27 y/o, 169 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Galen L. Wyatt

Charlotte poprawiała w lustrze swoją czarną, skórzaną kurtkę. Sprawdzała, czy sukienka odpowiednio na niej leżała. Mogło to być zwykłe spotkanie ze starym przyjacielem, ale na każdym kroku musiała zadbać o najmniejszy detal. Kiedy ubrania miała już wybrane, spędziła kolejne minuty na tuszowanie rzęs. Przygotowywała się na wieczór na mieście, a nie na rozprawę. Następnie pomalowała usta czerwoną szminką, finalnie sięgnęła po złote kolczyki i zapięła je jednym ruchem. Zlustrowała się jeszcze sprawdzając, czy wszystko w porządku. Gotowa spakowała paczkę papierosów, zapalniczkę, klucze do domu oraz portfel.
Wieczór w pubie było dla niej czymś więcej niż kuflem piwa. Ucieczką od codzienności, kłótni z prokuratorami. Potrzebowała, chociażby na moment skonsultować, co tak właściwie przeżywała. Galen wydawał się właściwą osobą na dobrym miejscu.
Na miejscu pojawiła się wcześniej, zawsze korki mogły zatrzymać ją na miejscu. Wchodząc, lustrowała ciepło światło drewnianych lamp, ludzi zajmujących się swoimi rozmowami, zapachem dymu tytoniowego. Te wszystkie składniki razem świadczyły o wolności. Charlotte podeszła wpierw do baru, zamówiła sobie kufel, a następnie zaczęła krążyć między stolikami. Finalnie znajdując jeden, stosunkowo na uboczu, by mogła spokojnie porozmawiać z Galenem.
Rozsiadła się na dobre i wzięła sporego łyka. Od razu na jej twarzy pojawił się charakterystyczny biały wąs po pianie z piwa, kiedy zauważyła mężczyznę.
— Dobrze Cię widzieć, mój drogi — odparła, wstając, by móc się przytulić na samo przywitanie — idź sobie zamów piwo, nie wiedziałam, które powinnam Ci kupić. Polecam tę białą ipę, wypiłabym całą na raz. Jest super — kiwnęła głową w stronę swojego kufla — mam wrażenie, że całe wieki Cię nie widziałam. Nie wydoroślałeś trochę? Albo może odrobinę urosłeś? — spytała się zaciekawiona, próbując znaleźć jakiekolwiek ślady zmian u starego znajomego.
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

pięć


Galen Wyatt wszedł do pubu tak, jakby właśnie zszedł z bilbordu reklamującego perfumy z górnej półki. Skórzana kurtka, koszula zapięta tylko do połowy (bo przecież nie lubił, kiedy było mu zbyt... skromnie), ciemne dżinsy, lustrzane okulary, które przecież nie były mu wcale potrzebne, a w dłoni – telefon, na który rzucił ostatnie spojrzenie, zanim podniósł wzrok i jego usta rozciągnęły się w znajomym, półleniwym uśmiechu.

Oczywiście, że zauważył ją od razu. W końcu to Charlotte Kovalski. Nawet jakby schowała się pod kapeluszem i peruką, i tak wypatrzyłby ją po sposobie, w jaki trzyma kufel – nonszalancko, ale z klasą. Zawsze tak było. Pewne kobiety mają w sobie coś takiego, że nawet kiedy piją piwo, albo palą papierosa to mają w sobie klasę, jakiś taki magnetyzm i seksapil, i ona właśnie to miała. Aż dziwne, że Galen temu nie uległ, a może uległ, dawno temu?

Cześć, Lottie — Uniósł dłoń w geście powitania, zanim pozwolił sobie na krótkie objęcie, pachnące lawendą, dymem i czymś jeszcze bardziej znajomym niż wszystkie zapachy razem wzięte. — Miło widzieć, że mimo upływu lat wciąż potrafisz pić piwo z takim wdziękiem, jakbyś studiowała ten proces we Francji chérie.

Skinął głową do barmana.
Biała ipa, mówisz? Skoro poleca pani adwokat, to musi być warte grzechu — zamówił dokładnie to samo i usiadł na przeciwko niej. Galen nie przepadał za piwem, był raczej smakoszem whisky, więc nie omieszkał zamówić butelki, lodu i dwóch szklaneczek. Jak się bawić, to się bawić, prawda? Zwłaszcza, że nie za często mieli takie okazje. Zaczną od piwa, skończą na whisky, a po drodze może jeszcze jakieś banie z kolorowych szotów, żeby było jak to mówią... urozmaicenie.

Rozejrzał się po lokalu, rozsiadając się wygodnie na krześle. Jak zawsze – za bardzo. Jakby jego miejsce na świecie było o dwa centymetry szersze niż innych ludzi. Galen Wyatt i jego ego potrzebowało więcej przestrzeni. A właśnie...

Nie wydoroślałem, moja sekretarka nawet twierdzi, że cofam się w rozwoju. Ale dorosłość jest przeceniana. Wzrost? Możliwe, trafiłem ostatnio na zajęcia z pilatesu na mojej siłowni, bo prowadząca była bardzo... przekonywująca, elastyczna i w ogóle, a wiesz jak to mówią, jak się człowiek dobrze porozciąga... Ego na pewno mi się od tego rozciągnęło — poruszył śmiesznie brwiami, żeby wiedziała, co ma na myśli. Na pewno wiedziała, znała go aż za dobrze.

Upił łyk piwa, przymrużając oczy, jakby analizował jego smak z całą powagą znawcy whisky, a potem przyznał:
Dobre. I to mówi facet, który zwykle pije rzeczy, których nazwy kończą się na ‘XO’.

Nachylił się trochę bliżej nad stołem, opierając łokcie o blat. A ręką sięgnął do jej policzka, żeby kciukiem zetrzeć z niego ślad po piwie. Cały Galen - typ, który łamie wszelkie granice, od razu, bez owijania w bawełnę.

To teraz mów. Kto cię ostatnio zdenerwował? Prokurator? Kochanek? Matka? Klient, który myśli, że zna się lepiej, bo przeczytał jedną książkę Grishama? — zmrużył lekko oczy, rozbawiony, ale w jego spojrzeniu było coś więcej niż tylko beztroska. Jakby naprawdę chciał wiedzieć.

I czemu, do cholery, nie spotykamy się częściej? Przecież to nasze przeznaczenie: ty, ja i biała ipa — uniósł kufel, jakby wznosił toast za to spotkanie i idealne połączenie.

Charlotte Kovalski
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o, 169 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Galen L. Wyatt

Nie mogła powstrzymać się od zlustrowania wzrokiem Wyatta. Wyglądał tak samo dobrze jak zwykle. Niczego by mu nie odjęła. Pewny siebie krok, intensywne perfumy i ta aura, którą posiadał, kiedy wkraczał do jakiegoś pomieszczenia. Kiedyś by na to poleciała, a teraz? Znała go jak łysego konia. Dalej lubiła przebywać w jego towarzystwie mimo wszystkich skandalów. W pracy przebywała z gorszymi typami, dla niej Galen wydawał się być niczym uroczy kotek, który raz na jakiś czas pokazuje swoje pazurki.
— Ach, słońce, pewne rzeczy są jak jazda na rowerze — albo jak picie piwa — tego się nie zapomina — uniosła kufel ze spokojem i gracją, jakby był to kieliszek szampana, a nie tanie piwo. Po chwili upiła łyk, odkładając kufel z lekkim stukotem. Zaraz zaczęła wodzić palcem po szkle, jakby zastanawiała się, czy było w nim coś więcej niż smak zwykłej ipy. Finalnie rzuciła z przekąsem — A Tobie jak widzę nie brakuje ani sarkazmu, ani zamiłowania do mojego stylu — dodała, wzdychając ciężko. Lubiła te krótkie momenty przekomarzania się. Mogli się nie widzieć dłuższy okres czasu, a kiedy zasiadali do trunków zachowywali się, jakby nigdy nie wstali od stolika. Miała to pewny magiczny urok.
— Cóż, ta ipa smakuje lepiej niż moje decyzje życiowe — zaśmiała się Charlotte. Z biegiem czasu żałowała wybrania własnego zawodu. Mogła mieć dużo łatwiejsze życie, więcej pieniędzy, a mniej nauki. Zamiast tego postanowiła wybrać coś, co ją pasjonowało, ale przypłacała to śmiercią wielu kontaktów towarzyskich. Inaczej nie byłaby w stanie przetrwać — whiskey? — spytała, unosząc jedną brew do góry — na wspomnienie dawnych zasług, czy błędów? — spytała, wbijając swój wzrok w butelkę. Z tym alkoholem zawsze kończyła źle przy Galenie. Rzadko kiedy puszczały jej tak bardzo hamulce, nigdy nie była w stanie wybrać momentu zakończenia picia, a wtedy kończyło się to zawsze, klęcząc przed toaletą — już sama nie wiem, czy chcesz mnie upić, czy rozbroić, ale w obu przypadkach szanuję twój wybór — rzuciła, upijając solidny łyk piwa. Była gotowa na tę gorączkę sobotniej nocy. Finalnie, będzie mogła puścić wszelkie mechanizmy bezpieczeństwa i odpocząć od prawniczego gwaru.
— Błagam, nie opowiadaj mi o twoich podbojach miłosnych — odparła, słysząc o sekretarce i instruktorce pilatesu — nie wiem, czy będę w stanie to przeżyć — wizja jakiekolwiek biednej duszyczki z Galenem u boku była zbyt drastyczna, żeby była w stanie to przeżyć. Może dlatego tak długo się nie widzieli? Musiała strawić zachowanie ostatniego alkoholizowania się — ego to już dawno było wywalone poza skalę — prychnęła, jakby to było coś niesamowicie oczywistego. Chyba nie znała osoby z większym mniemaniem o samym sobie — obym pomieściła się z nim przy jednym stoliku — zażartowała finalnie Charlotte, uśmiechając się szeroko. Często wbijała szpileczki, ale tylko u osób które naprawdę lubiła i szanowała. Przy innych nie byłaby w stanie.
— Uroczy jak zawsze — rzuciła, kiedy ściągnął jej piwnego wąsa. Domyśliła się, o co mogło chodzić kiedy tylko ją dotknął. Dla niej było to naturalne, tak jak pojawiająca się rosa rano. Pewnie mogłaby chodzić przed nim nago, a i wtedy nic by sobie z tego nie zrobiła — Grisham? Gdyby chociaż to był Chandler. Ale nie. Typ od kredytów hipotecznych, który po „Czasie zabijania” uznał się za eksperta od prawa karnego — był taki jeden klient, który doprowadził ją do prawdziwej wściekłości. Pozjadał wszystkie rozumy, kiedy starał się o apelację. Musiała go całkiem długo wyjaśniać, by wszedł na odpowiedni bieg zdarzeń — dodatkowo taki jeden prokurator, nie potrafiący wyjąć kija z dupska — mruknęła pod nosem i znowu w jej głowie pojawił się obraz Cassiana. Lubiła powodować u niego tę minę pełną irytacji — ale założyłam się z nim o randkę — zaśmiała się gorzko. Właśnie padł moment bycia żałosnym. Aż wzięła kufel piwa i wypiła wszystko, co się w nim znajdowało na raz — a to totalnie nie w moim stylu — westchnęła cicho. Próbowała zachowywać się wobec niego zabawnie, ale zwyczajnie nie była w stanie utrzymać tego zbyt długo. Poza tym miała wrażenie, że mężczyzna szczerze ją nienawidzi.
— Bo kiedyś piliśmy śmiejąc się do rana. A potem przyszła whiskey… i zaczęliśmy mówić prawdę — powiedziała poważnym tonem, dopiero po chwili uroczo się zaśmiała. Dzisiaj musiało ich czekać coś podobnego, skoro na stole został już postawiony ten trunek — Może lepiej powiedz, co tam u ciebie… zanim whiskey zrobi to za ciebie. — rzuciła, wyciągając papierosa. Jeszcze gestem spytała, czy poczęstować nim Galana. Kilka sekund błądziła po torebce, zanim znalazła zapalniczkę. Wzięła pierwszego bucha i spojrzała na przyjaciela. Czekała na streszczenie najważniejszych punktów z jego życia.
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

Jeszcze nie poznałem drugiej takiej, która z taką gracją potrafi się pozbierać z chodnika o czwartej nad ranem, w tym samym czasie zamawiając taksówkę i robiąc wykład na temat życia nocnego w Toronto — roześmiał się, no cóż, rzeczywiście tych dwoje plus whisky równało się mieszanka wybuchowa. Mogło wydarzyć się wszystko, ale kto by się tym teraz przejmował? Na pewno nie Galen, który czuł w kościach, że ta noc będzie legendarna. Stąd ta whisky, stąd awaryjna karta kredytowa schowana głęboko w środkowej kieszeni marynarki i durny uśmieszek na ustach.
Teraz się zastanówmy, czy tutaj naprawdę robią tak cholernie dobre piwo? Bo jeśli tak, to kupuję ten lokal, czy po prostu coś nam w życiu nie wyszło... — Galen mógł z nią zbić piątkę, właściwie pewnie już nie raz to zrobili. Złote dzieci, które musiały skończyć dobre szkoły, a później znaleźć sobie dobre posadki. Tylko, że Charlotte poszła za marzeniami, a Galen, poszedł w ślady ojca, którego nie chciał jeszcze wtedy zawieźć. Często żałował tej decyzji, mógł jak siostra się od tego odciąć, ale nie on wolał iść śladami wielkiego człowieka, szkoda tylko, że teraz czuł, że się w tych śladach zapada.
Jakich błędów Lottie? My i błędy? Same zasługi. A whisky to tylko tak dla kurażu, żeby nie było, że chwalimy się na trzeźwo — mrugnął do niej okiem. No tak, może gdyby ktoś ich nie znał to by ich kupił, oboje. Takie twarzyczki jak z okładki żurnala, coś zadziornego w spojrzeniu, ale jednak Pani prawnik i Pan prezes, piękni, młodzi, idealni. Powiedzmy.
Uroczy, skromny, a tu jakieś wywalone ego... Phi — prychnął z udawanym wzburzeniem, za dobrze go znała. Właściwie mało kto na świecie znał go tak, jak ona, te jego sztuczki i gesty. Trochę to przerażające. Pociągnął łyk whisky, nawet nie mrugnął, kiedy ostry smak spalił mu gardło. Jakby to było coś, co znał od zawsze. Jak jej śmiech. Jak te pieprzone szpileczki wbijane w ego, które tak uwielbiali. Drobne przekomarzanki sprawiające, że ta relacja jest prawdziwsza niż inne. Oparł łokieć o stół i pochylił się lekko w jej kierunku, kiedy zaczęła mówić o tym prokuratorze, jakby to była jakaś tajemnica, coś tylko dla niego, znał tej jej ton. Facet musiał zrobić na niej wrażenie, kwestia tylko czy tak złe, czy tak dobre?
Zagwizdał, gdy wspomniała o randce, posłał jej ten jego klasyczny półuśmiech, z którym można było iść do piekła i jeszcze powiedzieć, że jest ładnie urządzone.
Co do twojej randki z tym prokuratorem… Nie wiem, kto jest bardziej szalony. Ty, że to zaproponowałaś, czy on, że się zgodził — wyciągnął rękę i jednym palcem odsunął jej pusty kufel, a podsunął szklankę na whisky. Drobny, nieznaczący gest, ale zostawił w powietrzu wrażenie, że robi to od lat. Jakby już setki razy był tym, który przekracza dystans pierwszy.
Tak czy inaczej, Charlotte Kovalski — mruknął miękko, nachylając się jeszcze odrobinę — nie dam ci dziś wstać od stołu z uczuciem, że jesteś żałosna. Nawet jeśli wypijesz całą tę butelkę i będziesz cytować Chandlera — oparł się z powrotem, ale spojrzenie zostało — spokojne, pewne i trochę zbyt uważne. Jakby coś już wiedział.
U mnie? Wiesz. Prezesura, dramaty, zbyt ładne sekretarki i pilates w grafiku tylko dlatego, że prowadzi go kobieta z nogami dłuższymi niż moja kariera. Standard — wzruszył ramionami z tą swoją nonszalancją, za którą ludzie albo go kochali, albo chcieli go udusić — ale wiesz co, czuję w kościach, że się oboje przejedziemy na tych naszych służbowych relkach i któregoś dnia skończymy z jointem na dachu siedziby Northexu, debatując, kto pierwszy rzuci wszystko i otworzy food trucka z tacos — zawiesił spojrzenie na niej z tym swoim krzywym uśmiechem, jakby całkiem poważnie rozważał scenariusz z taco-biznesem.
A może spółka? Oczywiście ja bym tylko kasował i wyglądał ładnie przy okienku, wiadomo. Ty ogarniałabyś wszystko inne, jak zawsze — roześmiał się, a potem pokręcił głową.
Jakby się ktoś kiedyś zastanawiał dlaczego Charlotte Kovalski i Galen Wyatt nie byliby idealną parą? Odpowiedź jest prosta, byli do siebie zbyt podobni, za bardzo, te charaktery, te cięte riposty, te piękne buzie, mieli nawet podobne dramaty.
Postanowiłem zaprosić na kolację moją sekretarkę — rzucił jakby nigdy nic, a potem sięgnął po fajkę. Galen nie palił, ale awaryjna paczka papierosów jeździła z nim autem, gdyby nagle świat zaczął się walić, a on musiał się odstresować na dachy Northexu.
Opowiem ci wszystko. Ale najpierw wypal tego papierosa, bo ci zgaśnie. A potem… potem zróbmy z tego wieczoru coś, co trzeba będzie kiedyś odchorować — uśmiechnął się sięgając po szklankę z whisky. Oczywiście gdzieś pomiędzy tymi rozmowami o życiu polał im, bo wiedział, że będą tego potrzebować.


Charlotte Kovalski
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o, 169 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Galen L. Wyatt

— Cóż mogę powiedzieć, multitaskiego to moje drugie imię — parsknęła krótko — życie zdążyło mnie nauczyć, że jak już leżysz i rzygasz, to warto powiedzieć coś mądrego — nawet jeśli później się tego nie pamiętało. Robienie dobrego wrażenia to była jej życiowa misja do wykonania. Najgorszych kryminalistów zmuszała do ubierania sweterków, okularów, by ławnicy uważali ich za mniej groźniej. Podobnie wyglądała sprawa z byciem w stanie głębokiego upojenia. Jeśli ktokolwiek uznałby ją za skończoną, trafiłaby na wytrzeźwiałkę. Zresztą z tego co kojarzyła trzy po trzy, nie tylko ona uwielbiała na tamten moment chodnik.
— Mi zdecydowanie nie wyszło — upiła spory piwa, finalnie je kończąc — ty przynajmniej kupisz lokal z dobrym piwem. Chociaż mógłbyś kupić firmę, która go pędzi, a nie sam bar — zaproponowała Kovalski, unosząc delikatnie kąciki ust — byłbyś bardziej obrotny, a piwo byłoby wszędzie, wypominając mi wszystkie życiowe błędy — idealny rezultat dla niekoniecznie szczęśliwej pani mecenas. Gdyby jeszcze na etykiecie pojawiła się twarz jej przyjaciela, mogłaby pić w samotności, a i tak każdego wieczoru spędzać z nim upojne wieczory.
Lotte uniosła teatralnie brwi do góry. Usta przekrzywiła w półuśmiechu. Niezbyt serdecznym, ale na tyle by Galen mógł zastanowić się, czy nie zostanie zaraz znokautowany.
— Faktycznie, żadnych błędów. Tylko pytanie czy to rezultat naszej doskonałości i portfeli, czy brak jakiejkolwiek autorefleksji — zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, nalała do swojej szklanki whiskey, upijając z niej spory łyk. Faktycznie byli jak łyse konie z przekomarzaniem się na bardzo podobnym poziomie. Kovalski zawsze odpowiadało towarzystwo mężczyzny. Mimo że przypominał jej wszystkie niezbyt chwalebne wydarzenia, które zadziały się w jej życiu.
— Tylko synowie mamusi nie mają wywalonego ego — rzuciła spokojnym tonem, unosząc delikatnie kąciki ust. Nieważne, jakiego faceta by spotkała, każdy miał spore ego. Nawet Cassian zakładając się z nią, myślał, że nie miała szans z nim wygrać — wy mężczyźni, macie w sobie coś takiego jak męska duma, nie? Musi być ona podparta jakimkolwiek ego — westchnęła cicho. W pracy, życiu, rodzinie często musiała walczyć z męskim ego. Nigdy nie sądziła, że będzie jej ono przeszkadzało. Miało swój urok, zwłaszcza kiedy łamała je na pół.
— Oh, już na niej byliśmy — odpowiedziała krótko, poszukując słów w myślach — byłam zdziwiona, że się zgodził, bo... — unikał jej, widziała w jego oczach coś w rodzaju obrzydzenia nią. Dużo wytłumaczeń byłaby w stanie znaleźć, ale jedno było najbardziej odpowiednie — żaden facet jeszcze tak mnie nie odpychał — sama możliwość zdobywania i odkrywania nieprzebytych lądów zafascynowała ją — pasjonujące zjawisko — mruknęła pod nosem, przypominając sobie krótko tamte chwilę. Pewnie będzie wspominała je dobrze, zanim ponownie nie zmierzy się w nim sądzie.
— Galenie Leopoldzie Wyattcie — odparła uroczystym tonem, pochylając się w jego stronę — może poczucia bycia żałosną nie będzie, ale już widok nędzy i rozpaczy pojawi się, gdy wlejemy w siebie więcej niż tę butelkę — kiedy wszystko się zmiesza, wymiociny będą bardziej przypominały tęczę, niż częściowo strawioną ciecz. Tak to wyglądało, kiedy celowo atakowało się własną wątrobę. Tylko co by im w życiu pozostało, gdyby usunąć z niego wszystkie używki?
— Czyli jedyne co się u Ciebie zmienia, to instruktorka sportu, który uprawiasz — parsknęła, przesuwając popielniczkę bliżej siebie — Z jointem na dachu? Woah, prawdziwy awans emocjonalny — pewnie już nie raz tak kończyli, kiedy byli młodsi. Uśmiechnęła się, miała sentyment do takich porównań — ale naprawdę... tacosy? — spytała, unosząc jedną ze swoich brwi — rozumiem, że ty masz błyszczeć jak psu jajca, albo jakiś wielki pan infuencer, a ja będę w tym czasie ogarniała logistykę, księgowość, by nikt się nie zatruł? — dopytała — czy tu nie trąci o wyzysk pracowniczy? — na jej twarzy zagościł delikatny uśmiech, który zakryła, chwytając szklankę. Drobne przepychanki słowne wydawały się być standardem ich wspólnych spotkań. Bez tego by się ono nie odbyło.
— Słucham? — spytała, wypluwając whiskey do szklanki. Nie spodziewała się aż takich rewelacji, otworzyła na moment buzię, próbując połączyć ze sobą styki — to nowiny na poziomie mojej randki z prokuratorem — wymruczała, próbując złapać na nowo wątek — powiedz mi wszystko, a co najważniejsze pokaż mi ją — tak, to było najważniejsze jej zdaniem zadanie do wykonania. Czekała, by zobaczyć tę biedną kobietę. Ciekawiło ją jeszcze jedno, czy ona zdawała sobie sprawę o samej randce — jestem ciekawa, czy jest warta grzechu — obudziła się w niej typowa ciekawość każdej kobiety — no opowiadaj, a ja spalę — rzuciła, zaciągając się mocniej papierosem. Sama relacja z podwładną wywołała u niej błysk w oku, a to spowodowało lawinę. Jedną z gorszych cech, które reprezentowała Charlotte była niecierpliwość. Siedziała na wiadomości, jak rozemocjonowany bóbr na widok nowej tamy.
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- A mówią, że alkohol nie idzie w parze z mądrościami, a tu proszę, myślę, że u niektórych to nawet może budzić jakieś filozoficzne alter ego - również się roześmiał. Co jak co, ale o piciu oni wiedzieli sporo, a o ideologicznych dyskusjach w stanie upojenia alkoholowego pewnie jeszcze więcej. Tylko czy to dobrze o nich świadczy? Kiedyś nazwali by to pewnie bohemą, teraz nie wiem jakie na to jest słowo, na ludzi zbierających się z chodnika o czwartej nad ranem tylko dlatego, że skończyli tam rozmawiając o Bukowskim i tym, czy upodlenie to już filozofia, czy jeszcze tylko styl życia.
- Myślisz, że Stary Wyatt przeżyłby to, że jego pierworodny wymienił firmę przynoszącą milionowe zyski na krainę płynącą dobrą ipą? Bo ja nie jestem tego do końca pewny, chyba raczej by się przekręcił... - udał, że zamyślił się na moment nad tym pomysłem, a później uśmiechnął szeroko - coraz bardziej zaczyna mi się podobać ten plan - no tak, kochane dziecko, Galen Wyatt.
Znał ten jej uśmiech, nawet był gotowy do uniku, jeśli miał dzisiaj lądować pod stołem to tylko za sprawą tego cholernie dobrego whisky, a nie jej ciosu z zaskoczenia.
- Autorefleksji? Brak tego słowa w moim słowniku, za to doskonałość jest w nim na samym początku - uniósł delikatnie szklankę w górę, kiedy i ona sięgnęła po swoją, w geście takiego niemego toastu, który przecież mogliby wznieść. Za to, że się znali, za to, że byli podobni, za to, że w ogóle takie spotkania jeszcze dochodzą do skutku, bo każda inna na jej miejscu pewnie już dawno by go pogoniła za te teksty i te przekomarzanki. Zresztą powiedzmy sobie szczerze Galen Wyatt nie był mistrzem w podtrzymywaniu relacji, on w ogóle był w to bardzo słaby, cud, że z Charlotte mu się to udawało. Whisky wchodziło już jak woda (zresztą jemu zawsze tak wchodzi), czy to znak, że impreza nabierała tempa?
Zawiesił się słuchając jej słów, czekając na jakieś pikantne szczegóły z tej randki, na której już byli. Doczekał się jednak czegoś zgoła innego i po prostu parsknął śmiechem.
- Wariatka, w tym barze pewnie znalazłabyś z tuzin facetów, którzy by z tobą stąd wyszli, gdybyś tylko powiedziała słowo, a ty wolisz takiego, który cię odpycha. Pasjonujące zjawisko - powtórzył po niej, ale prawda jest taka, że kto lepiej to zrozumie niż on? Sam szedł w zaparte w relacje, które nie miały racji bytu, a teraz będzie się tu mądrzył. Powinien zbić z nią piątkę, a nie prawić jakieś morały.
Uśmiechnął się patrząc jej prosto w oczy, gdy użyła jego obu imion, chyba musiał jej to drugie wyznać kiedyś po pijaku. Ale trzeba przyznać, że brzmi uroczyście, chociaż tak też mówiła do niego matka, kiedy coś przeskrobał, więc musimy się zastanowić czy to moment wzniosły, czy taki, w którym Galen znowu miał coś na sumieniu?
- Zamówiłem już dwie butelki - rzucił konspiracyjnym tonem, ze spojrzeniem mówiącym jedno, chyba nie pozwolimy, żeby się zmarnowało, nawet gdybyśmy mieli rzygać na kolorowo, a potem zapisać się na krajową listę osób oczekujących na przeszczep.
Gdyby z tych ich spotkań odjąć alkohol, to byłyby całkiem normalne, przyjemne, z głębokimi rozmowami, ale prawda jednak była taka, że zaprawione czymś mocniejszym były legendarne, takie do wspominania na lata, więc chyba jednak zostawmy im te używki, dobrze?
- Wiesz czasem dla odmiany, fajnie jak kobieta wydaje ci polecenia, a na jodze, są dość ciekawe, pozycja pieska i takie tam... - zaśmiał się, też odpalił tego papierosa, chociaż jakoś dziwnie mu smakował, chyba jeszcze za mało whisky. Galen i palenie to ogólnie było dość dziwne zjawisko, bo dobrze wyglądał z fajką, ale on więcej gadał niż palił, więcej siedział z tym papierosem dymiącym mu koło ucha, ale powiedzmy, że palił.
- Tacosy lepsze niż kawior, może później na nie pójdziemy? - wtrącił, bo narobił sam sobie smaka. Potem uśmiechnął się kręcąc głową i oczywiście trzymając tę fajkę tak, że prawie przypalał nią sobie włosy, te idealnie ułożone.
- Wiesz, jakbym słyszał moją sekretarkę, wyzysk pracowniczy, mam za dużo pracy, nie mam czasu na życie, ech - westchnął teatralnie. Ale może kiedyś na trzeźwo będzie się musiał zastanowić, czy on naprawdę jest dobrym szefem? Może powinien kupić jakieś bony i rozdać w firmie? A najlepiej urządzić o nie igrzyska na śmierć i życie. Galen co za pomysły?
Napił się whisky, opróżnił szklankę, ale zaraz sobie dolał, sobie i Charlotte, bo jeśli już wjechały tematy randek, które nie powinny w ogóle dojść do skutku, to musieli się napić.
- Uważam, że jednak prokurator jest bardziej kontrowersyjny, to w ogóle dozwolone? - zapytał unosząc jedną brew. Przypominam Galen, że w twojej firmie romansowanie z sekretarkami też nie było na miejscu, już jedna chciała cię za to pozwać, może to nawet Lottie wtedy miała cię reprezentować? Na szczęście rozeszło się po kościach.
Chwilę się zastanowił jak on w ogóle ma pokazać jej Meenę, no przecież nie robił jej zdjęć w ukrycia, bo to już byłoby kriperskie, jeszcze bardziej niż ta ostatnia służbowa kolacja. Podrapał się po skroni, ale w końcu zaczął grzebać w telefonie. Znalazł jakieś zdjęcia ze spotkania służbowego, na którym oczywiście on sam wyszedł jak milion dolarów, a Meena stała z tyłu, cicha, jakaś taka szara, w tej swojej garsonce i włosach upiętych w kok, ktoś normalny mógłby powiedzieć... całkiem zwyczajna?
- Przepiękna, prawda? - zapytał z błyskiem w oku. Takim błyskiem, który w ogóle u Galena Wyatta pojawiał się wyjątkowo rzadko i mógł zwiastować dwie rzeczy, kłopoty, albo to, że został kupiony. W stu procentach, wpadł jak śliwka w kompot, jak Obelix do kociołka z magicznym napojem.
- Ale poczekaj, teraz nazwisko prokuratora... Zobaczę w jakim zegarku chodzi, a powiem Ci jakim jest człowiekiem - rzekł z miną znawcy, a znał się na zegarkach, na ludziach też coś trochę. Chociaż z tym mogło być gorzej. No ale skoro on tutaj gra w otwarte karty, to przecież Kovalski też musiała, nie mogło być inaczej.
Pół butelki whisky poszło nawet nie wiadomo kiedy, a Galen skiepił sobie popiół z papierosa, który dopalał mu się koło ucha na marynarkę, szybko go strzepnął i wstał, żeby ją zdjąć i położyć na krześle obok.

Charlotte Kovalski
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o, 169 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Galen L. Wyatt

— Filozoficzne alter ego budzi się jedynie przy totalnych głupotach — prychnęła Charlotte, wspominając tamte ciepłe noce, w których nie zastanawiała się na temat kolejnych rozpraw. Musiała przyznać przed samą sobą, że brakowało jej tych chwil pełnych beztroski — wychodzi na jaw, gdy jestem wystarczająco głupia, by wyjawić szczegóły zbrodni — parsknęła Kovalski. Pod wpływem alkoholu byłaby w stanie zrobić więcej niż filozoficzne dysputy o istnieniu stolika, które tak dobrze prowadziła na studiach. Wykonanie fikołka na chodniku, zaczepianie innych ludzi, czy obrzucanie domu starego, marudzącego wykładowcy też wchodziło w grę. Wszystko byle się dobrze bawić — zresztą za takie wykłady powinni mnie skazać na odsiadkę w krainie totalnej porażki — takie historie powinny zostać dawno temu zagrzebane i nieporuszane dla świętego spokoju. Pewnie kilka lat temu Kovalski wstydziłaby się ich bardziej niż wielkiego pryszcza na czole. Po czasie przyjmowała je z większą rezerwą i spokojem w głosie.
— Przynajmniej nie byłoby żadnych śladów — odparła bez żadnego zastanowienia. Znała podejście Galena do ojca. Byłby trudnym klientem do obronienia, gdyby faktycznie dokonał zbrodni. Mało ludzi lubiło bogaczy — a prawnika masz już zagwarantowanego, chyba że masz jakąś inną cizię na oku — spytała, unosząc brew. Nigdy nie interesowały ją bardzo sprawy cywilne. Wydawały się jej stosunkowo nudne, podobnie jak rozwody. Bardziej skupiała się na krwi, flakach i wszystkim, co zakazane. Rozrywka w pracy też powinna być zagwarantowana, a nie wysłuchiwanie kolejnych godzin na temat zdrad.
— No tak, autorefleksja przeszkadza w podziwianiu własnego blasku — przyznała mu rację, sięgając po własną szklankę. Uniosła ją i dopiła zawartość do końca. Przyzwyczaiła się do Galena. Mógł być palantem, którego żadna kobieta nie zniosłaby na dłużej. Jednak sama czuła się przy nim bezpiecznie. Znali się jak dwie łyse owce. Mogliby nawrzucać sobie najgorsze, a finalnie znów siadali przy whiskey i śmiali się z dobrych, starych czasów. Pewnie kiedyś Galen mógł zakręcić się przy dobrej koleżance Charlotte, by później dać jej kosza. Tylko takie było życie, najbliżsi zwykle trzymali się razem.
— Każdy woli to co zakazane i trudne do zdobycia — patrząc na ich dwoje, nietrudno było szukać potwierdzenia jej słów — ale zabrał mnie do siebie i zagrał na fortepianie. Byłam tak mokra tak wylew wody z Amazonki — parsknęła krótko, ukrywając niezręczność w whiskey. Musiała przepić to, co właśnie sama wypowiedziała. Coś wewnętrznie ją skręciło w głowie. Nie sądziła, że taki rodzaj intymności będzie lepiej wspominała od jakiejkolwiek bliskości — i to było nawet przyjemne — dodała finalnie, wspominając tamtą noc. Większy brak fizyczności nie był dla niej problemem. Cassian zaspakajał jej głowę w sposób mentalny.
— Ktoś tu chyba marzy o wspólnej nocy w łóżku — prychnęła, słysząc o drugiej butelce. Jej stara wątroba nie wytrzyma tego — po tylu procentach już nie będę filozoficznie opowiadała o sensie życia, tylko odprawiała prawdziwe modły pod sedesem — kości nie te, krew nie ta, a siateczka śródplazmatyczna też niezbyt ta. Po nocach Charlotte czytała jakieś pseudonaukowe bzdury, tłumaczące starzenie się organizmu człowieka.
— Zaczynam Cię podejrzewać o posiadanie jakiejś dominy — wystarczyło krótko posłuchać o panience od yogi. Szczerze? Nie zdziwiłaby się. Po pierwsze ludzie mieli różne upodobania, a po drugie... ile można dawać polecenia innym ludziom?
— Tylko jeśli dostanę do tego kebaba — odparła bez wahania. Tacosów nie potrzebowała, za to takiego kebabika z frytkami zjadłaby na raz. Przede wszystkim nigdy po nich nie wymiotowała, za to po tacosach... wyrzucenie z siebie ciasta wraz z dodatkami budziło w niej dziwne wspomnienia.
— Ta sama, z którą umówiłeś się na randkę? — upiła łyk — może faktycznie to wyzysk i niezbyt moralne relacje — z jakiegoś powodu kobieta musiała wypowiedzieć te słowa. Co prawda nie spodziewała się tyraństwa po Galenie, ale nigdy nie wiadomo. Ludzie potrafili zaskakiwać, zwłaszcza że relacje romantyczne obojga wydawały się bardziej zagmatwane niż kłębek wełny.
— Zgłosiłeś już do HR'u waszą relację? Podpisała zgody, że nie dochodzi do molestowania i czy ona zdaje sobie sprawę, że to randka? — prychnęła, wpatrując się w Galena lekko prowokacyjnym wzrokiem — tylko jeśli doszłoby do konfliktu interesów, wystarczy że nie będziemy po dwóch skrajnych stronach w sądzie — uwielbiała tłumaczyć się przed tak samą winną osobą. Relacje obojga leżały na stosunkowo cienkiej linii — poza tym jedna randka nic nie znaczy. Oboje się na nią zgodziliśmy — wzruszyła przy tym ramionami. Nie chciała prowadzić wewnętrznego rozliczenia sumienia dotyczącego moralności tej relacji. Oboje mogli zrezygnować z prowadzenia spraw, gdyby tylko sie zobaczyli. Zresztą była przekonana, że w ten sposób postąpi Cassian. Tylko prawdziwe zrzeszenie przypadku spowoduje ich spotkanie na sali sądowej.
— Powiedźmy, że widzę o co Tobie chodzi, ale powiedźmy... — powiedziała lekko zmieszana Charlotte, wpatrując się w zdjęcie — że spodziewałam się większej seks bomby — dodała, nie do końca wiedząc co powiedzieć. Nie takiej dziewczyny się spodziewała. Bardziej jakiejś blondynki ze zrobionymi cyckami, tyłkiem i młodszej, bardziej skąpo ubranej. Było to zaskoczenie, które musiała przetrawić we własnej głowie.
Jego słowa tak ją zmiotły, że nie wiedziała co powiedzieć. Mogła nie być trzeźwa, ale Addison nie zdradziła nazwiska. Wyraźnie sobie nie życzył wspominać o ich randce. Wyjęła papierosa z paczki i zapaliła go. Wyglądała, jakby twardy dysk prowadził bardzo mocny reset. Nawet nie zauważyła całej akcji z popiołem. Machinalnie wzięła głębszego bucha, wypuszczając z siebie dym. Pierdolić Cassiana, pomyślała. Musiała się komuś o nim zwierzyć.
— Cassian Lennox. — powiedziała w końcu, odwracając wzrok. Nawet wstawiona nie mogła uwierzyć, że powiedziała to głośno. — no powiedź, co o nim myślisz — westchnęła ciężko. Trudno, z kimś na jego temat porozmawiać musiała.
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- O, to jest dobre Lottie, jutro dzwonię do ojca, mówię mu, że sprzedaję firmę i wyjeżdżam do Nowej Zelandii wypasać owce, a wszystkie kanadyjskie dolary, które tak skrupulatnie lokował w aktywach firmy wpłacam na akcje charytatywne. Zawał murowany, a ja jestem w pracy, żadnych dowodów... Plan doskonały - wskazał ją palcem, z jakimś błyskiem w oku. Prawda jest jednak taka, że chociaż nie przepadała za swoim ojcem, to chyba by mu tego nie zrobił, chociaż... jak już Meena odejdzie z firmy, to tak, czy siak czekają go owce.
- Czasem się Ciebie boję Kovalski, pewnie jest z ciebie żyleta na sali rozpraw - pokręcił głową - a po godzinach analizujesz te wszystkie zbrodnie i jakbyś chciała coś ten, to nigdy nie znaleźliby na Ciebie dowodów - uśmiechnął się i zamieszał whisky w swojej szklance. Był zadowolony, że miał ją po swojej stronie.
- Proszę Państwa to mój prawnik, wszelkie skargi kierujemy na piśmie do tej Pani - znowu ją wskazał tym razem szklanką z whisky, kilka osób się na nich obejrzało, ale stwierdzili chyba, że to tylko takie pijackie historie. Bardzo dobrze.
- Jaką cizię? Najlepsza cizia w todze siedzi tu ze mną przy stoliku - puścił do niej oczko i dopiero po chwili się zastanowił, czy cizia to określenie na plus, czy na minus. Charlotte raczej wiedziała, że na plus, więc postanowił nie drążyć, zwłaszcza, że whisky już robiło swoje i Galenowi humor się poprawił. O ile to w ogóle możliwe, bo on przy Lottie zawsze ma dobry humor, ale teraz może będzie miał dłuższy język, mózg bardziej otwarty, czy coś w ten deseń...
- A wiesz dlaczego tak często pozuję w ciemnych okularach? - bo jesteś przechlany Galen? Przepraszam za wtrącenie... - bo to ten blask, rozumiesz Lottie? - roześmiał się, jakby właśnie powiedział najlepszy na świecie żart. Też uniósł szklankę, ale była pusta, więc zaraz dolał sobie i dziewczynie, Pani cizi adwokat. To fakt, znali się na wylot, a Galen właściwie miał bardzo mało takich relacji, gdzie nie musiał być szefem, księciem z bajki, czy jakimś dzianym dupkiem... Chociaż był dupkiem, ale Charlotte jakoś to tolerowała i to w tym wszystkim było najlepsze! Tolerowanie swoich wad.
Uniósł obie brwi, kiedy powiedziała, że ten cały prokurator zagrał na fortepianie, a ona była mokra jak Amazonka. Co Galen jutro zapisujesz się na lekcje gry na fortepianie, żeby sobie odświeżyć?
- Co Ty mówisz Lottie, to wystarczy zgrać na fortepianie? Chyba muszę zmienić taktykę - powiedział to z dość poważną miną, ale później się uśmiechnął i podniósł szklaneczkę - ale wpadłaś, jeśli facet doprowadził Cię do orgazmu stukając w klawisze, to pewnie cały czas się zastanawiasz, co za cuda jeszcze potrafi tymi palcami - podniósł rękę, żeby poruszać wszystkimi palcami u lewej dłoni, a później napił się łyk whiskacza. On zaczął się zastanawiać co takiego może być w koncercie fortepianowym, a sam przecież też grał, co prawda jako dziecko, ale może by mu się udało. Może kiedyś wypróbuje ten patent, prywatny koncert w apartamencie, szkoda tylko, że Galen zawsze do apartamentu zapraszał panny, które pewnie ni krzty nie znały się na muzyce klasycznej.
- Moje łóżko zawsze stoi dla Ciebie otworem, koncertów nie obiecuję, ale palce mam szybkie - chciał jej zademonstrować, znowu, ale zamiast tego to zrobił jakiś niekontrolowany ruch i prawie zrzucił popielniczkę, chyba dzisiaj te modły to będą razem odprawiać, dobrze, że w apartamencie miał ogromną łazienkę.
- Teraz dałaś mi do myślenia... Myślisz, że ta od jogi ma takie upodobania? A może powinienem poszukać w necie, wpiszę w google domina toronto, ciekawe co wyskoczy - stwierdził, że musi to sprawdzić, jeśli do jutra o tym nie zapomni. Co było bardzo prawdopodobne.
- Znowu kebab, wiesz, że mam później zgagę - tak, tak, na pewno zgaga było od kebabów, a nie od chlania whisky do rana, tak sobie wmawiaj Galen. Chociaż wiadomo było, że i tak z nią na niego pójdzie, po prostu musiał sobie czasem pomarudzić.
- To nie była randka... - zaczął i podrapał się po brodzie, z tym idealnie przystrzyżonym, kilkudniowym zarostem - to znaczy chyba była, ale nazwaliśmy to kolacją służbową - wiedział, że Charlotte się z nim drażni, chyba... Chociaż może to były dobre rady koleżanki adwokatki? Sam się chwilę nad tym zastanowił, czy powinien to już zgłosić, czy Meena go pozwie, czy ją molestował, a może ona jego? Czuł się zmolestowany, gdy założyła tę czerwoną sukienkę.
- Z jednaj strony dobrze, bo możesz się bzykać z prokuratorem, póki nie spotkacie się w sądzie, z drugiej nie dobrze, bo jakbyście się spotkali na sali rozpraw to z tym tyłkiem miałabyś go w garści - stwierdził w końcu - tak sobie wmawiaj Charlotte Kovalski, jedna randka nic nie znaczy... - parsknął śmiechem. A sam sobie wmawiał podobnie i jeszcze, że w ogóle to nie do końca była randka, tylko SPOTKANIE SŁUŻBOWE.
Znowu się zdziwił, uniósł obie brwi, a później zrobił minę trochę urażoną. Że niby Meena nie jest seks bombą? A w tej czerwonej sukience jej nie widziała. No dobra, Evans kompletnie odbiegała od innych dziewczyn, z którymi prowadzał się Galen, bo Galen uwielbiał przepych, dużo włosów, dużo cycków, dużo rzęs i co tam jeszcze można sobie dorobić. Prawda jest jednak taka, że jego typ to były brunetki, z jakąś zadziorną iskrą w oku i słodkimi dołeczkami w policzkach. Aż się uśmiechnął gdy myślał o tych dołeczkach.
- Kiedyś Ci wyślę zdjęcie w mojej pościeli, to od razu zmienisz zdanie... - mruknął pod nosem - jej, nie moje. Moje pewnie masz - zerknął na nią z ukosa, ale wtedy też padło to nazwisko. Zmarszczył brwi myśląc intensywnie, czy kojarzył gościa?
- Lennox, to nazwisko coś mi mówi - nic dziwnego, Lennoxów jak mrówków, może któregoś znał. Od razu wziął telefon i wpisał go w google, nie było za dużo zdjęć, nie tyle, co jak wpiszesz Galen Wyatt, ale coś znalazł. Podniósł głowę, żeby spojrzeć na Charlotte.
- Ja chyba chodziłem z nim do szkoły - stwierdził nagle, ale albo łycha go już odpowiednio zamroczyła, albo po prostu szkolne czasy były tak odległe, że ciężko je sobie było do końca przypomnieć, bo Galen głowił się nad tym wyjątkowo długo i intensywnie - ale też nie wygląda na kogoś, kto jednym reczitalem może kupić taką kobietę, a tu proszę... pozory mylą - odgryzł jej się trochę, ale zaraz się uśmiechnął - mam oceniać jego wygląd, czy powiedzieć jak mu z oczu patrzy? Może 7 na 10, ale jakby stanął obok mnie to 5, a przy Tobie pewnie spada do 4. A spojrzenie ma jak mój nauczyciel szermierki, a to był bardzo zacięty gościu - stwierdził oglądając sobie zdjęcia Cassiana, oczywiście w międzyczasie też trzy razy spojrzał na foto Meeny, żeby jeszcze doocenić czy Charlotte ma rację. Podobała mu się też w grzecznej garsonce, nic nie mógł na to poradzić.
Jedna butelka whisky już pękła, więc Galen odkręcił drugą, ale nie nalał, tylko zawiesił rękę z flaszką nad szklankami.
- A może kiedyś podwójna randka? Wybadam gościa, jakie ma zamiary, bo wiesz... Niech tylko spróbuje coś nie tego, to będzie miał ze mną do czynienia - w końcu im polał, trochę rozlał na stolik, ale zdarza się najlepszym.

Charlotte Kovalski
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
27 y/o, 169 cm
workin' nine to five what a way to make a livin'
Awatar użytkownika
a Canadian is somebody who knows how to make love in a canoe
nieobecnośćnie
wątki 18+tak
zaimkishe/her
postać
autor

Galen L. Wyatt

— Trochę to problematyczne podejście, śledczy Cię wezmą, tylko po to by dopytać, dlaczego dzwoniłeś do niego przed śmiercią. Dla Ciebie i firmy to delikatna medialna skaza — stwierdziła, analizując dłużej całą sytuację. Nawet wywoływanie zawałów wydawało się być czymś skomplikowanym. Ktoś mógł podtruwać starego Wyatt'a, a w mniej przyjemnych okolicznościach Galen stałby się kandydatem oskarżenia numer jeden. Umówmy się, mało ludzi przepadało za bogaczami. Ława przysięgłych nie byłaby po jego stronie. Na pierwszy rzut oka widać, że był bucem.
— Mogę tylko powiedzieć jedno, lepiej żebym była po twojej stronie — skwitowała krótko, unosząc delikatnie kąciki ust. W sprawy cywilne starała nie wchodzić. Nie bawiły ją zdrady, rozwody, bękarty, mało w tym było piękna. Można było uznać to za swego rodzaju zboczenie zawodowe, bo o ile nie było krwi, akcji, to Charlotte niezbyt się interesowała — coś w tym jest, także uważaj. Nie chcesz bym wzięła Cię na celownik! — parsknęła, obracając szkłem w dłoni. Czasami zastanawiała się, czy wzięłaby sprawę przeciwko najbliższym. Wyatt był dupkiem, ale nie podejrzewałaby siebie o celowe jego zranienie. Wolała trzymać się z daleka od spraw cywilnych też z tego powodu, że istniała możliwość oskarżenia własnego przyjaciela — Galen, ty stary cepie! — krzyknęła, gdy zwrócił na nią uwagę tłumu. Poza salą sądową wolała pozostać niezauważona. Miała różnych klientów i nie przy każdej okazji udało się ich zadowolić — czyli twierdzisz, że nie masz na boku żadnej innej pani mecenas? — spytała, unosząc do góry jedną ze swoich brwi. Dla Charlotte były pozytywne określenia, takie jak cizia, typiara, a nawet szmaciura. Z kolei jakby ktoś ją nazwał latawicą, to ruszyłaby wszystkie morza i oceany, by zniszczyć takiego osobnika. Słownik określeń kobiet wydawał się istotny. Łatwo było naruszyć granicę dobrego smaku.
— Bo masz przechlany wzrok i wory pod oczami jak u szopa? — nawet nie musiała się zbytnio zastanawiać. Nie dziwił jej styl życia prowadzony przez Galena, przyjmowała go jako normę — ah, blask... To może je załóż, bo zginę w twoim blasku — mruknęła z dość poważną miną. Już sama nie do końca wiedząc, czy powinna uciec od stolika. Taki poziom cringe'u jej zaczął przy nim towarzyszyć — albo nie, będę tą ćmą, która leci prosto w stronę lampy i ginie — roześmiała się, upijając łyk z dolanej whiskey. Bawiły ją te przekomarzanki z Galenem. Był palantem, a jednak lubiła spędzać z nim czas. Czuła swego rodzaju swobodę przy nim, której nie dało się ukryć. Wzięła głęboki oddech, przymykając na moment oczy — Galen, Galen, ja nic nie widzę! — powiedziała przerażona Charlotte, rozglądając się dookoła — nic oprócz twojego blasku — dorzuciła po chwili, parskając krótko śmiechem i szczerząc się do przyjaciela. Tolerowała cały dziwny zestaw jego zachowań, głównie przez to że działo się to ze wzajemnością. Oboje byli specyficznymi ludźmi, o którzy potrzebowali przy sobie drugiej połówki. Nie w sposób romantyczny, a przyjacielski. Przecież nie istniałby człowiek żyjący bez przyjaźni, a gdyby tak to miałby niesamowicie smutne życie.
— Nie Galen, u Ciebie by to nie wyszło — prychnęła Charlotte bez większego zastanowienia. Nie był typem osoby, u której mogłoby to zadziałać. Nie miał w sobie tyle klasy co Cassian. Jakby tak postawić ich dwójkę obok siebie, różnili się praktycznie wszystkim — on jest inny. W ogóle nie przypomina Ciebie. Jest spokojny, stonowany i ani razu nie pochwalił tego, czym mnie natura obdarzyła — delikatnie się rozmarzyła, kiedy przypominała sobie tamte chwili. Może w tym doszukiwaniu prawdy na jego temat, on bardziej poznawał ją? Miała w sobie dosyć sprzeczne uczucia, nawet jeśli chodziło o brak jakiegokolwiek kontaktu fizycznego — bardziej próbował doszukać się mnie, a eargasm zagwarantował tym, że podzielił się własnymi uczuciami... — zaśmiała się delikatnie, przechylając szklankę z whiskey. Czy przypadkiem nie odpływała na samą myśl o nim? Westchnęła cicho — to było magiczne — mruknęła, odkładając szklankę z powrotem na blat. Sama sytuacja powodowała u niej wewnętrzną frustrację z wielu powodów. Normalne stosunki z mężczyznami wydawały się prostsze. Taki Galen był palantem, ktoś inny przyklejał się do niej jak mucha do lepa. Lennox wzbudził w niej dziwne uczucia, których nie była w stanie odczytać. Z bardziej imprezowego, wesołego nastawienia zmieniła się na depresyjne narzekanie o sensie życia.
— Zaraz się zrzygam! Eee — aż się odwróciła i momentalnie zademonstrowała odruchy wymiotne, gdy wspomniał o zręcznych palcach. Nigdy więcej nie popełniłaby tego życiu, by splotły się ich losy w łóżku, o ile kiedykolwiek do nich doszło. Była pewna, że ich relacja weszła na zdrowy poziom, w którym mogli opiekować się nawzajem bez fizyczności — jakbym chciała poczuć twoje palce, to już bym je czuła — szybko pojawiło się na jej twarzy obrzydzenie, jakby oglądała właśnie operację przeprowadzaną na jej psie. Wzdrygnęła się, kręcąc głową. Pewnie to nadmierne swatanie parę lat wcześniej dawało znaki.
— Wpisz, zobaczymy, jakie latawice obsługują — była niesamowicie ciekawa, jak wyglądała taka usługa i kto ją spełniał. Co prawda znała kilka prostytutek, broniła je w sądzie. Nigdy nie miała jednego konkretnego typu urody, były jak kwiaty w ogrodzie. Każda wyjątkowa, ale przez nieszczęśliwe drogi życia trafiła do tego zawodu. Przykre, jednak teraz przysunęła się krzesłem bliżej Galena, by móc patrzeć, jakie kobiety mógł znaleźć w sieci.
— Co, Wyatt? — uśmiechnęła się ironicznie — starość, nie radość? — parsknęła krótko, słysząc o zgadze. To już nie ta sama wątroba, czy żołądek, która była kilka lat temu. Jednak po trzydziestce ludzie nie poznają się już w klubie, a w kolejce do lekarza. Organizm zaczyna wysiadać i błagać o odrobinę przerwy.
— To w takim razie była to kolacja służbowa, a nie randka — odparła poważniejszym tonem, marszcząc przy brwi — chyba że było coś, co mogło sugerować inaczej? — dopytała, spoglądając na mężczyznę z troską. Zastanawiała się, co dokładnie siedziało mu w głowie. Skąd od razu randka? Nigdy nie potrafiła zrozumieć myślenia Galena w stu procentach, a teraz tylko się to pogłębiało.
— Weź, nie obdzieraj jej z prywatności — powiedziała karcącym tonem, wzdychając ciężko. Takie zdjęcia powinny zostać zarezerwowane tylko dla jednej osoby. O ile zostały stworzone za pozwoleniem. Może dlatego Charlotte postanowiła zmienić swój typ mężczyzny na ponuraka. — to się nazywa bycie palantem, mój drogi — dodała, unosząc wskazujący palec i kilka razy nim wymachując. Wyglądała jak typowa nauczycielka, gdy jej ulubiony uczeń właśnie coś przeskrobał. Machnęła już na to ręką, potrzebowała więcej detali — ale, hm, może po prostu ubranej inaczej? — zaproponowała Lotte. Sama wyglądała ohydnie, idąc do sądu — ludzie zwykle nie stroją się do pracy — chyba że byli Galenem Wyatt'em, on musiał być najjaśniejszą gwiazdą na całej kuli ziemskiej.
— Zdecydowanie, mam wrażenie, że pół Toronto to Lennoxy — jedna z jej najlepszych przyjaciółek była siostrą Cassiana. Jakim cudem go nie spotkała? Był zbyt aspołeczny. Pewnie ze swojej jaskini wychodził tylko do sądu — naprawdę? I co pamiętasz na jego temat? — spytała z błyskiem w oku. Najchętniej zobaczyłaby jego zdjęcie nastoletnie. Mogłaby się pastwić nad nim przez kilka dłuższych chwil — jakby stanął obok Ciebie, to 10/10. Ze mną 12/10, bo piękna kobieta dodaje uroku — poprawiła mężczyznę delikatnie rozbawiona — też jest zacięty, bardzo lubi mówić o faktach i jest ponurakiem. Między nami już zmierzyłam się z nim w sądzie i wygrałam — była niesamowicie dumna z tamtej sprawy. Oczekiwała jedynie na apelację. Przed rozprawami nie odezwała się do niego słowem po zawiązaniu ich zakładu. Wygrała go i to doprowadziło ją do dziwnej skrajności, w której zwierzała się z zauroczenia.
— Nie wiem, czy będzie chętny na coś takiego — wymruczała, znając odpowiedź. Nie mogła powiedzieć Addison o ich wspólnym spotkaniu, a co by mówić więcej o podwójnej randce, z kimś kogo mógł znać — jest raczej samotnikiem i wątpię, by chciał się afiszować czymkolwiek, co jest związane ze mną — wydukała lekko wytrącona z rytmu. Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym mniejsze miała u niego szanse. Pewnie kolejnej randki nie będzie, a ona zostanie starą panną z dziewięcioma kotami — kurwa, Galen, napisał mi SMS'a! — rzuciła telefonem jak poparzona. Kilka dni ciszy, nie do tego była przyzwyczajona. Pisnęła głośno i wstała, by uwolnić swoją pijaną energię przez skakanie — pyta, czy mam czas w weekend — rzuciła całkowicie przerażona, przytykając telefon Galenowi do nosa. Co miała teraz odpisać? Bejbe, mój terminarz jest pełny, takiej kobiecie odpisuje się po dniu od pierwszej randki? Przecież brzmiałoby to totalnie idiotycznie.
34 y/o, 182 cm
Prezes z przypadku, skandalista z wyboru | Northex Industries
Awatar użytkownika
Oficjalnie prezes Northexu, nieoficjalnie: człowiek, który potrafi zamówić kawę w czterech językach, ale nie pamięta hasła do służbowej poczty.
Lubi dobre garnitury, gorsze decyzje i ludzi, którzy nie pytają o zbyt wiele.
Ma dyplom z Ivy League i doktorat z komplikowania sobie życia.
Prawdopodobnie jedyny człowiek w Toronto, który raz przespał się z profesorką, raz z modelką, i raz – z poczuciem winy (to ostatnie nie trwało długo).
Nie ogarnia Exceli, ale ma świetne wyczucie do ludzi.
Mówią, że wszystko mu się udaje. Ale nikt nie widzi, ile razy prawie nie spadł z własnego piedestału.
nieobecnośćtak
wątki 18+tak
zaimki
postać
autor

- No widzisz Charlotte i dlatego Ciebie mam, żebyś ratowała mi dupę przed takimi wtopami - stwierdził, jak zanegowała jego plan z tym całym telefonem, pewnie jakby nie ona to już by siedział w więzieniu i mógł tylko liczyć na odwiedziny jakiś swoich panienek, ach ileż on jej zawdzięczał!
- Weź przestań, jakby to się kiedyś stało, ale mam nadzieję, że nigdy do tego nie dojdzie, i wzięłabyś mnie na celownik, to musiałbym się zaszyć gdzieś w Afryce... Czy tam też masz jakieś swoje wtyki? - zerknął na nią z ukosa, coś mu się wydawało, że i tam by go znalazła, żeby go wykończyć i wtedy ten Galen lew, którym przecież zawsze starał się być zamieniłby się w biedne gnu, na które poluje ta czarna puma. Nie, nie zrobiłby sobie tego, a co za tym idzie nie chciał jej zajść za skórę. Zresztą, mógł gadać różne rzeczy, przekomarzać się z nią na wszelkie możliwe sposoby, ale ją uwielbiał, takie były fakty.
Zamknął oczy, gdy się tak wydarła, spodziewał się, że dostanie w łeb, stary cep i w łeb, nawet się zrymowało, ale udało mu się i wcale nie oberwał.
- No jak inna Pani mecenas? Lepszej przecież nie znajdę, a do tego ta buzia, wystarczy tylko spojrzeć, twarz aniołka, a na sali rozpraw diabeł wcielony, ja niczego więcej nie potrzebuję - zapewnił ją, a potem podniósł szklankę z whisky, żeby się z nią stuknąć, na znak zgody i w ogóle jakiegoś takiego paktu, że będzie jedyną prawniczką w jego życiu. Chociaż wiadomo Wyatt miał swojego adwokata, miał go tez jego ojciec, jego firma i nawet może jego stuletnia babka. Ale! teraz najważniejsze nigdy nie wypił z nim tyle co z Charlotte, więc coś tu było na rzeczy. No i też nigdy nie prawił mu komplementów na temat jego czterech liter.
Kiedy odpowiedziała na jego pytanie o te ciemne okulary, uderzył się otwartą dłonią w czoło, zła odpowiedź! Jak w ogóle ona mogła tak pomyśleć, jak by go wcale nie znała... Znała go właśnie bardzo dobrze, za dobrze.
- To, że wypiję dwa drinki przy weekendzie, to od razu przechlany wzrok - prychnął jak urażona dziunia, dziunia też chyba nie jest obraźliwe, a potem wyjął okulary przeciwsłoneczne z kieszeni i założył je na nos - teraz to już koniec. Koniec blasku, możesz lecieć do innego stolika szukać swojej świecy, czy czegoś tam - jeszcze chwilę udawał obrażonego, ale w końcu parsknął śmiechem, gdy zaczęła krzyczeć, że nic nie widzi. Zdjął okulary i wstał, żeby wcisnąć je jej na nos.
- Teraz ja błyszczę, a ty jesteś bezpieczna chérie - jeśli Galen Wyatt zaczynał mówić po francusku, albo po hiszpańsku, albo po włosku, łacinie, czy innym obcym języku, to oznaczało jedno. Był już pijany. Zresztą zatoczył się, kiedy z powrotem opadał na swoje krzesło, tak, że prawie wylądował pod stołem.
Wywrócił oczami na jej słowa, że niby nie poderwałby dziewczyny na grę na fortepianie? Chyba to będzie jakiś jego kolejny chellenge. Ale z drugiej strony dla Wyatta mogłoby to być odrobinę... nudne?
- To może jest ślepy? - zapytał dość poważnie opierając łokcie na stoliku, no bo Galen może i miał uczucia, ale przede wszystkim to był wzrokowcem, najpierw patrzył, potem drążył, potem poznawał.
- Matko. Podzielił się uczuciami? To było magiczne? Przepraszam Cię bardzo, ale przenieśliśmy się z Toronto do jakiejś bajki Disneya? - pokręcił z niedowierzaniem głową. Dla niego to było dziwne, a w ogóle rozmowa o uczuciach, jakaś abstrakcja, w świecie Galena Wyatta, jeśli kobieta podobała się facetowi to jej to mówił, zdobywał ją, a nie gadał o uczuciach. No i potem właśnie taki Galen, który się zabujał w sekretarce pewnie wcale nie będzie jej umiał tego powiedzieć, tylko za kilka tygodni spotkają się tutaj i pożegnają, bo on będzie miał już zabukowany bilet do tej Nowej Zelandii.
Dla Galena zdrowa relacja opierała się też na fizyczności, mógłby się przyjaźnić z Lottie i z nią sypiać, żaden problem, postanowił jednak to zachować dla siebie. Dla niego w ogóle seks nie był czymś bardzo intymnym, mógłby grać w męskiej wersji Seksu w Wielkim mieście i byłby pewnie tą blondyną. No ale co się dziwić patrząc przez pryzmat tych jego wszystkich dziwnych relacji.
Wpisał w google domina Toronto, ale wyświetliły mu się same kobiety pokroju dzikiej wojowniczki Xeny, jeszcze w tej wersji z Eurotripa, a on wolał jednak nieco bardziej eteryczną urodę.
- Ta wygląda jak moja matka - pokazał ją Lottie i wygasił telefon. Jeśli mu się to przyśni, to obudzi ją w środku nocy telefonem.
- No właśnie chyba się starzeje, nawet ostatnio jakaś modelka mi to zarzuciła - oparł głowę na nadgarstku opierając się na stole. Może coś w tym było? Może wreszcie powinien trochę przystopować, zachowywać się trochę poważniej? Myśleć poważniej? Poważniej traktować niektóre rzeczy?
- Z jednej strony była to kolacja służbowa, bo rozmawialiśmy o pracy, z drugiej powiedziałem jej, że gdyby nie była moją sekretarką i to nie była właśnie kolacja służbowa, to nie wytrzymałbym do deseru. Zresztą Lottie ona też na mnie leci. To znaczy ja wcale na nią nie lecę... to jest bardziej skomplikowane niż plany na przebudowę siedziby Northexu. Chyba muszę o tym porozmawiać z Cassianem - uderzył głową w stół, oparł czoło o zimny blat. W tym właśnie był problem, że chociaż Galen Wyatt mógł zakochać się (o ile znał w ogóle to słowo), to nie potrafił się do tego przyznać. Później przez chwilę jej nie słuchał, a właściwie to słyszał każde słowo, tylko, że on właśnie nie chciał dla Meeny być palantem, tylko kolejny problem tkwił w tym, że wierzył, że nie potrafi. Tu błędne koło się zamyka, a on jest w czarnej dupie.
Myślał jeszcze przez chwilę, głównie o swojej sekretarce, ale też później o Lennoxie, nagle zerwał się do pionu, bo wreszcie połączył kropki. Cassian Lennox, no tak, kumplowali się całą podstawówkę, chociaż jeden od drugiego zawsze chciał być lepszy, a później liceum, ale czemu właściwie przestali?
Galen już wiedział.
- Nie no, spoko facet, porządny taki - czego nie można było powiedzieć o zachowaniu Wyatta, które właśnie przeważyło szalę i sprawiło, że drogi tych panów się rozeszły, ale to Galen wolał zachować dla siebie. Przecież to było wieki temu, a dziewczyna o którą rywalizowali, nawet mu się nie podobała. Dupek. Wciąż dupek.
- Jak też ma dziesiątkę, to musiał zmężnieć, w liceum miał tylko 8 - a Galen pewnie z 5, też sporo się zmieniło od tego czasu. Raczej za czasów high school to pewnie był ślicznotą bardziej w stylu Zaca Efrona z HSM.
- Gratulacje. I jak zniósł przegraną? - zapytał mimochodem, chociaż pomyślał sobie o tym, że już chyba to widział. De ja vu, czy coś? Może ta podwójna randka nie było najlepszym pomysłem. Na szczęście Charlotte zdusiła ten pomysł w zarodku, zuch dziewczynka.
- No to może kiedyś tam... Wiesz ja na razie to nawet nie wiem czy chodzę na randki, czy na spotkania służbowe - wzruszył ramionami i wtedy dostał wyświetlaczem w łeb, prosto w czoło, bo Charlotte źle wymierzyła, albo wymierzyła już whisky.
- Aua... - mruknął i rozmasował czoło, ale potem starał się skupić wzrok na wyświetlaczu telefonu, z marnym skutkiem - no i co napisał? Zaczekaj! Nie odpisuj od razu, bo pomyśli, że tylko na to czekałaś. Najlepiej odpisz mu jutro. Chce z Tobą wyskoczyć na weekend? - zapytał unosząc jedną brew, teraz to on mierzył ją spojrzeniem jak dyrektor uczennicę na dywaniku - czyli to coś poważnego. Też zawróciłaś mu w głowie - stwierdził fakt. Jakby Galen Wyatt zaprosił dziewczynę na weekend byłoby to normalne, ale Cassian Lennox musiał się szaleńczo w niej zakochać, skoro wychodził z taką propozycją. Przynajmniej według pijanego Galena.

Charlotte Kovalski
zgrozo
lania wody i gry o niczym; kończenia posta w tym samym momencie co ja; stania w miejscu; nudnego, miłego życia
ODPOWIEDZ

Wróć do „Spirit of York Distillery Co.”