Galen L. Wyatt
— Trochę to problematyczne podejście, śledczy Cię wezmą, tylko po to by dopytać, dlaczego dzwoniłeś do niego przed śmiercią. Dla Ciebie i firmy to delikatna medialna skaza — stwierdziła, analizując dłużej całą sytuację. Nawet wywoływanie zawałów wydawało się być czymś skomplikowanym. Ktoś mógł podtruwać starego Wyatt'a, a w mniej przyjemnych okolicznościach Galen stałby się kandydatem oskarżenia numer jeden. Umówmy się, mało ludzi przepadało za bogaczami. Ława przysięgłych nie byłaby po jego stronie. Na pierwszy rzut oka widać, że był bucem.
— Mogę tylko powiedzieć jedno, lepiej żebym była po twojej stronie — skwitowała krótko, unosząc delikatnie kąciki ust. W sprawy cywilne starała nie wchodzić. Nie bawiły ją zdrady, rozwody, bękarty, mało w tym było piękna. Można było uznać to za swego rodzaju zboczenie zawodowe, bo o ile nie było krwi, akcji, to Charlotte niezbyt się interesowała
— coś w tym jest, także uważaj. Nie chcesz bym wzięła Cię na celownik! — parsknęła, obracając szkłem w dłoni. Czasami zastanawiała się, czy wzięłaby sprawę przeciwko najbliższym. Wyatt był dupkiem, ale nie podejrzewałaby siebie o celowe jego zranienie. Wolała trzymać się z daleka od spraw cywilnych też z tego powodu, że istniała możliwość oskarżenia własnego przyjaciela
— Galen, ty stary cepie! — krzyknęła, gdy zwrócił na nią uwagę tłumu. Poza salą sądową wolała pozostać niezauważona. Miała różnych klientów i nie przy każdej okazji udało się ich zadowolić
— czyli twierdzisz, że nie masz na boku żadnej innej pani mecenas? — spytała, unosząc do góry jedną ze swoich brwi. Dla Charlotte były pozytywne określenia, takie jak cizia, typiara, a nawet szmaciura. Z kolei jakby ktoś ją nazwał latawicą, to ruszyłaby wszystkie morza i oceany, by zniszczyć takiego osobnika. Słownik określeń kobiet wydawał się istotny. Łatwo było naruszyć granicę dobrego smaku.
— Bo masz przechlany wzrok i wory pod oczami jak u szopa? — nawet nie musiała się zbytnio zastanawiać. Nie dziwił jej styl życia prowadzony przez Galena, przyjmowała go jako normę
— ah, blask... To może je załóż, bo zginę w twoim blasku — mruknęła z dość poważną miną. Już sama nie do końca wiedząc, czy powinna uciec od stolika. Taki poziom cringe'u jej zaczął przy nim towarzyszyć
— albo nie, będę tą ćmą, która leci prosto w stronę lampy i ginie — roześmiała się, upijając łyk z dolanej whiskey. Bawiły ją te przekomarzanki z Galenem. Był palantem, a jednak lubiła spędzać z nim czas. Czuła swego rodzaju swobodę przy nim, której nie dało się ukryć. Wzięła głęboki oddech, przymykając na moment oczy
— Galen, Galen, ja nic nie widzę! — powiedziała przerażona Charlotte, rozglądając się dookoła
— nic oprócz twojego blasku — dorzuciła po chwili, parskając krótko śmiechem i szczerząc się do przyjaciela. Tolerowała cały dziwny zestaw jego zachowań, głównie przez to że działo się to ze wzajemnością. Oboje byli specyficznymi ludźmi, o którzy potrzebowali przy sobie drugiej połówki. Nie w sposób romantyczny, a przyjacielski. Przecież nie istniałby człowiek żyjący bez przyjaźni, a gdyby tak to miałby niesamowicie smutne życie.
— Nie Galen, u Ciebie by to nie wyszło — prychnęła Charlotte bez większego zastanowienia. Nie był typem osoby, u której mogłoby to zadziałać. Nie miał w sobie tyle klasy co Cassian. Jakby tak postawić ich dwójkę obok siebie, różnili się praktycznie wszystkim
— on jest inny. W ogóle nie przypomina Ciebie. Jest spokojny, stonowany i ani razu nie pochwalił tego, czym mnie natura obdarzyła — delikatnie się rozmarzyła, kiedy przypominała sobie tamte chwili. Może w tym doszukiwaniu prawdy na jego temat, on bardziej poznawał ją? Miała w sobie dosyć sprzeczne uczucia, nawet jeśli chodziło o brak jakiegokolwiek kontaktu fizycznego
— bardziej próbował doszukać się mnie, a eargasm zagwarantował tym, że podzielił się własnymi uczuciami... — zaśmiała się delikatnie, przechylając szklankę z whiskey. Czy przypadkiem nie odpływała na samą myśl o nim? Westchnęła cicho
— to było magiczne — mruknęła, odkładając szklankę z powrotem na blat. Sama sytuacja powodowała u niej wewnętrzną frustrację z wielu powodów. Normalne stosunki z mężczyznami wydawały się prostsze. Taki Galen był palantem, ktoś inny przyklejał się do niej jak mucha do lepa. Lennox wzbudził w niej dziwne uczucia, których nie była w stanie odczytać. Z bardziej imprezowego, wesołego nastawienia zmieniła się na depresyjne narzekanie o sensie życia.
— Zaraz się zrzygam! Eee — aż się odwróciła i momentalnie zademonstrowała odruchy wymiotne, gdy wspomniał o zręcznych palcach. Nigdy więcej nie popełniłaby tego życiu, by splotły się ich losy w łóżku, o ile kiedykolwiek do nich doszło. Była pewna, że ich relacja weszła na zdrowy poziom, w którym mogli opiekować się nawzajem bez fizyczności
— jakbym chciała poczuć twoje palce, to już bym je czuła — szybko pojawiło się na jej twarzy obrzydzenie, jakby oglądała właśnie operację przeprowadzaną na jej psie. Wzdrygnęła się, kręcąc głową. Pewnie to nadmierne swatanie parę lat wcześniej dawało znaki.
— Wpisz, zobaczymy, jakie latawice obsługują — była niesamowicie ciekawa, jak wyglądała taka usługa i kto ją spełniał. Co prawda znała kilka prostytutek, broniła je w sądzie. Nigdy nie miała jednego konkretnego typu urody, były jak kwiaty w ogrodzie. Każda wyjątkowa, ale przez nieszczęśliwe drogi życia trafiła do tego zawodu. Przykre, jednak teraz przysunęła się krzesłem bliżej Galena, by móc patrzeć, jakie kobiety mógł znaleźć w sieci.
— Co, Wyatt? — uśmiechnęła się ironicznie
— starość, nie radość? — parsknęła krótko, słysząc o zgadze. To już nie ta sama wątroba, czy żołądek, która była kilka lat temu. Jednak po trzydziestce ludzie nie poznają się już w klubie, a w kolejce do lekarza. Organizm zaczyna wysiadać i błagać o odrobinę przerwy.
— To w takim razie była to kolacja służbowa, a nie randka — odparła poważniejszym tonem, marszcząc przy brwi
— chyba że było coś, co mogło sugerować inaczej? — dopytała, spoglądając na mężczyznę z troską. Zastanawiała się, co dokładnie siedziało mu w głowie. Skąd od razu randka? Nigdy nie potrafiła zrozumieć myślenia Galena w stu procentach, a teraz tylko się to pogłębiało.
— Weź, nie obdzieraj jej z prywatności — powiedziała karcącym tonem, wzdychając ciężko. Takie zdjęcia powinny zostać zarezerwowane tylko dla jednej osoby. O ile zostały stworzone za pozwoleniem. Może dlatego Charlotte postanowiła zmienić swój typ mężczyzny na ponuraka.
— to się nazywa bycie palantem, mój drogi — dodała, unosząc wskazujący palec i kilka razy nim wymachując. Wyglądała jak typowa nauczycielka, gdy jej ulubiony uczeń właśnie coś przeskrobał. Machnęła już na to ręką, potrzebowała więcej detali
— ale, hm, może po prostu ubranej inaczej? — zaproponowała Lotte. Sama wyglądała ohydnie, idąc do sądu
— ludzie zwykle nie stroją się do pracy — chyba że byli Galenem Wyatt'em, on musiał być najjaśniejszą gwiazdą na całej kuli ziemskiej.
— Zdecydowanie, mam wrażenie, że pół Toronto to Lennoxy — jedna z jej najlepszych przyjaciółek była siostrą Cassiana. Jakim cudem go nie spotkała? Był zbyt aspołeczny. Pewnie ze swojej jaskini wychodził tylko do sądu
— naprawdę? I co pamiętasz na jego temat? — spytała z błyskiem w oku. Najchętniej zobaczyłaby jego zdjęcie nastoletnie. Mogłaby się pastwić nad nim przez kilka dłuższych chwil
— jakby stanął obok Ciebie, to 10/10. Ze mną 12/10, bo piękna kobieta dodaje uroku — poprawiła mężczyznę delikatnie rozbawiona
— też jest zacięty, bardzo lubi mówić o faktach i jest ponurakiem. Między nami już zmierzyłam się z nim w sądzie i wygrałam — była niesamowicie dumna z tamtej sprawy. Oczekiwała jedynie na apelację. Przed rozprawami nie odezwała się do niego słowem po zawiązaniu ich zakładu. Wygrała go i to doprowadziło ją do dziwnej skrajności, w której zwierzała się z zauroczenia.
— Nie wiem, czy będzie chętny na coś takiego — wymruczała, znając odpowiedź. Nie mogła powiedzieć Addison o ich wspólnym spotkaniu, a co by mówić więcej o podwójnej randce, z kimś kogo mógł znać
— jest raczej samotnikiem i wątpię, by chciał się afiszować czymkolwiek, co jest związane ze mną — wydukała lekko wytrącona z rytmu. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym mniejsze miała u niego szanse. Pewnie kolejnej randki nie będzie, a ona zostanie starą panną z dziewięcioma kotami
— kurwa, Galen, napisał mi SMS'a! — rzuciła telefonem jak poparzona. Kilka dni ciszy, nie do tego była przyzwyczajona. Pisnęła głośno i wstała, by uwolnić swoją pijaną energię przez skakanie
— pyta, czy mam czas w weekend — rzuciła całkowicie przerażona, przytykając telefon Galenowi do nosa. Co miała teraz odpisać? Bejbe, mój terminarz jest pełny, takiej kobiecie odpisuje się po dniu od pierwszej randki? Przecież brzmiałoby to totalnie idiotycznie.