-
Melancholy girl, tell me where you're from
Why should I smile? I'm barely onnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Laurentin nigdy nie radził sobie dobrze ze stresem. Nie tylko zajmował cały jego umysł, ale panoszył się i po ciele. Fontaine pomimo wzięcia leków nie mógł spać prawie całą noc. Przewracał się w łóżku, wychodził na balkon zapalić i gapił się w sufit pustym wzrokiem. Ogólnie łatwo było wywołać w nim obawę. Wystarczyło zaproszenie na oficjalne wyjście, lub nieprzyjemna konwersacja. Nic jednak nie odciskało na nim tak dużego piętna jak jego relacja z rodzicami. Stale próbował wmawiać sobie, że wcale się tym nie przejmuje. Przecież nic się nie zmieniło. Funkcjonowali tak jak teraz przez całe jego życie, powinien był się już przyzwyczaić i podchodzić do tego z obojętnością. A jednak. Kiedy podniósł się rano z łóżka, pierwsze co zrobił to pobiegł do łazienki i zwymiotował praktycznie samym płynem. Nie był w stanie nic wcześniej zjeść, ponieważ żołądek zaciskał mu się na samą myśl o dzisiejszym spotkaniu. Był w rozsypce i zaczynał głęboko żałować, że poprosił Claire aby pojawiła się u niego wcześniej. Nie chciał żeby oglądała go w takim stanie. Rzadko kiedy dawał całkowicie ponosić się swojemu zaburzeniu. Nie wiedział, dlaczego tak właściwie nie był w stanie sobie dzisiaj poradzić. Może po prostu nawarstwienie się stresorów doprowadziło do przeciążenia jego umysłu? W końcu stale pracował nad nowym albumem, wplątał się w dziwną sytuację z Pierce i teraz na dodatek będzie musiał tłumaczyć się przed swoimi rodzicami. Nawet ich tu jeszcze nie było, a już czuł na sobie ich przeszywające spojrzenia. Z cichym westchnieniem spuścił wodę i podniósł się z podłogi. Ochlapał twarz zimną wodą i umył zęby, aby pozbyć się nieprzyjemnego zapachu. Zwykłe, codzienne zadania, które stały się niesamowicie trudne przez wstrząsy jakie opanowały jego ciało. Czuł się żałośnie. Już miał zamiar zrobić cokolwiek, by tylko to wszystko odwołać. O niczym nie marzył tak bardzo jak o możliwości zaszycia się w studiu i zignorowania wszystkiego co działo się wokół niego. Jednak było już za późno, usłyszał pukanie do drzwi. Fontaine chwiejnym krokiem skierował się do przedpokoju i złapał za zamek. Wdech, wydech - jakoś to będzie. Otworzył kobiecie drzwi i spróbował się delikatnie uśmiechnąć. Był blady i trząsł się jak listek w trakcie wichury.
-Hej, Claire.- nawet jego głos był słaby, zupełnie jakby ktoś inny przemawiał przez jego usta.
Claire Price
-Hej, Claire.- nawet jego głos był słaby, zupełnie jakby ktoś inny przemawiał przez jego usta.
Claire Price
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Laurentin Fontaine, outfit
Dla Claire spotkanie z rodzicielami jej udawanego chłopaka, mogłoby wołać o prawdziwą pomstę do nieba. Nie chciała spędzać z nimi ani chwili, a tym bardziej z jego rodzicami. Z drobnego wywiadu poprzedniego spotkania wiedziała, że będzie miała przerąbane. Dlatego tym razem poważnie podeszła do swojej garderoby. Postanowiła ubrać się prawie jak na galę, ale odrobinę skromniej. Przebierała w sukienkach dobre kilka godzin, finalnie kończąc ubrana, jakby miała występować w rodzinie Addamsów. Przynajmniej jej czarne włosy i makijaż dopełniały cały outfit. Była sama z siebie wręcz zadowolona. Tak mogła wejść w paszczę lwa.
Zdążyła jeszcze zajrzeć do kwiaciarni. W dobrym geście byłoby obdarować matkę Fontaine za urodzenie tak cudownego syna. W dłoni miała jeszcze bimber pędzony przez jej ojca. Oboje produkowali alkohol, więc wydawało się to dla niej całkiem przyjaznym gestem. Stała lekko poddenerwowana, bo nie wiedziała, co powinna jeszcze zrobić. Drzwi były dla niej zbyt wielkie i chłodne. Tupała nogą, próbując odwlec moment ich kolejnego spotkania. Miała wrażenie, że umrze z nerwów, dzwoniąc do drzwi.
— Wyglądasz, jakbyś spał w pralce, a obudził się w koszu na śmieci — rzuciła, widząc stan, w jakim właśnie był Fontaine. Nie spodziewała się takiego braku człowieka, zmarszczyła brwi, lekko pochylając głowę — cześć, pomóc Ci w czymś? — spytała z troską, podając mu bukiet kwiatów i butelkę bimbru. Mógł z tym zrobić, co tylko uważał. Chociaż wolałaby jednak, żeby jego rodzice to dostali. O ile będą chcieli dostać taki bieda podarunek — mam nadzieję, że moja stylówka nie jest zbrodnią, bo nie chcę siedzieć w więzieniu — spróbowała go rozśmieszyć. Patrzyła na niego badawczym wzrokiem, by dowiedzieć się, o co tak właściwie chodzi.
Dla Claire spotkanie z rodzicielami jej udawanego chłopaka, mogłoby wołać o prawdziwą pomstę do nieba. Nie chciała spędzać z nimi ani chwili, a tym bardziej z jego rodzicami. Z drobnego wywiadu poprzedniego spotkania wiedziała, że będzie miała przerąbane. Dlatego tym razem poważnie podeszła do swojej garderoby. Postanowiła ubrać się prawie jak na galę, ale odrobinę skromniej. Przebierała w sukienkach dobre kilka godzin, finalnie kończąc ubrana, jakby miała występować w rodzinie Addamsów. Przynajmniej jej czarne włosy i makijaż dopełniały cały outfit. Była sama z siebie wręcz zadowolona. Tak mogła wejść w paszczę lwa.
Zdążyła jeszcze zajrzeć do kwiaciarni. W dobrym geście byłoby obdarować matkę Fontaine za urodzenie tak cudownego syna. W dłoni miała jeszcze bimber pędzony przez jej ojca. Oboje produkowali alkohol, więc wydawało się to dla niej całkiem przyjaznym gestem. Stała lekko poddenerwowana, bo nie wiedziała, co powinna jeszcze zrobić. Drzwi były dla niej zbyt wielkie i chłodne. Tupała nogą, próbując odwlec moment ich kolejnego spotkania. Miała wrażenie, że umrze z nerwów, dzwoniąc do drzwi.
— Wyglądasz, jakbyś spał w pralce, a obudził się w koszu na śmieci — rzuciła, widząc stan, w jakim właśnie był Fontaine. Nie spodziewała się takiego braku człowieka, zmarszczyła brwi, lekko pochylając głowę — cześć, pomóc Ci w czymś? — spytała z troską, podając mu bukiet kwiatów i butelkę bimbru. Mógł z tym zrobić, co tylko uważał. Chociaż wolałaby jednak, żeby jego rodzice to dostali. O ile będą chcieli dostać taki bieda podarunek — mam nadzieję, że moja stylówka nie jest zbrodnią, bo nie chcę siedzieć w więzieniu — spróbowała go rozśmieszyć. Patrzyła na niego badawczym wzrokiem, by dowiedzieć się, o co tak właściwie chodzi.
-
Melancholy girl, tell me where you're from
Why should I smile? I'm barely onnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
-Dzięki, ty to potrafisz podnieść człowieka na duchu.- uśmiechnął się słabo, starając się podkreślić żartobliwy ton swojej wypowiedzi. Nie miał ani ochoty, ani potrzeby żeby faktycznie sprzedawać przytyki Price. Po ich ostatniej rozmowie rozumiał ją nieco lepiej. Nadal mieli jeszcze wiele do odkrycia o sobie nawzajem, ale przynajmniej wyjaśnili nieporozumienie które rozpoczęło ich znajomość.
-Nie trzeba, rozgość się i przygotuj się mentalnie. Nie będzie miło.- powiedział, niemalże odruchowo się przy tym krzywiąc. Naprawdę obawiał się tego spotkania. Jego rodzice byli przewidywalni tylko w jednym aspekcie - nigdy nie byli zadowoleni z niczego co zrobił ich syn. Paradoksalnie, obecność Claire jednocześnie dodawała mu otuchy i jeszcze bardziej go stresowała. Z jednej strony cieszył się, że nie musi sobie z tym radzić sam. Z drugiej, wcale nie chciał żeby oglądała go w ciężkiej dla niego sytuacji.
-Spokojnie, pięknie wyglądasz. Ja też muszę się ogarnąć.- westchnął, jednocześnie ostrożnie odkładając podarunki kobiety na komodzie w korytarzu. Mógł jej powiedzieć, żeby nic nie przynosiła. Jego rodzice i tak tego nie docenią - jej dobrze przemyślane i starannie dobrane prezenty po prostu się zmarnują. No cóż, następnego razu nie będzie, więc nie było sensu aby dalej nad tym rozmyślać. Laurent krzątał się po domu, stopniowo zaczynając coraz bardziej przypominać normalnego człowieka. Nałożył na bladą, zmęczoną twarz bardzo delikatny makijaż aby zamaskować nieprzespaną noc. Ułożył włosy, dresy zamienił na czarne spodnie a na wierzch założył białą koszulę i krawat. Całość dopełnił starannie dobraną biżuterią. Finalnie zatrzymał się w salonie w którym od jakiegoś czasu przebywała kobieta. Nie zwrócił jednak na nią uwagi, działał jak automat. Sięgnął po opakowanie z xanaxem, wziął trzy tabletki i znowu opuścił pomieszczenie. Po raz kolejny udał się do łazienki, spryskał się perfumami i upewnił się, że wszędzie jest czysto. Wdech i wydech. Mógł zacząć normalnie myśleć dopiero wtedy, kiedy poczuł działanie zażytej tabletki. Wrócił do Claire, usiadł obok niej i na chwilę schował twarz w dłonie.
-Przepraszam za to, że jestem w takiej rozsypce.- zaczął, rzucając jej jednocześnie spojrzenie które wyrażało więcej niż tysiąc słów - był szczery. Naprawdę się wstydził. Tego w jakim był stanie i tego, że musiała to widzieć i znosić.
-Nic nie stresuje mnie tak jak spotkania z tymi ludźmi.- ah, jego cudowni rodzice.
Claire Price
-Nie trzeba, rozgość się i przygotuj się mentalnie. Nie będzie miło.- powiedział, niemalże odruchowo się przy tym krzywiąc. Naprawdę obawiał się tego spotkania. Jego rodzice byli przewidywalni tylko w jednym aspekcie - nigdy nie byli zadowoleni z niczego co zrobił ich syn. Paradoksalnie, obecność Claire jednocześnie dodawała mu otuchy i jeszcze bardziej go stresowała. Z jednej strony cieszył się, że nie musi sobie z tym radzić sam. Z drugiej, wcale nie chciał żeby oglądała go w ciężkiej dla niego sytuacji.
-Spokojnie, pięknie wyglądasz. Ja też muszę się ogarnąć.- westchnął, jednocześnie ostrożnie odkładając podarunki kobiety na komodzie w korytarzu. Mógł jej powiedzieć, żeby nic nie przynosiła. Jego rodzice i tak tego nie docenią - jej dobrze przemyślane i starannie dobrane prezenty po prostu się zmarnują. No cóż, następnego razu nie będzie, więc nie było sensu aby dalej nad tym rozmyślać. Laurent krzątał się po domu, stopniowo zaczynając coraz bardziej przypominać normalnego człowieka. Nałożył na bladą, zmęczoną twarz bardzo delikatny makijaż aby zamaskować nieprzespaną noc. Ułożył włosy, dresy zamienił na czarne spodnie a na wierzch założył białą koszulę i krawat. Całość dopełnił starannie dobraną biżuterią. Finalnie zatrzymał się w salonie w którym od jakiegoś czasu przebywała kobieta. Nie zwrócił jednak na nią uwagi, działał jak automat. Sięgnął po opakowanie z xanaxem, wziął trzy tabletki i znowu opuścił pomieszczenie. Po raz kolejny udał się do łazienki, spryskał się perfumami i upewnił się, że wszędzie jest czysto. Wdech i wydech. Mógł zacząć normalnie myśleć dopiero wtedy, kiedy poczuł działanie zażytej tabletki. Wrócił do Claire, usiadł obok niej i na chwilę schował twarz w dłonie.
-Przepraszam za to, że jestem w takiej rozsypce.- zaczął, rzucając jej jednocześnie spojrzenie które wyrażało więcej niż tysiąc słów - był szczery. Naprawdę się wstydził. Tego w jakim był stanie i tego, że musiała to widzieć i znosić.
-Nic nie stresuje mnie tak jak spotkania z tymi ludźmi.- ah, jego cudowni rodzice.
Claire Price
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Laurentin Fontaine
— Niezawodna Claire Price pojawiła się na twojej dzielni, po to żeby poprawić Ci humor — rzuciła wesoło, wchodząc do środka cała w skowronkach. Była gotowa by podbić ego rodzicielskich elit. Co prawda nie spodziewała się, że będą sprowadzali ją do parteru. W tym wszystkim była gotowa, na to by spotkanie przebiegło bez większych emocji. Przeżyć, wyjść i czekać do kolejnej gali. Takie było jej zadanie zorientowane na cel. Musiała przeżyć te kilka miesięcy z Fontaine'm u boku, by później cieszyć się karierą. Dalej nie potrafiła jasno określić ich relacji, ale lubiła go.
— Dlaczego? — spytała, marszcząc przy tym brwi. Nie rozumiała, co się tak naprawdę działo w głowie artysty. Czuła, że zbliżały się kłopoty przez jego reakcję — to przez rodziców jesteś tak zdenerwowany? Mogę Ci jakoś pomóc? — dopytała, próbując znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Ciekawiło ją, dlaczego akurat to spotkanie wybrał jako jedno z obowiązujących w ich fałszywej relacji. Miała wrażenie, że ważniejsze będzie pokazanie się innym, ale... chyba przy nich też będą musieli udawać.
— Dobra, to poczekam... — mruknęła, idąc w stronę jego salonu — naleję sobie szklankę wody, czy czegoś innego do picia — jak powiedziała, tak zrobiła. Znalazła sobie wygodne miejsce, w którym chociaż na krótki moment będzie mogła odpocząć. Wyjęła swój telefon i zaczęła grać w świrujące babeczki. Musiała w jakikolwiek sposób zabić czas. Nogą zaczęła nerwowo tupać, odliczając do godziny zero. Po wypiciu szklanki wody, rozsiadła się na kanapie.
— Za takie rzeczy się nie przeprasza, Laurentin — odparła, patrząc na niego badawczym spojrzeniem — postaram się być dla Ciebie najlepszym wsparciem, najwyżej na nich napluję — próbowała w jakikolwiek sposób go rozweselić. Na jej twarzy namalował się delikatny uśmiech. Mogła nie przepadać za malarzem w stu procentach, ale kiedy widziała biedne istoty zawsze starała się im pomóc — może się nie lubimy, ale możesz na mnie liczyć, serio — chyba najbardziej szczera rzecz, którą mogła mu powiedzieć. Jej ręka mimowolnie powędrowała na ramię mężczyzny, a ona powoli się do niego przytuliła.
— Niezawodna Claire Price pojawiła się na twojej dzielni, po to żeby poprawić Ci humor — rzuciła wesoło, wchodząc do środka cała w skowronkach. Była gotowa by podbić ego rodzicielskich elit. Co prawda nie spodziewała się, że będą sprowadzali ją do parteru. W tym wszystkim była gotowa, na to by spotkanie przebiegło bez większych emocji. Przeżyć, wyjść i czekać do kolejnej gali. Takie było jej zadanie zorientowane na cel. Musiała przeżyć te kilka miesięcy z Fontaine'm u boku, by później cieszyć się karierą. Dalej nie potrafiła jasno określić ich relacji, ale lubiła go.
— Dlaczego? — spytała, marszcząc przy tym brwi. Nie rozumiała, co się tak naprawdę działo w głowie artysty. Czuła, że zbliżały się kłopoty przez jego reakcję — to przez rodziców jesteś tak zdenerwowany? Mogę Ci jakoś pomóc? — dopytała, próbując znaleźć jakieś sensowne rozwiązanie. Ciekawiło ją, dlaczego akurat to spotkanie wybrał jako jedno z obowiązujących w ich fałszywej relacji. Miała wrażenie, że ważniejsze będzie pokazanie się innym, ale... chyba przy nich też będą musieli udawać.
— Dobra, to poczekam... — mruknęła, idąc w stronę jego salonu — naleję sobie szklankę wody, czy czegoś innego do picia — jak powiedziała, tak zrobiła. Znalazła sobie wygodne miejsce, w którym chociaż na krótki moment będzie mogła odpocząć. Wyjęła swój telefon i zaczęła grać w świrujące babeczki. Musiała w jakikolwiek sposób zabić czas. Nogą zaczęła nerwowo tupać, odliczając do godziny zero. Po wypiciu szklanki wody, rozsiadła się na kanapie.
— Za takie rzeczy się nie przeprasza, Laurentin — odparła, patrząc na niego badawczym spojrzeniem — postaram się być dla Ciebie najlepszym wsparciem, najwyżej na nich napluję — próbowała w jakikolwiek sposób go rozweselić. Na jej twarzy namalował się delikatny uśmiech. Mogła nie przepadać za malarzem w stu procentach, ale kiedy widziała biedne istoty zawsze starała się im pomóc — może się nie lubimy, ale możesz na mnie liczyć, serio — chyba najbardziej szczera rzecz, którą mogła mu powiedzieć. Jej ręka mimowolnie powędrowała na ramię mężczyzny, a ona powoli się do niego przytuliła.
-
Melancholy girl, tell me where you're from
Why should I smile? I'm barely onnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Laurentin westchnął pod nosem na wspomnienie jego rodziców. A co innego mogłoby doprowadzić go do takiego poziomu paniki? Media pozostawały w miarę spokojne, ewidentnie usatysfakcjonowane newsem o nowym związku w świecie celebrytów. Kot był zdrowy, dom stał na miejscu a jego album był prawie skończony. Teoretycznie powinien teraz odpoczywać i cieszyć się z owoców swojej ciężkiej pracy. Niestety, jak to zawsze kiedy w jego życiu działo się coś nowego, w święty spokój Fontaine wtrącili się jego rodzice. Nie ze względu na zainteresowanie synem, a raczej chęć upewnienia się, że działania jakie podejmuje nie zaszkodzą ich wizerunkowi.
-Powiedzmy, że nie są to najłatwiejsi w obcowaniu ludzie.- zaczął z lekka nerwowo, zastanawiając się w jaki sposób powinien to przedstawić. Chciał jednocześnie ostrzec Price, ale też nie wprowadzić jej przypadkiem w podobny stan do tego, w którym sam aktualnie był.
-Po prostu najlepiej nie bierz na poważnie nic nie powiedzą - traktuj ich jak statystów.- wydukał finalnie, podsumowując swoją wypowiedź kolejnym westchnieniem zanim zniknął jej z oczu. Chciał jak najszybciej się ogarnąć i wejść prosto w paszczę lwa. Im szybciej, tym lepiej. Było mu trochę głupio, że nie zajął się lepiej gościem. Nie zaproponował Claire ani nic do picia, ani do jedzenia. Nie pomyślał też o zapewnieniu jej rozrywki na czas w którym on się szykował. Niestety, zabrzmi to słabo, ale miał ważniejsze rzeczy na głowie.
-Staram się częściej przepraszać, tak jak mnie nauczyłaś.- zaśmiał się pod nosem pomimo napięcia budującego się w jego ciele. Nie kłamał. Wydawało mu się, że przepraszał w adekwatnych sytuacjach. W rzeczywistości, zaczął po prostu przepraszać za wszystko co wydawało mu się chociaż minimalnie nieuprzejme.
-Dziękuję, Claire.- jego głowa mimowolnie powędrowała na jej ramię, a dłonie delikatnie odnalazły jej talię. Rozluźnił się delikatnie. Dawno się z nikim tak po prostu nie przytulał. Normalnie, bez żadnych oczekiwań i podtekstów. Czuł też, że zaczęły na niego działać leki. Jego oddech się spowolnił a oczy powoli przymknęły. Rozchylił usta, szykując się do kolejnej wypowiedzi, jednakże przerwał mu dzwonek do drzwi. Laurentin odskoczył od kobiety niczym poparzony i odchrząknął. Przez chwilę patrzył raz na nią, raz na drzwi, jakby ciałem chciał zapytać się co ma robić. Finalnie jednak ruszył do przedpokoju i wpuścił do środka kolejną partię gości. Pierwsza do salonu weszła kobieta,Linette Fontaine, matka Laurentina. Wyglądała bardzo młodo, niewiele zmieniła się od szczytu swojej kariery. Poruszała się powoli, a jej chłodny wzrok rejestrował otoczenie bez jakichkolwiek emocji. Wbiła pusty wzrok w Claire, westchnęła tak, jakby spojrzała na nieposprzątaną kuchnię i skierowała się do swojego syna.
-Laurentin.- jej głos był wysoki, ale przyjemny dla ucha. Wyglądała na znudzoną kiedy tylko spotkała się spojrzeniami ze swoim synem. Wysunęła przed siebie drobną dłoń. Laurentin ukłonił się i złożył delikatny pocałunek na jej wierzchu. Tak właśnie się witali, od zawsze. Zaraz za nią pojawił się na oko o wiele starszy mężczyzna, Marius Fontaine, ojciec Laurenta. Wydawał się być przyjemniejszy w obyciu niż jego żona. Wszedł do pomieszczenia z delikatnym uśmiechem, podał rękę najpierw Claire, a potem swojemu synowi.
-To twoja dziewczyna czy pokojówka? Nie mogłeś wybrać którejś z córek naszych inwestorów?- przyjemny dopóki nie otworzył ust, taki właśnie był ojciec Laurenta. A jak w tej całej sytuacji odnajdywał się sam najmłodszy Fontaine? Wyglądał jakby ktoś przed chwilą nabił go na kołek. Był blady, jego wyraz twarzy był absolutnie pusty i niemożliwy do odczytania. Błagał w duchu żeby Claire jakoś to zniosła i udawała uprzejmą.
-Może usiądziemy do stołu?- zapytał niepewnie Laurent, na co jego ojciec skinął głową i ruszył do kuchni. Odsunął jedno z krzeseł dla swojej żony, która z nadal kamienną twarzą podziękowała mu krótko i usiadła. On zajął miejsce zaraz po niej. Laurentin zbliżył się nieco do Claire.
-Damy radę.- szepnął jej do ucha, starając się dodać im obydwu otuchy i zaprowadził ją do stołu. Również wysunął dla niej krzesło, po czym udał się do głębi kuchni aby przyszykować jedzenie do podania.
-Jesteś eskortką? Ile ci płaci? Wiesz, że jest ćpunem?- matka Laurentina wystrzeliła niczym z procy, gdy tylko ten znalazł się w wystarczającej odległości żeby ich nie słyszeć. Ojciec Fontaine zaśmiał się pod nosem. Bawiło ich to. Czerpali czystą przyjemność z upokarzania własnego dziecka.
Claire Price
-Powiedzmy, że nie są to najłatwiejsi w obcowaniu ludzie.- zaczął z lekka nerwowo, zastanawiając się w jaki sposób powinien to przedstawić. Chciał jednocześnie ostrzec Price, ale też nie wprowadzić jej przypadkiem w podobny stan do tego, w którym sam aktualnie był.
-Po prostu najlepiej nie bierz na poważnie nic nie powiedzą - traktuj ich jak statystów.- wydukał finalnie, podsumowując swoją wypowiedź kolejnym westchnieniem zanim zniknął jej z oczu. Chciał jak najszybciej się ogarnąć i wejść prosto w paszczę lwa. Im szybciej, tym lepiej. Było mu trochę głupio, że nie zajął się lepiej gościem. Nie zaproponował Claire ani nic do picia, ani do jedzenia. Nie pomyślał też o zapewnieniu jej rozrywki na czas w którym on się szykował. Niestety, zabrzmi to słabo, ale miał ważniejsze rzeczy na głowie.
-Staram się częściej przepraszać, tak jak mnie nauczyłaś.- zaśmiał się pod nosem pomimo napięcia budującego się w jego ciele. Nie kłamał. Wydawało mu się, że przepraszał w adekwatnych sytuacjach. W rzeczywistości, zaczął po prostu przepraszać za wszystko co wydawało mu się chociaż minimalnie nieuprzejme.
-Dziękuję, Claire.- jego głowa mimowolnie powędrowała na jej ramię, a dłonie delikatnie odnalazły jej talię. Rozluźnił się delikatnie. Dawno się z nikim tak po prostu nie przytulał. Normalnie, bez żadnych oczekiwań i podtekstów. Czuł też, że zaczęły na niego działać leki. Jego oddech się spowolnił a oczy powoli przymknęły. Rozchylił usta, szykując się do kolejnej wypowiedzi, jednakże przerwał mu dzwonek do drzwi. Laurentin odskoczył od kobiety niczym poparzony i odchrząknął. Przez chwilę patrzył raz na nią, raz na drzwi, jakby ciałem chciał zapytać się co ma robić. Finalnie jednak ruszył do przedpokoju i wpuścił do środka kolejną partię gości. Pierwsza do salonu weszła kobieta,Linette Fontaine, matka Laurentina. Wyglądała bardzo młodo, niewiele zmieniła się od szczytu swojej kariery. Poruszała się powoli, a jej chłodny wzrok rejestrował otoczenie bez jakichkolwiek emocji. Wbiła pusty wzrok w Claire, westchnęła tak, jakby spojrzała na nieposprzątaną kuchnię i skierowała się do swojego syna.
-Laurentin.- jej głos był wysoki, ale przyjemny dla ucha. Wyglądała na znudzoną kiedy tylko spotkała się spojrzeniami ze swoim synem. Wysunęła przed siebie drobną dłoń. Laurentin ukłonił się i złożył delikatny pocałunek na jej wierzchu. Tak właśnie się witali, od zawsze. Zaraz za nią pojawił się na oko o wiele starszy mężczyzna, Marius Fontaine, ojciec Laurenta. Wydawał się być przyjemniejszy w obyciu niż jego żona. Wszedł do pomieszczenia z delikatnym uśmiechem, podał rękę najpierw Claire, a potem swojemu synowi.
-To twoja dziewczyna czy pokojówka? Nie mogłeś wybrać którejś z córek naszych inwestorów?- przyjemny dopóki nie otworzył ust, taki właśnie był ojciec Laurenta. A jak w tej całej sytuacji odnajdywał się sam najmłodszy Fontaine? Wyglądał jakby ktoś przed chwilą nabił go na kołek. Był blady, jego wyraz twarzy był absolutnie pusty i niemożliwy do odczytania. Błagał w duchu żeby Claire jakoś to zniosła i udawała uprzejmą.
-Może usiądziemy do stołu?- zapytał niepewnie Laurent, na co jego ojciec skinął głową i ruszył do kuchni. Odsunął jedno z krzeseł dla swojej żony, która z nadal kamienną twarzą podziękowała mu krótko i usiadła. On zajął miejsce zaraz po niej. Laurentin zbliżył się nieco do Claire.
-Damy radę.- szepnął jej do ucha, starając się dodać im obydwu otuchy i zaprowadził ją do stołu. Również wysunął dla niej krzesło, po czym udał się do głębi kuchni aby przyszykować jedzenie do podania.
-Jesteś eskortką? Ile ci płaci? Wiesz, że jest ćpunem?- matka Laurentina wystrzeliła niczym z procy, gdy tylko ten znalazł się w wystarczającej odległości żeby ich nie słyszeć. Ojciec Fontaine zaśmiał się pod nosem. Bawiło ich to. Czerpali czystą przyjemność z upokarzania własnego dziecka.
Claire Price
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Laurentin Fontaine
— Damy radę, Laurentin — mówiąc to, nie spodziewała się tego, co miało się wydarzyć. Była zażenowana tym, co robił Fontaine. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Wręcz była tym zszokowana w niezbyt przyjemny sposób — przecież to twoi rodzice? Nie powinnam być przejęta i miło ich potraktować? — spytała całkiem szczerze Price, nie licząc na nic wielkiego. Spodziewała się surowych rodziców. Podobnych do niej, ale takich kochających. Takich, którzy przede wszystkim mają dobro dziecka za najważniejszą wartość. Nie spodziewała się tego, co dokładnie miało nastąpić. Dla niej to będzie jedno wielkie rozczarowanie.
— Są rzeczy, za które się nie przeprasza — powiedziała cichym tonem Price. Widocznie, będzie musiała się wziąć za wychowanie młodego celebryty. Słuchaj się jej, a coraz bardziej przekonywała się, że był osobą do oswojenia. W ten sposób mogłaby go spokojnie nazwać — nie ma za co? — wyszeptała, wtulając się w mężczyznę jeszcze raz mocno. Nie spodziewała się odwzajemniania uścisku, ale rozluźniła się. Potrzebowała go mieć przy sobie — na pewno wszystko w porządku? — spytała, spoglądając na niego po dzwonku do drzwi. Zastanawiała się, jacy będą jego rodzice. Czy na pewno byli oni normalnymi ludźmi? Przełknęła ślinę, spoglądając na wchodzących rodziców.
— Dzień dobry, miło Państwa poznać — rzuciła krótko Price, siląc się na uśmiech dla rodziców jej udawanego ukochanego. Nie spodziewała się żadnych uścisków, buziaczków, ale zachowanie matki Laurentina doprowadzało ja do szału. Dałaby jej krótki pseudonim, kot srający na puszczy. Za to do ojca miała stosunkowo krótką sympatie. Zatrzymała się w momencie, w którym nazwał ją pokojówką. Pierwszy raz drgnęła jej brew. Nie spodziewała się takiego zachowania.
Nie rozluźniły ją jego słowa. Już domyślała się, czego powinna się spodziewać. Wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić własne serce. Za dużo, powoli traciła panowanie, a Laurentin raczej nie chciał, by wybuchała.
— Nie jestem eskortką, ani pracownikiem. Nie wezmę od Niego pieniędzy — powiedziała chłodnym tonem, zakładając rękę na rękę — związek ma opierać się na wsparciu i tym dla niego jestem — nawet nie byli razem, ba nawet go nie lubiła. Przekazywała go więcej niż oboje rodziców na raz — nawet jeśli jest, był, lub będzie ćpunem, to jako rodzice powinniście go wspierać, a nie nim gardzić — nie miała zamiaru wyprowadzić się z równowagi. Może nie przepadała za Laurentinem, ale tego rodzaju zachowanie podchodziło już pod szmacenie. Irytowali ją tacy ludzie.
— Damy radę, Laurentin — mówiąc to, nie spodziewała się tego, co miało się wydarzyć. Była zażenowana tym, co robił Fontaine. Nie spodziewała się po nim takiego zachowania. Wręcz była tym zszokowana w niezbyt przyjemny sposób — przecież to twoi rodzice? Nie powinnam być przejęta i miło ich potraktować? — spytała całkiem szczerze Price, nie licząc na nic wielkiego. Spodziewała się surowych rodziców. Podobnych do niej, ale takich kochających. Takich, którzy przede wszystkim mają dobro dziecka za najważniejszą wartość. Nie spodziewała się tego, co dokładnie miało nastąpić. Dla niej to będzie jedno wielkie rozczarowanie.
— Są rzeczy, za które się nie przeprasza — powiedziała cichym tonem Price. Widocznie, będzie musiała się wziąć za wychowanie młodego celebryty. Słuchaj się jej, a coraz bardziej przekonywała się, że był osobą do oswojenia. W ten sposób mogłaby go spokojnie nazwać — nie ma za co? — wyszeptała, wtulając się w mężczyznę jeszcze raz mocno. Nie spodziewała się odwzajemniania uścisku, ale rozluźniła się. Potrzebowała go mieć przy sobie — na pewno wszystko w porządku? — spytała, spoglądając na niego po dzwonku do drzwi. Zastanawiała się, jacy będą jego rodzice. Czy na pewno byli oni normalnymi ludźmi? Przełknęła ślinę, spoglądając na wchodzących rodziców.
— Dzień dobry, miło Państwa poznać — rzuciła krótko Price, siląc się na uśmiech dla rodziców jej udawanego ukochanego. Nie spodziewała się żadnych uścisków, buziaczków, ale zachowanie matki Laurentina doprowadzało ja do szału. Dałaby jej krótki pseudonim, kot srający na puszczy. Za to do ojca miała stosunkowo krótką sympatie. Zatrzymała się w momencie, w którym nazwał ją pokojówką. Pierwszy raz drgnęła jej brew. Nie spodziewała się takiego zachowania.
Nie rozluźniły ją jego słowa. Już domyślała się, czego powinna się spodziewać. Wzięła głęboki oddech, próbując uspokoić własne serce. Za dużo, powoli traciła panowanie, a Laurentin raczej nie chciał, by wybuchała.
— Nie jestem eskortką, ani pracownikiem. Nie wezmę od Niego pieniędzy — powiedziała chłodnym tonem, zakładając rękę na rękę — związek ma opierać się na wsparciu i tym dla niego jestem — nawet nie byli razem, ba nawet go nie lubiła. Przekazywała go więcej niż oboje rodziców na raz — nawet jeśli jest, był, lub będzie ćpunem, to jako rodzice powinniście go wspierać, a nie nim gardzić — nie miała zamiaru wyprowadzić się z równowagi. Może nie przepadała za Laurentinem, ale tego rodzaju zachowanie podchodziło już pod szmacenie. Irytowali ją tacy ludzie.
-
Melancholy girl, tell me where you're from
Why should I smile? I'm barely onnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
Niestety, Claire jeszcze nie wiedziała w co się wpakowała. Laurent nie wytłumaczył jej wcześniej czego mogła spodziewać się po jego rodzicach. Wolał nie poruszać ich tematu tak długo, jak tylko było to możliwe. Skutkiem ubocznym było to, że jego zachowanie mogło wydawać się być irracjonalne. Wyglądał jakby szedł na ścięcie, a nie na obiad z ludźmi którzy powinni być mu najbliżsi. Fontaine od zawsze odczuwał lęk przed rozmową ze swoimi stwórcami. Zaczęło się kiedy był jeszcze dzieciakiem, ale nie pamiętał dokładnie jaka sytuacja do tego doprowadziła. Mógł spekulować do woli. Od przeganiania i uciszania, po krytykowanie jakiejkolwiek podjętej przez niego decyzji. Z jednej strony chciał kochać i rozumieć swoich rodziców, z drugiej strony ich obecność wywoływała w nim ogromne napięcie.
-Nie wiem jakie masz relacje ze swoimi rodzicami, mam nadzieję, że świetnie wam się układa… ale ja nigdy nie byłem z moimi blisko.- westchnął, posyłając jej jednocześnie błagalne spojrzenie. Nie chciał jej teraz tego wszystkiego tłumaczyć, i tak był już całkowicie przeciążony przez aktualną sytuację. Wolał się nie zagłębiać w swoje dzieciństwo i relacje panujące w jego rodzinie. Wiedział, że nie postępuje do końca dobrze i czuł się z tym nawet odrobinę źle. Doceniał też to, że pomimo zagadki jaką dla Claire była cała ta sytuacja, kobieta starała się go wspierać. Może i nie znali się długo, ale to, że go przytuliła podniosło go nieco na duchu. Laurent był produktem zimnego chowu i nadmiaru oczekiwań. Oczywiście, że brakowało mu szczerych aktów bliskości. Niewinnych, prostych i tak potrzebnych do prawidłowego funkcjonowania.
-Staram się żeby wszystko było dobrze.- odpowiedział szczerze, pozwalając sobie na jeszcze chwilę relaksu zanim jego rodzice stawili się u wejścia do jego mieszkania. Ich zachowanie nie było dla niego zaskakujące. Od zawsze tacy byli. Czepiali się każdej najmniejszej drobnostki i nie mieli problemu z okazywaniem braku szacunku ludziom, których uważali za jednostki niższego sortu. W przeciwieństwie do Laurenta, nie byli też otwarci na zmiany. Uważali, że wszystko co robią ma sens i jest niemożliwe do podważenia. Kiedy Fontaine w końcu na chwilę znalazł się w samotności, powoli wypuścił oddech który trzymał od momentu kiedy jego rodzice zasiedli przy stole. Ostrożnie sprawdzał każdą potrawę którą przygotował, próbując złapać jeszcze chociaż moment spokoju przed powrotem do towarzystwa. Szkoda tylko, że Price musiała się teraz użerać z jego rodziną.
-Wspierać? To on powinien robić wszystko, żeby się nam odwdzięczyć.- Pani Fontaine przewróciła oczami, ewidentnie przyzwyczajona do otwartego krytykowania samego istnienia swojego syna. Wydawała się być teraz jeszcze mniej zadowolona, niż w momencie w którym przeszła przez drzwi i po raz pierwszy spojrzała na Price.
-Spokojnie skarbie, związek jest dobrym krokiem, media są im bardzo przychylne. Dzieciak jeszcze się na coś przyda.- wtrącił się Pan Fontaine, ewidentnie starając się nieco uspokoić żonę. Wraz z momentem w którym w pomieszczeniu zapanowała cisza, pojawił się w nim Laurentin z talerzami. Na każdym z nich znajdowała się starannie przygotowana porcja. Najpierw dał jeden dla Claire, potem dla swojej matki i ojca, a na samym końcu zajął miejsce ze swoją częścią jedzenia. Laurent siedział sztywny jak kołek.
-Powiedz, Blaire, czym zajmują się twoi rodzice?- niby normalne pytanie, szkoda tylko, że Fontaine Senior już teraz pomylił imię Price. Laurentin spuścił wzrok. Niby chciał go poprawić, ale obawiał się reakcji.
-Przestań Laurentin. Jedz i nie rób z siebie idioty.- kobieta dosłownie w chwilę odnalazła coś, co nie podobało jej się w zachowaniu Laurenta. Młody mężczyzna niczym w zegarku sięgnął po sztućce i zaczął skubać swoją porcję. Przez cały czas milczał i nerwowo rozglądał się po pokoju.
Claire Price
-Nie wiem jakie masz relacje ze swoimi rodzicami, mam nadzieję, że świetnie wam się układa… ale ja nigdy nie byłem z moimi blisko.- westchnął, posyłając jej jednocześnie błagalne spojrzenie. Nie chciał jej teraz tego wszystkiego tłumaczyć, i tak był już całkowicie przeciążony przez aktualną sytuację. Wolał się nie zagłębiać w swoje dzieciństwo i relacje panujące w jego rodzinie. Wiedział, że nie postępuje do końca dobrze i czuł się z tym nawet odrobinę źle. Doceniał też to, że pomimo zagadki jaką dla Claire była cała ta sytuacja, kobieta starała się go wspierać. Może i nie znali się długo, ale to, że go przytuliła podniosło go nieco na duchu. Laurent był produktem zimnego chowu i nadmiaru oczekiwań. Oczywiście, że brakowało mu szczerych aktów bliskości. Niewinnych, prostych i tak potrzebnych do prawidłowego funkcjonowania.
-Staram się żeby wszystko było dobrze.- odpowiedział szczerze, pozwalając sobie na jeszcze chwilę relaksu zanim jego rodzice stawili się u wejścia do jego mieszkania. Ich zachowanie nie było dla niego zaskakujące. Od zawsze tacy byli. Czepiali się każdej najmniejszej drobnostki i nie mieli problemu z okazywaniem braku szacunku ludziom, których uważali za jednostki niższego sortu. W przeciwieństwie do Laurenta, nie byli też otwarci na zmiany. Uważali, że wszystko co robią ma sens i jest niemożliwe do podważenia. Kiedy Fontaine w końcu na chwilę znalazł się w samotności, powoli wypuścił oddech który trzymał od momentu kiedy jego rodzice zasiedli przy stole. Ostrożnie sprawdzał każdą potrawę którą przygotował, próbując złapać jeszcze chociaż moment spokoju przed powrotem do towarzystwa. Szkoda tylko, że Price musiała się teraz użerać z jego rodziną.
-Wspierać? To on powinien robić wszystko, żeby się nam odwdzięczyć.- Pani Fontaine przewróciła oczami, ewidentnie przyzwyczajona do otwartego krytykowania samego istnienia swojego syna. Wydawała się być teraz jeszcze mniej zadowolona, niż w momencie w którym przeszła przez drzwi i po raz pierwszy spojrzała na Price.
-Spokojnie skarbie, związek jest dobrym krokiem, media są im bardzo przychylne. Dzieciak jeszcze się na coś przyda.- wtrącił się Pan Fontaine, ewidentnie starając się nieco uspokoić żonę. Wraz z momentem w którym w pomieszczeniu zapanowała cisza, pojawił się w nim Laurentin z talerzami. Na każdym z nich znajdowała się starannie przygotowana porcja. Najpierw dał jeden dla Claire, potem dla swojej matki i ojca, a na samym końcu zajął miejsce ze swoją częścią jedzenia. Laurent siedział sztywny jak kołek.
-Powiedz, Blaire, czym zajmują się twoi rodzice?- niby normalne pytanie, szkoda tylko, że Fontaine Senior już teraz pomylił imię Price. Laurentin spuścił wzrok. Niby chciał go poprawić, ale obawiał się reakcji.
-Przestań Laurentin. Jedz i nie rób z siebie idioty.- kobieta dosłownie w chwilę odnalazła coś, co nie podobało jej się w zachowaniu Laurenta. Młody mężczyzna niczym w zegarku sięgnął po sztućce i zaczął skubać swoją porcję. Przez cały czas milczał i nerwowo rozglądał się po pokoju.
Claire Price
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Laurentin Fontaine
Claire siedząc przy rodzicach Laurentina, zaczynała rozumieć jego zachowanie. Siedziała wśród starych zgredów, którzy za nic nie byli w stanie zrozumieć, co siedziało w jej głowie. Wzięła głęboki oddech, próbując przywrócić się na normalne tory. Zawsze mogła grać uprzejmą. Na jej twarzy wymalował się delikatny uśmiech. Taki który miał wszystko delikatnie zakryć, wypukać.
— Ja go wspieram. Emocjonalnie — powiedziała stosunkowo chłodnym tonem, bez żadnych emocji. Postanowiła nie podnosić wzroku na kobietę. Jak mogła nazywać się jego matką, skoro nie nauczyła go przepraszać? Im dłużej zaczęła się zastanawiać nad jego rodzicami, tym bardziej wiedziała o jednym. Musieli być pojebani — Pani raczej próbuje znaleźć milion powodów, przez które Laurentin jest bezużyteczny — stwierdziła krótko i zwięźle Price, wpatrując się w kobietę chłodnym spojrzeniem. Nie spodziewała się takiej rozmowy, nawet jakby miała grać, to nie potrafiłaby tego zrobić — naprawdę rozmawiacie o synu, tylko w kwestii przydatności? — spytała, wpatrując się w to jednego, w to drugiego rodzica. Nie tego się spodziewała, totalnie nie potrafiła zrozumieć, co finalnie się zadziało. Westchnęła cicho. Podziękowała za swój posiłek, kiedy oczekiwanie ojciec Fontaine wbił szpileczkę gdzieś, gdzie nie powinien. Widziała podobieństwo między synem a ojcem. Tak, traktował ją młodszy w trakcie tamtej pięknej gali.
— Nazywam się Claire i jestem pewna, że zdążyliście już ich prześwietlić — odpowiedziała, wsadzając sobie teatralnie kawałek jedzenia nabity na widelec do buzi. Chwilę musiała go przemielić, postanawiając dodać — są normalnymi, ciężko pracującymi ludźmi, którzy cieszą się z naszego związku. Chcieli poznać bliżej Laurentina i dowiedzieć się o nim czegoś więcej — aż zaczęła sie zastanawiać, czy nie powinien ich poznać. Spojrzała na Laurentina z lekkim zażenowaniem. Tacy ludzie nie powinni być rodzicami. Mimowolnie chwyciła jego dłoń, próbując złapać kontakt wzrokowy. Jeśli się jej to udało. uśmiechnęła się delikatnie.
— Pani za to mogłaby się już zamknąć — powiedziała finalnie Claire, totalnie nie rozumiejąc kobiety — od tego jęczenia i narzekania rozbolała mnie głowa, naprawdę. Syn Wam próbuje przedstawić wybrankę, a wy zamiast się z tego cieszyć, robicie festiwal zażenowania dla własnego dziecka. Tak rodzice zwyczajnie nie robią — warknęła finalnie Price, wracając z powrotem do jedzenia. Bała się, jak jego rodzice zareagują i czy nie polecą kolejne bomby.
Claire siedząc przy rodzicach Laurentina, zaczynała rozumieć jego zachowanie. Siedziała wśród starych zgredów, którzy za nic nie byli w stanie zrozumieć, co siedziało w jej głowie. Wzięła głęboki oddech, próbując przywrócić się na normalne tory. Zawsze mogła grać uprzejmą. Na jej twarzy wymalował się delikatny uśmiech. Taki który miał wszystko delikatnie zakryć, wypukać.
— Ja go wspieram. Emocjonalnie — powiedziała stosunkowo chłodnym tonem, bez żadnych emocji. Postanowiła nie podnosić wzroku na kobietę. Jak mogła nazywać się jego matką, skoro nie nauczyła go przepraszać? Im dłużej zaczęła się zastanawiać nad jego rodzicami, tym bardziej wiedziała o jednym. Musieli być pojebani — Pani raczej próbuje znaleźć milion powodów, przez które Laurentin jest bezużyteczny — stwierdziła krótko i zwięźle Price, wpatrując się w kobietę chłodnym spojrzeniem. Nie spodziewała się takiej rozmowy, nawet jakby miała grać, to nie potrafiłaby tego zrobić — naprawdę rozmawiacie o synu, tylko w kwestii przydatności? — spytała, wpatrując się w to jednego, w to drugiego rodzica. Nie tego się spodziewała, totalnie nie potrafiła zrozumieć, co finalnie się zadziało. Westchnęła cicho. Podziękowała za swój posiłek, kiedy oczekiwanie ojciec Fontaine wbił szpileczkę gdzieś, gdzie nie powinien. Widziała podobieństwo między synem a ojcem. Tak, traktował ją młodszy w trakcie tamtej pięknej gali.
— Nazywam się Claire i jestem pewna, że zdążyliście już ich prześwietlić — odpowiedziała, wsadzając sobie teatralnie kawałek jedzenia nabity na widelec do buzi. Chwilę musiała go przemielić, postanawiając dodać — są normalnymi, ciężko pracującymi ludźmi, którzy cieszą się z naszego związku. Chcieli poznać bliżej Laurentina i dowiedzieć się o nim czegoś więcej — aż zaczęła sie zastanawiać, czy nie powinien ich poznać. Spojrzała na Laurentina z lekkim zażenowaniem. Tacy ludzie nie powinni być rodzicami. Mimowolnie chwyciła jego dłoń, próbując złapać kontakt wzrokowy. Jeśli się jej to udało. uśmiechnęła się delikatnie.
— Pani za to mogłaby się już zamknąć — powiedziała finalnie Claire, totalnie nie rozumiejąc kobiety — od tego jęczenia i narzekania rozbolała mnie głowa, naprawdę. Syn Wam próbuje przedstawić wybrankę, a wy zamiast się z tego cieszyć, robicie festiwal zażenowania dla własnego dziecka. Tak rodzice zwyczajnie nie robią — warknęła finalnie Price, wracając z powrotem do jedzenia. Bała się, jak jego rodzice zareagują i czy nie polecą kolejne bomby.
-
Melancholy girl, tell me where you're from
Why should I smile? I'm barely onnieobecnośćniewątki 18+takzaimkiona/jejpostaćautor
-Zobaczymy jak długo wytrzymasz.- matka Laurenta nadal pozostawała niewzruszona. Wyglądała tak, jakby siedziała przed telewizorem i wgapiała się w nudny serial lecący na jednej z niskobudżetowych stacji. Słowa Claire nie wzbudzały w niej absolutnie żadnej refleksji. Jej relacja z synem od zawsze była taka sama i żadna ze stron od dłuższego czasu nie próbowała tego zmienić.
-Oczywiście, że nie. Ostatnio pytałem notariusza jak wyciąć go ze spadku.- starszy Fontaine wybuchnął śmiechem, ewidentnie niezwykle rozbawiony przez własny żart. Jego żona poklepała go jedynie po ramieniu i rzuciła przelotne spojrzenie w kierunku Laurenta który właśnie wrócił do towarzystwa. Nie przyglądała mu się jednak zbyt długo, napewno nie na tyle aby zobaczyć jego wyraźny dyskomfort. Laurentin poruszał się jak kukiełka, wyglądało to bardzo sztucznie i sztywno. Tak jakby próbował w głowie przekalkulować opłacalność i bezpieczność każdego swojego ruchu. Był zupełnie inny niż zazwyczaj. Nie było śladu ani po jego pewności siebie, ani po samych kluczowych elementach jego osobowości. Po prostu egzystował i starał się nie zwracać na siebie uwagi. Mimowolnie jednak przymknął oczy w dyskomforcie słysząc kolejną wypowiedź ojca. Boże jak bardzo chciał żeby to po prostu się skończyło. W duchu liczył na to, że rodzicom zaraz coś się po prostu nie spodoba i postanowią wyjść. Nie mieliby z tym najmniejszego problemu, rzadko kiedy przejmowali się opinią towarzystwa. Liczył się tylko stan ich konta i to co napiszą o nich media. Państwo Fontaine wymienili się spojrzeniami, kiedy Price postanowiła zacząć przechodzić na ofensywę. Laurent wbił wzrok w swój talerz i momentalnie zamarł w bezruchu. Poczuł jak powietrze zatrzymuje mu się w płucach a dłonie stają się zimne. Nigdy nie doświadczył przemocy fizycznej ze strony rodziców, ale najzwyczajniej w świecie się ich bał. Dla niego byli jak bardzo potężni, wpływowi obcy ludzie. Gdyby mieli taką zachciankę, byliby w stanie poważnie mu zaszkodzić bez żadnych skrupułów. Laurentin odetchnął dopiero kiedy poczuł dotyk Price. Delikatnie owinął palce wokół jej dłoni i spojrzał w jej stronę - jego wzrok nie wyrażał nic oprócz czystej wdzięczności. Wyglądał przez chwilę jak szczeniaczek wpatrzony w swój ulubiony gryzak. Z jednej strony czuł się obnażony, z drugiej zaś cieszył się, że nie musi znosić swoich rodziców sam.
-Zobaczyłam wszystko co chciałam. Poczekam miesiąc, potem nie chcę już nic o niej słyszeć.- Pani Fontaine zwróciła się do Laurenta, po czym bezceremonialnie wstała od stołu. Wpakowała w sam środek swojej nietkniętej porcji czystą chusteczkę, narzuciła płaszcz na swoje zgrabne ramiona i ruszyła w kierunku drzwi. Ojciec Laurentina odchrząknął, skinął i ruszył za żoną. Nikt nie miałby problemu z ujrzeniem, kto grał w tym związku pierwsze skrzypce. Laurent wzdrygnął się kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwiami i nagle zachłysnął się powietrzem. Zaczął łapczywie łapać kolejne oddechy w nieudolnej próbie uspokojenia się. Puścił dłoń Price i gwałtownie wstał z krzesła. Wyglądał na okrutnie przerażonego. No cóż, takie uroki PTSD - nawet najmniejsza sytuacja którą jego głowa kojarzyła z doświadczoną przez niego traumą potrafiła wprowadzić go w panikę. Laurentin zrobił kilka kroków, po czym zachwiał się i oparł o komodę. Jego oddech nadal był niespokojny, a jego ciało mimowolnie zaczęło się trząść.
-Zaraz wrócę, przepraszam.- udało mu się wycisnąć z siebie szybkie wyjaśnienie, po czym ruszył w stronę łazienki i zamknął za sobą drzwi. Powoli zsunął się po ścianie na podłogę i schował twarz w dłonie. Był przerażony, absolutnie bezradny i czuł się upokorzony.
Claire Price
-Oczywiście, że nie. Ostatnio pytałem notariusza jak wyciąć go ze spadku.- starszy Fontaine wybuchnął śmiechem, ewidentnie niezwykle rozbawiony przez własny żart. Jego żona poklepała go jedynie po ramieniu i rzuciła przelotne spojrzenie w kierunku Laurenta który właśnie wrócił do towarzystwa. Nie przyglądała mu się jednak zbyt długo, napewno nie na tyle aby zobaczyć jego wyraźny dyskomfort. Laurentin poruszał się jak kukiełka, wyglądało to bardzo sztucznie i sztywno. Tak jakby próbował w głowie przekalkulować opłacalność i bezpieczność każdego swojego ruchu. Był zupełnie inny niż zazwyczaj. Nie było śladu ani po jego pewności siebie, ani po samych kluczowych elementach jego osobowości. Po prostu egzystował i starał się nie zwracać na siebie uwagi. Mimowolnie jednak przymknął oczy w dyskomforcie słysząc kolejną wypowiedź ojca. Boże jak bardzo chciał żeby to po prostu się skończyło. W duchu liczył na to, że rodzicom zaraz coś się po prostu nie spodoba i postanowią wyjść. Nie mieliby z tym najmniejszego problemu, rzadko kiedy przejmowali się opinią towarzystwa. Liczył się tylko stan ich konta i to co napiszą o nich media. Państwo Fontaine wymienili się spojrzeniami, kiedy Price postanowiła zacząć przechodzić na ofensywę. Laurent wbił wzrok w swój talerz i momentalnie zamarł w bezruchu. Poczuł jak powietrze zatrzymuje mu się w płucach a dłonie stają się zimne. Nigdy nie doświadczył przemocy fizycznej ze strony rodziców, ale najzwyczajniej w świecie się ich bał. Dla niego byli jak bardzo potężni, wpływowi obcy ludzie. Gdyby mieli taką zachciankę, byliby w stanie poważnie mu zaszkodzić bez żadnych skrupułów. Laurentin odetchnął dopiero kiedy poczuł dotyk Price. Delikatnie owinął palce wokół jej dłoni i spojrzał w jej stronę - jego wzrok nie wyrażał nic oprócz czystej wdzięczności. Wyglądał przez chwilę jak szczeniaczek wpatrzony w swój ulubiony gryzak. Z jednej strony czuł się obnażony, z drugiej zaś cieszył się, że nie musi znosić swoich rodziców sam.
-Zobaczyłam wszystko co chciałam. Poczekam miesiąc, potem nie chcę już nic o niej słyszeć.- Pani Fontaine zwróciła się do Laurenta, po czym bezceremonialnie wstała od stołu. Wpakowała w sam środek swojej nietkniętej porcji czystą chusteczkę, narzuciła płaszcz na swoje zgrabne ramiona i ruszyła w kierunku drzwi. Ojciec Laurentina odchrząknął, skinął i ruszył za żoną. Nikt nie miałby problemu z ujrzeniem, kto grał w tym związku pierwsze skrzypce. Laurent wzdrygnął się kiedy usłyszał trzaśnięcie drzwiami i nagle zachłysnął się powietrzem. Zaczął łapczywie łapać kolejne oddechy w nieudolnej próbie uspokojenia się. Puścił dłoń Price i gwałtownie wstał z krzesła. Wyglądał na okrutnie przerażonego. No cóż, takie uroki PTSD - nawet najmniejsza sytuacja którą jego głowa kojarzyła z doświadczoną przez niego traumą potrafiła wprowadzić go w panikę. Laurentin zrobił kilka kroków, po czym zachwiał się i oparł o komodę. Jego oddech nadal był niespokojny, a jego ciało mimowolnie zaczęło się trząść.
-Zaraz wrócę, przepraszam.- udało mu się wycisnąć z siebie szybkie wyjaśnienie, po czym ruszył w stronę łazienki i zamknął za sobą drzwi. Powoli zsunął się po ścianie na podłogę i schował twarz w dłonie. Był przerażony, absolutnie bezradny i czuł się upokorzony.
Claire Price
-
Wschodząca gwiazdanieobecnośćniewątki 18+takzaimkishe/herpostaćautor
Laurentin Fontaine
— Dłużej niż botoks na Pani twarzy — rzuciła mimowolnie Claire, poprawiając niesforny kosmyk włosów. Zdążyła zrozumieć, jakie są zasady tej rozgrywki karcianej. Musiała pokazać przede wszystkim własną siłę i pod żadnym pozorem nie ugiąć się tej wrednej lafiryndzie. Może Price rodzina była biedna, ale zdecydowanie miała własną godność — dziennikarze są nami zachwyceni, robimy bardzo dobry PR, a poza tym... — tu spojrzała wprost na Laurentina widocznie zauroczona. Potrafiła grać, była aktorką z jakiegoś powodu, a i tak zdążyła zauważyć, że chłopak był przystojny — kochamy się — chciałaby, żeby faktyczna partnerka Fontaine miała tyle odwagi co ona. Nie bała się bogatych ludzi, była w stanie im pokazać, gdzie raki zimują.
— Faktycznie, koń by się uśmiał — skwitowała krótko, czekając, aż mężczyzna przestanie się brechtać — nie wiem, czy własny syn jest kimś, z kogo warto by żartować — zrobiła krótką przerwę, nie wiedziała, czy powinna mówić więcej — nazwałabym to raczej... — zaczęła szukać odpowiedniego słowa. Znała je, ale robiła z tej sceny większa dramaturgię — bez guściem — powiedziała krótko, licząc na nawiązanie kontaktu wzrokowego. Nie mogła się powstrzymać od tego typu komentarze. Jego rodzice byli bezczelni, roszczeniowi i zdecydowanie nie szanowali własnego dziecka. Nie mogła tego zrozumieć.
— Żeby się Pani nie zesrała, widząc komentarze dziennikarzy — krzyknęła, kiedy kobieta wychodziła — bo będą nami zachwyceni — wypomniała jej to. Zdawała sobie sprawę, na czym zależało bogaczom. Na dobrym zdaniu, a co miała zrobić innego? Dbanie o pozory. To liczyło się najbardziej.
W pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć Fontaine'owi. Pewnie chciała rzucić coś na temat tego, ze ludzie byli okropni, że nie rozumiała o co to całe halo. Dopiero później zobaczyła jego reakcję. W pierwszej chwili totalnie ją zmroziło, dopiero później zaczęła próbować go uspokajać.
Tyle że on uciekł.
— Laurentin, otwórz! — krzyknęła, uderzając w drzwi łazienki. Mogłaby wyjść, spełniła własny warunek, a zamiast tego wolała zadbać o jego komfort. Na tak podstawowych kwestiach różniły się ich światy między sobą — bardzo Cię proszę, otwieraj stary dziadzie! — w międzyczasie waliła ręką w drzwi, byle był w stanie jej otworzyć — bo wyważę Ci drzwi, a wiesz, że jestem do tego zdolna — tym razem popchnęła je całą masą własnego ciała — chodź się przytulić po tych bezlitosnych hienach!! — dodała ponownie, próbując drzwi. Postanowiła przyjąć inną taktykę i poszła do własnej torebki po wsuwkę do włosów. Życie na przedmieściach w końcu na coś się przyda.
— Dłużej niż botoks na Pani twarzy — rzuciła mimowolnie Claire, poprawiając niesforny kosmyk włosów. Zdążyła zrozumieć, jakie są zasady tej rozgrywki karcianej. Musiała pokazać przede wszystkim własną siłę i pod żadnym pozorem nie ugiąć się tej wrednej lafiryndzie. Może Price rodzina była biedna, ale zdecydowanie miała własną godność — dziennikarze są nami zachwyceni, robimy bardzo dobry PR, a poza tym... — tu spojrzała wprost na Laurentina widocznie zauroczona. Potrafiła grać, była aktorką z jakiegoś powodu, a i tak zdążyła zauważyć, że chłopak był przystojny — kochamy się — chciałaby, żeby faktyczna partnerka Fontaine miała tyle odwagi co ona. Nie bała się bogatych ludzi, była w stanie im pokazać, gdzie raki zimują.
— Faktycznie, koń by się uśmiał — skwitowała krótko, czekając, aż mężczyzna przestanie się brechtać — nie wiem, czy własny syn jest kimś, z kogo warto by żartować — zrobiła krótką przerwę, nie wiedziała, czy powinna mówić więcej — nazwałabym to raczej... — zaczęła szukać odpowiedniego słowa. Znała je, ale robiła z tej sceny większa dramaturgię — bez guściem — powiedziała krótko, licząc na nawiązanie kontaktu wzrokowego. Nie mogła się powstrzymać od tego typu komentarze. Jego rodzice byli bezczelni, roszczeniowi i zdecydowanie nie szanowali własnego dziecka. Nie mogła tego zrozumieć.
— Żeby się Pani nie zesrała, widząc komentarze dziennikarzy — krzyknęła, kiedy kobieta wychodziła — bo będą nami zachwyceni — wypomniała jej to. Zdawała sobie sprawę, na czym zależało bogaczom. Na dobrym zdaniu, a co miała zrobić innego? Dbanie o pozory. To liczyło się najbardziej.
W pierwszej chwili nie wiedziała, co powiedzieć Fontaine'owi. Pewnie chciała rzucić coś na temat tego, ze ludzie byli okropni, że nie rozumiała o co to całe halo. Dopiero później zobaczyła jego reakcję. W pierwszej chwili totalnie ją zmroziło, dopiero później zaczęła próbować go uspokajać.
Tyle że on uciekł.
— Laurentin, otwórz! — krzyknęła, uderzając w drzwi łazienki. Mogłaby wyjść, spełniła własny warunek, a zamiast tego wolała zadbać o jego komfort. Na tak podstawowych kwestiach różniły się ich światy między sobą — bardzo Cię proszę, otwieraj stary dziadzie! — w międzyczasie waliła ręką w drzwi, byle był w stanie jej otworzyć — bo wyważę Ci drzwi, a wiesz, że jestem do tego zdolna — tym razem popchnęła je całą masą własnego ciała — chodź się przytulić po tych bezlitosnych hienach!! — dodała ponownie, próbując drzwi. Postanowiła przyjąć inną taktykę i poszła do własnej torebki po wsuwkę do włosów. Życie na przedmieściach w końcu na coś się przyda.