Strona 1 z 1

maybe we're both liars

: czw lip 10, 2025 9:57 pm
autor: Elena Santorini
o u t f i t
the pattern of the lonely people
Lubiła Rayę, choć nie miała pojęcia kiedy zdegradowała się do korzystania z aplikacji randkowych. Niezależnie od miasta, w którym aktualnie przebywała, przeklikiwanie kolejnych profili stało się dla niej wypełniaczem czasu przełamującym nudę.
Jej obecny styl życia wymagał wielu kompromisów. Na przykład, nie mogła pozwolić sobie na stawanie w blasku fleszy czy wydawanie pieniędzy, z których posiadania nie mogłaby się wytłumaczyć. Każdy jej dzień przekształcał się w rutynę porannej pobudki, rollowania, rozciągania, zajęć, prób, powrotu do domu, położenia się spać. Jej ciasne, niewłasne ale przynajmniej istniejące mieszkanie szybko przekształciło się w szare ściany i te same, trzy dziury na suficie w które wpatrywała się każdej nocy usiłując zasnąć.
Za to Raya obiecywała rozrywkę.
Nie była aż tak głupia. Po każdej randce usuwała profil, tworzyła nowy - dbając o to, by zapewnić zupełnie nowy zestaw zdjęć, odrobinę zmienić wiek, opis, zainteresowania i oczywiście imię. Było w tym coś uzależniającego - przymierzanie nowych osobowości jak ubrań, na które niejednokrotnie naciągała wyhaczonych przez siebie mężczyzn. Potrafiła rozpoznać gust tak, jak sokolim wzrokiem dostrzegała drogie zegarki na nadgarstku.
I tak tego wieczora Marie - fanatyczka łyżwiarstwa, najmłodsza z czwórki rodzeństwa pracowniczka nudnej korpo przygotowywała się do wyjścia. Nie wiedziała zbyt wiele o osobie, która wpadła jej w oko, ale wystarczyło zdjęcie z jachtu, nonszalancko ustawione jako trzecie, by uznała, że warto jest spróbować na jeden wieczór.
I tak równo o dwudziestej zero zero spoglądała w lustro zadowolona z efektu końcowego. Czasem miała wrażenie, że to przygotowania lubiła bardziej niż randki. W doborze ubioru czy biżuterii tkwiła odrobina wchodzenia w rolę. W dodatku miała tego wieczoru ochotę na kraba, a Elena Santorini niekoniecznie mogła sobie na niego pozwolić.
Dwudziesta piętnaście jedynym dreszczykiem emocji pozostałym w jej ciele była irytacja. Nie znosiła spóźniania. Zawsze była punktualnie, był to minimum okazania drugiej osobie szacunku. Toteż gdy wreszcie usłyszała warkot silnika pod swoim blokiem, zasiadła na fotelu i odczekała całe trzy minuty nim ruszyła do wyjścia.
- Wybacz za spóźnienie - rzuciła na samym wyjściu z klatki schodowej, roztargniona, jak gdyby nie tkwiła gotowa do wyjścia równo na czas.

Bowie Vance

maybe we're both liars

: czw lip 10, 2025 11:23 pm
autor: Bowie Vance
I’m not one to lie — usually
but boredom makes me bend the rules.
outfit

   Wpatrywał się w telefon spod półprzymkniętych powiek, śledząc jasnymi oczami ekran, po którym leniwie przesuwał palcem. Wyglądał na znudzonego, jakby wyczerpany czynnością miał lada chwila zasnąć albo po prostu umrzeć z nudów. To byłoby naprawdę niefortunne, tym bardziej, że posiadał odpowiednie zasoby i bogatą wyobraźnię, dzięki której mógł rozerwać się lepiej, niż większość szczurów biegających po ulicach Toronto.
   Podniósł się z pozycji półleżącej i zmarszczył brwi, kiedy trafił na profil Marie 一 niezła figura i chociaż ani jej zainteresowania, ani zawód nie wydały mu się ciekawe, to zgrabne ciało i ładna buźka zdecydowanie wystarczyły.
   Bowie niby nie ściemniał, ale w profilu wpisał ksywkę, zamiast nazwiska, za to luksusowego jachtu i drogiego zegarka na przegubie już się nie wstydził. Niby nie potrzebował nikogo do szczęścia, a jednak ściany apartamentu czasami zbliżały się za bardzo, przytłaczając go pustką między nimi. Niby wybrał Marie przypadkowo, ale jednak coś w niej było.
   Dlatego ogarnął się przed randką, przy okazji tracąc poczucie czasu, bo był jebanym rozwydrzonym bogolem z plątaniną pięciolinii, nut i strun zamiast mózgu i jak włączył swoją ulubioną playlistę, to musiał przesłuchać wszystko przed wyjściem. Mógł pojechać Maserati, ale uznał, że bardziej ma ochotę na motor i jeżeli ktokolwiek mógłby pomyśleć, że nie wziął pod uwagę wygody swojej dzisiejszej randki, to niech wie, że wziął ze sobą drugi kask.
   Podjechał pod odpowiedni adres, po drodze przekraczając wskazaną szybkość jazdy i łamiąc kilka dodatkowych przepisów drogowych, bo chyba czasami uważał, że go nie obejmują. Oparł czarny, lekko błyszczący but na chodniku i zdjął kask, gdy dziewczyna wyszła. Przesunął wzrokiem po jej ciele, oceniając strój i lekko uniesiony kącik ust mógł świadczyć o tym, że może naprawdę wybaczy jej to spóźnienie.
   一 Spoko, wskakuj 一 rzucił, wyciągając do niej kask. Niesamowity dżentelmen, tym bardziej że trzymał wyciągniętą w jej stronę rękę, dopóki nie podeszła i nie obsłużyła się. Poczekał chwilę, jedynie kątem oka zerkając w bok, by upewnić się, że w ostatniej chwili się nie rozmyśli. Zanim ruszył, sięgnął do jej dłoni i zdecydowanym gestem pociągnął je na swój brzuch, sugerując by mocno się trzymała. W drodze do knajpy, słynącej z dobrego piwa i smażonej ryby, wcale nie starał się jechać wolniej i ostrożniej.
   Kiedy zaparkowali przed lokalem, mogli poczuć silną woń smażeniny wymieszaną z dymem tytoniowym i usłyszeć gwar głosnych rozmów i śmiechów, bo miejsce było wypełnione grupkami ludzi w średnim wieku, głównie motocyklistami. Bowie zdjął kask, przeczesał ciemne loki palcami i z zainteresowaniem zerknął na dziewczynę w eleganckiej, dopasowanej sukience.
   一 Zmarzłaś? Marie, tak? Zaraz się rozgrzejesz 一 mruknął z lekkim uśmiechem i puścił jej oczko, schodząc z motoru i odkładając kask na siedzenie. Powiódł wzrokiem po tarasie, na którym było jeszcze kilka wolnych stolików. Zbliżył się powolnym krokiem do kobiety i bez skrępowania wsunął dłoń na jej plecy, aby przyciągnąć ją do swojego boku. 一 Wolisz w środku czy na zewnątrz, ślicznotko?

Elena Santorini

maybe we're both liars

: sob lip 12, 2025 10:13 pm
autor: Elena Santorini
Warkot silnika mógł mieć bardzo różnorodne brzmienie.
Być może gdyby skupiła się na jego brzmieniu nieco bardziej wtedy, gdy dobiegł jej zza zamkniętego okna o starych ramach, dostrzegłaby pewną nieprawidłowość - ale stała się zbyt poirytowana spóźnieniem wybranego przez siebie mężczyzny by jej umysł skierował się na inne tory. Na aplikacjach nie szukała głębokich więzi ani potencjałów na przyszłość, a chwilowej rozrywki zwykle na jeden wieczór. Jej pragmatyzm z biegiem tygodni przesączył się nawet do tego jednego miejsca, w którym powinna królować pasja i namiętność - automatyzując proces tak, jak tylko było możliwe. Wybrany przez nią nieszczęśnik szczęśliwiec w ułożonym w jej głowie planie powinien tkwić już pod drzwiami do klatki jej bloku, a nie dopiero parkować na dole.
Stając naprzeciw lśniącej maszyny zagłady i tkwiącego w siedzeniu chłopaka na ułamek sekundy zatrzymała się, prześlizgując spojrzeniem po obrazie przed sobą. Nie wiedziała nawet od czego zacząć i choć jej twarz przykryła maska pewności siebie, w głębi ducha zwyczajnie ją zatkało.
- Czekamy na twojego starszego brata? - spytała, pół żartem, całkiem pół serio, podchodząc powoli do motocyklu. Ani jej sukienka, ani szpilki nie nadawały się do takiej jazdy. Temperatura w tym przeklętym, Kanadyjskim mieście wreszcie była znośna - ale nie była przygotowana na pęd wiatru na ulicy, nie zabrała ze sobą żadnej skórzanej kurtki, która mogła ją przed tym ochronić. W dodatku mężczyzna - nie, chłopak stojący przed nią wyglądał tak o kilka lat młodziej niż wiek, który podał na aplikacji, a tak w ogóle to...
Dostrzegła jego wzrok - wtedy, gdy pęd myśli przemykał jej przez głowę. Jakby spodziewał się, że odmówi, rozmyśli się i cofnie do tyłu. W tej chwili, Marie Elena czuła się absolutnie oszukana - i to przez byle bogatego gówniarza, który dorwał się do aplikacji randkowej i uznał ją za fajną dupę. Gdy wyznaczył przed nią granicę, stawiając się na miejsce z tym swoim durnym motorem, ona zdecydowała się ją przekroczyć - z uśmiechem i wdziękiem siadając za nim chyba tylko po to, by wyznaczyć własną.
Nie musiał namawiać jej by otoczyła go ramieniem. Gdy tylko piekielna machina ruszyła do przodu, zapragnęła pisnąć - ale wiatr odebrał jej dech, a adrenalina buchnęła w jej żyłach, mocniej zaciskając uścisk. Gdyby była bogatsza o życiowe doświadczenia, może mogłaby porównać to uczucie do skakania z klifów w Grecji czy jazdy skuterem wodnym na Karaibach - ale nie miała tych doświadczeń. Nie widziała świata gdy mogła jeszcze korzystać z jego uroków. Teraz, mknąc ulicami z zawrotną prędkością i łzami w oczach przez myśl przeszło jej, że chciałaby ten świat zobaczyć.
I ogólnie przeżyć.
Gdy ten pieprzony dupek wreszcie postanowił się zatrzymać, siłą zmusiła swoje zastygłe od napięcia kończyny do rozluźnienia się. Wstała z siedzenia, poprawiając jedwabny materiał czarnej sukienki - zbyt, kurwa, drogiej by zakładać ją do miejsca takiego jak to.
- Uwielbiam nocne powietrze - odrzuciła lekko, przeczesując skostniałymi z zimna palcami włosy i doprowadzając je do porządku. Miejsce, które jej wskazał, wyglądało absurdalnie - ale pomimo jego motocyklu, pomimo kasku i tych durnych loków wystających spod niego, coś jej nie pasowało. Lena wychowała się w bogactwie, potrafiła wyczuć pieniądz nosem jak pies na lotnisku wyczuwał gram zielska i pomimo tej katastrofalnej smażalni, postawiłaby prawą nerkę na to, że Bowie był przy kasie.
A to oznacza, że grał w jakąś gierkę, a ona była zbyt kompetytywna by nie sprostać wyzwaniu. Było już zbyt późno na to, by znalazła sobie kogoś innego na ten wieczór nie wyglądając przy tym na zdesperowaną.
- Na zewnątrz- dodała, licząc, że wiatr rozgoni mieszankę zapachu smażonego mięsa, potu motocyklistów i tanich papierosów. - Wziąłeś ze sobą dowód? - dodała mimochodem, gdy, z dłonią, którą czuła bardzo dobrze na odkrytych plecach, prowadził ją do stolika.

Bowie Vance

maybe we're both liars

: pn lip 14, 2025 10:25 pm
autor: Bowie Vance
   Właściwie nie tylko swojego imienia nie podał w profilu, ale pominął również prawdziwy wiek. Podobno ten jest tylko liczbą, ale nie każdy ma takie podejście, a Bowie nie chciał się specjalnie ograniczać i jak widać wyszło mu to na dobre. Ani trochę się nie przejmował reakcją dziewczyny, bo przede wszystkim chciał się zabawić i z ciekawości zobaczyć co będzie dalej. Również dlatego wybrał obskurny bar dla motocyklistów, chociaż na zdjęciach prezentował jacht 一 jego jacht, warto podkreślić.
   Zaśmiał się krótko na jej uwagę, po czym pokręcił głową, układając dłonie na rączkach kierownicy i z satysfakcją przyjmując fakt, że Marie się nie wycofała i ani nie marudziła, ani nie zadawała zbędnych pytań. Po prostu zrobiła to, czego od niej oczekiwał, a to niezwykle go zaciekawiło.
   一 Jestem jedynakiem 一 rzucił, aby nie było wątpliwości i ruszył gwałtownie, uśmiechem kwitując mocniejszy uścisk szczupłych ramion wokół swojego pasa. Lubił ryzykowną jazdę motorem, jak widać igrał nie tylko z ludźmi, ale i losem. Mimo młodego wieku przeżył zdecydowanie więcej, niż większość młodych osób. Czasami był tym wręcz zmęczony, chociaż zawsze znajdował energię, żeby łapać się nowych rzeczy, byle się nie nudzić, bo nienawidził siedzieć w miejscu, przyzwyczajony do ciągłego zmieniania miejsca, zainteresowań i ludzi. Nie był stały w zasadzie w niczym i nie oszukujmy się 一 nawet się nie starał.
   一 Świetnie. Podobno jest zdrowe 一 odparł, słysząc jej słowa. Uniósł kącik ust w powściągliwym uśmiechu, analizując jej zachowanie z ciekawością godną naukowca, dziennikarza, badacza zjawisk paranormalnych. Był coraz bardziej zainteresowany powodem, dla którego dziewczyna dzielnie znosiła te wszystkie niedogodności. Przecież doskonale wiedział, że nie ubrała się tak, aby skończyć w smażalni ryb. Postanowił więc ciągnąć farsę i dalej badać jej granice.
   Przesunął kciukiem po jej talii, prowadząc do jednego ze stolików na tarasie, tak jak sobie zażyczyła. Nie był dzikusem przez cały czas, w końcu bywał nie tylko na punkowych koncertach w podziemiach, nie tylko na ogromnych festiwalach muzycznych pod gołym niebem, ale i na eleganckich bankietach dla śmietanki towarzyskiej, z którą jednak głównie łączyła go kasa. Potrafił się jednak zachować, więc odsunął krzesło dla Marie, zaraz jednak zwalając się na swoje ciężko i wzdychając powoli, jeden z łokci zakładając za drewniane oparcie, drugi układając na blacie stołu.
   一 Z taką ślicznotką u boku nawet nie pomyślą, żeby zapytać mnie o dowód 一 odparł nonszalancko, kierując na nią spojrzenie spod lekko przymkniętych powiek, rozciągając wargi w taki sposób, jakby był rozmarzony. 一 To czego się napijesz? A może jesteś głodna? Pewnie usmażą ci tu wszystko 一 rzucił, powolnym ruchem sięgając do wewnętrznej kieszeni skórzanej kurtki, w której spoczywała paczka papierosów. Wysunął ją, razem z białą zapalniczką w czarne kotki i rzucił na stół, obok popielniczki.
   一 Palisz? 一 zapytał, ruchem głowy wskazując na czerwone Marlboro, sugerując, że może się poczęstować. Nie krył się z tym, że chętnie na nią patrzy, nie unikał też kontaktu wzrokowego, co wyraźnie wskazywało na to, że jest dosyć otwarty i czuje się w tej sytuacji komfortowo. Z wnętrza lokalu dobiegły pierwsze dźwięki gitary, nie idealne, bo gitarzysta zdawał się dopiero dostrajać instrument.
   一 Lubisz muzykę na żywo? Dzisiaj grają Dead Signal i Outrage, hard rock i grunge 一 wyjaśnił, przekręcając się nagle i podpierając głowę na rękach, czekał na decyzję w sprawie drinka i ewentualnie posiłku, chociaż wątpił, że taka dziewczyna chciałaby tu jeść.

Elena Santorini

maybe we're both liars

: śr lip 16, 2025 2:47 pm
autor: Elena Santorini
Pod tym gęstym kożuchem fałszu otaczającego ich spotkanie, dostrzegała pewną nić porozumienia między nimi. Zachowanie mężczyzny wskazywało na to, że jest mało inteligentnym bucem niepotrafiącym dostrzec żadnych, towarzyskich niuansów. Pomimo tego, jak elegancko się ubrała, zabrał ją na ten cholerny motocykl - a przecież nie wszystkie kobiety wsiadłyby na maszynę zagłady, w dodatku prowadzoną w ten sposób. Widząc jej drogie buty (na które naciągnęła przemiłego Erica, z którym spotykała się całe trzy tygodnie) na niewysokim obcasie, wciągnął ją na ogródek zadymionej, śmierdzącej smażalni. Ignorując zaczepki o wiek, wskazujące na to, że ewidentnie przyłapała go na kłamstwie, wsparł dłoń na jej talii jakby rościł sobie do niej niepisane prawa.
W każdym innym wypadku nie wsiadłaby na skórzane siedzenie morderczej maszyny i umknęła pod dotykiem osoby, która zdecydowanie sobie na ten dotyk nie zasługiwała. Nie lubiła marnowania czasu, nie należała też do ludzi skromnych i zwyczajnie wierzyła, że jest zbyt dobrą partią na ludzi takich jak on. Ale pod fasadą jego burackiego zachowania chowało się coś więcej - bystry wzrok, spoglądający na nią nie tylko w sposób, w jaki patrzyło się na coś miłego do oka. Wyczekujący, oceniający jej zachowanie z ciekawością.
Nie wiedziała co chciał przez to osiągnąć. Ale nawet do tej pieprzonej smażalni Vice wkroczył krokiem osoby, która nie przywykła do mówienia mu "nie" i choć poprzeczka utknęła w samym piekle, wydawał się do tego stanu rzeczy przyzwyczajony. Nie mógł być kolejnym, burackim rockmanem buntującym się przeciw społeczeństwu wyłącznie do momentu natrafienia na jakąś barierę. Wyglądał na osobę, która tych barier nie dostrzegała w ogóle.
Odnotowała jego maniery, zajmując miejsce przy stoliku. Starała się przy tym ignorować spojrzenia mijanych przez nich ludzi, którzy odprowadzali ją na miejsce w, jej zdaniem, oceniający sposób. Wyróżniała się w miejscu takim jak to, ubrana tak, jak była ubrana - a choć jak każda kobieta lubiła ubrać się ładnie, nie lubiła odstawać od tłumu jak błyszcząca bombka na choince. Gdyby wiedziała, że zaciągnie ją do smażalni ryb, nie stroiłaby się tak bardzo.
Chociaż z drugiej strony, gdyby wiedziała gdzie wyląduje, przesunęłaby jego profil w drugą stronę.
- Wina - odparła, ignorując jego wyszukany komplement i sięgając po kartę napojów - by zaraz zorientować się, że nie istnieje tutaj nic takiego i wszystkie opcje dostępne w tym lokalu, jedzenie bądź nie, znajdowały się wydrukowane na poplamionej tłuszczem, dwustronnej karcie menu. Karcie, na której wina nie było. - Vodka soda - poprawiła się taktownie, ignorując dziesięć rodzajów piw na rzecz całych trzech koktajli, o ile wódkę z wodą gazowaną można było nazwać koktajlem.
Coś jej podpowiadało, że Vice będzie znacznie znośniejszym partnerem do dyskusji po takich trzech.
- Nie jestem zbyt głodna - odrzuciła uprzejmie, ignorując drżenie żołądka dopatrującego się w karcie homara. - Wybierzesz coś dla nas? - dodała, podsuwając mu kartę menu.
Jej wzrok zatrzymał się na paczce rzuconej na stół. Marlboro czerwone - chyba najbardziej obrzydliwe papierosy, jakie niestety dotknęły jej ust.
- Nie - skłamała, opadając na oparcie krzesła i podnosząc na niego swój wzrok. Dysonans między stworzonymi przez nich profilami a tym, kim byli w rzeczywistości zawisnął między nimi jak gęsty, tytoniowy dym, ale nie widziała powodu w rozdmuchiwaniu go już tu, teraz. - Lubię. Ale takiej jeszcze nie słyszałam - odrzuciła, taktownie ignorując fakt, że to, co wydobywało się z wnętrza lokalu nie przypominało w ogóle muzyki, a jazgot piłujący jej duszę. - Za to lubisz to miejsce, Vice? - dodała, przekrzywiając głowę. - Muzykę na żywo? A może kuchnię?
Dlaczego tu jesteśmy?

Bowie Vance