Ktoś mądry kiedyś powiedział, że dostajemy tyle ciężaru na swoje barki ile jesteśmy w stanie unieść. Życie nie było łatwe, kolorowe i przyjemne - szczególnie dla takich kobiet jak one, które nie miały tyle szczęścia w życiu aby urodzić się w bogatych rodzinach. Prawda była taka, że Meena lubiła swoje życie, miała wspaniałe dzieciństwo i za nic w świecie nie oddałaby tego, no może jedyne co by oddała to chorobę jej mamy.
Nie ważne jak ciężko było, radziła sobie, obie sobie radziły, każda na swój sposób, najważniejsze w tym wszystkim, że miały siebie i naprawdę mogły liczyć na swoją obecność i wsparcie. Przez całe życie nie miały nigdy poważnej kłótni, zazwyczaj problemy i niejasności rozwiązywały od razu. Ufały sobie bezgranicznie i dzieliły się ze sobą każdą myślą i to był chyba sekret ich długoletniej przyjaźni. Całe szczęście miały też zdecydowanie inny gust co do facetów więc o to też były spokojne.
— Nie musisz mnie przepraszać, doskonale Cię rozumiem! Poczekałabym na Ciebie tyle ile trzeba! — zapewniła ciemnowłosa, Meena była wierna i lojalna jeśli chodziło o przyjaciół i rodzinę, a ten dzień miała zarezerwowany tylko i wyłącznie dla Devon. Evans zrobiła też coś czego nigdy nie robiła, wyłączyła swój telefon w razie gdyby Galen postanowił znów uraczyć ją swoimi wiadomościami o dziwnej treści.
— Mówisz i masz, dzisiaj ja stawiam! — rzekła z uśmiechem i odwróciła głowę w stronę stojącego na wejściu kelnera, który odczytał jej niemą prośbę o podejście, Meena zamówiła butelkę wina i najpewniej coś do jedzenia co obie lubią. Kiedy młody mężczyzna odszedł ciemnowłosa skierowała swoje spojrzenie na Maddox.
— Rozumiem, mam podobnie z tatą, wiesz to nie jest nic złego, że dalej sobie nie radzisz z tym. Kochałaś ją i cholernie tęsknisz, masz prawo. Nie zapewniam, że będzie lepiej, ale na pewno pewnego dnia będzie lżej. — uśmiechnęła się ciepło i wyciągnęła swoją dłoń w stronę przyjaciółki i położyła na tej jej, chciała jej dać wsparcie i miała nadzieję, że Dev wiedziała, że może zawsze do niej zadzwonić.
— A jak tam z pogodzeniem dwóch zawodów jednocześnie? Radzisz sobie? — dopytała już zabierając swoją dłoń, podziwiała przyjaciółkę, że umiała rozerwać się na dwa etaty. Chciała jej nawet zasugerować, że dobrym rozwiązaniem byłoby np. zatrudnienie kogoś do kwiaciarni jeśli w dalszym ciągu nie chciała jej sprzedawać. nic dziwnego, Meena jakby odziedziczyła biznes po ojcu też kurczowo by go trzymała przy sobie.
— Dobrze wiesz, że nie mogę tego zrobić, Dev. Nigdzie mi nie zapłacą tak samo dobrze jak tutaj za bycie asystentką. — wyznała, nie mogła zmienić pracy, musiała za coś opłacić pobyt swojej mamy w hospicjum.
— Poza tym... — przerwała bo do stolika wrócił kelner z butelką jakiegoś dobrego wina i daniami, pewnie czymś lekim czy coś. Kobiety podziękowały chłopakowi kiedy napełnił ich kieliszki, Meena od razu chwyciła za swój i upiła dość sporego łyka.
— Zaprosił mnie dzisiaj do jakiegoś kina, bo stwierdził, że totalnie nie znam się na filmach. — wypaliła jakby nigdy nic, dokładnie takim samym tonem jakby powiedziała, że dzisiaj jest naprawdę słoneczna i piękna pogoda.
— Żeby tego było jeszcze mało dzisiaj rano przed zebraniem zapytał czy kogoś mam... — zmarszczyła delikatnie nos bo w dalszym ciągu nie potrafiła rozpracować skąd i dlaczego pojawiło się takie pytanie z ust jej szefa, kompletnie tego nie rozumiała.
— A i podpisaliśmy umowę z ludźmi z Teksasu, Galen tzn. Prezes Wyatt życzy sobie aby POLECIAŁA z nim do Teksasu. — kolejny spory łyk wina wylądował w ustach Meeny, na stolik odłożyła prawie pusty kieliszek i poprawiła się na krześle.
— Jak mam się z tego wymiksować? Nie powiem mu, że nie polecę bo mam fobię przed samolotami i dostanę ataku paniki. Nie mam przecież pięciu lat. — spojrzała na Dev, mina Evans była niemalże błagająca, liczyła, że przyjaciółka podsunie jej jakiś dobry pomysł. Bo zmyślona historia o chomiku i kotu wcale nie działała.
Devon Maddox