego, że to wszystko wyszło z kłótni o głupi wyjazd z chłopakiem na studia. Co śmieszne, nawet nie pamiętam już jego imienia. Doskonale pamiętam za to moment, w którym padają najgorsze słowa, jakie może usłyszeć córka od własnej matki. Oszczędźmy sobie szczegółów - najważniejsze i tak było to, że w tym samym dniu spakowałam manatki i wyniosłam się bliżej centrum. Nie z chłopakiem - jego też zostawiłam bez słowa. Ruszyłam w kierunku, który wtedy był dla mnie nieznany i przerażający. Ale wiedziałam, że nie było już odwrotu.
I nie żałuję.
Cała droga, która zaprowadziła mnie aż do rangi detektywa w wydziale przestępstw seksualnych była okrutnie długa i kręta. Jednak wraz z momentem, w którym wyniosłam się z "rodzinnych" stron, poczułam się niemalże wolna. Po powrocie nie czekało na mnie to boleśnie przeszywające spojrzenie ani wyrzuty. Zamiast tego czekała pustka, która po czasie również zaczęła mnie dręczyć. Ale przeżyłam ją wiedząc, że przetrwałam poprzednie warunki. Wiedziałam, że dam sobie radę sama, bo zawsze byłam samodzielna i nie ulegałam matce. Potrafiłam zadbać o siebie, potrafiłam znaleźć sobie pracę lub nawet dwie, by jakoś opłacić tanią klitkę i jednocześnie realizować plany o zostaniu policjantką. Nie było łatwo, ale czy kiedykolwiek było mi łatwo? Nie do końca.
Gdy już ukończyłam akademię oraz to, co musiałam, na służbie było mi już łatwiej. Miałam zarobki, ostatecznie dorobiłam się nawet lepszego mieszkania, potem niewielkiego domku. Dorobiłam się również solidnej pozycji, doświadczenia i łatki całkiem przyzwoitej pani detektyw. Nawet mogę pochwalić się faktem, że po latach odkopałam sprawę swojej matki i w pewnym sensie odnalazłam sprawcę, będącym zarazem moim ojcem.
Ten nie żył od dziesięciu lat. I nie wiedziałam, jak się z tym czuć.
Dalej nie wiem. Ale w pewnym sensie zamknęłam ten rozdział. Matka? Mamy kontakt, o dziwo. Po latach dowiedziała się, że wcale nie poszłam na gówniany kierunek z pierwszym lepszym gościem. Mój faktyczny zawód chyba trochę ocucił jej umysł - ewentualnie zrobiły to lata rozłąki. Cieszę się, że możemy pogadać, ale niewiele to u mnie zmienia. Już nie zabiegam o jej zainteresowanie i nie zamierzam w przeszłości. Chcąc lub też nie, musiałam zmienić priorytety. Dostosować się. A praca doskonale się w tym sprawdziła. Pozwala mi nie myśleć o sobie, tylko o innych.
Ale pozostaje też moment, w którym już musisz wrócić do domu. Nie masz co robić, albo nie masz co robić w tym gorszym sensie - bo nie ma żadnych nowych poszlak, dowodów.
A to uczucie jest zdecydowanie gorsze niż lękliwie przyglądająca ci się matka.
Ciekawostki
ℹ Prędzej jej domem można nazwać posterunek, bo spędza tam więcej czasu niż we własnym domu. Ma tendencję do zasypiania przy pracy, a raczej usiłowania pracy przy zamykających się od zmęczenia oczach. Wtedy często decyduje się przekimać na miejscu, co zazwyczaj kończy się bolącymi plecami od posterunkowych pryczy.
ℹ Po matce ma latynoskie korzenie.
ℹ Przy okazji poszukiwań swojego ojca (wiele ułatwiło jej powiązanie sprawy jej matki z kilkoma podobnymi sprawami z danego okresu, dzięki temu dowiedziała się najwięcej i mogła "oficjalnie" wszystko sprawdzać) odkryła, że może mieć przyrodnie rodzeństwo. Nigdy jednak nikogo nie szukała, bo nie miała takiej potrzeby.
ℹ Uwielbia wszystko, co związane jest z lisami.
ℹ Ma naprawdę świetny głos do śpiewania. Skrupulatnie to jednak ukrywa i ma szczerą nadzieję, że nigdy nie będzie musiała się tym "chwalić".
ℹ Nigdy nie przepadała za alkoholem i za tym, co robił z ludźmi. Dlatego nigdy nie pije procentów. Bardzo lubi za to bezalkoholowe piwa, zwłaszcza te smakowe.
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
takZgody MG
poziom ingerencji
wysokizgoda na śmierć postaci
takzgoda na trwałe okaleczenie
takzgoda na nieuleczalną chorobę postaci
takzgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
niezgoda na utratę posady postaci
nie