Niagara Falls
: śr lip 09, 2025 1:39 pm
Nie dzisiaj, Navi.
To były zaledwie trzy słowa, które jednak w dziwny, niespodziewany sposób odbiły się w jej umyśle. Nie zatrzymywała go jednak. Odprowadziła spojrzeniem, a gdy wyszedł… nie mogła zasnąć. Myślała, próbując uporządkować swoje własne myśli, a także dziwne odczucia, które się w niej pojawiały. Nie wiedziała skąd się brały i co je powodowało, ale były i musiała sobie z nimi poradzić, bo to była część jej nowego życia. To była część jej kreującego się, prawdziwego ja, tego gdzie nie musiała udawać, ani grać. Zwykle sobie jednak nie pozwalała na prawdziwość, dlatego teraz nie bardzo wiedziała jak się zachować.
Ale miała na to całe życie. A to był zaledwie ułamek.
Kolejne dni minęły jej na zwiedzaniu. Tak jak zapowiedział mężczyzna, Gio pokazywał jej Kanadę. Kawałek, po kawałku. Widoki, krajobrazy, rzeczy, które warto było zobaczyć jak było się tu pierwszy raz. I chociaż miała sporo czasu, aby zwiedzać, bo przecież nigdzie się nie wybierała, to każdego dnia widziała co innego.
I szczerze? Nie mogła być szczęśliwsza. To były tylko nowe miejsca, ale dla niej to było wszystko. Widać było, a też czuła po sobie, jak każdego dnia odzyskuje siły, jak nabiera życia. Jak rośnie w niej podekscytowanie, jak odnawia się energia, która już dawno temu wydawała się być pogrzebana. Głęboko. Navi odżywała. Powoli, stopniowo, ale odkąd pojawiła się w Kanadzie, wstawała z nowymi siłami. Budziła się już bez strachu, bez stresu. Z uśmiechem na ustach oraz chęciami do robienia rzeczy, a to było… nowe. Świeże. To było tak naturalne i spokojne, że dziwiła się jak mogła tego nie czuć do tego czasu. Jak mogła żyć w stresie, niepewności i strachu przez tyle lat.
Zaczęła też robić rzeczy. Rzeczy, które chciała robić. Malowała, dużo. Szydełkowała - koce, ubrania, cokolwiek na co miała ochotę. Doszkalała swój angielski. Chodziła na zakupy, gotowała. Nie tylko dla siebie, ale też dla niego, bo to było naturalne. Robienie posiłków dla dwóch osób. I jak wychodził, zawsze wracał do domu, gdzie czekał na niego ciepły, domowy posiłek. Jak się budził, czekało śniadanie oraz świeżo zrobiona kawa. Nie robiła tego z przymusu, dlatego że musiała, robiła to bo chciała. Bo taka była.
Dzisiaj było tak samo. Wstała dość wcześnie. Ogarnęła się w łazience dołączonej do jej pokoju i wyszła do kuchni w swojej dwuczęściowej, satynowej pidżamie złożonej z krótkich spodenek oraz koszulce na ramiączkach. Przeszła do pomieszczenia, po drodze związując czarne włosy w wysoki kok, który mimo swojej „niedbałości”, wyglądał jak idealnie zaplanowany. Zaparzyła świeżą kawę w ekspresie, który zaczął ją mielić. W międzyczasie wzięła się za przygotowanie lekkiego, podwójnego śniadania. Nawet włączyła cichą muzykę do której dość nieświadomie podrygiwała, przygotowując kolejne elementy posiłku. Nie była jednak głośno, bo nie chciała obudzić mężczyzny, który spał w głównej sypialni, zwłaszcza, że wiedziała jak późno czasami wracał.
Kiedy jednak pojawił się przy jadalnianym stole, przywitała się z nim krótkim „dzień dobry”, a potem podała kubek świeżo zrobionej kawy. Na stole nawet już czekały drobne dodatki do dania, które powoli dochodziło do siebie na tyle, aby być podane.
— Niagara? — rzuciła nieco zaskoczona, podając mu talerz ze śniadaniem. Giovanni codziennie ją zaskakiwał z miejscami, które chciał jej pokazać i chociaż znała Niagarę głównie z filmów, nie spodziewała się, że pewnego dnia zobaczy ją na żywo. I chyba nawet nie wiedziała, że znajduje się ona wcale nie tak daleko Toronto, w którym teraz mieszkała. — Proszę uważać, panie Salvatore, bo jeszcze przyzwyczaję się do naszych wycieczek po Kanadzie — powiedziała, zajmując miejsce na jednym z krzeseł. Subin jej nigdzie nie zabierał, więc to było dla niej nowe i odświeżające. Było czymś do czego mogłaby się przyzwyczaić, ale… zwyczajnie nie chciała, bo nauczona doświadczeniem, brała poprawkę na to, że wszystko co piękne szybko się kończyło. I chociaż jej nowe życie zaczynało się dobrze, to nie brała go za pewnik. Jak to się mówiło - zawsze bądź przygotowaną na najgorsze.
Giovanni Salvatore
To były zaledwie trzy słowa, które jednak w dziwny, niespodziewany sposób odbiły się w jej umyśle. Nie zatrzymywała go jednak. Odprowadziła spojrzeniem, a gdy wyszedł… nie mogła zasnąć. Myślała, próbując uporządkować swoje własne myśli, a także dziwne odczucia, które się w niej pojawiały. Nie wiedziała skąd się brały i co je powodowało, ale były i musiała sobie z nimi poradzić, bo to była część jej nowego życia. To była część jej kreującego się, prawdziwego ja, tego gdzie nie musiała udawać, ani grać. Zwykle sobie jednak nie pozwalała na prawdziwość, dlatego teraz nie bardzo wiedziała jak się zachować.
Ale miała na to całe życie. A to był zaledwie ułamek.
Kolejne dni minęły jej na zwiedzaniu. Tak jak zapowiedział mężczyzna, Gio pokazywał jej Kanadę. Kawałek, po kawałku. Widoki, krajobrazy, rzeczy, które warto było zobaczyć jak było się tu pierwszy raz. I chociaż miała sporo czasu, aby zwiedzać, bo przecież nigdzie się nie wybierała, to każdego dnia widziała co innego.
I szczerze? Nie mogła być szczęśliwsza. To były tylko nowe miejsca, ale dla niej to było wszystko. Widać było, a też czuła po sobie, jak każdego dnia odzyskuje siły, jak nabiera życia. Jak rośnie w niej podekscytowanie, jak odnawia się energia, która już dawno temu wydawała się być pogrzebana. Głęboko. Navi odżywała. Powoli, stopniowo, ale odkąd pojawiła się w Kanadzie, wstawała z nowymi siłami. Budziła się już bez strachu, bez stresu. Z uśmiechem na ustach oraz chęciami do robienia rzeczy, a to było… nowe. Świeże. To było tak naturalne i spokojne, że dziwiła się jak mogła tego nie czuć do tego czasu. Jak mogła żyć w stresie, niepewności i strachu przez tyle lat.
Zaczęła też robić rzeczy. Rzeczy, które chciała robić. Malowała, dużo. Szydełkowała - koce, ubrania, cokolwiek na co miała ochotę. Doszkalała swój angielski. Chodziła na zakupy, gotowała. Nie tylko dla siebie, ale też dla niego, bo to było naturalne. Robienie posiłków dla dwóch osób. I jak wychodził, zawsze wracał do domu, gdzie czekał na niego ciepły, domowy posiłek. Jak się budził, czekało śniadanie oraz świeżo zrobiona kawa. Nie robiła tego z przymusu, dlatego że musiała, robiła to bo chciała. Bo taka była.
Dzisiaj było tak samo. Wstała dość wcześnie. Ogarnęła się w łazience dołączonej do jej pokoju i wyszła do kuchni w swojej dwuczęściowej, satynowej pidżamie złożonej z krótkich spodenek oraz koszulce na ramiączkach. Przeszła do pomieszczenia, po drodze związując czarne włosy w wysoki kok, który mimo swojej „niedbałości”, wyglądał jak idealnie zaplanowany. Zaparzyła świeżą kawę w ekspresie, który zaczął ją mielić. W międzyczasie wzięła się za przygotowanie lekkiego, podwójnego śniadania. Nawet włączyła cichą muzykę do której dość nieświadomie podrygiwała, przygotowując kolejne elementy posiłku. Nie była jednak głośno, bo nie chciała obudzić mężczyzny, który spał w głównej sypialni, zwłaszcza, że wiedziała jak późno czasami wracał.
Kiedy jednak pojawił się przy jadalnianym stole, przywitała się z nim krótkim „dzień dobry”, a potem podała kubek świeżo zrobionej kawy. Na stole nawet już czekały drobne dodatki do dania, które powoli dochodziło do siebie na tyle, aby być podane.
— Niagara? — rzuciła nieco zaskoczona, podając mu talerz ze śniadaniem. Giovanni codziennie ją zaskakiwał z miejscami, które chciał jej pokazać i chociaż znała Niagarę głównie z filmów, nie spodziewała się, że pewnego dnia zobaczy ją na żywo. I chyba nawet nie wiedziała, że znajduje się ona wcale nie tak daleko Toronto, w którym teraz mieszkała. — Proszę uważać, panie Salvatore, bo jeszcze przyzwyczaję się do naszych wycieczek po Kanadzie — powiedziała, zajmując miejsce na jednym z krzeseł. Subin jej nigdzie nie zabierał, więc to było dla niej nowe i odświeżające. Było czymś do czego mogłaby się przyzwyczaić, ale… zwyczajnie nie chciała, bo nauczona doświadczeniem, brała poprawkę na to, że wszystko co piękne szybko się kończyło. I chociaż jej nowe życie zaczynało się dobrze, to nie brała go za pewnik. Jak to się mówiło - zawsze bądź przygotowaną na najgorsze.
Giovanni Salvatore