Strona 1 z 1

albo mnie zabijesz, albo mnie pokochasz

: sob lip 12, 2025 1:44 pm
autor: Galen L. Wyatt
dwa


Niebo nad Toronto wyglądało tego wieczoru jak płótno niedomyte z dnia.
Szaro-błękitne, z delikatnym poblaskiem złota, jakby ktoś próbował dodać mu odrobinę uroku przed nocą. Idealna sceneria na kieliszek czegoś mocnego i rozmowę z kimś, kto nie zastanawia się ile kosztuje Twój zegarek, albo jak skończysz dzisiejszy wieczór, kolejnym skandalem? Galen nie byłby sobą, gdyby nie zamierzał tej scenerii podziwiać z restauracji na dachu, a przecież wiedział, że Eun ma lęk wysokości.

Winda sunęła w górę, a Galen Wyatt stał w niej jakby nic w życiu nie robił częściej. Pewny siebie i niewzruszony. Oparty nonszalancko o ścianę, w białej koszuli z rozpiętym guzikiem pod szyją i marynarką przewieszoną przez ramię, wyglądał bardziej jak aktor po premierze niż prezes zarządu wielkiej firmy. Ale to przecież była jego specjalność – wyglądać tak, jakby właśnie uciekł z sesji zdjęciowej, nawet jeśli miał za sobą dwunastogodzinną batalię z ex-dyrektorem finansowym i jeszcze bardziej dramatyczną batalię z własną skrzynką mailową.

Rzut oka na nią.
Wiedział. Widział to w jej oczach jeszcze zanim cokolwiek powiedziała. Te palce zaciśnięte na torebce trochę zbyt mocno. Ta nienaturalna sztywność w ramionach. I to spojrzenie: „jeszcze jedna sekunda, a cofnę się na parter i zamówię Ubera do domu”.

Zabijesz mnie, Rosendale. — powiedział z tym swoim półuśmiechem, który balansował gdzieś pomiędzy rozbawieniem a lekkim politowaniem. — Mogłaś powiedzieć, że masz ochotę na sushi w barze karaoke. Nie musieliśmy od razu pakować się na trzydzieste ósme piętro, żeby mnie otruć zupą miso, ale Ty powiedziałaś, Ty wybierz... Dokładnie tak napisałaś mi w wiadomości, a niebo nad Toronto wygląda dzisiaj jak zjawisko. Ty też wyglądasz zjawiskowo — dodał chcąc załagodzić sytuację, ale w tej chwili nie pomógł nawet urok Galena Wyatta. Winda pachniała drogimi perfumami i stresem. Tyle że nie jego.

Spojrzał na wyświetlacz. Jeszcze dwa piętra.
Jakby to miało znaczenie. Wiedział, że dla niej każde piętro to osobna wojna. Na samym dachu. Ale przecież nikt nie każe jej tam tańczyć kankana na krawędzi, usiądą spokojnie przy stoliku, wypiją drinka, zjedzą coś dobrego i już. Będzie można wrócić na ziemię.

Ale wiesz co? Nie odpuszczę ci. — dodał po chwili, zaskakująco łagodnie. — Nie po tych wszystkich twoich pogadankach o „wychodzeniu ze strefy komfortu” i „życiu pełnią”. Dzisiaj żyjesz pełnią – pełnią wysokości i wiatru we włosach. Plus, ja płacę. Więc win-win. — kolejny anielski uśmiech, na pokrzepienie. Prawda jednak jest taka, że w Galenie z tego anioła było bardzo mało, może w sytuacjach kryzysowych, a na pewno nie w dzisiejszej, w której sprawdzał wytrzymałość Eun. Nie mógł się powstrzymać, myślał o tym od dnia, kiedy raz mimochodem wspomniała mu, że ma lek wysokości.

Drzwi windy otworzyły się powoli z cichym westchnieniem.
Na zewnątrz czekał taras, światła, nastrojowa muzyka i kelner, który wyglądał jakby urodził się w smokingowej muszce.

Galen uniósł brew i spojrzał na nią.
No dalej, modelko. Chodź. Na wypadek gdybyś zemdlała, mam dobre ubezpieczenie. Ale jeśli mnie pociągniesz ze sobą – wiedz, że będę nawiedzać cię z zaświatów przez resztę życia.

Wyszedł pierwszy, ale zwolnił przy drzwiach, by wejść razem z nią. Uśmiechnął się jeszcze, tym razem nieco cieplej, bardziej po ludzku, po przyjacielsku. Bo mimo żartów, naprawdę cieszył się, że się spotkali. Że po tych wszystkich wywiadach, plotkach, błyskach fleszy i... jego trzymiesięcznym milczeniu — ona nadal tu była.

Eun Rosendale. Najnormalniejsza osoba w jego nienormalnym świecie.
A jednocześnie jedyna, która zawsze potrafiła powiedzieć mu prawdę w twarz — i to z gracją, której nie powstydziłaby się nawet Victoria Beckham.

Eun Rosendale

albo mnie zabijesz, albo mnie pokochasz

: czw lip 17, 2025 3:11 pm
autor: Eun Rosendale
Nie lubiłam swojego lęku wysokości, zawsze psuł zabawę czy szaleństwo, które uwielbiałam w swoim życiu. Westchnęłam cicho. Milczałam przez kilka minut, czułam wzrok mężczyzny na sobie, jakby wiedział, że mam tę durną przypadłość, pokazując w ten sposób swoją słabość przez ściskanie torebki zbyt mocno.
- Pewnie tak będzie - powiedziałam pół żartem i pół serio, zaśmiałam się na końcu z tej sytuacji. - No właściwie miałam ochotę, ale zmieniłam zdanie, pamiętaj kobiety są nieobliczalne - zaśmiałam się przy mężczyźnie.
- Ciekawe, czy zupa miso ma Cię otruć, a sushi nie zrobiłoby tego samego, ale marudzisz - odpowiedziałam, śmiejąc się z Galena. - To prawda, niebo jest przepiękne i magiczne. Ach dziękuję to miłe - odparłam nadal uśmiechając się, bawiła ją ta sytuacja. Zapadła cisza między nami, wtedy zastanawiałam się, co kombinuje. - Hmm? No jestem ciekaw co wymyśliłeś - odparłam z ciekawością.
- Dobrze, no to zaszalejemy, to nasz dzień - wypowiedziałam, dając mu do zrozumienia, że wygrał tę batalię. Wyszła z windy spokojnym krokiem za nim, czując świeże powietrze na tarasie.
- Postaram się nie zemdleć, no, chyba że mnie złapiesz to będzie dobrze. Po co umierać? Mamy żyć pełnią życia - wypowiedziałam, próbując nie okazywać słabości, którą nosiłam w sobie, lęku wysokości.

Wyjście z ponurej strefy życia jak i pracy, zasłużyłam na taki wypad z Galenem. Niestety brakowało mi w życiu takich wyjść z mężem, który niestety jest zajęty swoją pracą, ale miałam podejrzenia, co może robić, bo nie rozumiałam, czemu nie dzwoni, nawet aby spytać o naszego małego synka. Miałam wrażenie, że popełniłam błąd wiążąc się z nim, ale urodzenie syna nie było błędem, bo jeśli odejdę od męża, to dziecko zostanie ze mną. Po zastanowieniu się, musiałam w końcu znaleźć czas dla siebie, aby żyć pełnią życia i nie cofać się przed niczym.

Galen L. Wyatt

albo mnie zabijesz, albo mnie pokochasz

: czw lip 17, 2025 6:50 pm
autor: Galen L. Wyatt
Galen Wyatt lubił te małe słabości, bo to przecież one czyniły ludzi ciekawszymi, bardziej kolorowymi, bardziej... ludzkimi? Lek wysokości był właśnie takim czymś, czymś co uczyniło dzisiaj Eun Rosendal kobietą, naturalną, piękną, ze swoim lękiem, któremu jednak chciała stawić czoła. Coś cudownego, przekraczanie granic, nawet jeśli chodziło o cudze, było dla Galena Wyatta czymś cudownym, dlatego pewnie stał w tej windzie wpatrzony w nią jak w jakiś obrazek. On przecież też miał swoje lęki, ale ukryte głęboko pod tymi błękitnymi oczami, może kiedyś też zacznie z nimi walczyć, kto to wie.

- Ale pamiętaj, że jak zrzucisz mnie z dachu i będziesz chciała upozorować wypadek, to jak będę spadał, to będę krzyczał, że to ta kobieta w czerwonej sukience, a to ponad trzydzieści pięter, ktoś na pewno to wyłapie - zażartował i puścił jej oczko. Nie wiem właściwie jaką sukienkę miała Eun, ale czerwona na pewno by jej pasowała. Pokręcił głową z tym samym uśmiechem numer pięć, który zarezerwowany był tylko dla przyjaciółek, z którymi znał się nieco lepiej niż dwa drinki i przygoda u jego w apartamencie.

- Mógłbym napisać o tym książkę, o nieobliczalności kobiet, w ogóle o kobietach, jak kiedyś rzucę Northex, to zacznę pisać poradniki... Rozdział pierwszy - zabójczo piękne azjatki, nigdy nie wiesz czy otrują cię miso, czy może sushi - parsknął śmiechem. A kiedy widna zatrzymała się wreszcie na górze, kiedy drzwi otworzyły się z cichym westchnieniem, a wiatr zaczął pieścić ich włosy delikatnymi, ciepłymi podmuchami, Galen stanął przed windą i obejrzał się na Rosendale.

- No i to mi się podoba, nasz dzień, to brzmi jak początek czegoś legendarnego - uśmiechnął się do niej, a później oparł jej delikatnie rękę na tali, by pociągnąć ją za sobą do stolika - nie mdlej, a jeśli jednak to się zdarzy, to jestem obok - znowu mrugnął do niej jednym okiem, trochę na pokrzepienie, a trochę zaczepnie zarazem, tak, jak tylko on potrafił. Poprowadził ją do stolika, odsunął jej krzesło, a gdy usiadła, to przysunął swoje obok niej, tak, że siedział po jej prawej stronie, a nie na przeciwko. Przecież miał być obok prawda? Więc dotrzyma słowa, zresztą bądźmy szczerzy Galen Wyatt to był mistrz przekraczania granic. On po prostu nie rozumiał pewnych rzeczy, na przykład takich, że z mężatką może powinien zachować chociaż odrobinę dystansu? Ale z drugiej strony dystans z przyjaciółką, jak to w ogóle brzmi? To chyba jakieś dziwne wymysły kochanków, którzy udają, że nic między nimi nie ma.

- Myślisz, że da się tutaj zjeść miso? A to sushi nas serio nie otruje? Bo teraz sam nie wiem i chyba zdecyduje się na coś innego - zajrzał w menu, ale tylko przeleciał wzrokiem po karcie dań większą uwagę przywiązując do trunków - bąbelki, czy coś innego? Tylko nie mów, że woda, bo pamiętaj, że mamy żyć pełnią życia - zerknął na nią z ukosa. Nie wiedział czy jej synek jest na tyle mały, że trzeba go karmić, zresztą Galen Wyatt bardzo mało wiedział o dzieciach i pewnie gdyby Eun mu powiedziała, że ma pięć miesięcy, to by zapytał, czy mają mu wziąć coś na wynos.

- Opowiesz mi co słychać w rodzinnym gniazdku, które sobie uwiłaś, czy totalnie dzisiaj odbiegamy od tematu, a ja udaję, że wolę posłuchać o jakiś pikantnych smaczkach z życia modelki, a nie przykładnej mamusi? - zapytał zerkając na nią znad menu, które po chwili już zamknął i odłożył na stolik, a spojrzenie utkwił prosto w jej twarzy. Może i Wyatt nie był gościem, który wygląda, jakby lubił opowiastki z życia rodzinnego, ale w zasadzie to lubił je, sam takich nigdy nie miał, więc to było dla niego jak odkrywanie jakiś nieznanych lądów. Całkiem ciekawe doznanie.

Eun Rosendale