Maribel Strike West
: czw lis 06, 2025 10:43 pm
Maribel "Mary" Strike West

data i miejsce urodzenia
05.05.1990 I Toronto, Kanadazaimki
ona/jejzawód
burlesque chanteusemiejsce pracy
The Painted Ladyorientacja
heteroseksualnadzielnica mieszkalna
West Endpobyt w toronto
całe swoje życieumiejętności
Ktoś jej kiedyś powiedział, że taniec uwalnia emocje prawie tak samo, jak zasłużony prawy sierpowy. Nauczyła się więc niezależnie obydwu sztuk, choć z tej drugiej ostatnimi czasy nie korzysta zbyt często. • Uliczna łacina jest jej bardzo dobrze znana, skończyła etap życia zbuntowanej nastolatki z wyróżnieniem. • Kiedy ludzie zaczynają panikować, ona jakimś cudem wchodzi w tryb „dawaj więcej, Maribel wytrzyma”. Życie tak długo rzucało w nią gównem, że już nic nie robi na niej większego wrażenia. • Jak coś postanowi, to trzyma się planu uparcie do samego końca; spróbuj wynieść ją z płonącego budynku, to tam wróci, jeśli akurat zamarzy jej się spłonąć.słabości
Bycie wiecznie rozwiązłą ma swoje plusy i minusy; minus jest taki, że uchodzi za pannę lekkich obyczajów, a mężczyźni nie traktują jej poważnie. Łatka ta przylgnęła do niej jeszcze z czasów, kiedy miała lat 20, może 20kilka i niespecjalne przejmowała się przyszłością. • Co do przejmowania się przyszłością, skoro już w tej przyszłości się znajdujemy; obecnie cierpi na depresję z powodu swoich parszywych, życiowych wyborów. • Sama pod sobą dołki kopie, tudzież trzyma się niewłaściwych ludzi. Jej lojalność wobec kogoś, kto raz okazał jej życzliwość jest tak ogromna, że nawet gdyby wbił jej nóż w plecy, uznałaby to za przejaw miłości. Stwierdzenie trochę przerysowane, bo jednak cierpi potem w samotności i realizacja trafia w nią niczym grom z jasnego nieba, ale zawsze wraca do tego samego bagna. • Co jest zaskakujące, bo zwykle bardzo jasno stawia granice, gorzej z ich utrzymaniem.BIOGRAFIA
Maribel wychowała się w rodzinie, która już na pierwszy rzut oka nie wyglądała normalnie; mieszkanie ze ścianami brudnymi od papierosów, rzygów po libacjach alkoholowych, a w nim ludzie zbyt zajęci unikaniem odpowiedzialności za cokolwiek, by zauważyć, że coś niewłaściwego dzieje się z ich jedynym dzieckiem. Szybko nauczyła się, że w tym domu musi walczyć z codziennością, żeby przetrwać. Do szkoły chodziła, bo musiała; wśród księżniczek dla takich dziewczynek jak ona miejsca nie było. Dla tych niewybitnych, pyskatych i zdecydowanie odstających wyglądem był tak zwany margines. Nie walczyła o uznanie tych „normalnych”, przyłączyła się natomiast do tych, którzy nie udawali, że mają wszystko pod kontrolą — do dzieciaków i później nastolatków z problemami różnej natury, pociągających ją swoją brutalną szczerością. Prawdą. Tam nikt nie próbował jej naprawiać, pokazywać świata w lepszym świetle. Wyniesione z domu, kompletne bagno. Nauczyła się ulicznej łaciny szybciej niż tabliczki mnożenia, zwijania papierosów sprawniej niż pisania w zeszycie i bicia się z innymi dzieciakami zamiast przewrotek na w-fie.
Dwudziestka przyszła szybko, choć cudem było, że jej dożyła w takich warunkach. Podobno kiedy masz lat osiemnaście, jesteś już osobą dorosłą. Ona mając lat dwadzieścia dorososła była tylko na papierze; imprezy, używki i życie na koszt państwa. Niedługo po swoich urodzinach przez znajomego, typowego pasjonata wszczynania bójek byle gdzie, poznała Karriona — starszego od niej o kilka lat boksera. Nie trzeba było długo czekać, żeby skończyli razem w związku; przytrzymała ją przy nim nie romantyczna wizja przyszłości, tylko obietnica stabilności, pieniędzy i złudne wrażenie, że pierwszy raz w jej chujowym życiu ktoś traktuje ją poważnie. A może jednak były między nimi jakieś emocje? Te takie pierwsze, nieporadne badanie gruntu. Ich związek nie był bajkowy, oboje bowiem mieli trudne charaktery i tak samo oboje krzyczeli z przyzwyczajenia, gdy powinni milczeć i milczeli, gdy sytuacja wymagała rozmowy. I pewnikiem w tym wszystkim tkwiliby dłużej, jednak moment, w którym Maribel zaszła w ciążę, absolutnie przekreślił dalsze "cokolwiek". Była absolutnie przerażona wizją zostania matką w tak młodym wieku, on natomiast stwierdził wprost, że pieluchy nie mieszczą się w jego życiowych planach. Była zbyt niedojrzała, by udźwignąć to, co się wydarzyło i też zbyt zagubiona, by poprosić kogokolwiek o pomoc. Duma nie pozwoliła jej także na próbę zatrzymania Karriona przy sobie. Podjęła, nie, podjęli wspólnie decyzję o aborcji — jedyną sensowną, takie miała przekonanie bowiem, jaką wtedy mogła podjąć. Ich związek nie przetrwał, nic zaskakującego. Ani ona, ani on nie potrafili udźwignąć ciężaru tego doświadczenia, zwłaszcza że ich relacja przed tym różowa nie była. Odeszli od siebie bez wielkich słów, a Maribel usiłowała zapomnieć. Jakkolwiek.
Przez kilka lat po prostu egzystowała. I tak od ludzi do ludzi, od decyzji do decyzji, nierzadko tych opłakanych w skutkach. Rozwiązłość stała się jej drugim imieniem, niespecjalnie też przejmowała się tym, co o niej mówią; płacąc za to dziś łatką panny lekkich obyczajów, Sama też niewiele wymagała od relacji, przed bliskością emocjonalną wzbraniając się rękoma i nogami. Finalnie, całkowicie przypadkiem uratował ją taniec. Dosłownie i w przenośni. W nim znalazła ujście dla emocji, których nie potrafiła w żaden sposób przeboleć. Kiedy zatrudniła się w klubie z burleską, pierwszy raz poczuła, że coś jej faktycznie wychodzi. Scena stała się jej azylem, swego rodzaju terapią.
Na ten moment ma niewielkie mieszkanie, które w niczym nie przypomina patologicznych miejscówek, w których zwykła spędzać całe dnie. Utrzymuje pozory normalnego życia: praca, kawa, rachunki, scena. Powierzchownie normalna, w środku zepsuta jak jasna cholera. Nie pomaga także fakt, że mając 35 lat, boryka się z depresją; pamiątka po aborcji, po wyrzutach sumienia, po braku wsparcia i odpowiedniej opieki, ale to jeszcze z czasów, kiedy rodzice mieli ją głęboko.
Maribel wychowała się w rodzinie, która już na pierwszy rzut oka nie wyglądała normalnie; mieszkanie ze ścianami brudnymi od papierosów, rzygów po libacjach alkoholowych, a w nim ludzie zbyt zajęci unikaniem odpowiedzialności za cokolwiek, by zauważyć, że coś niewłaściwego dzieje się z ich jedynym dzieckiem. Szybko nauczyła się, że w tym domu musi walczyć z codziennością, żeby przetrwać. Do szkoły chodziła, bo musiała; wśród księżniczek dla takich dziewczynek jak ona miejsca nie było. Dla tych niewybitnych, pyskatych i zdecydowanie odstających wyglądem był tak zwany margines. Nie walczyła o uznanie tych „normalnych”, przyłączyła się natomiast do tych, którzy nie udawali, że mają wszystko pod kontrolą — do dzieciaków i później nastolatków z problemami różnej natury, pociągających ją swoją brutalną szczerością. Prawdą. Tam nikt nie próbował jej naprawiać, pokazywać świata w lepszym świetle. Wyniesione z domu, kompletne bagno. Nauczyła się ulicznej łaciny szybciej niż tabliczki mnożenia, zwijania papierosów sprawniej niż pisania w zeszycie i bicia się z innymi dzieciakami zamiast przewrotek na w-fie.
Dwudziestka przyszła szybko, choć cudem było, że jej dożyła w takich warunkach. Podobno kiedy masz lat osiemnaście, jesteś już osobą dorosłą. Ona mając lat dwadzieścia dorososła była tylko na papierze; imprezy, używki i życie na koszt państwa. Niedługo po swoich urodzinach przez znajomego, typowego pasjonata wszczynania bójek byle gdzie, poznała Karriona — starszego od niej o kilka lat boksera. Nie trzeba było długo czekać, żeby skończyli razem w związku; przytrzymała ją przy nim nie romantyczna wizja przyszłości, tylko obietnica stabilności, pieniędzy i złudne wrażenie, że pierwszy raz w jej chujowym życiu ktoś traktuje ją poważnie. A może jednak były między nimi jakieś emocje? Te takie pierwsze, nieporadne badanie gruntu. Ich związek nie był bajkowy, oboje bowiem mieli trudne charaktery i tak samo oboje krzyczeli z przyzwyczajenia, gdy powinni milczeć i milczeli, gdy sytuacja wymagała rozmowy. I pewnikiem w tym wszystkim tkwiliby dłużej, jednak moment, w którym Maribel zaszła w ciążę, absolutnie przekreślił dalsze "cokolwiek". Była absolutnie przerażona wizją zostania matką w tak młodym wieku, on natomiast stwierdził wprost, że pieluchy nie mieszczą się w jego życiowych planach. Była zbyt niedojrzała, by udźwignąć to, co się wydarzyło i też zbyt zagubiona, by poprosić kogokolwiek o pomoc. Duma nie pozwoliła jej także na próbę zatrzymania Karriona przy sobie. Podjęła, nie, podjęli wspólnie decyzję o aborcji — jedyną sensowną, takie miała przekonanie bowiem, jaką wtedy mogła podjąć. Ich związek nie przetrwał, nic zaskakującego. Ani ona, ani on nie potrafili udźwignąć ciężaru tego doświadczenia, zwłaszcza że ich relacja przed tym różowa nie była. Odeszli od siebie bez wielkich słów, a Maribel usiłowała zapomnieć. Jakkolwiek.
Przez kilka lat po prostu egzystowała. I tak od ludzi do ludzi, od decyzji do decyzji, nierzadko tych opłakanych w skutkach. Rozwiązłość stała się jej drugim imieniem, niespecjalnie też przejmowała się tym, co o niej mówią; płacąc za to dziś łatką panny lekkich obyczajów, Sama też niewiele wymagała od relacji, przed bliskością emocjonalną wzbraniając się rękoma i nogami. Finalnie, całkowicie przypadkiem uratował ją taniec. Dosłownie i w przenośni. W nim znalazła ujście dla emocji, których nie potrafiła w żaden sposób przeboleć. Kiedy zatrudniła się w klubie z burleską, pierwszy raz poczuła, że coś jej faktycznie wychodzi. Scena stała się jej azylem, swego rodzaju terapią.
Na ten moment ma niewielkie mieszkanie, które w niczym nie przypomina patologicznych miejscówek, w których zwykła spędzać całe dnie. Utrzymuje pozory normalnego życia: praca, kawa, rachunki, scena. Powierzchownie normalna, w środku zepsuta jak jasna cholera. Nie pomaga także fakt, że mając 35 lat, boryka się z depresją; pamiątka po aborcji, po wyrzutach sumienia, po braku wsparcia i odpowiedniej opieki, ale to jeszcze z czasów, kiedy rodzice mieli ją głęboko.
zgoda na powielanie imienia
niezgoda na powielanie pseudonimu
takZgody MG
poziom ingerencji
średnizgoda na śmierć postaci
takzgoda na trwałe okaleczenie
takzgoda na nieuleczalną chorobę postaci
takzgoda na uleczalne urazy postaci
takzgoda na utratę majątku postaci
takzgoda na utratę posady postaci
nie