
 
Dwa dni później sytuacja się powtórzyła, a Theo nie potrafił zrozumieć dlaczego matka w ogóle się nie broni. Z tygodnia na tydzień, z miesiąca na miesiąc zaczął się przyzwyczajać do tej sytuacji, uznawał to za coś normalnego, aż do momentu, gdy ojciec nie wysłał go do swojej siostry, która mieszkała w Toronto. Tam pierwszy raz zaznał ciszy i spokoju, nie budził się w środku nocy, nie drżał ze strachu. Od tamtego czasu kochał wakacje i ucieczkę do świata, który dla niego był idealny.
Urodził się w zimną, grudniową noc tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Może właśnie dzięki temu chłód jest jego przyjacielem. Bo gdy jest zimno może się schować za szalem i przechodzić obok ludzi udając, że wszystko w porządku. Wychowywał się w mieście, gdzie praktycznie każdy znał każdego. Kochał książki i sport, uczył się znośnie, a najbardziej uwielbiał malować na płótnie w garażu ojca. A przynajmniej w te dni w które nie było go w domu. Miał zadatki na studia, otrzymał nawet sportowe stypendium, ale nigdy nie poszedł dalej. Został w domu, chcąc chronić matkę, które przez wiele lat się nie postawiła ojcu.
W miarę, gdy dorastał ataki na matkę trochę zmalały. Theo wyrósł na silnego mężczyznę, uprawiał sport, więc ojciec nie chciał się wdawać z nim w bójkę. Niestety. Wszystko zmieniła tamta styczniowa noc tuż po nowym roku.
Ledwo co skończył dwadzieścia jeden lat, wrócił wcześniej do domu, krzyki słyszał już na ganku. Wbiegł do kuchni w momencie, gdy ojciec podnosił pięść nad głową matki, to była chwila, moment, odepchnął ojca, który uderzył głową o blat. Z początku Theo nie zwracał na niego uwagi, opatrywał rodzicielkę, która krwawiła i nie mogła się podnieść. Dopiero dźwięk syren karetki i wozów policyjnych, które przybyły na wezwanie sąsiada obudziły go z letargu.
Kilka miesięcy później dostał wyrok za nieumyślne spowodowanie śmierci. Cztery lata, ale wyszedł po dwóch za dobre sprawowanie. Gdy ponownie przekraczał próg domu rodzinnego nie było już krzyków, a przerażająca cisza. Matka popadła w alkoholizm, sąsiedzi całkowicie się od niego odsunęli, musiał wyjechać kilka miast dalej, by zacząć życie od nowa. A przynajmniej do momentu, gdy ciotka z Toronto nie zmarła i nie zostawiła mu domu oraz majątku. Nie był zbyt wysoki, ale wystarczyło na wykupienie własności do lokalu jakim był bar sportowy. Jedyne marzenie, które jak do tej pory zdążył spełnić w swoim życiu.
W Toronto nikt go nie znał, nikt nie pytał o jego przeszłość, nikt nie dociekał. Starał się być sąsiadem, który nie zakłóca porządku, który nie wdaje się w bójki i który jest niewidoczny w miarę możliwości.
- Potrafi naprawić dosłownie wszystko, kiedyś pracował jako złota rączka na zlecenie. Wdał się wtedy w romans z mężatką z czego nie jest dumny.
- Kocha sport, ogląda jak i go uprawia. Uważa, że najlepsze na pozbycie się problemów z głowy jest przebiegnięcie z dziesięciu kilometrów z rana.
- Uwielbia gotować, ale za to nie potrafi piec. Zawsze wychodzi mu wtedy zakalec.
- Ma psa, dwuletniego kundelka, który został przez niego zaadaptowany. Nazwał go Vincent po swoim ulubionym malarzu. Choć jest chorowity Theo kocha go całym sercem.
- Nienawidzi prasować, zazwyczaj zleca to w zakładzie, gdzie również pierze swoje ciuchy.
- Najbardziej ze wszystkich pór roku kocha zimę, ale nie pogardzi ładnymi dekoracjami na Halloween.
- Gdy ktoś pyta to odpowiada, że jego rodzice nie żyją. To idealna wymówka po to, by nie musieć się tłumaczyć z alkoholizmu matki.
- Nikomu z nowych sąsiadów jak i znajomych nie mówił, że siedział w więzieniu.
- Uwielbia zimne prysznice, dobre horrory i nienawidzi sylwestra.

 
				
 
									 
				
 
									