Strona 1 z 1

#1 throwback

: pn lip 14, 2025 12:17 pm
autor: Camellia Stones
001.

Dla Camelli ważne było utrzymywanie kontaktu z rodziną. W pewnym momencie życia, miała tylko ich, bo przeprowadzka nie była dla niej łaskawa. Zmiana kontynentu i przestawienie się na zupełnie inny język, niosło ze sobą trudności, które udało jej się przezwyciężyć dopiero po poznaniu nowych znajomych. Lubiła bycie w centrum uwagi, rozkwitała wśród towarzystwa — dla niej trzymanie się na uboczu było jak kara, podczas której nie miała żadnej motywacji, aby zmienić swój nieszczęsny los. I była wdzięczna za pomoc, jaką dostała. Rówieśnicy zaopiekowali się nią, nawiązali ścisłe relacje, ale niestety tak czasami bywa, że znajomości się rozluźniają. Koniec podstawówki nie tylko był powolnym wejściem w dorosłość, wspomnienia z tego czasu budzą u niej lekką nostalgię. Czasami zastanawiała się, co by było gdyby udało się jej nieco zawalczyć o stare relacje. Zmiana szkół wygrała nad wspólnymi przeżyciami i na obecną chwilę byli sobie obcy; nawet z jej przyjacielem, z którym mieszkała okno w okno, kontakt przepadł już podczas pierwszego roku szkoły średniej.
Przynajmniej raz w tygodniu starała się wpadać do domu rodzinnego, głównie żeby odwiedzić matkę. Miała świadomość, że w większości przypadków jej ojca nie będzie — albo pracował do późna, albo był na wyjazdach służbowych. Ze swoją rodzicielką utrzymywała regularny kontakt, co bardzo ją cieszyło. Zawsze miały dobrą relację, a od czasu jej rocznej przerwy między liceum a studiami, stosunki jeszcze bardziej się zacieśniły.
Dziś skończyła wcześniej przygotowania do kampanii, więc po wcześniejszym doinformowaniu się, czy kobieta jest w domu, postanowiła odwiedzić swoją mamę. Nie spodziewała się obecności sąsiadki, choć jej to nie przeszkadzało. Lubiła panią Walker i nie próbowała jej nawet unikać, mimo że kontakt z jej synem zniknął jak kamień w wodzie. Czasami tak po prostu było, prawda? Mimo że w sercu pozostał ogromny żal, a między nimi było kilka niewyjaśnionych nieporozumień. Po jednej i drugiej nieudanej konfrontacji w liceum, nie szukała kontaktu z nim. W oficjalnej wersji, bo to że po pijaku zdarzało jej się czasami do niego zadzwonić i rozłączać po kilku sygnałach to inna kwestia. Całe szczęście po którymś razie, jej trzeźwa wersja podjęła odpowiedzialną decyzję zablokowania jego numeru. Wcale nie dlatego, że było jej okropnie wstyd.
Przywitała się z kobietami, kątem oka widząc, że ktoś coś majstrował pod zlewem. Nie przejęła się tym szczególnie i podeszła do niedalekiej szafki po szklankę, aby nalać sobie domowej lemoniady. Wystarczyło obrócić głowę w bok i zobaczyć twarz tego majstra, aby spowodować głośny upadek szkła, które rozbiło się na małe kawałeczki. — Cholera — powiedziała, przyglądając mu się z zaskoczeniem. Nie spodziewała się, że wraz z sąsiadką przyjdzie jej syn, tym bardziej że nie podejrzewałą go o bycie złotą rączką. Otrząsnęła się z szoku, słysząc z boku swoje imię i spojrzała na kobiety przy kuchennej wyspie. Jedna nawet wstała, nie do końca wiedząc, co się dzieje. — Już sprzątam, przepraszam — rzuciła szybko, rozglądając się za szufelką i zamiast zmieść wszystkie kawałki zmiotką, te większe kawałki od razu chciała wyrzucić do osobnego woreczka, bezmyślnie okaleczając się w palec. — Ja pierdole — przeklęła pod nosem już drugi raz w ciągu pół minuty, przez co tym razem usłyszała swoje imię w dość ostrzegawczym tonie. Mogła już przeżyć ćwierć wieku, ale opieprz za przekleństwa będzie dostawać już zawsze. — Przecięłam się, nie kontrolowałam tego — wyjaśniła swoją nagłą wulgarność i zaraz obok niej zmaterializowała się pani Stones, która kazała córce iść opatrzyć skaleczenie. — Connor, może pomóż Camelli opatrzeć jej ranę? — zasugerowała pani Walker, przez co dziewczyna w lekkiej panice spojrzała to na nią, to na jej syna i bez słowa szybkim krokiem udał się do łazienki, mając nadzieję, że żaden ogon zaraz za nią nie podąży.

Connor Walker

#1 throwback

: wt lip 15, 2025 12:12 am
autor: Connor Walker
#1

Connor nie rozumiał pewnych zachowań ludzi. Nie rozumiał, jakim cudem, nagle cała znajomość mogła zostać zburzona, niczym domek z kart. On tylko próbował zrozumieć, ale nie było mu dane. Pisał do dziewczyny gdzie się dało, a ostatecznie odpowiadała mu cisza. Po jakimś czasie, odpuścił, bo widział dokąd to dąży. Miał wrażenie, jakby był chomikiem, który biegnie w kółku, bez końca.
Czasami lepiej jest odpuścić, bo co Ci innego pozostaje? mówił do samego siebie, choć przez pewien czas, niejednokrotnie łapał samego siebie na sprawdzaniu telefonu z nadzieją, że Mellia cokolwiek napisze. Nic takiego jednak nie następowało, a on musiał iść torem zatytułowanym "studia". Przeżył wypadek, przeżył zerwanie znajomości bez żadnego wyjaśnienia i pewnie jeszcze nie jedną trudną sytuację przyjdzie mu przeżyć, ale dobrze, że najpierw miał studia, a potem pracę, to czas na analizowanie przeszłości był skrócony. Gorzej, kiedy o niej śniłem. bo wtedy... praktycznie cały ranek ciężko mu było skupić swoją uwagę na czymkolwiek innym.
Tego dnia nie pamiętał swojego snu i tak jak zawsze, rozpoczął dzień pijąc kawę i jedząc tosty z szynką i serem. Po śniadaniu, przebrał się i pojechał do szpitala. Kilka razy był wzywany na akcje ratunkowe, a podczas przerwy lunchowej, odebrał telefon od mamy, która poinformowała, że wybiera się do sąsiadki a ponoć, od pewnego czasu ma problemy z kranem w kuchni. Oczywiście Walker powiedział, że zrobi co w jego mocy, by przywrócić zepsuty przedmiot do prawidłowego działania. No i nici z odpoczynku po pracy. pomyślał ale z drugiej strony, kilka razy zdarzyło mu się bawić w hydraulika (chociażby u niego czy w rodzinnym domu).
Po skończonej pracy, wrócił do siebie, gdzie wziął szybki prysznic, założył świeże ciuchy, a do torby spakował spodnie na szelki, rękawiczki, skrzynkę z narzędziami i latarkę czołówkę. Będąc gotowym, wsiadł do auta i pojechał pod swój rodzinnym dom. Nie wszedł jednak od razu - nie potrafił. Uderzyła go fala wspomnień, które przegonił, potrząsając głową. Spojrzał na zegarek. Byłem prawie idealnie. prawie, ponieważ spóźnił się trzy minuty od zapowiadanego czasu.
Po przekroczeniu progu wejściowego, przywitał się najpierw ze swoją mamą, a potem z Panią Stones. Oczywiście doskonale wiedział, gdzie był umiejscowiony zlew, dlatego nie potrzebował pomocy. Wysłuchał tylko o problemie, a następnie zaczął działać - znaczy przed naprawianiem, założył spodnie z szelkami i nasunął latarkę na czoło.
- Chyba wiem w czym jest problem. - powiedział, widząc jedną z części, która wyglądała na pękniętą.
- Prawdopodobnie problem tkwił w uszczel.... - nie dokończył, ponieważ usłyszał głos. Bardzo dobrze znany głos. Przełknął ślinę, bo nie spodziewał się zobaczyć JĄ tutaj. Z tego wszystkiego, uderzył głową o szafkę, co spowodowało, że syknął.
- Uszczelka przy rurze odpływowej. Mogę jeszcze dziś spróbować podjechać do sklepu i kupić jakąś. - powiedział, doskonale słysząc każde przekleństwo, rzucane przez Camellię. Dopiero po chwili dotarły do niego słowa jego własnej matki.
- Co? Znaczy tak, już... już idę. - odpowiedział choć miał wrażenie, jakby nogi odmawiały mu posłuszeństwa - jakby były ze stali. No ale koniec końców dotarł do łazienki z włączoną latarką, aby następnie dokładnie umyć ręce. Bez zapytania, wziął jej rękę - instynkt ratownika zaczął się odzywać.
- Daj mi pęsetę. Albo powiedz gdzie ją masz, bo trzeba wyjąć kawałek szkła z rany. - wyjaśnił, żeby Camellia miała jasność, po co potrzebował wymieniony przedmiot. Był zaskoczony, że powiedział wszystko, bez większego zająknięcia czy dłuższej przerwy. Szczerze? Inaczej wyobrażał sobie ich... spotkanie po latach.
- W aucie mam środek do oczyszczania ran, pójdę po niego. Przygotuj w tym czasie gazik jałowy i plaster lub bandaż. - dodał jeszcze, a następnie tak jak powiedział, poszedł do auta. Naszła go myśl, żeby odjechać - bo skoro ona przestała się odzywać, to on teraz ot tak po prostu, pod pretekstem szukania nowej uszczelki, pojechałby sobie w siną dal. Koniec końców, tę alternatywną sytuację, stworzył tylko w swojej wyobraźni.
Więc po zgarnięciu potrzebnego środka i pary rękawiczek (tak, woził opakowanie jednorazowych rękawiczek, właśnie w razie W) wrócił do łazienki - albo zastał tam potrzebne rzeczy, albo dziewczyna postanowi sama się opatrzeć (obie opcje były zdaniem Connora możliwe).

Camellia Stones

#1 throwback

: wt lip 15, 2025 11:47 pm
autor: Camellia Stones
Camellia nie chciała wykluczać go ze swojego życia. Uważała to za kolej rzeczy, że niektóre znajomości wygasały, mimo że jej zdaniem nie powinny. W końcu Connor był dla niej szczególnie ważny, a gdzieś przed sobą musiała przyznać, że w pewnym momencie była w nim zauroczona. Ich koniec znajomości odbierała jak odrzucenie — spędzali ze sobą mniejszą ilość czasu, wspólnych wyjść było coraz mniej, a licealni znajomi byli wybierani ponad nią. Różnili się i to nie podlegało pod żadne wątpliwości, jednak szkoła średnia jednoznacznie pokazała jej, że te różnice są przepaścią nie do przeskoczenia, skoro ich dwa światy nie mogły się ze sobą połączyć.
I to nie tak, że odcięła się od niego z dnia na dzień, bo to wygasało z tygodnia na tydzień. Coraz mniej pisali, w końcu odzywali się do siebie sporadycznie, nawet nie robili żadnych wspólnych projektów na tych kilku wspólnych przedmiotach. W pewnym momencie, Mellie nie chciała odpisywać, aby nie rozdrapywać starych ran. Potem nie chciała odpisywać ze wstydu przed samą sobą (i przede wszystkim przed nim), że dzwoniła do niego późnym wieczorem lub w środku nocy, aby wygarnąć mu to, co o nim myśli i jak dobija ją ich relacja, a finalnie kończyła połączenie nagłym rozłączeniem się. Czuła jakby ona zawiniła — ale czy mogła brać stuprocentową odpowiedzialność za to, że w pewnym momencie oduczyli się ze sobą komunikować i rozwiązywać problemy?
Chciałaby móc się jakkolwiek przygotować na tę konfrontację. Chciałaby usłyszeć od swojej mamy, że pani Walker wpadnie na kawę, a Connor przyjdzie naprawić zlew. Wtedy sprytnie wymyśliłaby ucieczkę ze spotkania; choć znając te przebiegłe kobiety, Camellia mogła podejrzewać, że była to celowa zasadzka. W końcu przez jakiś czas na pytanie, czemu nie rozmawiają, pani Stones dostawała odpowiedź w postaci wzruszenia ramionami. Co innego miała jej odpowiedzieć? Miłość wygasła, a nowi znajomi byli jednak lepsi niż dziwna przyjaciółka z podstawówki?
Nie uszedł jej uwadze fakt, że Connor przywalił głową w szafkę — albo prędzej pan majster, bo na tym etapie nie znała jeszcze oblicza złotej rączki. Później tylko zastanawiała się, czy ją zignoruje, czy uszczelka będzie ważniejsza niż jej obecność. Nie dowie się tego, bo matczyna zasadzka brnęła dalej. Czy te wiedźmy zaplanowały nawet rozbitą szklankę?
Dotarła do łazienki, niestety nie sama. Zmrużyła oczy, lekko oślepiona jego czołówką, ale dalej nie odzywała się do niego ani słowem — bardziej niż cokolwiek słyszała swoje serce bijące z zatrważającą prędkością. Zaraz to nie pomoc ze skaleczeniem będzie potrzebna, a prawdziwa resuscytacja. Musiała w końcu przerwać ten ślub milczenia ze swojej strony, a dotyk jego dłoni zadziałał na nią jak kubeł zimnej wody. Nie wzięła jej, po prostu zaczęła myśleć nieco bardziej trzeźwo.
— Nie wiem gdzie jest, nie mieszkam tu — zauważyła, zaraz poprawiając swoją odpowiedź. — Poszukam — dodała, stwierdzając, że lepiej skupić wzrok w szufladach niż ryzykować skrzyżowania się ich spojrzeń. Sama nie spodziewała się takiego spotkania. W zasadzie nie miała jego żadnej wizji, ale prędzej spodziewałaby się, że wpadną na siebie w kawiarni i wyleje na niego kawę.
Pokiwała głową, zgadzając się na to co powiedział. Szukając w pojemniczkach potrzebnych rzeczy, zastanawiała się, czy nie ucieknie. Lecz czy nie składał jakiejś przysięgi odnośnie ratowania cudzych żyć? Czy może obowiązywało to tylko lekarzy, a ratowników już nie? Wiele pytań, a tak mało odpowiedzi. Czas bez niego zleciał jednak dość szybko i nim się obejrzała, ponownie wszedł do łazienki. Na blacie przygotowała o co prosił, a sama ze zdziwieniem trzymała palec nad zlewem i przyglądała się mu, bo wcześniej nie dostrzegła tam kawałka szkła.
— Pogorszyłam sprawę, przykładając papier do rany? Nie wepchnęłam bardziej tego szkła? Będę żyć? — zagadnęła, nie chcąc już być zołzą. Najlepszym rozwiązaniem mogło być zagajenie zupełnie tak, jakby była na sorze. Camellia zawsze była gadułą, lubiła gadać o pierdołach i w stresowych sytuacjach miała tendencję do wpadanie w słowotok. Ta sytuacja zdecydowanie nie należała do komfortowych, a Connor mógł pamiętać tak charakterystyczne dla niej rzeczy. Czy pilnowała się? Może tak, bo niestety nieco czuła się, jakby była z kimś obcym, a nie przy osobie, z którą spędziła sporą część swojego życia.

Connor Walker

#1 throwback

: śr lip 16, 2025 10:59 pm
autor: Connor Walker
Connor potrzebował bardzo dużo czasu, by przyzwyczaić się do tego, że nie miał co liczyć, na odpowiedź od Camelli, ani że gdy dzwonił, po drugiej stronie odpowiadała mu sekretarka, na którą notabene nagrał z kilkanaście głosówek Ciekawe, czy chociaż łaskawie choć jedną odsłuchała, czy bez zastanowienia usunęła wszystko. Szczególnie, że na ostatnim nagraniu, wypowiedział trzy słowa, między którymi wykonał dłuższą przerwę - mianowicie "tęsknię za Tobą".  
Koniec końców, czas pomógł, tak samo, jak pomógł z powrotem i chęcią podjęcia próby, aby być ratownikiem medycznym, po wypadku. Oczywiście, do dzisiaj pamiętał tamtą tragiczną noc, która pozbawiła go najlepszego przyjaciela ale ostatecznie nie wcisnął guzika "zakończ grę", bo jego gra toczyła się dalej. Żył, pracował, posiadał bliskie osoby, a Camellia? Cóż, unikał tematów z nią związanych (piosenek, które mu o niej przypominały też), aż wreszcie nauczył się mówić, że ich znajomości już nie ma. Każde poszło swoją drogą i miało swoje obowiązki - jedne ważne, drugie ważniejsze, trzecie najważniejsze. Stawiał sobie za priorytet życie innych nad swoje, choćby nie wiadomo co. Nie chciał, aby ktokolwiek stracił bliską osobę i doświadczył tego, co on. Nie chciał widzieć płaczących i krzyczących ludzi - choć jak dobrze wiemy, to było nieuniknione. Czasami, po wykonaniu wszystkiego, serce przestawało bić. 
Serce... 
Każdy je miał i w każdym biło, a Connor nie spodziewał się, że jego nagle znowu zacznie bić szybciej. Zastanawiał się, czy jego rodzicielka cokolwiek wiedziała, że Camellia się zjawi, czy nikt o niczym nie wiedział. Miał ochotę zamienić ze swoją rodzicielką parę słów, lecz to najwyżej później. Bo aktualnie był zajęty opatrywaniem skaleczonej Stones. Niby powinienem przypuszczać, że skoro będę w jej rodzinnym domu, to zaistnieje jakiś procent szans pojawienia się jej we własnej osobie ale.... jakoś chyba nie mogłem w to uwierzyć, skoro wcześniej... kilka razy byłem tu, bo odbierałem mamę z plot. i nie tylko. Czasami też, zdarzyło mu się podjechać tylko po to, by pójść do swojego pokoju i patrzeć przez okno z nadzieją ujrzenia Melii. Lecz nigdy nic takiego nie miało miejsca. Czuł się, jak debil, który tylko marnował czas - oczywiście robił to, dopóki nie nauczył się bez niej funkcjonować. 
No odkryłem, że tu nie mieszkasz. Poza odkryciem, pani Stones też tę informację przekazała mamie Connora. 
- Coś tam Twoja mama wspominała... a od dawna? - spytał, by sprawdzić, czy dobrze pamiętał czas, kiedy to Mellia zmieniła miejsce zamieszkania. 
Skinął głową, przyjmując odpowiedź dziewczyny do wiadomości, a potem idąc szybkim krokiem do samochodu. Ja nie śnię? pytał samego siebie. Ogarnij się, pewnie to wasze pierwsze i ostatnie spotkanie. miał ogromną ochotę przestać myśleć, bo miał wrażenie, jakby miała go zaraz zacząć boleć głowa - chociaż to też mogło być od wcześniejszego uderzenia w szafkę. 
- Trochę tak. Ogólnie odradzam, bo może przyczynić się do poruszenia odłamka w głąb rany albo też może się przykleić do rany, co zwiększa ryzyko zakażenia... - wyjaśnił bez owijania w bawełnę. Wypowiadając te słowa, na ręce założył jednorazową parę rękawiczek i spryskał pęsetę przenośnym środkiem antybakteryjnym w spray'u.
- Ale spokojnie, będziesz żyć, bo widzę, że odłamek wciąż jest widoczny. I nie jest głęboko. - pocieszył Camellia, po czym zaczął akcję pt. wyciąganie szkła - sprawnym ruchem wyciągnął je i odłożył na umywalkę, a następnie oczyścił ranę specjalnym środkiem, przyłożył gazik a na koniec zabandażował dłoń.
- Gotowe. Zalecałbym też, żebyś nie nosiła nic w tej ręce przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny, a pojutrze możesz zdjąć opatrunek. - wyjaśnił, zdejmując rękawiczki, które włożył do kieszeni (oczywiście planował je wyrzucić).
Connor chciał ją zapytać o tyle rzeczy, lecz koniec końców nie wiedział, które pytanie wypowiedzieć jako pierwsze.
- Uważaj na siebie. - powiedział, a następnie odwrócił się. Bo przecież czekała go podróż do sklepu po uszczelkę. Miał naprawić zlew i to zrobi. Nawet jeśli w międzyczasie, przez jego głowę przejdzie milion wspomnień, które dzielił z Camellia. Da radę.
Tak jak kiedyś.

Camellia Stones

#1 throwback

: czw lip 17, 2025 12:27 am
autor: Camellia Stones
Nie odsłuchała jego wiadomości z jednego prostego powodu — skoro zablokowała numer Walkera, to nawet nie dostała o nich powiadomienia. Przez to zaczęła swój proces zapominania nieco wcześniej niż on, lecz gdyby miała możliwość dowiedzenia się o tych wiadomościach, to być może żadne z nich nie musiałoby przechodzić przez ten trudny okres. Nie musieliby wymazywać siebie z pamięci, bo Camellia, słysząc takie słowa, nie dałaby rady być wobec niego obojętną. Znalazłaby sposób, aby w jednej sekundzie przeteleportować się do miejsca, gdzie w danej chwili przebywał Connor. Nawet gdyby nie wiedziała co powiedzieć, po tych miesiącach urywanego kontaktu, to po prostu by była; aby uświadomić mu, że tak szybko się jej nie pozbędzie.
Zamiast tego, dała za wygraną. Pokazała mu życie bez siebie i nie mogła mieć do niego żalu, że zaakceptował je — a może nawet i polubił?
Przypadkiem i po czasie dowiedziała się o jego wypadku. Wcześniej nie chciała słuchać o niczym co dotyczyło chłopaka, uważając to za ważny etap w procesie gojenia swoich ran. Podsłuchała rozmowę, którą prowadziła przez telefon jej mama i łzy stanęły w oczach Camelli, gdy uświadomiła sobie, co ważnego ją ominęło. Po tylu latach przyjaźni, po wsparciu, jakim ją obdarował, ona nie była z nim w najgorszym momencie jego życia. Na tamten moment uważała, że nie wypadało jej po prostu iść i stawić się w drzwiach domu Walkerów. Choć czy stałoby się coś złego? Na tamten moment znali się pół życia. Nie miała jednak odwagi zaryzykować, a nawet przyznać, że cokolwiek o tym wiedziała. Przyjęła taktykę duszenia tego w sobie, co wcale nie było dobre. Wypatrywała go w oknie, czekała aż się pojawi, ale za każdym razem musieli się mijać. Zupełnie tak, jakby nie było im dane mieć siebie nawzajem w swoich życiach.
— Gdzieś od początku studiów. Dojazdy z domu były nieco męczące — odpowiedziała i w tym momencie na nowo uderzyła ją rzeczywistość i świadomość, ile rzeczy do końca o sobie nie wiedzą. Oficjalnie, bo Camellia dowiadywała się jakiś ciekawostek na boku — albo podsłuchała z rozmowy swojej mamy, albo ktoś z ich wspólnych znajomych opowiadał o czymś, przy okazji wspominając Connora. Udawała niezainteresowaną, ale zawsze to, co wpuszczała jednym uchem, uważnie zostawiała w swojej pamięci.
— Jezu, żeby nieumyślnie zrobić sobie jeszcze większą krzywdę — zamarudziła, bo w końcu chciała dobrze. Nie widziała innego rozwiązania, aby zatamować lekkie krwawienie i teraz zwątpiła, czy znała jakiekolwiek podstawy pierwszej pomocy. W tym momencie była naprawdę wdzięczna za to, że mógł jej pomóc. Z uwagą i spokojem obserwowała jego ruchy, podziwiając jak robił wszystko szybko i sprawnie. Była przekonana, że w normalnych warunkach po prostu zemdlałaby, jednak teraz adrenalina mocno ją trzymała na równych nogach. — Dobrze, tak zrobię. Dziękuje — powiedziała, kiwając krótko głową na jego zalecenia. Nie miała zamiaru się sprzeciwiać, w końcu wiedział najlepiej.
Przez chwilę zapadła między nimi niezręczna cisza, zawisła wręcz chwila niepewności, w której najwidoczniej obydwoje mieli dużo pytań do siebie. Camellia była już w stanie otworzyć usta i o coś zapytać, w momencie kiedy Connor się odezwał i po prostu odwrócił.
Uważaj na siebie?
Dobrze że stanął tyłem do niej, bo Stones aż otworzyła buzię ze zdziwienia, nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Przez chwilę wryło ją w ziemię, ale nie mogła długo czekać z odpowiedzią. Dziękuję, Ty też? Po prostu miała mu tak odpowiedzieć i dać przyzwolenie, żeby ot tak sobie poszedł?
— Czekaj! — rzuciła szybko, nim zdążył jeszcze opuścić łazienkę. Zatrzymała go, ale w zasadzie nie miała przemyślane, co chciała mu powiedzieć więc musiała lecieć z kompletnym freestylem. — Co z Twoją głową? Wszystko w porządku? — zapytała, choć mogło nie brzmieć to jednoznacznie. — Widziałam, że walnąłeś się pod szafką, nie chodzi mi o nic innego — sprostowała dalej i włączył się typowy dla niej słowotok w stresowych sytuacjach. — Może nie masz szkła w ranie, ale to nadal nie jest bezpieczne. Patrzyłeś czy nie rozciąłeś sobie głowy? Uderzyłeś się o kant? Nie kręci się w głowie? Może… chcesz mrożonkę? — zasugerowała jedyne rozwiązanie jakie znała; w końcu przyłożenie czegoś zimnego mogłoby pomóc na ewentualnego guza. Nie chciała, aby coś mu się stało. Nie pozwoliłaby na to świadomie. — Możesz usiąść na tarasie, a ja zaraz ją przyniosę. Oczywiście zawinę jeszcze w jakiś ręcznik, takie rzeczy wiem. Słaba jestem w szkło… i rany, ale to nie ma znaczenia, tu już ogarnięte — gadała dalej, kończąc swoją wypowiedź dość niezręcznym uśmiechem. Była gotowa na odmowę, ale też chciała zaproponować ewentualnie rozwiązanie, które nie będzie przewidywało siedzenia z ich matkami w jednym pomieszczeniu, bo nie byłoby to w żadnym stopniu komfortowe.

Connor Walker