#3
: ndz lip 13, 2025 11:35 pm
Laurentin nigdy nie radził sobie dobrze ze stresem. Nie tylko zajmował cały jego umysł, ale panoszył się i po ciele. Fontaine pomimo wzięcia leków nie mógł spać prawie całą noc. Przewracał się w łóżku, wychodził na balkon zapalić i gapił się w sufit pustym wzrokiem. Ogólnie łatwo było wywołać w nim obawę. Wystarczyło zaproszenie na oficjalne wyjście, lub nieprzyjemna konwersacja. Nic jednak nie odciskało na nim tak dużego piętna jak jego relacja z rodzicami. Stale próbował wmawiać sobie, że wcale się tym nie przejmuje. Przecież nic się nie zmieniło. Funkcjonowali tak jak teraz przez całe jego życie, powinien był się już przyzwyczaić i podchodzić do tego z obojętnością. A jednak. Kiedy podniósł się rano z łóżka, pierwsze co zrobił to pobiegł do łazienki i zwymiotował praktycznie samym płynem. Nie był w stanie nic wcześniej zjeść, ponieważ żołądek zaciskał mu się na samą myśl o dzisiejszym spotkaniu. Był w rozsypce i zaczynał głęboko żałować, że poprosił Claire aby pojawiła się u niego wcześniej. Nie chciał żeby oglądała go w takim stanie. Rzadko kiedy dawał całkowicie ponosić się swojemu zaburzeniu. Nie wiedział, dlaczego tak właściwie nie był w stanie sobie dzisiaj poradzić. Może po prostu nawarstwienie się stresorów doprowadziło do przeciążenia jego umysłu? W końcu stale pracował nad nowym albumem, wplątał się w dziwną sytuację z Pierce i teraz na dodatek będzie musiał tłumaczyć się przed swoimi rodzicami. Nawet ich tu jeszcze nie było, a już czuł na sobie ich przeszywające spojrzenia. Z cichym westchnieniem spuścił wodę i podniósł się z podłogi. Ochlapał twarz zimną wodą i umył zęby, aby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu. Zwykłe, codzienne zadania, które stały się niesamowicie trudne przez wstrząsy jakie opanowały jego ciało. Czuł się żałośnie. Już miał zamiar zrobić cokolwiek, by tylko to wszystko odwołać. O niczym nie marzył tak bardzo jak o możliwości zaszycia się w studiu i zignorowania wszystkiego co działo się wokół niego. Jednak było już za późno, usłyszał pukanie do drzwi. Fontaine chwiejnym krokiem skierował się do przedpokoju i złapał za zamek. Wdech, wydech - jakoś to będzie. Otworzył kobiecie drzwi i spróbował się delikatnie uśmiechnąć. Był blady i trząsł się jak listek w trakcie wichury.
-Hej, Claire.- nawet jego głos był słaby, zupełnie jakby ktoś inny przemawiał przez jego usta.
Claire Price
-Hej, Claire.- nawet jego głos był słaby, zupełnie jakby ktoś inny przemawiał przez jego usta.
Claire Price