Elena zachowywała się w sposób nielogiczny i im dłużej z nią przebywał, oceniając jej zachowanie, tym większą miał pewność, że ona również nie była szczera, wypełniając rubryczki profilu na portalu randkowym. Bowie otrzymał od rodziców nie tylko talent muzyczny i kupę kasy, ale i bystre oko, które jego starym pozwoliło stać się lepszymi od swoich rywali i wybić w branży, do której należeli, a jemu przydawało się do wnikliwej analizy schematów, w których poruszali się różni ludzie. Od najmłodszych lat patrzył na tłumy zarówno na imprezach masowych, wielkich galach i eleganckich przyjęciach, jak i mniejszych spotkaniach samej śmietanki, tych nieoficjalnych, gdzie chętnie zdejmowano maski.
Kobieta zdawała się nosić ich wiele, głównie planując wcześniej którą założyć na jakie spotkanie. Bowie, biorąc ją z zaskoczenia, sprawił że maska, którą dzisiaj wybrała, nie do końca pasowała, więc elegancka Marie musiała trochę improwizować. Było po niej widać, że zdecydowanie oczekiwała czegoś innego, chociaż gdyby lepiej przyjrzała się zdjęciom jego twarzy, w co był ubrany, jakie miał tatuaże, zamiast przyglądania się drogiemu zegarkowi, jachtowi i innym luksusowym rzeczom, to zachowałaby większą ostrożność. Chyba, że uznała, że warto zaryzykować i liczyła na trochę szczęścia.
Przy pobliskich stolikach siedzieli mężczyźni ubrani w skórzane kurtki albo koszule w kratę, a gdzieniegdzie wychylały się kobiety w ciemnych lub kolorowych włosach i wszystkie nosiły spodnie. Spojrzenia rzucanie Elenie były albo krytyczne i pobłażliwe albo trochę zaciekawione, jakby gapie nie mogli się zdecydować czy ten widok się im podoba, czy jednak lepiej skupić się na tym, że do nich nie pasuje.
Przyglądał się jej, cały czas zaciekawiony, ale i z cieniem rozbawienia na twarzy. Podrapał się w policzek, ozdobiony piegami, po czy zaczął bawić się zapalniczką, zerkając krótko na kartę, wiedząc że wina tam nie znajdzie, ale nie mówiąc jej o tym.
一
Na pewno nie piwo? Mają kilka całkiem niezłych 一 rzucił, chociaż trudno powiedzieć czy faktycznie tak uważał, po prostu dalej odrobinę się droczył. Musiał przyznać, że Marie, kimkolwiek była, wykazywała się ogromną cierpliwością. Co ciekawe, mógł ją sprawdzić i to całkiem łatwo. Nie zrobił tego jednak, bo co to by była za frajda, gdyby odebrał sobie możliwość powolnego odkrywania tego, kim była jego randka i czego tak naprawdę chciała.
一
A kto powiedział, że je lubię? 一 odparł pytaniem na pytanie, stukając palcami o kartę, którą mu podsunęła. Uśmiechnął się szerzej, słuchając jak zwinnie radzi sobie z odpowiadaniem na jego teksty. Nie chciał tutaj nic jeść, ale nie dlatego, że żarcie na pewno zdrowe nie było, ale dlatego, że skoro i tak nie była głodna, to nie warto było tracić na to czasu. 一
Niedawno ktoś mi powiedział, że wódka, w odróżnieniu od wina, jest dla prawdziwych mężczyzn. Nie twierdzę, że miał rację. A ty co o tym myślisz? 一 rzucił, przypominając sobie opryskliwego kelnera z muzycznej gali z zeszłego tygodnia.
一
Skinny Bitch 一 rzucił w pewnym momencie, przez chwilę patrząc prosto na Elenę, ale ostatecznie znowu się uśmiechnął i przeniósł wzrok na barmana, który właśnie postawił kilka kufli z piwem na stoliku obok. 一
Dwa razy 一 dodał i podał mężczyźnie banknot, który zawierał spory napiwek. Niech nie marudzi, że powinni zamawiać przy barze. Faktycznie się udało, bo mężczyzna, na około pięćdziesiąt lat, skinął tylko głową bez uśmiechu, zgarnął pieniądze i wrócił do środka lokalu.
一
Nie pracujesz w korpo, prawda Marie? 一 zapytał, sięgając po papierosy. Wysunął jednego z nich, obejmując filter wargami i odpaliła płomykiem, który pojawił się po charakterystycznym pstryknięciu. Dym powoli wypełnił jego płuca i uszedł z nich przez nos chłopaka, gdy ten zmrużył lekko oczy, przyglądając się ciekawsko Santorini.
Elena Santorini